Berlin z Paryżem reformują Unię: nowy plan dla UE

Niemcy i Francja różnią się w sprawach nowej, unijnej geografii personalnej po wyborach europejskich A. D. 2019 – i to różnią się w sposób spektakularny.
Personalne tarcia w tandemie Berlin-Paryż
Prezydent Republiki Francuskiej Emmanuel Macron publicznie oponował przeciwko kandydaturze Niemca (Bawarczyka) Manfreda Webera na szefa Komisji Europejskiej. A teraz Niemcy półoficjalnie, ale wyraźnie sceptycznie wypowiadają się o kandydaturze Francuza Michela Barniera na to samo stanowisko. Podobnie jest w przypadku zwalniającej się 1 listopada funkcji prezesa Europejskiego Banku Centralnego. Tu konkurują Niemiec Jens Weidmann i Francuz Benoit Coeure. Tyle, że ja uważam, że obecny niemiecki sprzeciw wobec francuskiego kandydata na następcę Junckera jest tak naprawdę elementem lewarowania, wzmocnienia pozycji Niemiec w negocjacjach o objęcie przez ich przedstawiciela stanowiska bądź szefa PE (Ska Keller z niemieckich „Zielonych”), bądź prezesa EBC, którego siedziba znajduje się skądinąd właśnie na terenie Republiki Federalnej we Frankfurcie nad Menem (wspomniany J. Weidmann). Zatem spory miedzy Berlinem a Paryżem znikną szybko: w przypadku szefa Komisji Europejskiej być może już w tych dniach, w przypadku szefa eurobanku najpóźniej do 1 listopada, gdy rozpoczyna się nowa kadencja, a w praktyce wcześniej. Oczywiście nie sprowadzałbym napięć między ośrodkami władzy nad Sprewą i Renem oraz Loarą wyłącznie do kwestii personalnych. Przecież Niemcy oficjalnie zanegowały pozycję Francji w ONZ: po brexicie Paryż będzie jedynym przedstawicielem UE w stałej Radzie Bezpieczeństwa ONZ, co nie podoba się Niemcom walczącym o podobną pozycję dla siebie. Stąd ogłoszona w niemieckiej prasie propozycja nowej przewodniczącej CDU – być może przyszłej kanclerz – Annegrete Kramp-Karrenbauer, aby to Unia Europejska jako całość miała własne miejsce w RB ONZ...
„Pomysły” na Unię: wzmocnienie euro, osłabienie relacji transatlantyckich…
A jednak dużo więcej łączy niż dzieli Republikę Francuską z Republiką Federalną Niemiec. Świadczy o tym kontrolowany przeciek w ostatnich dniach do niemieckich mediów o wspólnym niemiecko-francuskim planie reformy Unii. Dokument przygotowały resorty spraw zagranicznych obu państw. Dwie główne „lokomotywy” integracji europejskiej domagają się wzmocnienia euro jako waluty (sic!), wsparcia rozwoju nowych technologii, zmian we Wspólnej Polityce Zagranicznej i Bezpieczeństwa, a wreszcie – co z punktu widzenia polskich firm może wydać się najbardziej interesujące, choć nie wiadomo czy dobre – tworzenia wielkich europejskich przedsiębiorstw czyli tak zwanych czempionów.
Tandemowi niemiecko-francuskiemu chodzi – i nie jest to skrywane – o wzmocnienie siły Unii w rywalizacji międzynarodowej z Chinami i USA. Przy czym Pekin i Waszyngton traktowane są praktycznie symetrycznie, co o tyle budzi sprzeciw, że jest to pośrednio zanegowanie, a przynajmniej osłabienie relacji transatlantyckich. Relacji zapewne ważnych dla USA, ale na pewno kluczowych dla Europy.
Berlin z Paryżem chcą utworzenia „Europejskiej Strefy Bezpieczeństwa”, która miałaby przygotowywać i podejmować strategiczne decyzje dotyczące funkcjonowania Unii na arenie międzynarodowej . Chcą tez wzmocnienia polityki zewnętrznej, obrony i bezpieczeństwa. Co ważne, Niemcy i Francja mają przedstawić szczegóły swojego projektu jeszcze przed powołaniem nowej Komisji Europejskiej, co nastąpi zapewne w październiku. Oczywiście preferencje obu europejskich „playmakerów” są inne: Niemcy chcą wsparcia Paryża dla większej aktywności w Europie Wschodniej, a Paryż oczekuje mocnego zaangażowania Berlina wraz z Francją w Afryce.
„Europeizacja przemysłu” czyli…
Co do euro – jego status jako waluty rezerwowej w międzynarodowym krwiobiegu finansowym ma być wzmocniony. Oba państwa chcą też „europeizacji” przemysłu, co należy odczytywać jako wzmocnienie i tak dominującej roli Niemiec i Francji na mapie gospodarczej Starego Kontynentu.
Ogłoszenie tej wspólnej francusko-niemieckiej agendy reform UE przed ukonstytuowaniem się nowych władz Unii po wyborach europejskich następuje, co warto podkreślić, niedługo przed kluczowymi decyzjami dotyczącymi nowego budżetu UE. Nie przypadkiem. Berlin i Paryż postuluja bowiem, aby w tej nowej unijnej perspektywie finansowej już zabezpieczyć środki na wspólne europejskie projekty przemysłowo-technologiczne. Mowa jest na przykład o stworzeniu czempiona w dziedzinie technologii 5G.
W wymiarze politycznym należy ów wspólny projekt obu największych – po brexicie – państw Unii czytać jako swoistą kontrę wobec USA. Bo jak inaczej należy rozumieć tworzenie „autonomicznej polityki sankcji UE” oraz postulowane uodpornienie się na „sankcje eksterytorialne”. Przecież to konfrontacyjna odpowiedź wobec Waszyngtonu na jego pogróżki pod adresem firm z Europy w kontekście ich nadmiernych, zdaniem Białego Domu, związków z Teheranem. Jako przez blisko 7,5 roku członek SEDE czyli Podkomisji Bezpieczeństwa i Obrony w PE zwróciłem uwagę na mocne akcenty dotyczące w tym projekcie rozwoju wspólnych projektów w obszarze polityki obronnej. Chodzi na przykład o tworzenie niemiecko-francuskiego czołgu, czy francusko-niemieckiego samolotu bojowego. Mowa też o doprowadzeniu do „wiążącego porozumienia” dotyczącego eksportu broni jako podstawy prawdziwie europejskiej polityki obronnej. Przyczyną takich działań ma być eliminowanie potencjalnych konfliktów - a może nadmiernej konkurencji państw członkowskich UE? Brzmi ładnie. Czy jednak w praktyce nie będzie to podzielenie europejskiego „tortu zbrojeniowego” miedzy głównych graczy, takich jak RFN i Francja? Być może z dodatkowym zagwarantowaniem udziału w rynku Włochom czy Szwedom (Grippen), jednak kosztem „wschodzących” gospodarek krajów nowej Unii, a zwłaszcza Polski...
Co ciekawe, ów niemiecko-francuski pakiet reform Unii obejmuje także … prawo konkurencji. Nie można tego zinterpretować inaczej niż jako odpowiedź na negatywną decyzję Komisji Europejskiej w sprawie projektowanej fuzji koncernów Siemens i Alstom (a więc firma niemiecka i francuska). MSZ Republiki Federalnej wprost sugeruje, że nowa Komisja Europejska powinna być w takich sprawach bardziej elastyczna . Oczywiście dla dobra Unii, która przecież rywalizuje z Ameryką i Azją…
Oczywiście na razie ta propozycja reformy Unii nie została oficjalnie przyjęta przez rządy w Berlinie i Paryżu. Strona niemiecka daje do zrozumienia, że jest bardziej „zdroworozsądkowa”, gdy chodzi o relacje z Waszyngtonem i bardziej wyważona niż strona francuska. I tak zapewne rzeczywiście jest w kontekście Angeli Merkel i jej CDU. Jednak koalicjant „Frau Kanzlerin” czyli niemiecka SPD w kwestii antyamerykańskiej obsesji jest dużo bliższa panu M. (Macronowi) niż pani M (Merkel).
Omawiam ten dokument, bo warto wiedzieć, co szykują Unii jej dwa główne państwa.

*tekst ukazał się w "Gazecie Polskiej Codziennie" (01.07.2019)