Lewitacja z alienacją naszych swojskich "jelit"

   Co jakiś czas za sprawą działań czy też wypowiedzi takich czy innych medialnych cwelebrytów wracają do debaty publicznej tematy, którymi buszująca w necie tudzież żywiąca się telewizyjno-radiowo-gazetową papką ludożera, wydawała się być już od jakiegoś czasu co nieco przejedzona. Tymczasem ni stąd ni zowąd dane zagadnienie zdaje się rezonować znienacka – niekiedy ze zdwojoną siłą, czasem zaś dla odmiany stanowiąc już jedynie blade echo pierwszego podejścia do tematu czy też – jak to się zwykło ostatnim czasem określać – jedynie mocno odgrzewane kotlety. Mało bowiem prawdopodobne aby opinią publiczną miały w najbliższym czasie wstrząsnąć mrożące krew w żyłach wieści o tym, że premier Morawiecki w czasach gdy jeszcze nie był premierem, zwykł z troską pochylać się nad ciężką dolą pozostawionego na lodzie byłego platfusistowskiego ministra skarbu, jako obciążonego piętnem „wielodzietności”, czyli obdarzonego taką ilością potomstwa, która kwalifikowałaby go do ubiegania się o „Kartę Dużej Rodziny”. Obecny pan premier zaproponował wręcz swym współbiesiadnikom od nieksiędza Sowy i przyjaciół aby objąć tego wybitnej klasy specjalistę, za ciężkie pieniądze zajmującego się dotąd niebudowaniem – stanowiących przecież straszliwe zagrożenie dla środowiska naturalnego – naszych rodzimych elektrowni atomowych, pewną specyficzną formą sztandarowego programu partii rządzącej pod nazwą „40 koła plus” czy też jakoś podobnie.
   Zupełnie odmienne podejście do polityki wspierania dzietności funduje nam za to w ostatnim łonetowym wywiadzie, pewne starające się usilnie roztaczać wokół siebie aurę tajemniczości indywiduum, nadzwyczaj chętnie przebierające się w komiczne, a do tego nie do końca zdefiniowane płciowo, średniowieczne fatałaszki, podczas rozlicznych sesji zdjęciowych strugające jakoweś niezwykle diaboliczne postaci, a w istocie swej robiące za zwykłą stożkogłową pajacynę na krótkiej gumce. Ów pan muzyk obok fundowania nam w swoich niezwykle wysublimowanych wypowiedziach co najmniej tuzina innych absurdów, raczył przy tej okazji napluć na miliony polskich rodzin pobierających świadczenie 500+ jako cyt. „nierobów” i „darmozjadów” aby niemalże w tym samym zdaniu wyżalić się panu dziennikarzykowi na swoją ciężką dolę jako absolutnie niedotowanego przez wraże „pisoskie państwo” artysty. Bo przecież mogliby przynajmniej jemu i jego równie znakomitym kolegom bilety samolotowe opłacić, tak jak się to ponoć dzieje w różnych cywilizowanych krajach - vide Norwegia. Niby gdzieś to już wszystko słyszeliśmy, ale raczej między wierszami, rzadko szerzej otwartym tekstem. Uformowana m. in. wśród naszych cwelebrytów kasta nadludzi za nic ma naród, który wydalił ją na światło dzienne, a jedynie czego od niego wymaga, to aby ją sponsorował nie otrzymując nic w zamian poza możliwością obcowania z reprezentowaną przezeń „elitą”.
   Wykwitów umysłów tejże ponad ludzką miarę oświeconej warstwy artystycznej mieliśmy okazję po raz kolejny doświadczać przy okazji ubiegłego weekendu w programie telewizyjnym, w którym gospodarzyć zwykł pewien pseudoplayboyowaty synalek z resortowego chowu wsobnego, każdorazowo zapraszając na tenże panteon niebywale czcigodnych gości z samych szczytów naszej krajowej bohemy, którzy tyleż niezmiennie, co - jak wszystko na to wskazuje - w sposób całkowicie nieświadomy, potrafią bawić licznie zgromadzonych przed telewizorami widzów. Na ten przykład niejaki Miłoszewski, podobnież wzięty pisarz (choć sądząc z wyglądu najpewniej specjalizujący się w „literaturze gejowskiej”), stwierdzić raczył przy tej okazji ze śmiertelną powagą do kamery, iż PO to partia konserwatywno-katolicka. No mecenas by się uśmiał. Okazuje się również, że owi „konserwatywni katolicy” byli jak do tej pory „odwróceni plecami” od szeroko rozumianej „kultury” (czyt. ładowali w tę studnię bez dna zdecydowanie nie dość), ale jak już przyjdzie cudny krakówkowsko-warszawkowski (chyba się jeszcze ostatecznie nie zdążył zdecydować) salonowy pupilek w postaci pięknoustego Czaskosia („ja wam zawsze wszystko wyśpiewam”), to już on to wszystko, zgodnie ze swoimi rozlicznymi obietnicami, tzw. „ludziom kultury”, do których się rzecz jasna nasz mało męski pisarzyna zalicza, wynagrodzi z nawiązką za te wszystkie niebywale chude lata. Bo przecież jego ugrupowanie jest znane powszechnie z tego, że co komu obieca przed wyborami, to niechybnie po ich wygraniu dotrzymuje. Na dokładkę do tej tyrady raczył dorzucić nasz pan literat oczywistą oczywistość, sprzedawszy złotą myśl, wedle której „podatnik winien łożyć na kulturę czy mu się ta kultura podoba czy nie” (mając najpewniej w tym przypadku na myśli przeróżne „Klątwy” i inne jawnie antywspólnotowe gnioty). Prawda, że cudne? I jakże pięknie współgrające z wyżej streszczonymi wywodami naszego naczelnego krajowego celebrytoszatanisty, określającego swego czasu samego siebie jakże wdzięczną i na czasie ksywą „Holocausto”.
   Na to zaś, gdy rozmowa zahaczyła o nieco inne szerokości geograficzne, rzecze tawariszcz gospodin innego „bon młota”, kategorycznie stwierdzając, że przy okazji ostatniego „skandału” - rozpętanego rzecz jasna przez opętanych nienawiścią do wszystkiego co niepisowskie dyplomatołków (żeby użyć terminologii pewnego profesorskiego maturzysty) - „Preisner nie zrobił niczego złego Izraelowi”. No i wysypało nam się przy tej okazji resortowe dziecię, ujawniając zarazem w którym rejonie naszej kuli ziemskiej jest pokładany realny sentyment jego samego wraz z reprezentowanym przezeń środowiskiem. Bo przecież jakimś tam polaczkom mógłby coś tam złego nasz - wżeniony swego czasu w nację starszych i mądrzejszych - pan kompozytor zrobić, grunt żeby nie zrobił niczego złego tym, którym nic złego w żadnym wypadku robić nie trzeba, a wręcz nawet nie warto. Na to wszystko włączył się kolejny uczestnik tej fascynującej rozmowy pod postacią najwierniejszego przyplecznika „pana Wojtka” (robiącego ostatnim czasem z kolei „piniondze” na reklamowaniu jednej z sieci przeznaczającej swoją RTV-wsko-AGD-owską ofertę do szerokich mas konsumentów), a zarazem imiennik pewnego znanego ostatnim czasem sutenera, paradującego jeszcze w czasach chodzenia po wolności gdzie popadnie z helikopterkiem na muzykanckiej dyńce, nie omieszkawszy przy tejże okazji zarzucić mości prowadzącemu, że jako wodzirej tejże „dyskusji” nie pilnuje wystarczająco starannie aby pośród całego tego bezproduktywnego popierdywania, wydawanego z siebie przez całe śniadaniujące towarzystwo, odpowiednio wymierzony czas programu został przeznaczony na do..(wstawić dowolnie wybraną część rzeczownika odczasownikowego)..nie znienawidzonemu Kaczorowi, w związku z tym w jego starczym przewodzie pokarmowym w okolicach ślinianek pojawiła się pewna doza niedosytu.
   Do tego pseudointeligenckiego bełkotu nie omieszkała się podpiąć pewna udająca dziennikarkę i sam Bóg wie jeszcze kogo blond-paprotka, która dla odmiany postanowiła zwierzyć się współbiesiadnikom w studio, że ona to najchętniej chciałaby oglądać sobie filmy w kinie pozostając zarazem samopas (swoją drogą kto by tam taki egzemplarz pokusił się do takowego przybytku zaprosić?). Aż chciałoby się powiedzieć - droga pani, wystarczy zainwestować w wykupienie wszystkich miejsc na sali, w końcu któż bogatemu ośmieliłby się zabronić? Paprotka sama w kinie chciałaby zdaje się kontemplować najnowsze dzieło mistrza Smarzowskiego, ale z tej oto prostej przyczyny, że wygląda w chwili obecnej na to, iż nie trafił się jak na razie żaden śmiałek/sponsor gotów do zapewnienia jej podobnie komfortowych warunków, póki co jest zmuszona zadowolić się „cudownym” – jak raczyła się sama wyrazić – spektaklem o wspomnianym dwa akapity wyżej tytule w reżyserii jakowegoś cudzoziemskiego (a więc nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, iż z samego faktu znajdowania się w posiadaniu wydanego gdzieś w szerokim świecie paszportu, będącego w naszym grajdole dla określonych warstw ze wszech miar i niejako z definicji cool, trendy i na czasie) Oliviera i to zdaje się, że jednak w towarzystwie jej podobnych person, równie jak ona zachwyconych tą jakże ambitną sztuką.
   Na to wszystko, skoro już rozmowa zeszła na temat niezwykle modnych w tym sezonie antykościelnych arcydzieł, ostatni uczestnik tej sielankowej pogaduchy – w osobie niezwykle ponoć  utalentowanego, a do tego zdaje się, że całkowicie niegejowskiego (!) pisarza o gruntownie niesalonowym nazwisku Żulczyk, moderujący cokolwiek w zastępstwie nieco zagubionego „pana agenta” całą przedmiotową rozmowę, występując w niej zresztą w roli jedynego głosu jako takiego rozsądku – przypomniał, że na sławetną Świątynię Opatrzności grube miliony z państwowego budżetu łożył nie kto inny, jak wspomniana PO (czyli jednak potwierdza się – konserwatywno-katolicka partia jak w pysk strzelił). Zabolało to bezwzględne stwierdzenie oczywistego faktu co poniektórych obecnych przy wspólnym stole bo i można było przecież spożytkować owe rothfeldziarskie „piniondze” na jakiś prawdziwie szczytny cel, na przykład dodatkowe dofinansowanie wspomnianego arcydzieła „wysmarzonego” przez - hucznie fetowanego ostatnim czasem gdzie tylko popadnie - twórcę filmowego. Jednak na te słowa druga z obecnych w studiu pisarzyn raczyła przytomnie zauważyć, że tak czy inaczej producenci dzieła wspomnianego pana reżysera, dzięki rozpętanej rzekomo „nagonce w mediach”, zdołali zaoszczędzić 20 mln na promocji, choć już owej przytomności umysłu nikomu z rozmówców nie stało na tyle aby skonstatować, iż mogli oni taką właśnie sumę zaoszczędzić na wymienionym przedsięwzięciu z tego prostego względu, że wybrali sobie do kręcenia hitu taki a nie inny temat, który musiał być niejako z urzędu i z obowiązku podchwycony i dopompowany przez wszelakie antypolskie szczujnie. Na koniec niemalże wszyscy obecni przy południowo-porannym korytożłobie (chyba jedynie „głos rozsądku” nie zareagował wystarczająco skwapliwie z należną idei aprobatą) nie omieszkali zgodzić się co do tego, że lekcje religii w szkołach „od 20 lat sieją spustoszenie”, które to stwierdzenie już samo w sobie stanowi na tyle nieliche kuriozum, aby zostać bez wahania użyte jako puenta niniejszej notki.

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Jaworowski

13-10-2018 [20:20] - Jaworowski | Link:

Jak zwykle Panie Teutonick świetna satyra na to polskie pożal się boże cwelebrytctwo lemingozowo-komusze. Zawsze się świetnie bawię czytając Pana. Dzięki że Pan jest.

Obrazek użytkownika Teutonick

13-10-2018 [23:10] - Teutonick | Link:

Serdeczne dzięki za krzepiące słowa:) Kłaniam się nisko

Obrazek użytkownika hr.Levak-Levatzky

15-10-2018 [02:06] - hr.Levak-Levatzky | Link:

Kwiecistość, barokowa lawina koronkowych słów i półsłówek, w których ginie treść i pointa  jest zaiste powalająca, szapoba, Panie Titan... pardon: Teutonicu!

Obrazek użytkownika Jaworowski

15-10-2018 [13:06] - Jaworowski | Link:

>> w których ginie treść i pointa  jest zaiste powalająca, <<
Powalająca jest raczej  waści nieumiejętność zrozumienia prostych w gruncie rzeczy zdań z pewnym podtekstem.

Obrazek użytkownika hr.Levak-Levatzky

15-10-2018 [21:31] - hr.Levak-Levatzky | Link:

Powalająca to jest Pańska mania grandiosa, jeżeli wie Sz.Pan co to takiego.