Nadjeżdża Pendolino - drogie, spóźnione i niewygodne?

Włoski cud technologiczny, duma ówczesnego ministra Nowaka, wypolerowany, błyszczący, piękny Pendolino już 14 grudnia ma ruszyć do akcji. Bilety miały być dostępne w sprzedaży już dziś, ale coś nie do końca zagrało i w sumie mamy specyficzny symbol Polskich Kolei Państwowych - pierwsze spóźnienie. 

Sprzedaż ostatecznie ma ruszyć w nocy (w kasach), nad ranem w systemie internetowym. Pamiętając o śliniącym się z wrażenia tłumie na dworcu we Wrocławiu (łał - patrzcie, pociąg - czysty, z klimą, szybki...) należałoby oczekiwać sporego zainteresowania ewentualnych podróżników. Ceny jednakże mogą lekko przystopować miłośników kolei - mają wahać się one (zależnie od trasy) między 49 a 189 zł. Uzależnione będą także (wzorem linii lotniczych) od daty zakupu - im wcześniej zaplanujesz wojaże, tym zapłacisz mniej.

Warto zaznaczyć, że bilet na najdłuższej trasie między Krakowem a Trójmiastem to koszt bliski 190 zł, a polecieć można (zamawiając bilet na ostatnią chwilę) za złotych 140, planując podróż wcześniej i bez dużego bagażu - nawet 6 dyszek wystarczy. Widocznie luksus wypróbowania szalonej inwestycji PKP Intercity (400 mln euro w dobie fatalnej kolejowej infrastruktury trudno nazwać pomysłem racjonalnym) musi swoje kosztować.

Ma jeździć Pendolino szybko. Oczywiście nie na tyle jednak, na ile potrafi. Teoretycznie 250 km/h w praktyce zamieni się na 200 i to tylko na wybranych, niedługich trasach. Średnio będzie to prędkość między 90-160 km/h, czyli dla pasażerów nic nowego. Zdarzą się także wyjątkowo charakterystyczne dla PKP trasy remontowe, czyli tam, gdzie pasażer może wysiąść, załatwić w pobliskim zagajniku wybraną potrzebę (fizjologiczną, zebrać grzyby na zupę, szczaw na kolację, mirabelki na deser) po czym spokojnie wrócić do pociągu. 

Zamiast obiecanych 13 składów, 14 grudnia na trasy ruszy 9 - kolejne opóźnienie, wynikające podobno z winy producenta. Z drugiej strony ciągle szykowane są pod wyznaczone trasy tory, więc płakać raczej nikt nie zamierza, choć Sąd Arbitrażowy sprawę finansowych rozliczeń ma podobno rozstrzygnąć. Mamy ciszę wyborczą, więc daruję sobie docinki na temat politycznego wymiaru tego wyjątkowego zamówienia. Widocznie tak już u nas musi być, że jak się chce bezdomnemu pomóc, to mu się najpierw kino domowe kupuje - a kto przy tym tak naprawdę zyska, a kto straci, to już tajemnica poliszynela.

Troszkę się w życiu polskimi pociągami najeździłem, więc zapewne w tym kontekście doceniłbym wygodę kolejowego ferrari. Z drobną uwagą jednak, że w dniu dzisiejszym komfortu podróży nie powinno raczej wyznaczać to, iż śnieg nie pada mi na głowę (oj, padał) zimą a latem nie jadę w saunie (czasem nawet się ogrzewanie pod plastikowymi siedzeniami potrafiło włączyć) - a raczej czas, punktualność, cena w stosunku do jakości i w porównaniu z konkurencją. 

W przypadku Pendolino okazuje się, że nawet tak prozaiczna rzecz jak możliwość kupna biletu w pociągu nie będzie możliwa - nie masz biletu, płacisz 650 zł kary, nie ma zmiłuj. Nie, żebym się czepiał na wyrost, ale coś mi się zdaje, że nawet tak drogi, luksusowy z założenia pociąg może nie przetrwać zderzenia z szarą, polską rzeczywistością. Na to testów nie ma, niestety.