Bronię Jurczyka, zwalczam metody Piotra Gontarczyka.

To co Polacy wiedzą na temat Mariana Jurczyka pochodzi z książki Tajny współpracownik „Święty”, pióra Piotra Gontarczyka. Książka jest na żenująco niskim poziomie warsztatowym, a wywody Autora częstokroć niefortunne, nie dają podstaw by uznać go za badacza wiarygodnego.      Trawestując wypowiedź samego Gontarczyka na temat artykułu Sławomira Cenckiewicza i Piotra Woyciechowskiego dotyczącego prof. Witolda Kieżuna, można powiedzieć: „Po analizie materiałów, które opisuje on w [swojej książce -RK], ja [tj.RK] nie mam wątpliwości, że [Gontarczyk działał –RK] w sposób wyjątkowo bezwzględny, nieuczciwy i niezgodny z jakimikolwiek kanonami warsztatu naukowego”. 

Marian Jurczyk był konfidentem SB od końca czerwca 1977 do końca listopada 1979 r. Po 10 stycznia 1979, aż  do ostatniego spotkania 29 listopada tegoż roku, współpraca z SB była pozorna i polegała na uchylaniu się od przekazywania informacji. W czasie efektywnej i pełnej współpracy Jurczyk, jako TW „Święty”, donosił na kolegów ze Stoczni Szczecińskiej im. Adolfa Warskiego i zarazem, podobnie jak on, byłych członków Komitetu Strajkowego w „Warskim w styczniu 1971 r. (m.in. na Józefa Szymańskiego oraz małżeństwo Szerkusów: Teresę i Eugeniusza). Trwało to 18 miesięcy. O 18 miesięcy za długo.

Nie trzeba nikogo, zwłaszcza na NB (taką przynajmniej mam nadzieję), przekonywać, iż donoszenie na kolegów z pracy to rzecz obrzydliwa, a donoszenie na nich funkcjonariuszom komunistycznego reżimu była hańbą. Marian Jurczyk, podjęcie współpracy z SB tłumaczył przymusem obawy utraty życia. W materiałach SB nie ma dowodów na to, że słowa Jurczyka były prawdziwe, ale też trudno byłoby oczekiwać, że funkcjonariusz zapisywałby w dokumentacji groźbę pozbawienia życia jako rzeczywisty powód podjęcia współpracy przez kandydata na tajnego współpracownika.  

Już, a właściwie słuszniej byłoby napisać – dopiero pół roku po rozpoczęciu kariery delatora zaczęły się pierwsze zgrzyty we współpracy z SB, które sprawiły że Marian Jurczyk przestał otrzymywać zadania specjalne, przechodząc tym samym na „niższy stopień” agenturalny. Bowiem na początku 1978 r., bezpieka uznała, że nie można polegać na lojalności Mariana Jurczyka, który w relacjach z SB posługuje się kłamstwem, aby ukryć swą niechęć do wykonania polecenia zgodnie z otrzymaną od oficera prowadzącego instrukcją. I to właśnie - a nie sugerowany przez Piotra Gontarczyka brak „predyspozycji intelektualnych” (P. Gontarczyk, Tajny współpracownik „Święty”, Warszawa 2005, s. 19) - spowodowało, jak to ujął historyk IPN z Warszawy „degradację w sieci SB” (s. 14) tajnego współpracownika „Święty”.

Bo gdyby było inaczej, czyli tak jak insynuował dr Gontarczyk, to kpt. Lech Dynak, oficer prowadzący Mariana Jurczyka, nie wspominałby w tym samym meldunku do przełożonych, w którym wnosił o „degradację” TW „Świętego”, że Jurczyk „jest człowiekiem spostrzegawczym i oczytanym” (AIPN Sz, 0052/1 pdf, k. 50). Zresztą o tym, że „Jurczyk nie jest szczery wobec nas” pisał funkcjonariusz SB również pół roku później. Był to jeden z powodów, dla których dano mu swoista obstawę w postaci TW „Rybak” oraz raz jeszcze stwierdzono, że Jurczyk nie nadaje się do „zadań specjalnych” (Tamże, k. 101-102). O specyfice podchodzenia do źródeł Piotra Gontarczyka i osobliwym sposobie wyciągania z nich wniosków będzie jeszcze mowa.
 
Chętnie bądź nie, „szczerze” bądź „nieszczerze” przyszły przywódca MKS w „Warskim” nadal donosił. Trudno dziś o odpowiedź na pytanie, dlaczego nagle i zdecydowanie zaprzestał haniebnego procederu. A stało się to podczas spotkania z kpt. Leonem Dynakiem, dn. 10 stycznia 1978 r., podczas którego zataił, iż miesiąc wcześniej przybył do niego człowiek namawiający do założenia w Stoczni WZZ Edmunda Bałuki, przywódcy strajku w „Warskim” w styczniu 1971 r., który od kilku lat przebywał za granicą. O spotkaniu komunistyczna policja polityczna wiedziała od uczestniczącego w nim, jako osoba trzecia, TW „Rybak” (jak już wiemy swoista „obstawa” Jurczyka, mająca za zadanie donieść na SB czy Jurczyk jest lojalny). Notabene Gontarczyk myli się twierdząc, że działacz WZZ, występujący w materiale jako „J”, który nawiązał kontakt z Jurczykiem był agentem, albowiem agentem był nie „J”, ale TW „Rybak”, „który również  (pog. R.K.) był obecny przy tej rozmowie [z „J”]”, i w jego to teczce znajdowała się informacja o spotkaniu Jurczyka z „J”. (Tegoż, Tajny współpracownik „Święty”, s. 17-19, 91-92. Por. AIPN Sz, 0052/1 pdf, k. 100-102). Można powiedzieć: drobna pomyłka. Ale znamienna (również dlatego, że nie jedyna), świadcząca albo o dezynwolturze Gontarczyka względem bohatera Sierpnia ‘80, albo o jego (Gontarczyka) brakach warsztatowych. Osobiście uważam, że zarówno o jednym, jak i drugim.

 Kolejne spotkanie, które nastąpiło pół roku później, również było bezowocne: „Na spotkanie tw przyszedł […] podenerwowany”, notował Leon Dynak. Podczas rozmowy z esbekiem Marian Jurczyk stwierdził, że „Wy tą Polskę doprowadzicie do zguby”      . Jurczyk mówił również o braku wolności religijnej w Polsce, o tym, że Gierek „obrósł w piórka” oraz o tym, że „Traci się pieniądze za granicą przez członków rodzin dostojników państwowych, a przykładem może być syn Piotra Jaroszewicza”. Na pytanie oficera prowadzącego, dlaczego unika z nim spotkań Marian Jurczyk stwierdził, że w kwestii zadania, które otrzymał (kolportaż w „Warskim pisma „Szerszeń” Edmunda Bałuki) nic się nie dzieje „nie spotkał się z dyskusją na temat >Szerszeni<, ani takich nie otrzymywał pocztą (co nie było prawdą-RK) […] natomiast przekazywanie innych informacji widzi za błahe i nieuzasadnione” (AIPN Sz, 0052/1 pdf,  k. 104-105). Nic przeto dziwnego, że po takim dictum, w którym najwyraźniej zaznaczyła się niechęć Jurczyka do współpracy z policją polityczną, potwierdzona kolejnym półrocznym milczeniem Jurczyka, kpt. Leon Dynak uznał 29 listopada 1979 r., dalszą współpracę za bezcelową (Tamże, k. 110) .

Od tego czasu Marian Jurczyk nie współpracował z SB. Fakt ten został ostatecznie formalnie uznany przez komunistyczną policję polityczną  24 lutego 1981 r. W postanowieniu o rozwiązaniu współpracy napisano, że  w czasie strajków sierpniowych „próba nawiązania z nim [Marianem Jurczykiem – RK]  kontaktów […] zakończyła się niepowodzeniem”. Również po strajku Marian Jurczyk „tłumacząc się brakiem czasu i możliwości nie skontaktował się z obsługującym go pracownikiem”  [Tamże, k. 14-15]

Inaczej zachował się Lech Wałęsa, do którego, jak sam wspominał w jednym z wywiadów, w drugim dniu strajków przyszedł esbek, proponując spotkanie z Gierkiem w Pruszczu Gdańskim: „Odpowiedziałem: zgoda, ale nie teraz. Dajcie mi trochę czasu”. W tym czasie do Gierka poszedł raport: „Wałęsa jest nasz!”. Miało to spowodować, że w tymże czasie szef MSW uspokajał Edwarda Gierka, że sytuacja w stoczni jest pod kontrolą resortu ze względu na osobę Wałęsy. I sekretarz KC PZPR mówił w wywiadzie-rzece: „Na posiedzeniach Biura [Politycznego], na przykład, [Stanisław] Kowalczyk, ówczesny minister spraw wewnętrznych, przechwalał się, że Wałęsa jest jego człowiekiem. Dosłownie, nie żartuję”. Wprawdzie Edward Gierek zastrzegł się, że „Dziś wiadomo, że był to absurd”, nie mniej również wspomnienia (z 1999 r.) innego dygnitarza komunistycznego, Aleksandra Kopcia, w sierpniu 1980 członka komisji rządowej i ministra przemysłu maszynowego, pozwalają przynajmniej domniemywać, iż partia i służby liczyły na przewodniczącego MKS w Gdańsku: „Strajk rozpoczął się 14 sierpnia. Lech Wałęsa znalazł się na terenie stoczni […] w podwójnej roli: zadawnionego tajnego współpracownika SB i aktywnego działacza nielegalnych WZZ. W pierwszej fazie strajku nasz bohater zachował się poprawnie wobec obu stron: rozwoził ulotki, rozlepiał je i nawoływał do strajku, wznosił antypaństwowe okrzyki, żądał załatwienia postulatów. Organy władzy też były zadowolone” (S. Cenckiewicz, Anna Solidarność. Życie i działalność Anny Walentynowicz na tle epoki (1929-2010), Poznań 2010, s. 116; J. Rolicki, Przerwana dekada, Warszawa, s. 206; A. Kopeć, Jak obalano socjalizm, Warszawa 1999, s. 216, cyt. za S. Cenckiewicz, Anna Solidarność…,  s. 116).

 W celu rozpracowania Jurczyka, już w czasach „Solidarności” założono na niego Sprawę Operacyjnego Rozpracowania o kryptonimie „Nawiedzony”, prowadzoną do 1990 r. Niemal zupełnie brak jest jednak w niej materiałów wytworzonych w latach 1980-1990. Gontarczyk twierdzi, że fakt, iż na przewodniczącego szczecińskiej „Solidarności” założono SOR, nie oznacza, że nie był on w dalszym ciągu tajnym współpracownikiem: „Zdarzało się bowiem, iż, dla lepszej konspiracji źródła, w ramach tego typu spraw prowadzono szczególnie cennych agentów” (s. 18). Opinia ta świadczy nie tyle o zdolnościach analitycznych autora, co o beztroskim podejściu do poważnego, zagadnienia. Bo o cóż tu się troszczyć, skoro rozkaz brzmi – dowalić! Więc Pan historyk dowala!

 Podkreślmy: Gontarczyk, swoją insynuację dotyczącą nie byle jakiej sprawy (współpraca z SB w czasach „Solidarności” i po stanie wojennym) opiera na tzw. argumencie ex silentio ( z milczenia źródeł). Jest to najsłabszy argument na jaki może sobie pozwolić historyk, a i to w szczególnych okolicznościach, a takie tu nie zachodzą. Bowiem ex silentio otwiera co najmniej cztery pola interpretacyjne, i aby odpowiedzialnie wybrać któreś z nich trzeba oprzeć się na innych źródłach i faktach, czego Gontarczyk nie czyni. Bo nie jest żadnym dowodem, chyba że kolejnym na słabość warsztatową Autora, stwierdzenie, że „Kilka osób z jego [Jurczyka – RK] bliskiego otoczenia przypomina dziś niektóre, bardzo szkodliwe dla Związku wystąpienia Jurczyka w latach 80-tych. Do nich zaliczają m.in. jego antysemickie wybryki, które były chętnie wykorzystywane w antysolidarnościowej propagandzie komunistycznej na Zachodzie” (s.19).

Piotr Gontarczyk powinien podać nazwiska osób, które uznały, że Jurczyk szkodził NSZZ „Solidarność” w latach osiemdziesiątych. Tym bardziej, że stwierdzenie, iż były to osoby z „bliskiego otoczenia” nic nie mówi, a tylko insynuuje ( znów insynuuje, bo insynuacja to chyba ulubiona metoda badawcza Gontarczyka) jakąś powszechną zgodę co do tego, że Jurczyk kapował również wówczas. A przecież wśród osób, które znały Mariana Jurczyka byli i jego zwolennicy i ostrzy (choć lojalni w czasie „Solidarności”, ale wtedy przecież Gontarczyk nie zbierał relacji) przeciwnicy, którzy mogli wykorzystać nadarzającą się okazję, żeby spostponować byłego szefa. Byli też tajni współpracownicy, być może (in dubio pro reo) zadaniowani przez SB, aby urabiać negatywną opinię o przywódcy Związku w Szczecinie.

Pisząc o „antysemickich wybrykach” znów Autor uprawia manipulację, aby do… nie nie dowieść swych racji, ale dowalić Jurczykowi: patrzcie państwo nie dość że kapuś to jeszcze antysemita!, zdaje się mówić historyk. A fakty są inne; bo nie o „wybryki” tu chodzi, ale o jeden „wybryk”: niefortunne słowa, które wypowiedział Jurczyk podczas słynnego spotkania z pracownikami Fabryki Mebli w Trzebiatowie jesienią 1981 r. Mówił wówczas przewodniczący ZR NSZZ „Solidarność” Pomorza Zachodniego o nadreprezentacji Żydów w polskim rządzie i o tym, że niektóre osoby odpowiedzialne za katastrofę narodową, jaką był kryzys społeczno-gospodarczy, należałoby pociągnąć do karnej odpowiedzialności.

Tzw. sprawa trzebiatowska, to zbyt szeroki problem, żeby go dokładnie omówić w tym miejscu. Kto ciekaw szczegółów, niech sięgnie po książkę Wiosna Wolnych Polaków, która wyjdzie w pierwszym półroczu 2015 r.

Podkreślam, wypowiedź Mariana Jurczyka na temat Żydów to rzecz, która zdarzyć się nie powinna, zwłaszcza tak już wówczas znanemu politykowi i jednemu z przywódców Wolnych Polaków. Ale to co robi z nią Gontarczyk, i nie tylko Gontarczyk, to wystruganie z poważnego problemu pałki, aby nią, zamiast argumentami, okładać nielubianą postać.

Ale już w sposób oczywisty hańbi Piotra Gontarczyka, nie mniej niż tajnych współpracowników donosy na kolegów z pracy, okładka książki Tajny współpracownik „Święty”. Tytuł został zilustrowany zdjęciem Mariana Jurczyka w szpitalnej piżamie. Jak wiadomo przeżycia związane z wydarzeniami stanu wojennego oraz tragiczną, samobójczą śmiercią syna i synowej w czasie, gdy Jurczyk był internowany(sierpień 1982) , spowodowały ciężką chorobę serca przewodniczącego zachodniopomorskiej „Solidarności”, którą leczył w szpitalu MSW. Tak więc ilustrowanie za pomocą zdjęcia - które jeżeli może być symbolem czegoś, to właśnie Jurczykowego heroizmu i martyrologii - tezy o konfidenckiej działalności Mariana Jurczyka również po stanie wojennym, jest tym rodzajem przewrotności, która więcej mówi o osobie  nią się posługującej, niżby ona sama chciała o sobie wiedzieć.

Zresztą nie jest to jedyny przykład na to, że Gontarczyk ma problemy z przyzwoitym zachowaniem. Bowiem pamiętam, jak kilka lat temu, w czasie, gdy Paweł Zyzak był opluwany za książkę o Wałęsie, a jego promotor prof. Andrzej Nowak otrzymywał listy z pogróżkami, a Stefan Niesiołowski domagał się odebrania Nowakowi tytułu naukowego, Piotr Gontarczyk napisał recenzję książki Zyzaka, opublikowaną w Rzeczpospolitej, w której stwierdzał m.in., że młody Autor (przypomnijmy, że książka o Wałęsie była pracą magisterską, a więc w sposób oczywisty nie mogła być pozbawiona mankamentów) tą pracą sam się wyautował z życia naukowego i społecznego:  „Ta książka jest jego porażką i prawdopodobnie również – w świecie nauki i życiu publicznym – klasycznym harakiri” (P. Gontarczyk, Biografia nieodpowiedzialna, „Rzeczpospolita” 30 III 2009, w: http://www.rp.pl/artykul/28373...). W tym samym czasie Paweł Zyzak stracił pracą w IPN w Krakowie, a wraz z nią środki do życia.
 
Ale napisać to co napisałem wyżej nie oznacza jeszcze udowodnić, że Marian Jurczyk zasłużył sobie na miejsce w Panteonie Narodowym.
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Józef Darski

04-01-2015 [17:30] - Józef Darski | Link:

No to mamy jasnośń w sprawie: TW "Tamiza" - zły, TW "Kolumb" - dobry, bo po właściwej szczecińskiej stronie, a jakby Tamiza też był ze Szczecina?

Obrazek użytkownika Robert Kościelny

04-01-2015 [19:00] - Robert Kościelny | Link:

Oj, Panie redaktorze chyba nie przeczytał Pan całego tekstu. Gdyby Pan to zrobił nie podsumowałby go w ten sposób.

Polecam zwłaszcza zdanie ostatnie, kończące tę część rozważań na temat Mariana Jurczyka, a właściwie Piotra Gontarczyka.

Obrazek użytkownika Józef Darski

04-01-2015 [19:31] - Józef Darski | Link:

Akurat ws. Gontarczyka całkowicie się zgadzam. Mam też z nim własne doświadczenia.

Obrazek użytkownika Lech Zborowski

04-01-2015 [22:11] - Lech Zborowski | Link:

Panie Robercie
Pelna zgoda co do oceny Gontarczyka! Wyrazilem niegdys taka sama opinie podczas jego ataku na P.Zyzaka. Nie ulega wątpliwosci, ze manipulacja slowami, a czesto tez faktami jest sposobem dzialania Gontarczyka.
Pozwole sobie jednak na dwie male uwagi.
Przywoluje Pan slowa A.Kopcia, o Walesie: "W pierwszej fazie strajku nasz bohater zachowal sie poprawnie wobec obu stron: rozwozil ulotki, rozlepial je i nawolywal do strajku, wznosil antypanstwowe okrzyki, żądal zalatwienia postulatow. Organy wladzy tez byly zadowolone". Wyjasnie wiec czytelnikom Panskiego tekstu, ze Walesa nigdy nie rozwozil zadnych ulotek, nie rozlepial plakatow i nie nawolywal do strajku! Pojawil sie na strajku kiedy ten juz zaistnial i mial wybrany komitet strajkowy. Walesa nie mial rowniez nic wspolnego z przygotowaniem strajku. Pojawil sie na nim, przejal go i po dwoch dniach rozbil! To, ze pozniej juz jako przewodniczacy MKS "żądał zalatwienia postulatow" jest oczywiste. Nigdy jednak nie dzialal dla dwoch stron, a tylko i wylącznie dla jednej - esbeckiej. Wszystkie pozostale "dzialania" nazywaja sie uwiarygadniniem sie agenta.
I tu dochodzimy do postaci Jurczyka. Nie bede wchodzil w detaliczne rozwazania. Natomiast odwolam sie do podstawowej logiki, ktora nam nieraz ucieka przy dyskusji na temat agentury. Zgadzam sie, ze istnieja przypadki donosicieli, ktorych wspolpraca zakonczyla sie po jakims czasie z takich czy innych powodow, czesto malejacej przydatnosci ich donosow, jak w przypadku Walesy. Zdarzalo sie rowniez, ze byla to decyzja samego kapusia.
Jest jednak zasadnicza roznica miedzy zaprzestaniem donoszenia i schowaniem sie w kąt, a porzuceniem donoszenia na rzecz staniecia na barykadzie jako przywodca rewolucji mającej zniszczyc niedawnego zleceniodawce! Taka rzecz bez przyzwolenia bezpieki zdarzyc sie nie mogla. Majac taka przeszlosc ani Jurczyk ani Walesa nie odwazyli by sie wejsc w tlum stoczniowcow bez pewnosci, ze ta przeszlosc nie zostanie ujawniona. Przypomne, ze Jurczyk nigdy sie w tamtym czasie do swego donosicielstwa nie przyznal, jednoczesnie nawolujac publicznie do wieszania komunistow na latarniach. W swoim tekscie sam Pan przywoluje fakt, ze bezpieka krytykowala Jurczyka, a jednak jego wspolpracy nie ujawnila.
Pozdrawiam
Lech Zborowski

Obrazek użytkownika Robert Kościelny

05-01-2015 [12:17] - Robert Kościelny | Link:

Zgadzam się z Panem jeśli chodzi o Wałęsę, zresztą w książce, o której wspominałem (Wiosna Wolnych Polaków) fakty, o których Pan teraz pisze zamieszczam. Natomiast nie zamieściłem w tym artykule. bo nie dotyczył bezspośrednio sprawy, a sam tekst i tak, bez wątków pobocznych, jest (jak na blogowy wpis) obszerny.

Odnosnie Jurczyka, ustosunkuję się w nastepnym wpisie na NB.

Kłaniam się Panu

Robert Kościelny

Obrazek użytkownika Lech Zborowski

05-01-2015 [20:40] - Lech Zborowski | Link:

Oczywiscie rozumiem. Moja uwaga o Walesie , jak wspomnialem, byla malym i niejako ubocznym przypomnieniem.

Pozdrawiam
Lech Zborowski

Obrazek użytkownika Krystyna R-M

05-01-2015 [01:28] - Krystyna R-M | Link:

Pełna ZGODA z p. Lechem Zborowskim... esbecja miała w ręku deklarację współpracy oraz donosy składane przez p. Jurczyka i mogła sie nimi posłużyć żeby pokazać w czasie strajku, że Jurczyk był ICH człowiekiem. Natomiast p. Roberta KoŚcielnego proszę o sprostowanie - p. Gontarczyk NIE JEST HISTORYKIEM, z wykształcenia jest POLITOLOGIEM.

Obrazek użytkownika Robert Kościelny

05-01-2015 [15:15] - Robert Kościelny | Link:

Ma Pani rację Pan Piotr Gontarczyk jest politologiem, ale jest też historykiem. Studiował w Instytucie Historii UW. Jest też wybitnym i zasłuzonym  funkcyjnym i stołkowym - "W latach 1998–2005 pracował w Biurze Rzecznika Interesu Publicznego, był m.in. współpracownikiem zastępcy rzecznika, sędziego Krzysztofa Kauby. Od 2006 był zastępcą dyrektora Biura Udostępniania i Archiwizacji Dokumentów Instytutu Pamięci Narodowej. We wrześniu 2007 został mianowany Zastępcą Dyrektora Biura Lustracyjnego Instytutu Pamięci Narodowej" - cyt. z Wikipedii. Niedługo zapewne dowiemy się, że bardzo przesladowanym w okresie III RP:)

Pozdrawiam i kłaniam się Pani

Robert Kościelny

Obrazek użytkownika Francik

05-01-2015 [11:17] - Francik | Link:

Wot, kakaja dialektyka. Jurczyk dobry, bo nasz, Kieżun zły, bo nie nasz. Oczywiście Kieżun nie mógł wyprowadzić esbecji w pole i był zwykłym donosicielem, natomiast tacy herosi intelektu po zawodówkach jak Jurczyk i Wałęsa - co prawda donosili, ale w efekcie przechytrzyli esbecję i cały komunistyczny aparat represji (i to nie tylko w Polsce, ale nawet w Sowietach). Jesienią 1981 r. "Święty" coś bajdurzył o wieszaniu komunistów a "Bolek" o targaniu po szczękach - potrzebne było uzasadnienie wobec społeczeństwa dla stanu wojennego. Czy to było z głupoty (brak predyspozycji intelektualnych), czy takie otrzymali polecenie, być może kiedyś historycy do tego dojdą (zresztą może i jedno i drugie). Bardzo ciekawe jest zjawisko, że na czele strajków w Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu stanęli agenci. Należałoby z tego wysnuć jakieś wnioski. Fakt, że tacy ludzie mogą sobie pozwolić w sytuacji rewolucyjnej na ponadprzeciętną odwagę - w razie czego bezpieka nic im przecież nie zrobi, bo spokojnie mogą wrócić do donoszenia. Natomiast dywagacje, że byli donosiciele są w stanie przechytrzyć bezpiekę jakoś bym włożył między bajki. A Gontarczyk to się widzę naraża - broni nie tych co trzeba i atakuje nie tych co trzeba.

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

05-01-2015 [12:50] - NASZ_HENRY | Link:

Nie wykluczone, że Jurczyk był przymuszany do współpracy. Za tym mógł stać seryjny samobójca ;-)