Slam w Gdańsku (klub Plama)

PLAM - SLAM
Przypadkowo błądząc listopadną Zaspą
- z niedoboru hajsu – skoro time is Money
Pieniądze nie śmierdzą – ci z węchem tak twierdzą
Miętosząc ten paszkwil – wdepnąłem do Plamy.
 
Duch Stachury ponury lewitował z góry
- jarzyły telewibratory aż parzyło palce
Darły z głów włosy dwa duże borosy
O bar się ocierając – tańczył Chwin z Adamcem.
 
Ponętne Sikory – już nie Florki – Flory
Show must go one – czy sit gloria transit?
Czy tutaj Rundoma ktoś wreszcie pokona
- zazgrzytał stalowo tramwaj – Danzig alles Danzig!
 
Lała się liryka z gardzieli Motławą
W poe-Trójmiasteczku – poezja to wszystko
Tutaj chwackie Face odpalają race
Plama – plamka – atom – fraktal – wierszowisko!
 
O! Jest półTokarczuk ale już na tarczy
Odpalił satyryk – leci – już za progiem
Anioł wyrwał biodro – kulawy jak Jakub
Co w Biblii z drabiny pokłócił się z Bogiem.
 
Ruszały poecice ślinić mikrofony
Mamił Heisenbergiem sprytny islamista
Chcecie czy nie chcecie - nie wierzcie poecie
Wydali długopisem – co z vistości wyssał.
 
U! Matka querwa contra Oskar Lange
Świat stanął dęba – dąb tęczował z liści
Na rapiery całki sieką się w kawałki
Polityczna poprawność z mową nienawiści!
 
A na Zachodzie bez zmian
Podwinęły ogony franco-anglo-kundle
„Palę Paryż”- pisał Bruno Jasieński – no to palą
W Londynie i nad Szprewą wre ciapaty burdel.
 
 
 
Trwała stroforodna ostra wierszojebnia
Aż Wrzeszcz po Orunię od metafor dudni
Hetery – gendery – Cohen – dylanici
Niechaj poetami ziemia się zaludni.
 
Poeta wierszorób cierpi za miliony
A krytyk policzy – dużo to czy mało
A ironista – nie zna parytetów
On musi cierpieć (ba!) – za ludzkość całą!!!
 
Lady`s and gentelman & hermafrodites
Powiem to – kiedy jeszcze wolno
W czasach niefrasobliwego kretyństwa – POETA
To – panaceum – remedium – sposób tę dookolność.
 
Tadeusz Buraczewski