Szantaż jako uświadomiona konieczność...

   ...oraz respons w siedmiu punktach

   W ostatnim czasie opinią publiczną wstrząsnęły dwa epizody, a będąc precyzyjnym - jedno wydarzenie i jedna zapowiedź kampanijna. Zacznijmy od tej ostatniej. Mianowicie deklarowany kandydat na wiceprezydenta stolicy z ramienia sztabu wyborczego partii rządzącej, wystawiającej kandydaturę obecnego wiceszefa resortu sprawiedliwości na sam najwyższy stoliczny urząd, ogłosił wszem i wobec, że w przypadku gdy wybory na stołecznoprezydencki stolec wygra kandydat wysunięty przez totalopozycję, Warszawa może zapomnieć o rządowych inwestycjach. Nieomal natychmiast podniosło się larum: „Jakże to tak?!? Szantażem nas, szlachtę!?!”. Ano szantażem. Skoro straty dla budżetu miasta generowane przez samą aferę reprywatyzacyjną idą w dziesiątki miliardów złotych, a jaśnie stołeczni wyborcy nadal w imię zasady „na złość mamie odmrożę sobie uszy” zamierzają oddać swe cenne głosy na tę samą okradającą ich całymi latami szajkę przekręciarzy, to reszta społeczeństwa nie ma w obowiązku się im do tego złodziejskiego interesu dokładać. Koniec, kropka. Wystarczyło już jednego przedsięwzięcia pt. „cały naród odbudowuje polską stolicę”, za powtórkami nikt nie tęskni.
   Więc albo wybierzecie sobie gospodarza, który faktycznie chciałby coś zrobić dla miasta, albo grandziarza, który zechce się na obsadzonym urzędzie lansować, choćby poprzez „walkę z faszyzmem”, przyzwalając na to by wałki po staremu toczyły się same – i wybór pomiędzy tak właśnie przedstawiającymi się alternatywami należy do was, „dhodzy wahszawiacy”. Wydawałoby się, że w takowym przypadku wręcz koniecznym jest przeprowadzenie tego rodzaju stanowczych cięć jako oczywistej oczywistości, w której trudno doprawdy byłoby dopatrzeć się czegokolwiek nadzwyczajnego bo i dość mamy w kraju kacyków budujących na lokalnych włościach swoje udzielne księstwa, stających okoniem do działań podejmowanych przez władze centralne czy wręcz nagminnie dokonujących wobec ich decyzji jawnych aktów sabotażu, a zwyczajowo nie przystoi wręcz dopuszczać do tego, by ten czy ów miał okazję nadal kąsać rękę, która go karmi. Moim skromnym zdaniem zarząd komisaryczny, ze względu chociażby na toczące się (bądź też już zakończone) śledztwa, powinien być już dawno wprowadzony w co najmniej trzech miastach wojewódzkich, wliczając w to rzecz jasna stolicę, ale miejmy nadzieję, że po całościowym przeprowadzeniu, tak żywo oprotestowywanej przez wszystkich równie szczerych, co prawdziwych jewropejczyków, reformy sądownictwa, również i młyny sprawiedliwości w owych „wolnych sądach” będą mieliły nieco szybciej.
   Póki co bardziej wartko czy też jak kto woli chyżo poruszać się przywykły bębny i bloczki Polskich Kolei Linowych, jak się okazuje ponownie przygarniętych przez państwo polskie. I przy okazji tego właśnie wydarzenia również podniósł się rwetes ze strony tych samych asów krajowej polityki z ekonomią do kupy (to ostatnie słowo w ich przypadku wydaje się być kluczowym), którzy za poprzednich niesławnej pamięci rządów woleli wyprzedawać pokątnym handlarom co się dało, włącznie z zasobami Polskich Nagrań, za garść srebrników pakowanych w swej znakomitej większości do własnych osobistych kiermanów. Jako rzecze pewien pan poseł, któremu swego czasu raczyłem nawet poświęcić notkę (), okazuje się, że państwo suto przepłaca, a stanowiska wygenerowane tym sposobem w nomen omen kolejnej spółce skarbu państwa, będą obsadzane przez „misiewiczów i pisiewiczów”. Jedyna właściwa odpowiedź na tak sformułowane zarzuty winna brzmieć następująco:
Państwo gromadzi majątek, na który je stać pod rozsądnie gospodarującym zarządem.
Stać je nie tylko na „zbytki” w rodzaju kolekcji Czartoryskich, ale także na uruchomienie programów socjalnych, na które „piniendzy”, wedle uruchomionej przez waścinych kreatywnych księgowych narracji, miało nie być.
Was towarzysze, stać było jedynie na uruchomienie wyprzedaży garażowej pozostałości po srebrach rodowych i kolacyjki po 1500 za sztukę, płatne służbowymi kartami.
Wasze inwestycje podsumował dość adekwatnie pewien specjalista od podpalania budek strażniczych - notabene któż zaręczy, że w podpaleniu przenośnej toalety pod domem innego platfusistowskiego asa nie maczali paluszków ci sami macherzy od niezwykle udanych prowokacji (cóż oni w ogóle mają z tymi wychodkami - jak nie Szczerba machający immunitetem aby wbić się na chama bez kolejki do sracza, to znów inny kretyn twierdzący, że ktoś chciał zamachnąć się na niego toi-toiem)?
Państwo z dykty mogło chwiać się i walić aby tylko jeden „kierownik” z drugim cieciem-kapciowym i trzecią zidiociałą barbie-girl na dokładkę mogli „oderwać się od tego folkloru, od tego syfu”.
Ci wszyscy oficjalnie wyszydzani, a skrycie wyklinani przez was misiewicze i pisiewicze, generują dziś zysk dla zawiadywanych przez siebie SSP, które za czasów waszych nierządów przynosiły straty i były skazane na umieszczenie w kolejce, ale nie na Kasprowy, tylko do wpisania na listę krajowych precjozów przeznaczonych do wrogiego przejęcia pod eufemistycznym szyldem „prywatyzacji”, że przez litość wspomnę jedynie historię PLL LOT.
Podsumowując – komukolwiek będącemu na waszym miejscu i chcącemu zachować choć resztki  przyzwoitości, pozostawałoby jedynie taktownie sprawę przemilczeć.
Ale zdaje się, że akurat rzeczonemu towarzystwu na żadnych tam ochłapach nie zależy. Oni obok przyzwoitości nigdy nawet nie stali, nie wspominając już nawet o przebywaniu choć przez chwilę w tym samym pomieszczeniu z takim pojęciem jak honor. I w sumie ujmując rzecz uczciwie, nic w tym też odkrywczego nie ma – jaka ta swołocz jest, kto tylko ma oczy, ten od lat całych widzi. I nic dodać, nic ująć.