Aferalna hierarchia

   W natłoku kolejnych, namiętnie wysysanych przez tych czy innych nocnikarzy z przeróżnych części ciała swoich osobistych nadredaktorów, afer „radomskich” („ale jak pan major woli, to Franz ma camele”), jak również „taśmowych”, przemkną zapewne bez większego echa kolejne wynurzenia pewnej niewinnej leliji, którą „uwiódł i porzucił” – jak pisze odnowiony „Superak” – „poseł z Podkarpacia”, tym samym przenosząc Beskid Śląski (bo i sama nazwa „Podbeskidzia” to taki sam wynalazek jak mityczna „opolszczyzna”*) w okolice Bieszczad. Okazuje się, że prócz ujawnienia swoich skatologicznych fantazji dotyczących wymienionego posła, pani „dziennikarz, politolog oraz entuzjastka filologii i kultury włoskiej”, postanowiła przy tej okazji pożalić się na fakt, iż zły Kaczafi chciał ją podobnież „zniszczyć”, a samego posła z Bielska-Białej ponoć „trzyma” ów żądny niewinnej krwi despota, choć nie do końca wiadomo za co (być może pojawiła się tu we wpisie naszego niebożątka pewna nutka zazdrości), gdyż - jak pozostaje powszechnie wiadomym - jest ów obiekt niewczesnych dziewczęcych fantazji w chwili obecnej posłem niezrzeszonym, zawieszonym w prawach nomen omen członka klubu. Kolejna odsłona naszej krajowej, trzeba przyznać, że jak dotąd dość pokracznej, odmiany #metoo’owskiej histerii z nagonką, nie powinna zyskać jakiegoś szczególnego zainteresowania opinii publicznej, najpewniej ku niewymownej rozpaczy samej zainteresowanej „uwiedzionej i porzuconej” oraz jej podobnych pań o określonej proweniencji, czyhających gdzieś w swoich prywatnych rynsztokach, bądź też innych, wynajmowanych im niezwykle chętnie przez niektórych bardzo łobywatelskich posłów lokalach, na swoją życiową szansę.
   Za to niewątpliwie uwagę mediów mają szanse skupić na sobie kolejne odpryski hucpy, wywołanej z początkiem roku przez specjalizujące się w tego rodzaju kampaniach środowiska. Okazuje się, że na sławetnych taśmach odnaleziono niezbity dowód na antysemityzm premiera, co nie może dziwić z racji chociażby już samego faktu jego urzędowania w kraju tradycyjnych, zoologicznych antysemitników, który to swoisty casus belli już chyba ostatecznie skłonić musi - obnażonego tym sposobem jako bezkompromisowy wyznawca idei swego czasu podniesionej na wyżyny religii państwowej przez pewnego austriackiego malarza - Morawieckiego juniora do tak wyczekiwanej przez idącego przez wieś Grzesia dymisji. Okazuje się, że na tym samym nagraniu pan premier wykazał się również grzechami pobocznymi, a mianowicie antygermanizmem, antyamerykanizmem i antyanglizmem, a nawet antyszwajcaryzmem, ale na to jakoś żaden tamtejszy, czytywany przez owe wraże narody ichni „Times”, nie zwrócił jak dotąd uwagi, być może wychodząc z całkowicie słusznego założenia, że nasz czołowy antysemitnik, wyrażając się przy tej okazji o - zamieszkujących wskazany szereg państw - obrzydliwie bogatych nababach, tak czy inaczej obraził jeden i ten sam naród, żyjący wśród powyżej wymienionych nacji pod postacią uciemiężonej mniejszości, za to ujawniający się w podejrzanej nadreprezentacji wszędzie tam, gdzie można sobie na tym czy owym mniej lub bardziej słomianym przedsięwzięciu co nieco podżerować (nie mylić z podżyrowaniem, choć branża właściwie podobna).
   I tutaj już drodzy Państwo żartów nie ma. Jako rzecze jedna z czołowych fourpijnych gazet, która rzecz raczyła podchwycić i nagłośnić, samo już połączenie nazwy zamieszkującej Pewne Państwo Położone w Palestynie (4P – a zatem z angielska Fourpia) nacji - jedynie w tejże malowniczej okolicy występującej w roli większości (choć i ta przewaga się kurczy - stąd rozpaczliwe wysiłki sprowadzenia nieco jewropejskich posiłków, zniechęconych do zamieszkiwania naszego niegościnnego kontynentu powtarzającymi się falami - tak przyjacielsko usposobionych do tejże grupy - „uchodźców”, a także urządzane cyklicznie zawody w strzelaniu do celu w okolicach Wielkiego Muru tudzież w innej spektakularnej konkurencji naprowadzania obiektów latających na cele położone po jego drugiej stronie) - z wizerunkiem „bogatego człowieka”, musi być poczytywane za bezprzykładną zbrodnię, stanowiąc zarazem niczym niesprowokowany atak na ów – równie przywiązany do składanych masowo w jego łonie ślubów ubóstwa, jak z samej swej natury miłujący pokój – narodek. A pozostaje jeszcze do rozpatrzenia śmiertelna zniewaga w postaci zrównania naszych wypróbowanych „braci i przyjaciół” do jakichś tam niekoszernych Szwajcarów, Niemców czy innych Anglosasów. I to jest prawdziwa afera, nie jakieś tam molestatorskie dyrdymały. Przynajmniej na naszym krajowym poletku jest okazja do odegrania się – choćby w tej skromnej formie – za te wszystkie niebywale ukrzywdzone zaoceaniczne schweinsteiny i inne mniej-zaoceaniczne polańskie. W kraju gdzie rozwiane na wietrze zostały kości zholocaustowanych uprzednio przodków, nie będzie nikomu jedna czy druga wywłoka wchodziła w paradę. Tutaj kwestia priorytetów oraz hierarchii afer większych i pomniejszych musi pozostać jasna i dla każdego oczywista, tak by przewaga – choć póki co jeszcze nie ta ilościowa – została zachowana, a miejscowy naród odpowiednio przetresowany. Ku chwale przyszłych Ziem Obiecanych, zaanonsowanych swego czasu przez miejscowych pisarzy i reżyserów. A i niezwykle namiętnie anonsowanych w chwili obecnej.

*https://www.salon24.pl/u/teutonick/896739,o-slasku-ale-i-o-europie-czyli-kwestia-roznic-w-standardach - polecam dyskusję pod notką