Rozpuk – tajna broń wodzusiów!

Pięta Achillesa. Żebro Adama. Nos Kleopatry. Ucho van Gogha. Łono Abrahama. Usta Mariana. Palec Boży. Oko proroka. Warkocz Bereniki. Bark Glika… Do tej anatomicznej wyliczanki dołączyło ostatnio kolano Kaczyńskiego. “Życzliwi” prześcigają się w spekulacjach na temat zdrowia, wróć, choroby prezesa. Śmiertelna ona czy jedynie obłożna? I czy istotnie zaatakowała tylko kolano? W każdym razie nieubłaganie nadciąga kres politycznej aktywności dyktatora, a tym samym rozpad zjednoczonej prawicy. Popłoch w szeregach partii władzy, której notowania spadają na łeb, na szyję, o kolanie nie wspominając, sprawia, że tak zamierza ona zmanipulować ordynację wyborczą do parlamentu europejskiego, by móc gromadnie prysnąć do Brukseli. Nic z tego. Żądni zemsty, sorry, powrotu prawa i demokracji światli liberałowie już szykują kazamaty dla gwałcicieli konstytucji i swobód obywatelskich.
Wszak czasami wrażym zamordystom sprzyja szczęście. Heroldzi słusznej sprawy przyczajeni czekali na wizerunkową wtopę prezydenta Andrzeja, vel Adriana Dudy. Podobno zamierzał polecieć na mecz do Rosji, gdyby nasi piłkarze wysoko awansowali w mistrzostwach świata. I gracze Nawałki uratowali głowę państwa PiS przed politycznym blamażem. Ale co się odwlecze, to nie uciecze… Zwłaszcza, że per saldo klęska biało-czerwonych przysłużyła się demokracji. Teraz podniesieni na duchu obrońcy europejskich wartości zaciskają kciuki za długotrwałą suszę, afrykański pomór świń i wykorzystanie przeciw samodzierżawiu z Nowogrodzkiej artykułu 7 traktatu unijnego. Zaś najbardziej praworządni chętnie dodaliby do tego pakietu coś z repertuaru plag egipskich.
Na chwilę porzucę kpiarski ton. I chociaż już od lat nie zarabiam pisaniem o sporcie, wykorzystam swe doświadczenie w tej materii, by wyskrobać kilka zdań serio. Przez ostatni kwartał zalewały mnie, jak zresztą wszystkich, opinie, analizy, prognozy i proroctwa na temat szans naszych piłkarzy. Oryginalnych myśli, niestereotypowych spekulacji, paradoksalnych refleksji było w tym tyle, co kot napłakał. Po blamażu także banał goni banał.
Doprawdy nie potrafię pojąć, komu, poza producentami okolicznościowych gadżetów, zależało na dęciu w fanfary futbolowej mocarstwowości? I dlaczego nikt, no, prawie nikt, nie tonował snów o potędze? Przecież publiczna telewizja nie musiała się obawiać o tak zwaną oglądalność, bowiem piłkarskie mistrzostwa świata to samograj. I na mecze w reżymowej stacji zerkają nawet zaciekli opozycjoniści, jedynie zasłaniając na wszelkie sposoby logo TVP.
Mej opinii o samograju nie zmienia traumatyczne doświadczenie sprzed lat. Otóż w 1973 roku, wkrótce po meczu na Wembley(1:1), w którym Jan Tomaszewski zatrzymał Anglię, dowiedziałem się, że to spotkanie oglądało tylko niewiele ponad 30 procent globalnej liczby telewidzów i to w czasach, gdy mieliśmy do dyspozycji zaledwie dwa programy. No, ale wtedy nie każdy chciał narażać i tak zszarpane nerwy kibicując skazanym na pożarcie orłom Kazimierza Górskiego. Któż jednak nie chciałby podziwiać gladiatorów Adama Nawałki miażdżących kwiat światowego futbolu? Było, minęło. Mizeria recenzentów pozostała.
A mimo wszystko z tej mizerii i tak wyziera większa fachowość niż z analiz I komentarzy politycznych. Jeśli bowiem myślenie(?) życzeniowe i amatorszczyzna merytoryczna u ludzi publicznie wypowiadających się o sporcie są przywarami częstymi, acz nie dominującymi, to te same wady w szeroko pojętej klasie(?) politycznej stanowią normę tym bardziej porażającą, im dalej na lewo od centrum plasują się poglądy jej przedstawicieli.
Ci to dopiero nadymają balony iluzji. Już sama lista wodzirejów zastępów do walki ze zjednoczoną prawicą budzi respekt w szeregach dobrej zmiany. Bo moce sprawcze większości tych wodzusiów mieszczą się na pograniczu farsy i groteski. A taka konstatacja rozśmiesza ludzi rozsądnych do rozpuku. I jedno wielkie bum może unicestwić prawicę. Czyżby zatem w wyborczym wieloboju czekała nas zmodyfikowana gombrowiczowska walka na miny?
Podobno nie należy kończyć tekstu pytajnikiem. Stąd te dwa ostatnie zdania.
 
Sekator
 
PS.

- Wiesz - wzdycha mój komputer. - Ostatecznie wolę walkę na miny niż na cepy.
- Pamiętaj, że są cepy robiące miny - studzę jego optymizm.