8 grudnia, wymieniona w tytule Blogerka była łaskawa opublikować tekst pt. „Rehabilitacja PRL w pełnej krasie…”.
A we wstępie ( choć tekst traktował o czymś innym) taka oto perełka :
„Kupiłam „W Sieci”, poczytałam. News sobotni jakoś przestał być głównym materiałem, pojawił się za to znakomity artykuł „okładkowy” dr Gontarczyka o sprawie prof. Kieżuna, a dokładniej szczegółowa recenzja naukowa materiałów Cenckiewicza i Woyciechowskiego – polecam wszystkim, streszczać nie będę, trzeba samemu przeczytać. Powiem tylko, że wyszło na moje, czego zresztą byłam pewna od początku.”
Pisać można dużo i głupio, więc ową „ szczegółową recenzję naukową'' trzeba przeanalizować przede wszystkim w kontekście bezpośredniej konfrontacji adwersarzy, która miała miejsce w telewizji Republika.
Nieco światła na intencje Gontarczyka musi także rzucić jego wywiad dla „Frondy”, w którym momentami z łatwością porusza się w konwencji donosu:
„(…)Jeśli zaś chodzi o nazwanie dr hab. Cenckiewicza „cenionym autorem”, to cóż… Po części to opinia absolutnie zasłużona. Ale z drugiej strony, takie problemy z wiarygodnością tego co pisze, zdarzały mu się od początku jego kariery naukowej. Z powodu publikacji z tego okresu miał problemy w IPN (…)
W ostatnich latach znam szereg tekstów polemicznych z Cenckiewiczem, wskazujących nadużycia i poważne błędy. Ale żaden z prawicowych tygodników nie chciał ich publikować, bo to Cenckiewicz(…)”.
Jednak Gontarczyka nie odstręczało to od współpracy z Cenckiewiczem przy okazji książki o Wałęsie.
W końcówce tego fragmentu donosu „nasz'' doktor posuwa się do psychoanalizy osobowości Cenckiewicza :
„(…)Nic dziwnego, że zatracił dystans do siebie i poczucie rzeczywistości (…)”
Być może tytułowa Blogerka przywołane fragmenty „merytoryczności” Gontarczyka także uznaje za przejaw „znakomitości”, bo wydaje się, iż posługiwanie się insynuacjami nie nastręcza jej dylematów :
„(…)Jeśli wszystkie lustracje wykonywane przez owych panów tak wyglądają, to niech nas Pan Bóg ma w opiece, bo jesteśmy w czarnej dziurze (…)” (Eska „Oświadczenie w/s Cenckiewicza i Woyciechowskiego” Salon 24 ).
A w anty lustracyjnym pakiecie dostajemy dodatkowo taki oto „argument”
„(…)nie mamy do czynienia z obiektywnym, wielowątkowym materiałem, tylko z zarzutem opartym wyłącznie na aktach SB, interpretowanych przez samozwańczych prokuratorów (…)
Panowie tkwią z nosem w teczkach, ja miałam do czynienia z SB w realu (…)”. ( Eska – tamże).
Mówi to Państwu coś ?
Ja nie przypominam sobie, aby środowiska wspierające konfidentów bezpieki oraz oni sami prezentowali linię obrony jakoś szczególnie różniącą się od tego, czym uraczyła nas Pani Eska.
„Nie znacie tamtych realiów ”, "to wyłącznie esbeckie fałszywki”, „samozwańczy prokuratorzy” itd., itp. Powtarzano w przeszłości wielokrotnie, lecz kłamliwie.
I tak oto, w złej wierze i ze złą wolą zwalczana przez konfidentów bezpieki i środowiska im sprzyjające idea i realizacja lustracji znalazła swoje dopełnienie w tekście patriotycznej ( nie śmiem nawet wątpić) Blogerki.
Zaiste, ciekawych doczekaliśmy czasów.
Po przeczytaniu wywiadu we „Frondzie” wysłuchałem rozmowy rozdygotanego Gontarczyka z rzeczowymi – Cenckiewiczem i Woyciechowskim.
Pani Eska się jednak pospieszyła ze swoim triumfalizmem ( „powiem tylko, że wyszło na moje” ) , bo Gontarczyk już na samym początku rozmowy przyznaje :
„Od strony formalnej SB miała w pełni rację, że zarejestrowała go ( Kiezuna- przypis mój, A. W. ) jako TW i on takie tajne kontakty utrzymał”.
Ale zawsze , gdy już faktu współpracy podważyć nie sposób pojawia się w obronie konfidentów „argument” ostateczny, taka ostatnia deska ratunku:
„(…) informacje głównie bezwartościowe, nieszkodliwe, publicznie dostępne(…)” –( które przekazywał Kieżun; wywiad z Gontarczykiem we „Frondzie”).
A w rozmowie w TV Republika Gontarczyk dodaje : „ to nie są rzeczy pierwszorzędne"- ( ponad 50 spotkań w lokalach konspiracyjnych i kontaktowych – przypis mój A.W.);
oraz : „błaha agentura”- ( więc jednak ?).
Fakt, iż Kieżun był konfidentem bezpieki jest niepodważalny,; jego zaślepieni obrońcy usiłują udowodnić rzekome błędy i nadużycia badaczy oraz wmówić nam, iż przekazywane informacje były „ nieszkodliwe”.
Jeżeli Gontarczyk, który badał kwestie lustracji oraz działania SB nagle ogłasza, iż przekazywane przez Kieżuna informacje były „ nieszkodliwe” kompromituje się ostatecznie ( a w ślad za nim Pani Eska).
Kto, jak kto, ale tego typu historyk musi wiedzieć, iż żadna informacja przekazana SB nie była obojętna, gdyż bezpieka mogła wykorzystać dosłownie wszystko.
Natomiast , jeśli Gontarczyk, w obliczu wielokrotnego wprowadzania Kieżuna do lokali konspiracyjnych i kontaktowych ( ponad 50 spotkań) twierdzi, iż mamy do czynienia z „ błahą agenturą”, to wytłumaczenie może być tylko jedno. Jest człowiekiem złej woli, co w zestawieniu z jego personalnym atakiem, głównie na Cenckiewicza sugeruje wyłącznie jakieś względy osobiste.
Więc kompromitacja na całego.
I właściwie na tym można by poprzestać: fakt, iż Kieżun był konfidentem bezpieki został udowodniony ponad wszelką wątpliwość ; wydaje się natomiast, iż na zaślepienie niektórych trudno będzie znaleźć lekarstwo.
Poświęćmy jednak jeszcze nieco czasu na artykuł Gontarczyka opublikowany w „W sieci”, który stał się dla Pani Eski "prawdą objawioną", stanowiącą przesłankę do otrąbienia zwycięstwa.
Jak już pisałem, przedwczesnego, bo wiele światła rzuca późniejsza polemika w „Republice” oraz wywiad Gontarczyka dla „Frondy”.
Nie mam zamiaru analizować całości wywodu pana G., bo są to duperele, po części już zbite przez Cenckiewicza i Woyciechowskiego w bezpośredniej dyskusji.
Np. donos TW Waldemara, który ma rzekomo świadczyć, iż Kieżun był jednak wrogiem systemu.
Cenckiewicz podaje kontrargument w postaci prof. Frybesa, który pisze coś zgoła przeciwnego ( że Kieżun był w pełni zlojalizowanym wobec PRL obywatelem). Więc notatka przeciwko notatce, zatem trzeba badać inne dokumenty i okoliczności.
Albo argument Gontarczyka, jakoby donosy przepisywane na maszynie miały mniejszą wagę lub były nieważne ( nawiasem mówiąc Gontarczyk w rozmowie zaprzecza, by o czymś takim pisał, na co Cenckiewicz odsyła go do „Frondy”, i oczywiście ma rację), co zostaje zbite kontrargumentem, iż Gontarczyk w pracy nad agenturalnością Wałęsy nie stosował takich warsztatowych obostrzeń.
Na argument Gontarczyka, iż Kieżun sam był rozpracowywany oraz były na niego donosy Cenckiewicz podaje przykład donosów na Wałęsę, choć ten był już konfidentem.
Gontarczyk odpowiada z kolei, iż to sytuacje nieporównywalne.
Ale to nieistotne, bo podając tego typu argument w obronie Kieżuna ( że sam był rozpracowywany przez SB) Gontarczyk albo stawia pod dużym znakiem zapytania swój warsztat, albo znowu udowadnia, iż w tym przypadku nie jest historykiem tylko wypełnia zadanie. Obstawiam tę drugą ewentualność.
Powinien bowiem wiedzieć ( wystarczy przeczytać parę książek z tej tematyki), iż niekiedy, a może nawet dość często ( tu statystyki nie podam) konfidenci występowali jednocześnie jako figuranci ( osoby wobec, których bezpieka prowadziła czynności operacyjne).
Bezpieka nie dowierzała TW, więc często za pomocą innych konfidentów weryfikowała przekazywane informacje oraz sprawdzała lojalność.
O tym Gontarczyk musi wiedzieć.
I jeszcze zarzut Gontarczyka odnośnie do sprawy paszportowej Kieżuna. Zarzucił Autorom lustracji Profesora, iż stwierdzili udział w całej sprawie Kiszczaka, podczas gdy ten ani nie interweniował, ani nawet nie zapoznawał się z aktami, gdyż brak jest jego podpisu.
Ja nie wiem w tym przypadku, czy obaj Autorzy ( C. i W.) nie popełnili tu błędu. Nie wiem, być może.
Ale jest pewne, panie Gontarczyk, że Kieżun odwołał się bezpośrednim pismem do Kiszczaka, a następnie przy bezpośrednim zaangażowaniu się w sprawę w-ce szefa pionu kontrwywiadu SB, gen. Pożogi, oraz przy zaangażowaniu rezydentów wywiadu PRL w Toronto, działających pod przykryciem konsulów, kurierem przedłużony paszport otrzymał.
I to są fakty, do których Gontarczyk w żadnym momencie się nie odniósł.
W kontekście „nieszkodliwych” – zdaniem Gontarczyka – informacji przekazywanych przez Kieżuna warto powołać się na notatkę Profesora z odczytu emigranta z ZSRR dr Mandelzweiga wygłoszonego na jednym z amerykańskich uniwersytetów, której skan ilustruje artykuł Gontarczyka we „W sieci”.
Gontarczyk wprawdzie powołuje się na tę notatkę, aby zbić zarzut ( rzekomo postawiony przez pp. C. i W.) antysemityzmu Profesora.
Jest ona jednak doskonałym przykładem „nieszkodliwości” przekazywanych informacji.
Warto dokładnie przeczytać tę notatkę i zastanowić się, jak szerokie spektrum działań otwierały przed SB tego typu relacje. ( z zainteresowaniem Moskwy włącznie). Jak już zostało powiedziane, dla bezpieki nie było informacji nieważnych.
I dlatego za umieszczenie w swym tekście tej notatki należy Gontarczykowi podziękować.
Obrońcy Kieżuna powołują się na rzekomą „grę’ prowadzoną przez niego z bezpieką. Gontarczyk ujął to następująco :
„(…) credo bohatera, któremu w PRL, przyszło zacisnąć zęby, chodzić na kompromisy, by normalnie funkcjonować i robić coś dla Polski. (…)” – ( podkreślenie moje, A.W.).
Gontarczyk oburza się też na użycie przez Cenckiewicza w stosunku do Kieżuna określenia „maksymalny oportunista”.
Ja nie wiem, czy przymiotnik „maksymalny” jest adekwatny w tym przypadku. Wiem natomiast, że Wałęsa wygrywał w totolotka, a Witold Kieżun już przed 1958, a po 1961 roku w szczególności, objechał – jak twierdzi Cenckiewicz- niemal cały świat, że w latach osiemdziesiątych został wydelegowany przez MSZ do Burundi, że zasiadał w PKW, że w 1959 roku awansował na jednego z dyrektorów NBP ( argument Gontarczyka, że przecież startował z niskiego szczebla w tym banku ośmiesza go do cna).
O sytuacji z paszportem już pisałem. Warto tylko dodać, że odwołanie Kieżuna skierowane bezpośrednio do Kiszczaka o niczym - wg Gontarczyka- nie świadczy, bo on – Gontarczyk pisywał np. do Św. Mikołaja, więc , co z tego ? ; w przypadku dr G. to jest właśnie ten poziom dyskusji.
Jeżeli powyższe przykłady to nie jest oportunizm ( mniejsza, czy maksymalny, czy tylko średni), to co to jest ? !
Warto przypomnieć, iż wielu lustrowanych uprzednio ( w tym duchownych), którym zarzuca się współpracę z SB, tłumaczyło się chęcią wyjazdu oraz koniecznością uzyskania paszportu.
Wówczas prawicowi ( przyjmijmy ten umowny termin) blogerzy nie stosowali żadnej taryfy ulgowej.
W przypadku Profesora Kieżuna mamy do czynienia z całym szeregiem apanaży, i aż dziw, że znajdują się tacy, którzy z tego szamba usiłują wyławiać jakieś drobinki miodu.
Chciał prowadzić „ normalne życie”, czy tak ? Słusznie prowadzący dyskusję w TV Republika M. Rachoń zapytał Gontarczyka : „co to znaczy normalne życie”?
Tak, Panie Gontarczyk. , a także pani Esko, to stosowanie podwójnych standardów, nie świadczące bynajmniej o moralnej jednoznaczności.
Nie chcę się już znęcać nad szyderstwem, jakie zamieściła Pani Eska w notce „Rehablilitacje PRL w pełnej krasie” , którego ostrze skierowała ( za Gontarczykiem) w kierunku Cenckiewicza wobec rzekomych błędów merytorycznych w jego książce „ Atomowy szpieg…”
Dziś, po odpowiedzi Cenckiewicza, wiemy już, że ugodziła samą siebie ( Pan. G. także).
Tak, Pani Esko, to „rehabilitacja PRL w pełnej krasie”
W Pani niektórych tekstach….
To, iż Prof. Witold Kieżun był oportunistą i konfidentem peerelowskiej bezpieki w żadnym razie nie przekreśla jego pięknej karty okupacyjnej, ani mądrych poglądów, które głosił już w IIIRP.
Tyle, że to działa w obie strony. Jego zasługi, to, iż dziś niektórzy patrioci uważają Go za „naszego” nie przekreśla wielu lat jego konfidencjonalnej współpracy ze zniewalającym Polaków reżimem.
Jeżeli niektórzy nie chcą tego przyjąć do wiadomości, to - parafrazując Panią Eskę- niech pan Bóg ma ich w opiece, bo pozostają w czarnej dziurze...
http://www.fronda.pl/a/dr-gontarczyk-tylko-dla-frondapl-o-manipulacjach-cenckiewicza-i-woyciechowskiego-ws-prof-kiezuna,44809.html
https://www.youtube.com/…
http://eska.salon24.pl/6…
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 11161
Modlą się do Boga, ale Prawdę mają za nic.
Jeszcze raz serdecznie dziękuję i pozdrawiam.
P.S. Dodała mi Pani otuchy.
A.