Nowe-stare otwarcie

   Wieść niesie, że „pisiory się kończom!” Tak przynajmniej nie waha się twierdzić ten i ów spośród wybitnych znawców krajowej sceny politycznej, nie wyłączając z tego szacownego grona szalonej babci Jadwisi (córka obecnie chyba jeszcze w partii z kropką, o ile już nie w POKO-SPOKO), a cała totalniacka tłuszcza nie czekając ni chwili podchwytuje każdy takowy bon mot aby tyleż dziko, ileż tryumfalnie zawyć w graniczącej z wielokrotnym orgazmem euforii. Szablozęby Grigor przemienia się oto jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki w miłującego prosty lud wyznawcę idei państwa opiekuńczego, ogłaszając z trybuny sejmowej zrodzone w łonie swojej macierzystej partii „pomysły” na 1500+ dla każdego nienarodzonego dziecka i dopłaty do pensji dla mniej zarabiających wielokrotnie przekraczające wartość samej pensji. Patrzcie Państwo jak się ci nasi niby-liberałowie zrobili wrażliwi społecznie. Z jaką troską potrafią pochylić się nad losem zwykłego człowieka. I nijak żadnemu z nich głosik nie zadrży w obawie przed rozmontowaniem budżetu. „Piniondze” jak się okazuje – są. Tzn. teraz są. Po wyborach może się okazać, że w wyniku „pisoskiej nieodpowiedzialności” jednak ich nie ma, a nawet jeśli są, to państwo czuje się w obowiązku „z całą odwagą” przeznaczyć je na jakieś inne, równie zbożne, za to z pewnością bardziej „odpowiedzialne” cele, a już na pewno nie na żadne „rozdawnictwo”. Tak jak się to każdorazowo okazywało i odbywało przez słusznie minione 8 lat. Ale część elektoratu na pewno będzie zadowolona, zwłaszcza ta, które swoje fortuny zwykła budować na VAT-owsko-karuzelowych zwrotach. Ile to już razy prosty lud dawał się nabierać na te różne i przeróżne szumnie ogłaszane obietnice? Miało być już 3 x 15, mieli być dobrze zarabiający nauczyciele i pielęgniarki, była już przecież nawet zielona wyspa na kryzysowym oceanie… Co więc powstrzymuje by uznać, że takie właśnie i im podobne „chwyty marketingowe” nadal mogą w naszym pięknym kraju liczyć na szansę powodzenia? Ludzie nie zmieniają się z dnia na dzień, a niemała część wyborców na kształt i podobieństwo rozwielitek posiada pamięć o tyle dobrą, co krótką. Tylekroć dawali się robić w trąbę, dlaczego mieliby nie dać się w ten sam instrument załadować i przy tejże nadarzającej się już niebawem okazji? Ogłosi się nowy program pt. „Krótsza praca, wyższa płaca”, a po wyborach po staremu się go zutylizuje, tak jak swego czasu zmieliło się podpisy pod projektem wprowadzenia okręgów jednomandatowych. I komu to będzie przeszkadzało?
   W tzw. międzyczasie, po udanej konsumpcji pewnej przystawki złożonej m. in. z krótkiego mysiego ogonka, pomimo niecnej działalności pewnej mobilnej wypożyczalni posłów na godziny, usiłującej takiemu czy innemu macherowi naszej sceny politycznej pokrzyżować jakże dalekosiężne plany i nadal nie pojmującej dziejowej konieczności zwarcia szeregów w ramach Frontu Jedności Narodowej, niejeden żarłoczny kot z otoczenia Shreka, robiącego u nas w kraju za „główną siłę opozycji”, już oblizuje się z lubością, myśląc o przyszłych synekurach i apanażach dla siebie i swoich wiernych towarzyszy. Nie zapominając przy tym oczywiście o rozliczeniu wszystkich winnych „afer PiS”, nie wspominając o odpowiedzialnych za seryjnie przeprowadzane zamachy na praworządność, konstytucję, demokrację itp. historie/histerie. Antykaczystowski kolektyw poczuł krew i już-już nie może się wprost powstrzymać od nerwowego przebierania nóżkami w oczekiwaniu ponownego przywitania się z gąską, dalejże więc dzielić skórę na niedźwiedziu, snując w przeróżnych audycjach śmiałe wizje o tym, co to się będzie działo po następnych wyborach, w których ciemny lud znów karnie pobiegnie do urn aby oddać swe cenne głosy na tych jedynych, światłych, w pełni demokratycznych i jewropejskich, którzy w następstwie tychże dokonywanych przy urnach - całkowicie rzecz jasna świadomych - decyzji, będą mogli się już w pełni demokratycznie i po jewropejsku wziąć za wsadzanie ciupasem i hurtowo tyleż zbrodniczych, co znienawidzonych kaczystów do zimnych, wilgotnych lochów.
   Tymczasem jednak ten lub ów potrafi niekiedy tyleż niepotrzebnie, co przedwcześnie  wyjść przed szereg, odsłaniając swoją prawdziwą żarłoczno-kocią naturę. Okazuje się (cóż to za zaskoczenie) na przykładzie gwałtownych zwrotów w kwestii przyznania bonifikat na wykup nieruchomości pozostających dotąd w użytkowaniu wieczystym, że w naszej cudnej stolycy jednak to nie miasto jest dla lokatora, a można rzec, iż wręcz przeciwnie. Ponadto już startuje wielka akcja zwężania dróg w ramach zniechęcania kierowców do emisji złowrogiego smogu i zachęcania ich w zamian do korzystania z komunikacji miejskiej, w której wprawdzie również mają wzrosnąć opłaty za przejazd, ale to nic – w zamian za to jeden z drugim będzie mógł się przecież przejechać „tramwajem różnorodności”. Kogoś najwyraźniej zasmuciły krążące swego czasu po Sieci obrazki z polskiego metra, na których nijak nie można było doszukać się nikogo, kto chociażby z wyglądu przypominałby cudzoziemca. Więc wizerunki owych brakujących „zagranicznych gości” będą tymczasem - niejako w zastępstwie tudzież w oczekiwaniu przyszłych gwałtownych inżynieryjno-społecznych przemian w tejże materii - widniały na ścianach takowego supernowoczesnego szynobusa. Supernowoczesnego do tego stopnia, że nawet nie potrzebował żywej – dotąd niezastąpionej w takich razach – Heni Krzywonos (wystarczyła ta namalowana) żeby zesr… tzn. zatrzymać się już po kilku kilometrach swego debiutanckiego kursu. Ale to nic – pasażerowie w ramach „Dnia pieszego pasażera” (kolejne potwierdzenie na wizjonerski geniusz mistrza Barei*) mogli za to zaopatrzyć się w tęczowe wiatraczki i krówki-mordoklejki (najpewniej po to aby nie mieć okazji zbyt głośno wyrażać targających nimi - niezwykle pozytywnych przecież - emocji po takiej fascynującej, choć skróconej nieco, przejażdżce).
   Podsumowując – być może dla tego zasiadającego dziś w rządowych ławach nieco lepszego sortu wyłonionego spośród jakże licznego uniowolnościowego chowu, który swego czasu rozpełzł się po wszelkich możliwych partiach, korzystniej byłoby gdyby totalniackie towarzystwo wzajemnej adoracji grzęzło nadal w poczuciu samozadowolenia naprzemiennie z wydawaniem z siebie kolejnych pomruków aprobaty wobec jakowychś, oczekujących już w długiej kolejce, macronowo-biedroniowatych mesjaszy tzw. lewicy, popełniając krok za krokiem takie i podobne genialne posunięcia jakimi zdążył się już popisać imć Sardoniczny Czaskoś, a raczej różnorakie hankowo-kierwowe asy, którzy za nim stoją. Z drugiej jednak strony pozbawiona instynktu samozachowawczego oraz umiejętności łączenia w logiczną całość tzw. ciągów przyczynowo-skutkowych „młoda i wykształcona” (albo nieco starsza choć też niekoniecznie nazbyt mądra) leminżeria jest w stanie niczym orwellowski Boxer dać z siebie wycisnąć jeszcze więcej żeby na koniec heroicznie polec z okrzykiem na ustach „na pohybel kaczystom” na swym wielkomiejskim poletku chwały, dajmy na to podczas eksmisji, której przecież nie zawsze będzie w stanie przeszkodzić specjalizujący się w tego rodzaju eventach, a przy tym niezwykle ofiarnie pokrzykujący w takich razach brat pewnej kuchenno-rewolucyjnej (przy czym drugi człon tegoż przymiotnika nie stanowi chyba – wnosząc po konotacjach rodzinnych – jedynie dzieła przypadku) jejmości. Jednak życie stawia obecnie przed stroną rządową inne, równie ambitne wyzwania. Oto kolejna grupa zawodowa zatroskana „stanem państwa PiS”, przymierza się ponoć właśnie do wywalczenia sobie (choć rzecz jasna nie dla siebie, a jedynie „pro publico bono” - patrz https://naszeblogi.pl/51675-na-dzien-nauczyciela) jakże słusznie sformułowanych postulatów poprzez sprawdzony wielokrotnie w boju ruch skoczkiem na L-4. Dla uściślenia dodajmy, że jest to jedna z owych profesji, która już za niesławnej pamięci rządów pewnego ryżego pajaca, który obecnie przy okazji rocznicy „wydarzeń grudniowych” z niejakim rozrzewnieniem wspomina własne dokonania w zakresie pacyfikacji protestujących pod siedzibą JSW górników, miała stać się tą „dobrze zarabiającą”. Jak usłyszeli, tak też postanowili uczynić. To nic, że po ponad 10 latach. W końcu lepiej późno niż wcale. A jedyne co może zastanawiać, to tajemnicza spolegliwość min. Ziobry et consortes wobec kolejnego „chorobowego” szantażu i sytuacji, w której co najmniej od czasu sławetnego protestu lekarzy-rezydentów „państwo doktorstwo” w sposób wołający o pomstę do nieba nadal zachowuje niczym nieskrępowaną możliwość ustawiania się w roli współsprawców całkowicie jawnie przeprowadzanych przestępstw.