Droga do Niepodległości

Droga do Niepodległości

 

„Jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie” – tymi słowami zaczynał swój „Hymn Polaków z zagranicy” Jan Lechoń.

            W 1795 buty żołdactwa trzech ościennych mocarstw Rosji, Prus i Austrii depcząc po uchwalonej przez Sejm Wielki pierwszej w Europie Konstytucji 3 Maja, tłumiąc powstańczy zryw kościuszkowskiej insurekcji dokonały trzeciego, ostatniego rozbioru Polski wymazując z mapy Europy naszą Ojczyznę na 123 lata.

            Jeszcze jednak nie ucichły wojenne odgłosy spod Racławic i Maciejowic, a już w odległej Italii w 1797 r. gen. Jan Henryk Dąbrowski formował Legiony Polskie, które „z ziemi włoskiej do Polski” pragnęły przynieś wyzwolenie Ojczyźnie. Nie dane było im spełnić swoich marzeń. Pozostał jednak po nich nie tylko napisany przez Józefa Wybickiego „Mazurek Dąbrowskiego” lecz także zastęp wspaniałych oficerów, którzy stworzą kadry armii Księstwa Warszawskiego powstałej u boku Napoleona. To właśnie ta armia pragnęła wolność, ze skrawków własnego państwa jakim było Księstwo Warszawskie, zaszczepić na wszystkich polskich ziemiach niosąc wyzwolenie w 1812 r. To o tym roku pisał Mickiewicz w „Panu Tadeuszu”:

„O roku ów! kto ciebie widział w naszym kraju!

Ciebie lud zowie dotąd rokiem urodzaju,”.

To na czele tej armii stał niezłomnie książę Józef Poniatowski, który carowi Aleksandrowi I, proponującemu mu pod Lipskiem zdradę Napoleona i przejście do jego obozu, odpowiedział: „Bóg mi darował honor Polaków i Bogu go tylko oddam”. Pozostaliśmy jak zawsze semper fidelis.

            Gdy wyroki kongresu wiedeńskiego, nazywane niekiedy kolejnym rozbiorem Polski, znów były dla nas niekorzystne, a próby budowania nawet ułomnej suwerenności w Królestwie Kongresowym okazały się niemożliwe do zrealizowania, podporucznik Piotr Wysocki, nie wahał się nawet chwili rozmyślając nad tym komu składał przysięgę, wielkiemu księciu Konstantemu czy Ojczyźnie? Młodzi podchorążowie nieśli pierwsze sztandary listopadowego powstania i walczyli ofiarnie aż po ostatnią, symboliczną redutę Ordona. Osamotnieni, pokonani, ale nie złamani. Bo Polski złamać się nie da.

Obruszony obojętnością swoich rodaków wobec powstanie listopadowego francuski poeta Casimir François Delavigne napisał wówczas słynną „Warszawiankę”, wśród słów której znalazły się i te:

„O Francuzi! Czyż bez ceny

Rany nasze dla was są?

Spod Marengo, Wagram, Jeny,

Drezna, Lipska, Waterloo.

Świat was zdradził, my dotrwali,

Śmierć czy tryumf, my gdzie wy!

Bracia, my wam krew dawali.

Dziś wy dla nas nic – prócz łzy.”

            Poza łzami dadzą nam jeszcze Francuzi paryski bruk. Na tymże paryskim bruku, na emigracji, przyjdzie szukać schronienia polskim patriotom. Wygnanie, które innych pewnie złamałoby do końca stanie się dla naszych przodków szansą, aby głośno mówić światu o Polsce. Gdy umilkły armaty mówiły więc wiersze Adama Mickiewicza i muzyka Fryderyka Chopina, a na politycznych salonach prym wiedli emisariusze Adama Czartoryskiego. Bo można było wymazać Polskę z mapy, ale nie można jej było wymazać z serc Polaków.

            To te polskie serca, łaknące wolności poderwą po raz kolejny nasze społeczeństwo do walki w styczniu 1863 r. Poeta poległy w powstaniu styczniowym na Zamojszczyźnie Mieczysław Romanowski napisał w jednym ze swoich wierszy:

„Cześć tym co pierwsi na wroga biegli!

Cześć tym co w boju mężnie polegli!”

Choć i to styczniowe powstanie zakończyło się klęską, a zdawało się, że Ojczyznę „rozdziobią kruki, wrony” nadzieja nie zgasła w Polakach.

            W ciężkiej organicznej pracy u podstaw, z kagankiem oświaty. Jeśli było to możliwe to w zgodzie z wolą przełożonych, a jeśli nie można było otrzymać takiej zgody to wbrew tej woli, tak jak w przypadku ks. Piotra Ściegiennego, ks. Stanisława Stojałowskiego czy błogosławionego ks. Bronisława Markiewicza staną kolejne pokolenia Polaków walczące o polskiego ducha w Narodzie. Gdy będzie trzeba będą bronić jak Michał Drzymała każdego kawałka polskiej ziemi, lub polskiej mowy jak dzieci we Wrześni.

            Kolejne pokolenia wyrastające pod zaborami, którym nigdy nie było dane zaznać smaku wolności wyrastały wpatrzone w obrazy Jana Matejki, zaczytane w powieści Henryka Sienkiewicza, czy karmione poezją Władysława Bełzy.

„…A więc ucz się polska młodzi,

Nie schodź nigdy z drogi cnoty!

Może w tobie Bóg odrodzi,

Zygmuntowski wiek nasz złoty!”

pisał do polskich dzieci wspomniany Władysław Bełza.

I odrodził…

            Bo gdy nastała Wielka Wojna roku 1914 „i kto szable mógł utrzymać. Ten formował legion, wojsko, żeby Polska…”. Legioniści Piłsudskiego, zrywający się do powstańczego wysiłku Wielkopolanie, jak zawsze bitni Ślązacy, niezłomne Lwowskie Orlęta. Wszyscy stanęli ramię w ramie, „żeby Polska, była Polską”.

11 listopada 1918 r. słowo stało się ciałem.

Dążenia kilku pokoleń Polaków, którzy w powstańczym wysiłku zbrojnym i w codziennej pracy organicznej walczyli o Wolną Polskę zostały zwieńczone sukcesem. Był on możliwy dzięki zaangażowaniu się całego Narodu, który w walce o Niepodległość Ojczyzny potrafił zjednoczyć się i pod mądrym przywództwem polityków reprezentujących wszystkie nurty życia społecznego.

Wojskowe i polityczne zaangażowanie Józefa Piłsudskiego, zmysł dyplomatyczny Romana Dmowskiego, szacunek opinii międzynarodowej dla Ignacego Paderewskiego, wreszcie budzenia świadomości narodowej w całym społeczeństwie przez takich polityków jak Wincenty Witos, Wojciech Korfanty czy Ignacego Daszyńskiego wyznaczyły naszą drogę do odzyskania Niepodległości.

            Choć piszę to jesiennym, a nie wiosennym wieczorem zakończę cytatem z mojego ulubionego poety Jana Lechonia:

„Więc gdy wiosennym oglądam wieczorem

W mgły otuloną zagonów szarzyznę,

Ktoś w moim sercu wykuwa toporem

Moją Ojczyznę.”

Bo wprawdzie wiosenne i jesienne wieczory są różne to „Jedna jest Polska, jak Bóg jeden w niebie”.