Cuda, Panie, Dziwy (albo i trzy w jednym)

   Tak jak w tytule, dzieje się. Na krajowym podwórku ciągnie nam się cepeliada dla maluczkich pt. świętowanie 100-lecia niepodległości (świętujta ludziska, świętujta bo nigdy nie wiadomo kiedy bedzieta mieli kolejną okazję). Dla odmiany na jesieni zaserwuje nam się referendum z niewątpliwie arcyważnymi i nurtującymi lwią część społeczeństwa pytaniami do ułożenia „w trakcie konsultacji” i do rozszyfrowania przez rzesze obywateli. Jak pan prezydent zamierza następnie zebrać większość konstytucyjną potrzebną do uchwalenia postulowanych korekt czy też całościowej wymiany ustawy zasadniczej (która doczekała się miana „nieślubnego dziecka Kwacha”, spłodzonego rzecz jasna w stanie o tyleż dla niego naturalnej nieważkości, o ileż naturalnie oczywistym dla przeróżnego sortu niewydarzonych tramwajar stał się fakt, że należy do niej podchodzić z nabożną - niczym do Pisma Świętego - czcią), tego póki co zdradzić nie raczył. W każdym bądź razie widoczne są  w szeroko pojętym obozie rządzącym tendencje do wymiany elektoratu na nieco bardziej światły niż dotychczasowy, czego wyrazem mogą być chociażby ostatnie wynurzenia dotyczące „osobistego stosunku” ex-red. Lichockiej do jeszcze obecnego red. Terlikowskiego.
   W moim prywatnym rankingu oboje już od jakiegoś czasu pozostają siebie warci, przy czym o ile wizerunek niewątpliwie zasłużonego pana redaktora jakimś dziwnym trafem kojarzy mi się ze słynnym opatentowanym zdjęciem też ponoć redaktora zwanego - podobnież nie tylko ze względu na posiadane nazwisko - Czuchnem, o tyle pani ex-redaktor bardziej pasowałaby mi zarówno urodą, jak i walorami intelektu do ex-fraucymeru pięknego Ryśka i innych porządnych chłopów w rodzaju posła Misiły. Dorzuciłbym jeszcze ze dwie Romaszewskie, ale póki co powstrzymam się przez wzgląd na zasługi imć nieboszczyka, na którego legendzie zdaje się obie nadal siłą rozpędu jadą. Tymczasem jednak głowa państwa postanowiła miast wspomnianych cioteczek wyekspediować swoją znamienitą szyję do przekształconego w pralnię z suszarnią parlamentu na pogaduchy z równie znamienitym gronem okolicznych straganiar, tym razem o dziwo bez udziału wszędobylskich kamer (toż to zamach na wolność słowa i to w budynku sejmowym, panie Szczerba – ty widzisz i nie grzmisz?). Przekupy były ponoć zachwycone panującą na spotkaniu „atmosferą”, toteż chwilowo poczuły się ukontentowane zainteresowaniem "osób decyzyjnych". A lansem, który przy tej okazji miał możliwość zaistnieć, można było chyba śmiało obdzielić obie strony.
   Szanowny małżonek, który wczoraj i dziś miał okazję z tradycyjnie marsowym (nie mylić czasem z marcowym - tym razem żadnych przeprosin zdaje się nie raczył zainicjować) obliczem przemawiać do wymachujących entuzjastycznie szturmówkami… tj. papierowo-bibułkowatymi chorągiewkami (bo przy natłoku różnorakich „gadżetów” w barwach narodowych o flagach nie ma tutaj chyba za wiele co mówić) tłumów, z pewnością mógł być z połowicy niezmiernie dumny. Tak jak inny - niedoszły tym razem - prezydent, za to aktualnie niezwykle doceniany w rankingach na najbardziej plugawe „tłity” redaktor (choć pozostający chwilowo w niełasce w mediach reżymowych), z pewnością niezmiennie dumny pozostaje ze swej małżonki, niegdyś zgrabnie łączącej siermiężny i znojny dziennikarski fach (o którego stopniu trudności z pewnością mogą świadczyć rozliczne przypadki mylenia tekstu czytanego z promptera z własnym strumieniem świadomości tudzież zasłyszanymi bynajmniej nie w służbowej słuchawce „głosami”) z reklamowaniem za pomocą tzw. product placement marek tytoniowych, a obecnie skupiającej się na działalności, która być może w przyszłości zaprowadzi ją do inauguracji jakiegoś kolejnego z niezliczonej rzeszy programów kulinarnych, dajmy na to z niejaką Żanetą Gotowalską (póki co w pocie czoła usiłującej zasłużyć się w jedynie prawomyślnych redakcjach, z których rzecz jasna usunięte już zostały, w ramach krajowego odprysku akcji #metoo, jednostki z gruntu niesłuszne w postaci molestatorów, kobietobijców i gwałt czyniących na zdrowej tkance redakcyjnych kolektywów, miast idąc z prądem przeznaczenia oddać się czynnościom, do których chociażby odnazwiskowo została stworzona) w duecie.
   Tymczasem wspomniana akcja zbiera żniwo w samej kolebce molestingu gdzie po wrażym Schweinsteinie, z którym to bliższą znajomością dziwnym trafem jakoś nie bardzo kwapią się chełpić nasze krajowe córy pewnej helleńskiej mieściny, a zarazem pewnych znamienitych rodziców, tylko przez przysłowiowe już wręcz roztargnienie przedstawicieli kast najdzwyczajnych oraz wygasające dziwnym trafem okresy przedawnień, nie posiadających na swych bogatych kontach epizodów równie prozaicznych, co odsiadka za udokumentowany udział w tzw. aferze FOZZ, która (podobnie jak cały szereg afer z czasów niesławnych rządów kolejnej mutacji partii w statucie mającej ponoć zapis, że pierwszy milion trza ukraść) najpewniej przyśniła się swego czasu temu i owemu, otóż po owym hollywoodzkim potentacie (który na wzór arabskich książąt miał ponoć wybranki swego serca przymuszać do wizyt w jaccuzi, masowania swoich knurzych golonek, karkówek, polędwic i schabów wraz z okolicami, a być może w ramach eksperymentu również konsumpcji  tego co po przetrawieniu pozostało po spożytej świńskiej acz koszernej karmie) przyszedł w ramach kłótni w rodzinie czas na inne czarne owce molestingu, przy czym jedna owca ku niekłamanemu wzburzeniu wszelkich antyrasistowskich aktywistów okazała się być naprawdę czarna, za to w przypadku drugiej doszukano się niesławnego incydentu sprzed 40 lat, o którym obecnie przeróżni moralizatorzy rezydujący na co dzień w podwojach sławetnej akademii raczyli sobie kolejnym dziwnym trafem przypomnieć.
   W związku z powyższym przeróżne KODofilskie bojowniczki o wolność i demokrację, stanowiące zarazem słowiczy chórek najwierniejszych fanek napomkniętego artysty w rodzaju naszej koffanej Dodzi Stalińskiej, która swego czasu w programie wspomnianego redaktora od dziwnych tików nerwowych, potrząsania przylizaną grzywką tudzież mało skoordynowanej gestykulacji oraz wprowadzania znakomitej małżonki za prompter, odznaczyła się mocno broniąc własną, nieco już pomarszczoną piersią czci wymienionego wybitnego przedstawiciela polskiej-niepolskiej szkoły filmowej, będą chyba teraz musiały połknąć własny język, a przy tej okazji być może jeszcze jakąś inną część - niekoniecznie własnego - ciała, że przez wzgląd na stosunkowo podeszły wiek rzeczonych nie wspomnę o tzw. gorzkiej pigułce „dzień po”. Tak więc prokuratorzy prokuratorami, procesy ekstradycyjne procesami ekstradycyjnymi, ale tak naprawdę dopiero gdy akademia na skutek nagłego #mituicznego wzmożenia locuta, zadość stało się causa finta. Wyczuwając pismo nosem pan reżyser zdążył jeszcze odciąć się od swojego nieco bardziej amerykańskiego kolegi po jak najsłuszniejszych korzeniach tudzież fachu i mimo licznych naprowadzeń ze strony usłużnej pani redaktor, grającej niegdyś pierwsze „kulturalne” skrzypce w jako się rzekło obecnie reżymowej telewizji, nie napluć przy tej okazji na naród swoich wybawców. Doprawdy w ostatnich czasach trudno o większą łaskę.
   Z innych spraw „międzynarodowych” zwraca uwagę kolejna czołobitna wizyta naszego Ciapy w unijnej Mekce na wysłuchaniu przez etatowego rewizora na wschodnią Europę, odgrywającego zarazem rolę najbardziej zajadłego psa łańcuchowego na usługach dobrej cioci Angeli. Po spotkaniu imć Frans zechciał podzielić się ze stadem obecnych w takich razach na miejscu szczujnych żurnalistów (w odróżnieniu od pana owczarka to jednak w większości wielorasowcy) swoimi spostrzeżeniami oraz obietnicami, że będzie nadal pilnie śledził proces legislacyjny zapowiadanych już przez Ciapę w wiernopoddańczych ukłonach po odbytej audiencji zmian w ustawach, które pierwotnie miały ponoć w zamyśle ich twórców oraz imć pana prezydenta reformować nasz system sądowniczy, a prócz tego nie omieszka również „przyglądać się sytuacji”. Wydawałoby się, że przedstawiciele każdego szanującego się - aspirującego przynajmniej do bycia suwerennym - państwa, winni doradzić panu Fransowi, żeby może zajął się jednak śledzeniem poczynań własnej małżonki, względnie (w myśl nowomodnych trendów, jakim hołdują bez umiaru kraje w rodzaju tego, z którego zwykł ów swój rodowód wywodzić) małżonka - o ile takowe coś posiada, a wraz z tym czymś posiada także jakoweś w taki czy inny sposób umotywowane podejrzenia oraz by skupił się raczej na przyglądaniu własnemu obliczu podczas porannego golenia aby czasem nie przydarzył mu się przy tejże czynności jakowyś przykry wypadek. Ale co tam marzyć o tem w sytuacji gdy udecka kuźnia kadr, z której kantorka co i rusz wypadają jakieś ożywione nagle domniemane nieboszczki, wciąż nieodmiennie nadaje ton naszej „polityce zagranicznej”. Cudzysłów w tym przypadku nie należy traktować jako przypadkowy. A już od wpływu na zawartą w nim materię, wywieranego przez owych strupieszałych zombie, powinna nam cierpnąć skóra.

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika gajw

04-05-2018 [09:12] - gajw | Link:

Dowcipne i trafne. Jedna uwaga - Korynt nie leży na wyspie (a propo "cór")

Obrazek użytkownika Teutonick

04-05-2018 [11:40] - Teutonick | Link:

Podwójnie dziękuję za uwagę, już skorygowane:) Pozdrawiam