Budżet PO czyli "Zostawcie Tytanica"

Budżet PO czyli „Zostawcie Tytanica”

 

11 października 2008 r. na swoim blogu pisałem o budżecie na przyszły rok nad którym wówczas właśnie zaczął pracę sejm. Ostrzegałem wówczas, że przygotowany przez rząd Donalda Tuska projekt budżetu jest nierealistyczny i że spowoduje dziurę budżetową w przyszyłam roku.

Dziury budżetowe i nieudolność w konstruowaniu budżetów to specjalność obecnego ministra finansów. Warto jeszcze raz o tym przypomnieć ponieważ minął miesiąc i sytuacja jest jeszcze bardziej poważna.

W roku 1997 Leszek Balcerowicz (w ramach koalicji AWS – UW) powrócił na to stanowisko ministra finansów. Jego bliskim współpracownikiem był wówczas Jan Vincent-Rostowski, który stanął na czele Rady Polityki Makroekonomicznej przy Ministerstwie Finansów. Dlaczego ma to tak istotne znaczenie?

Otóż w czerwcu 2000 r. rozpadła się koalicja AWS – UW, co skutkowało odejściem z rządu Leszka Balcerowicza (jestem przekonany, że widział co się święci i jak szur uciekał wówczas z tonącego okrętu). Zostawił wtedy po sobie taki projekt budżetu i takie założenia makroekonomiczne (przygotowała je Rada Polityki Makroekonomicznej kierowana przez nomen omen Jana Vincent-Rostowskiego), że w trakcie realizacji tego budżetu przez jego następcę Jarosława Bauca okazało się, że w budżecie państwa brakuje ok. 80 mld. złotych (tzw. „dziura budżetowa" Bauca). Było to spowodowane pomyłką w założeniach budżetowych wynikającą z przeszacowanie wzrostu PKB. Wszystko zrzucono na Bauca, który był na dobrą sprawę winny tylko tyle, że uwierzył w prognozy Rostowskiego i przygotowane za czasów Balcerowicza założenia wziął za dobrą monetę. W efekcie gdy przyszło do realizacji budżetu w 2001 r. odkrył, że kasy jest mniej niż zakładano i ma dziurę.

Wygląda na to, że za rok znów staniemy w obliczu dziury budżetowej. Na rynkach światowych mamy w tej chwili ogromny kryzys. Gospodarka światowa, a zwłaszcza europejska, jest dziś w związku z procesami globalizacyjnymi mocno z sobą powiązana. Skoro Zachód ma mniej pieniędzy i mniej konsumuje to i przykładowa już gliwicka fabryka Opla produkuje mniej samochodów bo nie ma na nie zbytu. Chcąc nie chcąc na wzrost naszego PKB w przyszłym roku obecny kryzys znaczenie będzie miał. Tymczasem zamiast uwzględnić to w założeniach do budżetu państwa rząd posłużył się najbardziej optymistycznymi z możliwych prognoz. Gdyby to była tylko moja opinia to każdy mógłby powiedzieć, a co ten Girzyński wie na ten temat. Niestety twierdzą tak ekonomiści i to tacy, którzy do niedawna byli współpracownikami ministra Jana Vincent-Rostowskiego. Prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów, a obecnie ekonomista BCC w wywiadzie dla portalu Money.pl 6 tygodni temu stwierdza: „W programie konwergencji zakładaliśmy wzrost PKB na poziomie 5 procent i wydawało się to realną prognozą. Zwłaszcza, jeśli spojrzy się na obecne wskaźniki, gdzie rok zamkniemy ze wzrostem 5,5 procent PKB. Jednak ostatnie wydarzenia na świecie sprawiły, że ministerstwo musiało skorygować prognozę. Poziom 4,8 procent PKB to niewielka korekta i według mnie zbyt optymistyczna. Należy pamiętać, że na świecie mamy poważne spowolnienie gospodarki, a niektórych krajach nawet recesję". W tym samym wywiadzie prof. Stanisław Gomułka oszacował, że wzrost PKB będzie wynosił między 3,5, a 4,2%, co jego zdaniem „oczywiście ograniczy przychody budżetu”. W praktyce oznacza to konieczność cięcia wydatków, albo zwiększanie deficytu bo tego typu zjawisko to nic innego jak dziura budżetowa, którą trzeba będzie jakoś załatać.

To była opinia prof. Gomułki sprzed miesiąca. W tym czasie okazało się, że kryzys w Unii Europejskiej jest poważniejszy niż przypuszczano. W strefie euro odnotowano recesję (to dziwne mają przecież euro, a zdaniem premiera Tuska to ratuje przed wszystkim). PKB spadło tam o 0,2%. Dziś prof. Gomułka twierdzi, że wzrost gospodarczy może być na poziomie 2,5 do 3%, a to oznacza konieczność zmiany założeń do budżetu lub konieczność jego nowelizacji (w celu pokrycia dziury) w przyszłym roku. Czy PO robi cokolwiek w związku z tym? Podobno minister Rostowski przyznał po kilku tygodniach udawania, że wszystko jest dobrze, że problem istnieje i jest poważny. Nie wie jednak co z tym zrobić.

Rząd Donalda Tuska, a zwłaszcza minister finansów przypominają Tytanic. Wszyscy wiedzą, że statek uderzył w górę lodową, woda wdziera się na pokład, wszelkie systemy umożliwiające utrzymanie statku na powierzchni zawiodły, a mimo to pokładowa orkiestra ciągle gra jak gdyby nic specjalnego się nie działo. Ci zaś, którzy powinni zareagować, czyli premier Tusk i minister Rostowski zdają się śpiewać przebój zespołu Lady Pank:

Zostawcie Tytanica!

Nie wyciągajcie go!

Tam ciągle gra muzyka

I oni tańczą wciąż.