(Wstęp)
"Świat znalazł się na krawędzi zmian, które ukształtują nowy porządek XXI wieku. Dynamika globalnych zmian wymusi na nas konieczność zrozumienia na nowo znaczenia przestrzeni, w której żyjemy – obszarów położonych w sąsiedztwie, jak i tych pozornie dalekich, które wpływają na sukces lub porażkę Rzeczpospolitej."
[ Dr Jacek Bartosiak, Dyrektor Programu Gier Wojennych i Symulacji Fundacji Pułaskiego w Warszawie, Senior Fellow w The Potomac Fundation w Waszyngtonie, " Rzeczpospolita między lądem a morzem. O wojnie i pokoju".
(Prawie 900 stron w dużym formacie i ok. 1,5 kg)]
W młodzieńczej durnocie pragnąłem by przed moim nazwiskiem pojawiły się te dwie literki pokazujące wspięcie się na wyższy stopień intelektualnego porządku świata. To oczywiście ++dr++.
Nawet jako smarkacz po studiach podjąłem pracę na Politechnice, by jak najszybciej zrealizować ten zamiar i już,już, był ambitny temat pracy doktorskiej, ale... życie potoczyło się innym torem.
Dobra – pomyślałem sobie – rób to, co musisz, a doktorat zrobisz sobie później. Powiedzmy - na emeryturze. Tylko gdy już przekroczyłem pięćdziesiątkę, po drodze uzyskując kilkadziesiąt dyplomów i certyfikatów, dodam – bo to istotne – międzynarodowych, tyle, że gdybym wzorem gabinetów ważnych ludzi, adwokatów, doktorów, czy prezesów chciał te dumne potwierdzenia zdobytej wiedzy oprawić w ramki i powiesić na honorowym miejscu za biurkiem, to ścian by nie starczyło. Nie lubię demonstrowania dumy, bo ciążko jest zauważyć granicę, za którą zaczyna się próżność.
Mam więc na skrawkach pustych ścian w moim "biurze", które właściwie jest repliką marynarskiej kajuty (za wyjątkiem balkonowych drzwi i tarasu za nimi), słynną grafikę Rogiera Mekela "The Ship" – parodię pracy na morzu i nostalgiczne "Southern Trees" Richarda Barreta, tanią kopię z Ikea . Tylko cudowna ikona z góry Athos jest bardzo prawdziwa.
Po tejże pięćdziesiątce odkryłem, że tytuł doktora przestał mieć dla mnie szczególne znaczenie, chociaż rozważałem osiągnięcie go, czy to z automatyki, czy kognitywistyki, natomiast zacząłem być świadom, że w XX i XXI wieku prawdziwą nobilitację daje tytuł inżynera.
Jakikolwiek naukowiec, myśliciel, bogacz, przywódca narodu, czy generał jest niczym, jeżeli nie ma wsparcia profesjonalnych inżynierów. Nikt myślący nie ma wątpliwości, że to oni dzisiaj decydują o wizerunku całego świata i jakości życia każdego człowieka.
Co by nie twierdziła ogromna rzesza ludzi nie związanych bezpośrednio z nauką i techniką, tych, zwanych popularnie humanistami, jak też ludzi, było nie było, większości ludzkości, wykonujących podstawowe prace, nasz świat, nasze otoczenie gwałtownie zmienia się właśnie w skutek ogromnego postępu technologicznego. To, co jeszcze wczoraj było domeną science-fiction, dzisiaj jest pospolitą, więcej, rzeczywistością w której bez najnowszych, bardzo przecież młodziutkich technologii nie potrafimy już żyć. Wymienię tylko laptop, smartfon i podskórny rozrusznik serca.
Szczęśliwy byłem i jestem z moich inżynierskich osiągnięć, choć nutka nostalgii za rodzinnie tradycyjnym zawodem lekarza ciągle potrafi ukłuć.
Większość zawodowego życia robiłem dokładnie to samo co doktorzy medycyny – diagnoza i leczenie. Tylko oni za obiekt działań mieli żywego człowieka, a ja diagnozowałem skomplikowane urządzenia i systemy, by wykryć uszkodzenie (chorobę), a potem naprawiałem (leczyłem) tak, by przywrócić pełną sprawność (pacjenta). To także daje ogromną satysfakcję, nawet gdy jesteś ambitnym człowiekiem, bo zdobywane doświadczenie i towarzyszące temu przemyślenia wznoszą ciebie na coraz wyższe szczeble wiedzy i fachowości.
Jednakże to było dla mnie ciągle mało.
Praktycznie do końca ubiegłego wieku nie było ogólno - dostępnych przenośnych komputerów, a co więcej, nie było mających dzisiaj ogromny wpływ na nasze życie telefonów komórkowych i ich obecnej wersji – smartfonów z dotykowym ekranem. Przypomnę, że dopiero w 1983 weszły na rynek pierwsze "komórki" Motoroli wielkości cegłówki i około kilograma wagi.
Tak więc, ciekawy świata i wiedzy, w ciągłych podróżach i długich chwilach odpoczynku, gdy przemierzałem Ocean Indyjski i Atlantyk w podróży z Singapuru, dookoła Afryki do Europy, chłonąłem słowo pisane: książki – literaturę, podręczniki, naukowe i filozoficzne dzieła, i oczywiście instrukcje i techniczne opracowania i dokumenty.
Dość szybko pojąłem, że jeśli tylko jesteś dostatecznie ciekawy, masz szczere chęci i mózg twój jest w stanie wchłonąć, zapamiętać, a potem przetworzyć gromadzoną wiedzę i spostrzeżenia, to nie powinieneś się zamykać wyłącznie w żadnej wąskiej dziedzinie. Nawet, gdyby ci to gwarantowało Nobla w przyszłości. To drastyczne zubożenie naszego, niestety krótkiego życia.
By zostać człowiekiem spełnionym, ze spokojem i satysfakcją na starość, trzeba posmakować wszystkiego. W każdej dziedzinie życia. Inaczej nie osiągnie się pełnego obrazu rzeczywistości. Oczywiście subiektywnego przybliżenia tego obrazu.
Przyznam bez fałszywej skromności, że ideą ogarniania jak największych obszarów ludzkiej egzystencji, natchnęło mnie studiowanie życia i działalności geniusza; Włoch bez nazwiska: architekt, filozof, muzyk, pisarz, odkrywca, matematyk, mechanik, anatom, wynalazca, geolog, rzeźbiarz – Leonardo da Vinci (bez nazwiska, bo da Vinci znaczy -pochodzący z Vinci) był dla mnie niedoścignionym wzorem w temacie .
W swoich studiach wkrótce odkryłem doznając wzmożenia dumy narodowej, że właściwie w tej samej epoce mieliśmy własnego, uniwersalnego geniusza, jakim był o 21 młodszy od da Vinci, Mikołaj Kopernik, Oczywiście miejsce w światowym panteonie tych, co tworzyli prawdziwy obraz świata, dało mu to: - "Wstrzymał Słońce, ruszył Ziemię, polskie go wydało plemię" – czyli prawdziwą heliocentryczną wizję Wszechświata. Dużo natomiast się nie mówi, że był renesansowym polihistorem, poza astronomią zajmował się również matematyką, prawem , ekonomią, strategią wojskową, był także lekarzem oraz tłumaczem.
[ Polihistor lub polimat – osoba posiadająca rozległą wiedzę z wielu różnych dziedzin, encyklopedysta ]
Mało kto zapewne wie, że to dzięki Kopernikowi cały świat smaruje chleb masłem (dzisiaj też margaryną).
Idąc dalej w poszukiwaniu wzorców wszechstronności nabywania wiedzy (tutaj pominę wielu), nie mogłem nie natrafić na trzynastowiecznego, angielskiego filozofa, teologa, fizyka i matematyka, Rogera Bacona, a to z kolei skierowało moje oczy na założone w Anglii w 1734 Society of Dilettanti, ekskluzywne stowarzyszenie szlachetnie urodzonych i myślicieli (bo tylko oni mieli dosyć czasu i pieniędzy), których właśnie celem była jakże mi miła idea zdobywania wiedzy na każdym polu i w każdej dziedzinie.
Tu mała dygresja: - w mowie powszechnej określenie "dyletant" ma znaczenie pejoratywne i wskazuje człowieka, który ma wyłącznie wiedzę powierzchowną, byle jaką i nie może być wiarygodny. Powszechnie jest to antonim do określenia profesjonalista.
Tymczasem wówczas jak tworzono w XVIII wieku Society of Dilettanti, ważniejsze znaczenie, cokolwiek ekskluzywne,miało włoskie słowo dilettani, którego synonimy to cultore, amatore, appassionato . Chyba jasne - może tylko dodam, że cultore, to po włosku kochanek. A patrząc głębiej, to z kolei pochodzi od innego słowa – dilettare – rozkosz.
I ja to właśnie lubię. Nie znaczenia pospolite i oklepane w dzisiejszych czasach, tylko znaczenia prawdziwe – pierwotne.
Dobrze więc – jak ustaliliśmy po badaniach, to co ja widzę w nazwie dyletant, tej pierwotnej, historyczej, to pasionat (appasionato). I chyba jest to trafniejsze i uczciwsze określenie, niż człowiek renesansu, albo to dziwne – polihistor.
Próbowałem z polską reinkarnacją Klubu Dyletanta w internecie i uczestnicy nawet przez pewien czas dobrze się bawili i autentycznie wiele mądrości tam umieszczono, tylko ... jak sam czegoś nie zbudujesz i dopilnujesz i musisz polegać na innych, lub korzystać z gościny, to prędzej, czy później projekt się zawali. Takie czasy - wszyscy stali się bardzo merkantylni i gdy nie ma 1000% zysku, to odpuszczają.
Z nowożytnych myślicieli - dyletantów bardzo interesowali mnie Winston Churchill oraz Friedrich Hayek, któremu zawdzięczam fascynację i ustawiczne drążenie chyba najmłodszej dziedziny nauki o człowieku -kognitywistyki
[kognitywistyka -nowa interdyscyplinarna gałąź nauki zajmująca się umysłem człowieka, łącząca w sobie neurologię, medycynę, psychologię, nauki komputerowe oraz dodatkowo – filozofię].
Mądrość ... ustawiczne marzenie.
Mądrości się nie ma od razu – mądrość się buduje przez lata. I samo to nie przyjdzie, jak spryt, błyskotliwość, czy inteligencja - cechy wrodzone.
Lecz niestety można być inteligentnym głupkiem. Albo sprytnym głupkiem. Tych ostatnich pełno jest w polityce.
Mądrość pomaga bardzo w pogoni za najważniejszym celem życia – za szczęściem. Jakżesz być człowiekiem mądrymi zarazem nieszczęśliwym?
Zrozumiałe, że różne koleje losu na które mamy raczej mały wpływ, to fatum -nieodwołalna wola rzymskich bogów, może nam ukraść sporo szczęścia.
Jednakże mądrość powoli nam to odbudować i przywrócić równowagę.
Bardzo ważny zawsze jest jeszcze jeden element tworzący podstawową triadę: to wolność.
Lecz to już są rozważania na inną chwilę. Może później...
CDN
.
I my bardzo potrzebujemy mądrych humanistów, choć wolałbym mówić -myślicieli.
Matematyka - Królowa Nauk, jest nauką ścisłą. Dobry inżynier musi być dobrze w niej osadzony. A to implikuje pewną dyscyplinę procesów myślowych.
Dlatego nie gram w Lotto - szansa wygranej 1 do 13 000 000. Lecz w kasynie przy ruletce z łatwizną co noc mogę wygrywać jakieś 200 dolarów. Tylko po paru dniach mnie z kasyna wypieprzą, bo takich nie lubią.
Więc spór humanizm kontra zawody ścisłe jest bezpodstawny. Cały podział również też.
Ja złośliwie używam pejoratywnego określenia "humanista"patrząc na tą rzeszę niedouków z historii, prawa, politologii, stosunków międzynarodowych i wieszania, pardon le mot, kutasa na krzyżu, którzy pchają się do polityki.
Myśliciel, to zbyt ogólne pojęcie - humanista. Ja mogę powiedzieć, że filozofia jest matką wszystkich nauk. Panie Januszu, inżynier i humanista z reguły reprezentują dwa różne różne typy myślenia. Inżynier dąży do szczegółu, humanista do ogółu. Nie liczyłem ilu wielkich humanistów, powiedzmy od XIX w. bo wcześniej to inne uwarunkowania, było inżynierami, ale wydaje mi się, że raczej mało. W ujęciu globalnym, to humaniści układają świat, inżynierowie są wykonawcami. I nie w tym nic, co mogłoby zaniżać możliwości czyjekolwiek. Tak po prostu jest. Tak się kręci świat. Kobieta nie będzie facetem, a mężczyzna kobietą.
Kiedyś, gdy byłem reportażystą i jeździłem dużo po kraju, zacząłem robić wywiady z inżynierami. Zafascynowali mnie. Przyznam, że to były bardzo fascynujące rozmowy, nie mniej jednak zawsze wyczuwałem pewien strach przed wyjściem "na szerokie wody". Nie dowiedziałem się czy wynikał on z ustroju, w którym wszyscy byliśmy zastraszani, czy z pewnych świadomych braków. Innymi natomiast byli inżynierowie wykształceni w II RP, ba, to zupełnie inny gatunek ludzi. Miałem jednego takiego w rodzinie, którego zdążyłem jeszcze lepiej poznać. Wiem na czym polega etos inżyniera.
Owszem, cały spór: inżynier-humanista jest bezsensowny, bo to jak mąż i żona, nie mniej jednak są to dwa różne światy. I jak wcześniej napisałem - inżynier jest trybikiem w perpetuum mobile, a humanista dziś ofiarą lub wygnańcem bez głosu. Jeden pracę ma, drugi jej nie ma. To bardzo zły objaw. Państwa nie zbudujemy bez inżynierów, ale bez humanistów nie wyznaczymy jego horyzontów.
Ale, gdy technologia dostrzeże swój horyzont możliwości, a urwana z łańcucha cywilizacja zabije humanistę, wszyscy rzucą się sobie do gardeł. Próbkę pokazał już Fukuyama. Tam na Zachodzie naprawdę uwierzyli, że świat duchowo dobrnął do końca. Efektem tego min jest najazd Hunów i rozkład etyczny. Humaniści wraz z Kościołem są wyłączeni z procesu.
Ale proszę się nie martwić, dobry inżynier z poważnym humanistą powinni szybciej znaleźć wspólny język, niż dwóch humanistów ze sobą. Pozdrawiam
Inżynier dąży do szczegółu, humanista do ogółu - NIE, NIE, NIE ! Tak było i jeszcze zapewne gdzieś tak jest. Uczono w ten sposób jeszcze w latach dziewięćdziesiątych. Było to proste (prostackie?) przekształcenie rzemieślnika w >>>> technika i w >>>> inżyniera.
Powiem, by wyjaśnić prosto, jak to było z inżynierami w dziedzinie komputerów, a potem informatyki. Pańska definicja inżynierska dotyczyła przede wszystkim tzw. hardware'owców i programistów. Lecz był jeszcze jeden inżynier, który nijak nie mieści się w tej klasyfikacji - to był projektant systemu.
Tak więc projektanci systemów i nadzorcy (opiekunowie) systemów i im podobni stworzyli zupełnie nową techniczną grupę specjalistów. Oni mało bawią się w szczegóły bo muszą ogarniać całość projektu, czy istniejącego układu z wszystkimi współzależnościami. Wiedza do tego potrzebna jest nawet głębsza niż typowa humanistyczna (wiedza idei) i czasami nawet zahacza o aspekty transcendentalne.
Tak więc musimy koniecznie zmienić perspektywę, bo w czasie obecnej rewolucji, z przykrością stwierdzam, że humaniści nie nadążają za zmianami. A tu zmieniają się globalne prawidła, paradygmaty i wzorce myślenia.
Dam tu ciekawostkę, jako fan chaosu. W technice powstało i w tzw. "inteligentnych" układach wykorzystuje się całkiem nowy rodzaj logiki, co przecież jest elementem filozofii. To fuzzy logic. [ https://en.wikipedia.org/wiki/Fuzzy_logic ], albo po polsku - logika rozmyta [ https://pl.wikipedia.org/wiki/Logika_rozmyta ]. Ja widać, nawet Wikipedia ma tylko parę słów do powiedzenia.
Panie Ryszardzie -trzeba na serio być bardzo czujnym, bo świat zmienia się tak gwałtownie, jak nigdy. Inżynierowie (w moim znaczeniu) mają w rękawie takie pomysły, ze już nawet za pięć lat może byc zupełnie inaczej.
I powiem coś, co może wydać się przykre - humanista bez dostatecznej znajomości techniki i pewnej wiedzy inżynierskiej bedzie skazany do rezerwatów.
Serdecznie pozdrawiam
1) Tevatron w FermiLab (USA): https://www.youtube.com/… . Zdjęcia: https://www.google.com/s…
2) CERN: https://www.youtube.com/… . Zdjęcia: https://www.google.com/s…
3) Roboty z firmy Boston Dynamics: https://www.youtube.com/…
4) Komputer kwantowy: https://www.youtube.com/…
Te projekty przekroczyły już możliwości pojmowania (całościowego i w szczegółach) pojedynczego inżyniera, a nawet rozumowania pojedynczego przedstawiciela rodu ludzkiego, choćby był Cweisteinem. Nad tymi projektami pracują armie ludzi na świecie i obok innych jest tu rozwijany system zarządzania zespołem i tworzeniem grup badawczych. To już jest inżynieria zespołów ludzkich i pojedynczy kręcący nosem humaniści są tu niczym negacjoniści holokaustu. Armie ludzi stają naprzeciwko jednostek, które dodatkowo zagrożeń doszukują się we wspólnocie celów tych pierwszych, a nie w zastosowaniach, gdy produkt trafi do rąk jakichś globalistów lub innych cwaniaków albo wariatów. Stare powiedzenie mówi: jeśli nie możesz pokonać wroga, to się przyłącz. Wtedy można wpływać na kierunek przemian cywilizacyjnych.
Natomiast ogarnianie potężnych systemów, na dodatek rozproszonych, to już niemalże metafizyka.
W matematyce, która stoi na szczycie wszystkich narzędzi, oprócz wspomnianej matematyki chaosu istnieją obecnie bardzo nowe teorie , polecam http://www.oxfordscholarship.com/view/10.1093/acprof:oso/9780198736936.001.0001/acprof-9780198736936-chapter-2
Proszę uwierzyć, rzeczywistość okazuje się tak skomplikowana, że nawet wspólne siły inżynierów i humanistów nie są w stanie ogarnąć rzeczywistości.
Produkcja bomby atomowej skończyła się na Hiroszimie. Czym zakończy się era informatyki? Nawet rachunek prawdopodobieństwa zapewne nie jest w stanie wygenerować danych na ten temat. Być może, ten pęd ziemian w kierunku maksymalnych doznań jest oznaką agonii przed armageddonem na własne życzenie. Filmy na ten temat odbiera się jako świetną rozrywkę - na ekranie. Tym razem Waszmość pozostajemy przy swoich zdaniach. Dzięki za linki. Pozdrawiam
W czasach Juliusza Verne pewien wizjoner o nazwisku Józef Hoene Wroński [1] wymyślił sobie ideę podróżowania pod wodą, którą ten pierwszy wykorzystał w powieści. Myślał nie tylko o podróży, ale także o prowadzeniu wojny spod wody. Ówcześni sztabowcy uznali pomysł za nierealny, ponieważ "nie godzi się napadać znienacka i z ukrycia". Czas pokazał, że ich humanistyczny szlachetny poryw o mało nie skończył się tragedią dla całej ludzkości. W latach 40-tych hitlerowcy mieli całą flotę Ubotów i ani cienia skrupułów. O mały włos, a wygraliby z całym światem. Właśnie do tego prowadzi pasowanie w licytacji wynalazków i mieszanie porządków moralnego z technologicznym.
Na koniec podam więc jeszcze jedno i jeszcze starsze powiedzenie: Si vis pacem, para bellum. Kto chce żyć w pokoju, niech szykuje się do wojny, bo inni Morlokowie mogą nie mieć żadnych oporów przed wykorzystaniem przewagi technicznej do dominacji nad Elojami.
[1] https://pl.wikipedia.org…
bardzo dobrze rozumiem pańskie uwagi i wątpliwość. Jednakże wydaje mi się, że istnieje pewien brak zrozumienia i za mało wybrzmiewa fakt, że jesteśmy w momencie wielkiego przełomu i potężnych zmian na całym świecie. Ja to osobiście obserwuję i nie potrafię przestać się dziwić i podziwiać, co na przykład na przestrzeni 40 lat (bo wtedy zacząłem tam bywać regularnie) stało się z Singapurem i z Szanghajem.
Więc jestem przekonany, że jeżeli oni mogli, to my też możemy.
Na dodatek, chyba nikt nie ma wątpliwości, toczy się wojna cywilizacyjna. I wkrótce zobaczymy, czy Europa zachodnia pójdzie śladem upadku Imperium Rzymskiego.
Podobna powieść to "Diamentowy wiek" Neala Stephensona, w której utopię autor tworzy na bazie nanotechnologii. Tu z kolei pojawiają się wojny nanobotów, kompilatory materii i sekta "bębniarzy", która realizując "obliczenie" drogą płciową doprowadza w końcu do eksplozji ;) Ale nie to jest tutaj ważne. Autor przedstawił niesamowity pomysł interaktywnej książki, która byłaby w stanie nauczyć dziecko lepiej niż nauczyciel. Dzięki interaktywności, coś jak gra splątana z Wikipedią, książka ta uczy bohaterkę wszystkiego, co młode damy z wyższej sfery wiedzieć powinny. Horror, nieprawdaż? :]
No właśnie, a jaka puenta? W skrócie telegraficznym, to jest właśnie o tym, co humaniści potrafią wykrzesać z porządnej technologii, żeby potem się tego bać ;)
Tylko nic nie udowadnia.
Ja widzę silny synergizm pomiędzy "technikami" -pragmatycznymi projektantami i konstruktorami, a "humanistami" ideologami, marzycielami, czy politykami.
A taki synergizm najlepiej osiągnąć jeżeli te obie, przecież nie przeciwstawne osobowości znajdą się w jednym ciele. Stąd moja fascynacja dilettanti, czy wykpione przez niedouka cultore. Taką tendencję, pewien powrót do renesansu obserwuje się dzisiaj nawet wśród wielu noblistów. Czynie takim dyletantem nie jest wybitny specjalista od teorii strun Michio Kaku, którego gościliśmy niedawno w kraju.
U kolegi redaktora Surmacza wyczuwam lekkie poczucie wyższości humanisty, który w przeciwieństwie do przyziemnych "techników" jest w stanie ogarniać tematy globalne, mechanikę społeczeństw i cele życia.
Przepraszam bardzo, lecz w kognitywistyce, którą nieustannie polecam, mamy i "rzemieślników" -neurochirurgów i filozofów. Bo tylko tak jesteśmy w stanie pojąć czym jest i jak pracuje umysł. Sir Roger Penrose, wybitny fizyk i matematyk, oraz wszechstronny myśliciel, nie mógł nie znaleźć się w kognitywistyce. Zawdzięczamy jemu teorię Quantum Mind [ https://en.wikipedia.org/wiki/Quantum_mind ], która jest dużym krokiem naprzód w próbach wytłumaczenia fenomenu myślenia na poziomie mechaniki kwantowej ( ...information processing by complex systems such as the brain, taking into account contextual dependence of information and probabilistic reasoning, can be mathematically described in the framework of quantum information and quantum probability theory.)
Po co ja tutaj to piszę? Gdyż zarówno kolega Surmacz, jak i kolega Imć Waszeć wydają się stać na przeciwstawnych biegunach w podejściu do wiedzy i mądrości.
Czy "zwykły technik/inżynier" widzi sens zajmowania się takimi "głupotami"? A czy "typowy humanista" dysponuje potrzebnym aparatem pojeciowym by cokolwiek z tego rozumieć? Czy w ogóle są chęci przyswojenia takiej wiedzy.
A wiecie Szanowni Panowie do czego się to sprowadza? Do bardzo osobistego posiadania mocy twórczej. Zdecydowanej większości mądrych ludzi po prostu się nie chce.
Patrz dalej...
" „Obecnie powstaje zupełnie nowy pogląd na świadomość, w którym świadomość jest nieskończona, wieczna i niepodzielna. Z tej perspektywy wyłaniają się radykalne implikacje dla procesu kreacji, co pokazuje nam fizyk Amit Goswami, w swojej znakomitej książce. W tym nowym sposobie postrzegania, pojedyncze jednostki otwierają drogę dla zbiorowej mądrości łączącej w sobie przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Oznacza to, że źródło kreatywności i rozkwit mądrości są potencjalnie nieskończone. Goswami maluje przed nami majestatyczny obraz tego, co to znaczy być człowiekiem, od którego może zależeć przyszłość ludzkości”.
Nie ma więc "inżynierów" i nie ma "humanistów". Są tylko ludzie, którym chce się bardziej lub mniej myśleć i dociekać. No i mieć tą moc twórczą. Wymyśliliście coś Panowie?
A ja dzisiaj kupiłem oryginalny irlandzki Cheddar w promocji i jestem bardzo zadowolony.
Pamiętasz może Cheddar z amerykańskich darów ?
A dzięki tym niedouczonym, tym razem w Lidlu, po dniach angielskich, kupiłem jeden z najlepszych serów pleśniowych, niebieskiego Stiltona , klasy Roquefort, a o niebo lepszy od włoskiej Gorgonzoli, czy Danish Blue, za bezcen, bo właśnie dojrzał i się go pozbywali. A właśnie wtedy powinien być najdroższy.
Kartony po serze mam do dzisiaj. Idealnie mieściły cztery tuziny kartoników z lampami radiowymi polskiej produkcji (!). Jeszcze wiele lat elektronika bazowała na systemie calowym - i chyba jeszcze nie ma zamiaru go opuścić.
Panie dyletant, w języku włoskim nie istnieje słowo cultore a kochanek to "amante" .
Najbliżej "cultore" jest scultore co znaczy rzeźbiarz. Doucz się matolku.
https://pl.glosbe.com/it/pl/cultore
cultore
Gender: masculine; Type: noun;
kochanek
{ noun masculine }
amator
{ noun masculine }
niefachowiec
{ noun masculine }
nieprofesjonalista
{ noun masculine }
Parę przykładów:
Si da'il caso che io sia un cultore dell'impressionismo. Tak sie sklada, ze jestem koneserem impresjonizmu.
Ha un pappagallo, ama l'opera, é un cultore della storia medievale. ...i uwielbia historię Średniowiecza.
I ostatnie zgodne z twoimi zawodowymi zainteresowaniami:
Non sono un cultore del porno. Nie jestem wielkim fanem porno.
Więc nie rób z siebie większego błazna niż nim jesteś udając znajomość języka.
Ty się uczyłeś budowy statków,a ja - elektronik, te statki budowałem. Moje ostatnie trzy były tankowcami klasy shuttle-tanker, czyli wyspecjalizowane w załadunku ropy na pełnym morzu, odbierając ją z podwodnych magazynów platform wydobywczych. Bardzo drogie statki. Goły kadłub budowaliśmy w Kerczu na Ukrainie, następnie był on holowany do stoczni w Gijon na północy w Hiszpanii. Tam robiono z niego klasyczny tankowiec. I takim pełnosprawnym już statkiem płynęliśmy pod balastem do Gdańska do Stoczni Remontowej (to autentycznie stocznia światowej sławy). Tutaj ucinano mu dziób i w to miejsce spawano nowy, polski, już wyposażony w ultranowoczesny, automatyczny system załadunku na dziobie (bow loading). Ja miałem dużo roboty z instalacją dodatkowych generatorów, a przede wszystkim z przebudową mostka. Trzeba tam było zamontować całą nową elektronikę. Ile tego było niech świadczy fakt, że samych dużych monitorów było dwadzieścia.
Statek miał bardzo wyrafinowane systemy sterowania i automatyki, a także komunikacji.
Pracowałem dla tych Norwegów 11 lat dochodząc do pozycji samodzielnego specjalisty z pełnymi uprawnieniami. Cztery lata temu, gdy rdzeń wydobycia ropy na morzu przeniósł się do Afryki i Brazylii zdecydowałem odejść z morza.
Morska robota jest dość specyficzna i na pewno nie jest suchą inżynierską pracą. Nieustanne obcowanie i częste walczenie z żywiołami czyni z wielu oficerów szeroko myślących "filozofów"
Mądry i wspaniały latynoski pisarz stwierdził - Ludzie dzielą się na żywych, martwych i marynarzy.