Rząd rusza na front walki z wódą

Rząd musi coś robić. Zanim Bronek sromotnie przegra, przewidując iż lud tedy upije się ze szczęścia rząd rusza na front walki o trzeźwość rodaka. A ile pije statystyczny Polak? Tego nikt nie wie, nawet guślarze z GUS-u. A ile będzie pił kiedy flaszka eliksiru z kartofli będzie ponoć kosztowała 32 zł? Ile ćmagi czyli samogonu wykapie wtedy w bimbrowniach, ile kontenerów z bekami spirytusu przeturla się przez granice... Spirt + bejca = koniak jak twierdzą śniadolicy handlarze na bazarach. W podlaskiem bimber wzmacnia się grudką karbidu, jeno palenie papierosów drugiego dnia – niewskazane. Pamiętam genialny reportaż Marii Wiernikowskiej o zawodowcach z podlaskich bagien. Poczęli pędzić po Bożym Narodzeniu a degustacja wraz z produkcją została wygaszona w pobliżu Wielkanocy. No, zaczynały się prace polowe... Statystycy cieszą się, że młodzież ma ewidentnie grupę krwi EB – woli trunki słabsze. Niskoszlachetna „Arizona” czyli „napalm” jest nektarem poPGR-owców. W telewizorze pokażą taką rodzinę zamulonych co to liczą dzieci – „patrz, patrz – wykapana córka”. –„Zrobim Ziutek jeszcze jedno” – prorodzinnie zachęcała mać trzynastu dzieci z kultowego już tele-reportażu „Trzynastka”.

„Piję, piję, bo ja muszę – bo jak piję to mnie kłuje

wtedy w piersi serce czuję – strasznie wiele odgaduję – tak po polsku coś miarkuję” - „A to Polska właśnie” wieszcza S. Wyspiańskiego.

Polskość problemu błądzi wokół pytania – za co pić, na zachodzie generalnie każdy ma za co wypić, tylko nie ma z kim. Ćmy barowe od pismaka Bukowskiego Charlesa – solo – to scena klasyczna amerykańskiego filmu.

Przyjęło się u nas, że walka z wódą to plakatowe potyczki przy okazji tygodnia czy miesiąca trzeźwości. Albo teleintelekty- gadające głowy, co to normalnie kojarzącemu człowiekowi wmawiają, że jak wypije więcej niż 50 cm3 wódeczki – już on -alkoholik. Dowcip Dymnego – nie pij wódki z alkoholem – mało kto zrozumie. Ale w jednym mieście w Rzeczpospolitej Podchmielonej ktoś zastosował pragmatyczny wytrych. (Jak mawiał Budionny – koniom dać owsa a żołnierzom wytłumaczyć)Miasto Kwidzyn – kiedy budowano „Celulozę” było stolicą pijaństwa w PRL – ewidentnie. Na skwerach, w parkach i na pobrzeżach ulic brać budowlana realizowała się -„podwoziem do nieba” w dzień pracy, po ciężkim dniu – czyli na okrągło. Jeden chwacki inżynier żurawiem Coles Husky przestawiał podmiejską knajpę... etc. Dzisiejszy Kwidzyn to jakieś St Lake City – miasto honorowego obywatela – ministra prywatyzacji Lewandowskiego. On sprzedał był„Celulozę” amerykańskiemu koncernowi IP za pół ceny. Może w trakcie ataku „filipińskiej” choroby? Ci – na bramce do zakładu (w którym pracuje pół Kwidzyna) – postawili dżentelmenów w mundurach z ryngrafem „Security” i alkomatami. I w ciągu roku – za wódę – wyleciało ponad tysiąc osób. Ludzkość opracowała normę, żeby bezpiecznie pójść do pracy: można 0,5 Żytniej obalić we trójkę do godz.19, we czwórkę do 21 – oczywiście dnia poprzedzającego. Amerykanie specom z alkomatami płacą premię „od łebka” – więc ci z rozpędu złapali nawet jakiegoś prezesa „po imieninach”. A to już chyba jest przesada jak każde generalizowanie.

Oto przez rzeczkę Redę po lodzie przechodziła na skróty – kobieta. Lód pękł, ta się topi lecz na szczęście stał nieopodal taki co to „nie orze, nie sieje – jak ma – to chleje”. Bez namysłu hycnął do wartkiego strumienia i wyciągnął topielicę. Kobieta na brzgu dochodzi do siebie – „pan mi życie uratował – jak ja się odwdzięczę?” – pyta.

-Da pani na flaszkę i – kwita - odpowiada bohater! I jak tu walczyć...

Można nawet diagnozować precyzyjnie: „czyśmy antysemici (?) - możliwe, bo państwu donoszę, od Tykocina po Redę – zabrakło wódki koszer”..:)