Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Stojąc na światłach - czyli o czym tu dumać na londyńskim bruku?
Wysłane przez zbigniew girzyński w 07-09-2008 [23:59]
Stojąc na światłach - czyli o czym tu dumać na londyńskim bruku?
Tak się złożyło, że kwiecień wypełniły mi badania archiwalne w Instytucie i Muzeum im. Generała Sikorskiego w Londynie. Ponieważ mój powrót do kraju zbiegł się z zamykaniem kolejnego numery naszego miesięcznika, przyszło mi więc pisać comiesięczny felieton na emigracji. Zadanie o tyle trudne, że wieści z Polski nad Tamizę dochodzą z rzadka, a jeżeli już to ze sporym opóźnieniem. Mogłem wprawdzie założyć, że jak co miesiąc i tym razem skompromituje się któryś z ministrów Leszka Millera, ale niezbyt to elegancko wyglądać na czyjeś nieszczęście. Zresztą może od czasu do czasu przyda się na naszą polską, szarą rzeczywistość spojrzeć z pewnej perspektywy. Kanał La Manche daje ją aż za nadto.
Gdy spojrzeć na naszą historię to prezentuje się ona jako pasmo nieszczęść i tragedii narodowych (anarchia, liberum veto, rozbiory, nieudane powstania, okupacja, komunizm) ozdobionych jedynie przeświadczeniem, że zawsze zachowywaliśmy się przyzwoicie i jak nakazywał honor wypruwaliśmy z siebie żyły walcząc we wszystkich możliwych wojnach, na wszystkich frontach za wolność waszą i naszą (niestety z ogromną przewagą ,,waszej"). Wydaje nam się w związku z tym, że wszyscy powinni nas za to podziwiać, klepać po ramieniu i składać wyrazu uznania. Tymczasem jeżeli nawet jakiś Anglik to robi, to w tym samym czasie puszcza oko do Francuza i mówi ,,frajerzy".
Tymczasem historia Wielkiej Brytanii to dzieje potężnego Imperium, które nie tylko nie doświadczyło obcego panowania, ale samo w czasach świetności panowało nad połową kuli ziemskiej. Wystarczy wspomnieć, że co czwarte państwo na świecie należy do Commonwealth, stanowiącej miłe, choć raczej symboliczne, wspomnienie imperialnej przeszłości. Z przyzwoitością Anglików też różnie bywało: mordowali własnych władców, założycielem ich narodowej religii był król - rozpustnik i poligamista, a ich wojskowa doktryna opiera się na ,,walce do ostatniego obcego żołnierza na kontynencie". Nie miewają też sentymentów w polityce: Churchill w Teheranie i Jałcie sprzedał niepodległość Polski za stałe miejsce Radzie Bezpieczeństwa ONZ i strefę okupacyjną w pokonanych Niemczech. Ze śmiercią gen. Sikorskiego też nie wiadomo jak było naprawdę, dokumentów w każdym razie Anglicy na ten temat ujawnić nie chcą, a jak powiada polskie przysłowie ,,na złodzieju czapka gore".
Jednym słowem okropni ci Anglicy, jak ten facet tam wytrzymał - zapyta ktoś. Nic bardziej mylnego. Wielka Brytania to bardzo przyjemny kraj. Jedyne nieprzyjemności jakie mogą spotkać przyjeżdżających tam Polaków kończą się po przekroczeniu granicy.
Londyn to czyste, zadbane miasto z doskonale funkcjonującą komunikację miejską i przepięknymi, ogromnymi parkami. W parkach na starannie przystrzyżonej trawie tysiące londyńczyków wypoczywa zażywając słonecznych kąpieli, grając w piłkę czy urządzając sobie piknik. Wyobrażacie sobie Państwo taki widok w Polsce? Po paru minutach pojawiłaby się Policja lub Straż Miejska i wlepiła by nam mandat za niszczenie zieleni. Zresztą parków mało, a jeżeli już jakiś jest to władze z uporem maniaka, gdzie się tylko da sadzą bratki i inne kwiatki uniemożliwiając korzystnie z trawnika, który zresztą najczyściej grodzą niezwykle stylowym biało - czerwonym łańcuchem. Zieleń w Polsce to jak wystawa sklepowa dla ubogiego, może cieszyć tylko oczy.
Czy zdążyło się Państwu stać na czerwonym świetle mimo, że ulicą nie jechał żaden samochód? Niektórzy pewnie nawet kilka razy odważyli się chyłkiem przez ulicę w takiej sytuacji przemknąć. Znam też takich, którzy swoją odwagę w takiej sytuacji przypłacili mandatem. Jak czerwone trzeba stać. Nieważne, że najbliższym samochód stoi zaparkowany 200 metrów od przejścia. W Londynie światła mają pomóc ludziom przejść przez jezdnie gdy ruch jest zbyt duży a nie blokować im drogę gdy nikt nie jedzie. Pomijam już fakt, że angielscy kierowcy są niezwykle uprzejmi i gdy zobaczą, że ktoś zbliża się do przejścia dla pieszych zatrzymują się i grzecznie czkają aż przejdziemy na drugą stronę jezdni. Okazuje się, że trzeba przepłynąć kanał La Manche aby dowiedzieć się, że przepisy są stworzone dla ludzi a nie odwrotnie.
Zapyta się ktoś co to wszystko ma wspólnego z naszą i angielską historią? Wbrew pozorom całkiem sporo. Gdy my wcielaliśmy się w Mesjasza Narodów nie zastanawiając się nad tym czy przyniesie to nam więcej korzyści czy strat Anglicy konsekwentnie budowali swoje imperium nie przejmując się innymi. Gdy powstała EWG (prekursorka Unii Europejskiej) Anglicy przyglądali się przedsięwzięciu z boku. Przystąpili dopiero wówczas gdy przekonali się, że jest to dobry interes. Gdy kraje Unii nieomal w komplecie pozbyły się swoich narodowych walut Anglicy pozostali przy funcie i czekają na efekty wprowadzenia nowej waluty (dla kogoś kto w odróżnieniu od całej Europy porusza się samochodami po lewej stronie, a z metrów musi wszystko przeliczać na jardy wyprawa do kantoru to żaden problem). W polityce bowiem liczy się bezwzględny rachunek strat i zysków a sentymenty i emocje nie powinny odgrywać żadnej roli. Tej świadomości naszym politykom, zwłaszcza prowadzącym negocjacje z UE życzę, zapewniając ich jednocześnie, że negocjatorzy po drugiej stronie doskonale sobie za tego zdają sprawę.
7 września 2008 r. przejdzie w pewien sposób do historii. Na stadionie Wembley w Londynie odbył się jednodniowy festiwal polskiej muzyki rozrywkowej z udziałem takich znanych wykonawców jak: Kayah, Bajm, Lady Pank, Monika Brodka, Doda, Wilki czy Bracia. Bez względu na muzyczne gusta (nie koniecznie wszyscy z artystów prezentują ten typ muzyki, który mi się najbardziej podoba) jest duże wydarzenie artystyczne i żywy dowód na to, jak bardzo dziś Polacy są obecni nad Tamizą.
W maju 2002 r. opublikowałem felieton, który zamieszczam poniżej. Był on efektem moich ówczesnych refleksji po powrocie z Wielkiej Brytanii. Wprawdzie od jego napisania upłynęło trochę czasu, ale spostrzeżenie, które wówczas mnie naszły nie straciły zbyt wiele na znaczeniu, a niektóre wydają się wręcz jeszcze bardziej aktualne.