czyta moje artykuły
Czynniki, które wpływają na poparcie Polaków dla UE, możemy podzielić na racjonalne i pozaracjonalne. Aby wykazać te zależności musimy wydłużyć perspektywę i cofnąć się do okresu II RP. W tamtym czasie bowiem polska państwowość, polska kultura i naród odzyskały swoje miejsce nie tylko na mapie świata, ale również w świadomości europejskiej. Wszystko co działo się po 1918 r. ma swój jeden nierozerwalny logiczny ciąg. Dlatego II RP, PRL i III RP nie wolno rozpatrywać osobno.
Dla jasności, problem ujmijmy w punktach:
- Sytuacja polityczna niepodległej II RP zmuszała nas do heroicznej obrony traktatu wersalskiego ponieważ obalenie go oznaczało likwidację umowy międzynarodowej, która określała granica naszego państwa.
- Z tych samych względów musimy bronić umowy poczdamskiej i kiepskiego traktatu granicznego z Niemcami z 1990 r.
- Racjonalnie ujmując, takie same kryteria powinniśmy przykładać do obecnej UE.
Polska międzywojenna sama stanowiła o sobie, miała bardzo wyrazistą politykę wewnętrzną i zewnętrzną, ale jednocześnie zbyt krótki czas na jej realizację. Zmowa największych sąsiadów i obojętność ówczesnej Europy Zachodniej były dla nas wyrokiem śmierci. I ten wyrok został wykonany. PRL swojej autonomicznej myśli nie posiadała, choć okres Gomułki i Gierka należy rozpatrywać głębiej i bardziej odpowiedzialnie. Należy uwzględnić, podkreślaną przez Gomułkę jego niezależność wobec Moskwy (1956 r.) oraz dążność Gierka do wyprodukowania własnej bomby atomowej - a dla wszystkich polityków PRL zastosować kryterium: na ile musiał, na ile chciał.
W najgorszej sytuacji znalazła się III RP. Jej bezbronność wynika przynajmniej z trzech powodów: 1. osłabienia polskiego morale, 2. kulturowego strachu, który został wdrukowany w polską świadomość po 1945 r., 3. pogłębiającej się miałkości polskich elit.
Jedyną ogólnodostępną myślą, z jaką polskie społeczeństwo ma dziś do czynienia, to członkostwo w UE i walka o dotacje. Na takich parametrach żadnego niezależnego państwa zbudować nie można. Owszem, naciski z zewnątrz są silne, ale trzeba mieć świadomość, że takie państwo, owszem, likwiduje częściowo biedę, ale jednocześnie nie artykułuje swoich naturalnych potrzeb i nakręca postawę roszczeniową. Wyuczony w PRL brak poczucia państwa, brak głębokich, rzeczywistych reform i punktu odniesienia do swoich działań, z czasem może prowadzić nawet do anarchizacji życia społecznego. Polska kultura i gospodarka związane są z Europą, ale polskie społeczeństwo nie może żyć nieswoim życiem i bardziej cenić interesy unijne, niż własne. Ze struktur brukselskich wyjść nie możemy, bo automatycznie znajdziemy się w pustce politycznej, ale nie możemy też akceptować jej antypolskich zachowań. Nie mamy innego rozwiązania, jak Unię zmieniać od środka, oczywiście, przy ogólnym społecznym poparciu. Ale to społeczeństwo musi mieć świadomość w jakim kierunku podąża i czego może się podziewać z tytułu członkostwa, bo rozpad UE jest dla nas takim samym zagrożeniem, jak likwidacja traktatu wersalskiego czy umowy poczdamskiej. I na tym polega cały problem.
Natomiast do przesłanek pozaracjonalnych w popieraniu UE należy wyróżnić: złe humanistyczne wykształcenie Polaków i wewnętrzny „anielski” stosunek propagandowy do jej zmieniających się założeń. Jak w PRL polska myśl polityczna i kulturowa były podporządkowane interesom Związku Sowieckiego, choć jej ortodoksję tępiła wówczas jeszcze obecność wychowanków II RP i skrywana legenda Żołnierzy Niezłomnych, to w III RP jakakolwiek idea, myśl państwowa i narodowa zaczyna tonąc w hasłach sztucznego dobrobytu i rozanielenia perspektywą bezwarunkowej pomocy społecznej.
Tak więc racjonalne przesłanki zmuszają nas do trwania w strukturach UE, a pozaracjonalne rozgrzeszają rządzących z wszystkich zaniedbań, bylejakości, a nawet jawnej zdrady, byle tylko otrzymać jurgielt i być w UE. W takiej sytuacji mentalnej każda inicjatywa zostanie utrącona przez tych, którzy kurczowo trzymają się dryfującej kry lodowej. Na takiej krze horyzont przestaje być ważny. Jedyną myślą jest przetrwanie za wszelką cenę – choćby samotnie. Taka postawa nikomu się nie opłaci, bo przegrywają wszyscy.
Spieszę wyciąć.
<Polska kultura i gospodarka związane są z Europą, ale polskie społeczeństwo nie może
żyć nieswoim życiem i bardziej cenić interesy unijne, niż własne.>
Co mają wspólnego z powyższym tekstem, jakieś podmioty współpracujące huty i stocznie
czy siedemdziesięcioletni beton nie do ruszenia, wydzielone spółki córki, firmy remontowe
z dyrektorami czy prezesami, czy wreszcie samorządowa niezdarność, gdy ludzie lgną do
szparagów? Patologicznie złe wybory, to kompleks z czasów Gierka i Gomułki. Jaruzelski
zostawiony tu w spokoju miał też swoje; https://naszahistoria.pl…
niekoniecznie sukcesy, bo nie podzielam wniosków Ślepowrońskiego czy Kosmana.
Z konferencji poczdamskiej interesuje mnie jedynie, kto zrezygnował w PRL-u z denazyfikacji
tam zawartej.
Jan
PS
Zasłużony Góral mówił mi o zachodniopomorskiej „gościnności”, o tym, że trudno darzyć
zaufaniem gospodarzy zachodniopomorskich z ich „zabytkami nietkniętej gospodarki
poniemieckiej”. Resztę po moich kilkuletnich wakacjach na Wolinie, pominę, zemsta Stalina.
Teraz myślę pasi, bo starałem się nie złośliwie.
Nie chcę chwalić Gomułki, ale trzeba mu oddać to na co zasłużył. Tak, zdawał sobie sprawę z niepewności granicy zachodniej bardzie, niż poczerwcowe rządy. Może warto też dodać, że obszar 1/3 Polski nadal jest "w zawiasach". Sprawę prawną można jakoś zablokować, ale jeżeli świadomość na tym terenie zaczyna być kupiecka, to problem poważnie narasta. Dziękuję za głos, choć artykuł ma duże szerszy wymiar.