USA: kampania prezydencka wystartowała, IDU debatuje

W politycznym Waszyngtonie czuje się przyśpieszenie. Dzień po moim przyjeździe w Kongresie USA rozpoczęły się pierwsze przesłuchania w sprawie „impeachmentu” prezydenta Donalda Trumpa. Na pierwszy ogień poszli nie tyle politycy czy dyplomaci, co prawnicy-eksperci od konstytucji. Demokraci poczuli krew. Nie mają tylu kongresmanów w obu izbach, aby dokonać spektakularnego odwołania 45. prezydenta Stanów Zjednoczonych. Ale co go poszarpią - to ich. Poszerzą elektorat negatywny D. J. Trumpa, zablokują lub wyraźnie ograniczą przypływ wyborców w kierunku od Demokratów do lokatora Białego Domu. Czasu na takie manewry w amerykańskiej klasie politycznej jest coraz mniej. Już w lutym odbędą się, jak zwykle co cztery lata, pierwsze stanowe prawybory w New Hampshire.  

„Stary-nowy” prezydent czy Demokrata w Białym Domu? 

Formalnie najpóźniej w sierpniu ci, których symbolem jest osioł - Demokraci, jak i ci, którzy identyfikują się ze słoniem-symbolem Republikanów wybiorą swoich kandydatów na prezydenta. Potem ruszy już stricte wyborcza karuzela: kampanie w poszczególnych stanach, a szczególnie w „swing states” czyli tych stanach, które przechodzą w kolejnych wyborach z rąk do rąk, nie są dla żadnej formacji „safe constituencies” czyli pewniakami, a które w praktyce decydują o wyniku wyborów. W pierwszy wtorek listopada A. D. 2020 Amerykanie wybiorą prezydenta. A mówiąc bardzo precyzyjnie, wybrani w każdym stanie elektorzy będą mogli później formalnie wybrać Głowę Państwa. Oczywiście liczby elektorów „przypisane” przez wyborców obu głównym kandydatom będą znane już wcześniej, także praktycznie najpóźniej w godzinach porannych w pierwszą środę przedostatniego miesiąca roku świat pozna nowego - lub „starego-nowego” - lokatora Białego Domu. Jeśli wybrany zostanie demokrata będzie 46. w historii prezydentem USA. Jeśli Trump - będzie dalej 45. 

Biden atakuje spotem 

Póki co wzrost gospodarczy świadczy za urzędującym gospodarzem White House. Karta impeachmentu to oręż w rękach opozycji, ale Demokraci muszą uważać, żeby nie „przegrzać”: spora część Amerykanów jest oporna co do przekazu medialnego mainstreamu, a anty- Trumpowa kampania „huzia na Józia” może finalnie przynieść skutek odwrotny od zamierzonego. 
Póki co w ostatnich dniach zapunktował nieformalny lider w wyścigu demokratycznych pretendentów, ekswiceprezydent Joe Biden. Po szczycie NATO w Londynie błyskawicznie zareagował jego sztab wypuszczając spot, który sugerował, że „w świecie” śmieją się z Trumpa. W spocie Trumpowi przeciwstawiono poważnego i poważanego zagranicą Bidena... Skądinąd przypomina to działania opozycji w Polsce, która za wszelką cenę chce pokazać, że tzw. zagranica lekceważy prezydenta Dudę i polskie władze, za to docenia władze byłe. Nie wiem, na ile ta strategia przyniesie efekty w USA - w Polsce natomiast nazbyt odklejona jest od rzeczywistości, by była skuteczna.        

Światowa geografia centroprawicy 

W Waszyngtonie oficjalnie byłem jako gość konferencji International Democratic Union (IDU) czyli struktury grupującej szeroko rozumiane partie centroprawicowe z kilku kontynentów. Szczególnie aktywna jest w niej Ameryka (USA i Kanada) i Europa. Stary Kontynent reprezentowany jest zarówno przez ugrupowania funkcjonujące w EPP (Europejska Partia Ludowa) - dla przykładu niemiecka CDU, jak też w ECR (Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy) - dla przykładu brytyjscy torysi. Przewodniczącym IDU jest były dwukrotny premier Kanady Stephen Harper. Inaugurował on kongres i prowadził szereg paneli. Wśród mówców warto wymienić: Elaine L. Chao, „sekretarza transportu” czyli ministra  w gabinecie Trumpa, a wcześniej „sekretarza pracy” także u Trumpa, pierwszą Azjatkę w rządzie USA, republikańskiego senatora z Pensylwanii Patricka Toomeya, senatora Todda Younga z Indiany, także z Partii Republikańskiej (R), senatora Johna Barrasso z Wyoming (obecnie nr 3 wśród Republikanów w Senacie), skądinąd wybitnego chirurga oraz premiera stanu Ontario w Kanadzie Douga Forda, byłego kandydata Republikanów na prezydenta w 2012 roku Mitta Romneya (ten ponownie wybrany w styczniu 2019 roku na senatora były szef Komitetu Organizacyjnego Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Salt Lake City ma 5 synów i 24 wnuków !), nr 3 Republikanów w Izbie Reprezentantów Liz Cheney (córkę wiceprezydenta Dicka Cheneya, zastępcę George’a Busha Jr), niegdyś odpowiadająca za Bliski Wschód w Departamencie Stanu, również matkę pięciorga dzieci, wreszcie byłego premiera Słowacji, mojego kolegę z boiska Mikulasa Dziurindę, szefa MSZ Bośni i Hercegowiny Igora Crnadaka, b. szefa Senatu Boliwii i wiceprezydenta IDU Oscara Ortiza, b. ministra pracy i bezpieczeństwa socjalnego Chile Nicolasa Monckeberga Diaza, a także szefa parlamentu Gwatemali, Alvaro Arzu Escobara i sekretarza generalnego CSU, Markusa Blume. Listę gości uzupełniają kongresmen z Luizjany (przez 12 lat),wybitny chirurg dr Charles Boustany, przedstawiciele amerykańskich republikańskich think-tanków: Dan Twining-szef słynnego International American Institute oraz Thomas Duersterberg z Hudson Institute, reprezentanci Niemiec „na odcinku USA”: Paul Linnarz z Fundacji Konrada Adenauera i deputowany do Bundestagu Peter Bayer, a także 63 z rzędu gubernator Missisipi Haley Barbour (były prezes Stowarzyszenia Republikańskich Gubernatorów), Nick Cater z australijskiego think-tanku Menzies Centre, były ambasador USA przy ONZ i UNESCO Terry Miller, były minister przemysłu (ale też zdrowia) Kanady Tony P. Clement, wreszcie parlamentarzystki: z Tanzanii- Josephine Sebastian Lemoyan, z Argentyny - Sofia Brambilla i moja dobra znajoma, przez wiele lat europosłanka CDU, eksprzewodnicząca Delegacji UE-Europa Południowo-Wschodnia i b. szefowa Komisji Kultury PE Doris Pack. Ta długa lista  pokazuje swoista światowa geografie polityczna centroprawicy: koncentracja na trzech kontynentach -Europie, Ameryce Północnej i Ameryce Łacińskiej z komponentem Australia-Oceania i raczej śladowa obecnością Afryki. 

O kampaniach wyborczych na trzech kontynentach 

Z mojego punktu widzenia najciekawsze panele dotyczyły polityki imigracyjnej (najwięcej do powiedzenia mieli Amerykanie i Niemcy oraz szef MSZ Bośni i Hercegowiny) oraz kampanii wyborczych. W tym ostatnim mówiono o wyborczych strategiach, taktyce i trendach, a speakerami byli: jeden z autorów sukcesów wyborczych dwukrotnego (i obecnego) kanclerza Austrii Philipp Maderthaner, strateg rządzącej kolejna kadencje w Indiach prawicowo-religijnej partii premiera Narendry Modiego BJP - Rajat Sethi oraz Andrew Hirst. 
Konferencje takie, jak IDU to okazja do spotkań z dobrymi znajomymi z różnych krajów i kontynentów oraz bezcennych rozmów w kuluarach. Wszystko to jednak tak naprawdę odbywało się w cieniu przyspieszającej kampanii wyborczej w USA. Trawestując tytuł słynnego filmu o amerykańskich wyborach: barwy kampanii w Stanach są coraz bardziej kolorowe i ekscytujące ...  

*tekst ukazał się w „Gazecie Polskiej Codziennie” (09.12.2019)