Kolejne śniadanie wicemiszczów – z cyklu: zapis choroby

   Nawiązując do poprzedniej notki - od jakiegoś czasu nosiłem się również z zamiarem streszczenia wraz z podsumowaniem którejś spośród - oglądanych w ramach nieco perwersyjnej formy rozrywki - fascynujących audycji nadawanych w ramach całej prawdy całą dobę w każdą sobotę w okolicach południa (chyba, że akurat „dzieje się” coś nadzwyczaj istotnego tzn. właśnie demonstruje jakiś odprysk takich czy innych obywateli względnie demokratów – wtedy gospodarz wraz z gośćmi nie są wpuszczani na antenę i najprawdopodobniej wzorem redaktora kierownika Warzechy zadowalają się darmową wyżerką na zapleczu). A jako że w dniu wczorajszym gromadka cyklicznie zapraszanych przez resortowe dziecię (nie mylić czasem z będącymi ostatnio w medialnym cugu dorosłymi dziećmi osób niepełnosprawnych… albo może na odwrót - osób nadzwyczaj sprawnych, przynajmniej medialnie - sam już nie wiem) leśnych skrzatów, wzmocniona tradycyjną paprotką zdołała wydać z siebie jedynie tradycyjny bluzg na Partię Mściwego Kaczora wraz z zapowiedziami niechybnych rozliczeń jej członków w ramach nowej Norymbergi (zieeew), do tego załamać ręce nad poziomem edukacji młodych ludzi, zwłaszcza tych, którzy zamiast konterfektu boskiego Che, wolą nosić na koszulkach wizerunki bohaterów naszej narodowej (cóż za paskudne słowo) historii, a na koniec poagitować sobie co nieco za delegalizacją takiej czy innej (z samej definicji wrażej) organizacji właśnie do owych bohaterów się odwołującej, postanowiłem odtworzyć z pamięci przebieg programu sprzed kilku tygodni, wyławiając z niego co bardziej smakowite kąski, gdyż ostatnich kilka sobót ichnia stacja-matka, ze względu na różne arcyciekawe wydarzenia, bezlitośnie spychała owo będące autorem tegoż „formatu” prawdziwe „zwierzę dziennikarskie” - wylansowane swego czasu poprzez wytypowanie do prowadzenia programu „Agent” (taka rodzinna tradycja) z byłym ministrem zdrowia w roli głównej - wraz z zapraszanymi compadresami z przeciążonej przeróżnymi partyjnymi konwentyklami tudzież innymi mniej lub bardziej happenerskimi spędami ramówki w medialny niebyt tudzież jakiś inny -byt.
   Pozwolą państwo, że na początek przedstawię osoby dramatu: tak więc obok playboyowato-klaunowatego (zdecydowanie z przewagą tej drugiej cechy) resortowego synalka pełniącego rolę gospodarza i moderatora toczących się w ramach tejże wyżery żarliwych dyskusji, nieodmiennie przywołującego mi swą nieco wymiętą fizjonomią na myśl wizerunek martwej natury w postaci nadpsutej ziemniaczanej bulwy, w rzeczonym odcinku występują: obleśne dziady w ilości trzech, na podobieństwo makbetowskich wiedźm, w tym - pewien polsko-bardzojewropejski aktor, zwany przez niektórych odnazwiskowo, ale zdaje się, że również odwyglądowo tudzież odcharakterologicznie Wymłóconym Prosiakiem (wątpiącym polecę sprawdzić sobie znaczenie staropolskiego określenia „pszon”), wsparty mocno skiszonym Ogórkiem (nie mylić z naszą najnowszą lwicą prawicy) z nieco już zsiadłym Mleczkiem na popitkę jako tzw. satyrykami (rezultat przetrawienia tego rodzaju zmiksowanych ingrediencji w tym przypadku jest raczej łatwy do przewidzenia) oraz jako się rzekło tradycyjna paprotka - mniejsza tu o nazwisko, które i tak - podobnie jak miano odpowiedniczki tejże we wspomnianym „najświeższym” odcinku - raczej nikomu niczego bliższego nie powie. Tak więc mamy do czynienia z etatowymi „zawsze drugimi” („z zielnika drugi, na 1500 drugi… Nawet jak byłem pierwszy, to byłem drugi”*) „miszczami” (sami pisali), przybyłymi do jedynie słusznego studia aby móc tam w sielankowej, sprzyjającej głębokim rozmyślaniom intelektualnej atmosferze, w ramach towarzystwa wzajemnej adoracji (absolutnie nieoderwanego od hodującego sobie na własnym garbie podobną „elitę” społeczeństwa) nasładzać się wzajemnie swoją postępowością, spożywając przy tym absolutnie niepolskie produkty (aby czasem nie narazić się jakże cenionej w świecie małżonce naszego hyclowsko-przydrożnego specjalisty od dorzynania watah i robienia laski) i żyjąc w niczym niezmąconym przeświadczeniu, że każdy kto nie podziela ichnich (czy też raczej „mojszych”*) niezwykle światłych poglądów, ten z definicji musi być jakiś dziwny, ciemny jak tabaka w rogu, a już co najmniej wysoce nieracjonalny.
   Sama akcja rozpoczyna się tradycyjnym powitaniem zgromadzonej jakże licznie przed telewizorami arcyelitarnej i megainteligenckiej publiczności (mimo, że generalnie oglądam ten cyrk dla beki, to i tak od razu poczułem się - by zacytować pewnego filmowego skręcającego klientom karki kręgarza - „ważnym człowiekiem”*), by następnie przejść już do tradycyjnych bluzgów na kaczystowskiego „gnoma” (cytat dosłowny) w wykonaniu tarnobrzesko-kolbuszowsko-krakówkowskiego arbitra elegancji skrzyżowanego z Misterem Olimpia, połączonych z załamywaniem rąk nad „zbiorową hipnozą”, w którą popadło społeczeństwo w „tymkraju”, w którym „dopóki Kościół będzie mocny” to będziemy niestety mieli to co mamy i „PiS się nie posypie” (och jakże mi przykro). Na to wyapaszkowany WP (patrz poprzedni akapit)  stwierdzić raczył tyleż autorytatywnie, co odkrywczo, że „musi być SLD żeby była w Polsce równowaga”. Na co imć Mleczko raczył się popisać kolejnym bonmotem spod budki z piwem, mówiącym maluczkim o tym, że PiS ma to szczęście, że zawsze jakimś dziwnym trafem łapie się na górkę w gospodarce (w domyśle każdorazowo spija wypracowaną przez jakże robotnych poprzedników śmietankę). Na co Pszon zaczął snuć z kolei smętną opowieść o tym jak to „zszokowała” go śmierć niejakiego „Zwykłoszaroczłowieka” (rzecz jasna ani słowem nie zająknął się o byciu poruszonym powracającymi cyklicznie po 89-tym roku falami samobójstw powodowanych na ten przykład względami ekonomicznymi), ale jeszcze bardziej zszokowało go, że nic się po owym „akcie” nie wydarzyło. Jak rozumiem i w tymże przypadku spodziewał się imć Pszon fali naśladowców. Niestety sam, najpewniej z uwagi na brak wolnego czasu, nie zechciał dać narodowi (a fe!) przykładu, w związku z czym cały misterny plan spalił na panewce. Na co wreszcie resortowy redaktor, swego czasu podczas wspólnych podróży po „Czarnym Lądzie” mocno zafascynowany innym resortowym redaktorem, udzielającym się dla odmiany w „krytyce muzycznej” (nie mam zdrowia cytować, ale wszyscy zainteresowani ewentualnymi sekretami alkowy będą przy odrobinie dobrych chęci w stanie wszystko to najpewniej odnaleźć w przepastnych kieszeniach Wujka Gugla), raczył odrzec przytomnie, że „jednak komuna to nie jest”, a miny współbiesiadników nagle nie wiedzieć czemu sposępniały.
   Następnie dyskusja w sposób gwałtowny przeszła na „zagadnienia międzynarodowe” i tutaj nastąpiła tyrada pana rysownika na temat tego, jak to „jeszcze nigdy na przestrzeni dziejów ignoranci nie mieli tyle do powiedzenia”, z jednoczesnym umiejscowieniem wrażego Internetu w roli „największego zła” (!). Rzecz jasna imć pan rysownik tym samym, wraz ze swoją wiedzą historyczną, predestynującą go do wygłaszania równie stanowczych sądów na temat kondycji dzisiejszych „mających coś do powiedzenia” panów decydentów, ustawił się automatycznie poza gronem owych „ignorantów”, jako nie mający nic do powiedzenia, a już na pewno nic mądrego tudzież wiążącego. Trzeba przyznać, że w porównaniu do drugiego „satyryka” oraz osóbki robiącej za paprotkę to i tak niemały sukces, w sytuacji gdy ów wspomniany tandem prócz serii nerwowo-głupkowatych chichotów nie wydał z siebie w trakcie trwania całego programu niczego wartego niniejszym przytoczenia. W sukurs ruszył jednak niezawodny Pszon, który na wygłoszoną przez Zsiadłego uwagę „na tematy międzynarodowe”, mówiącą dla odmiany o tym, że „demokracja się posypała kompletnie” bo „Ameryka wybrała sobie tego rudego” (w odróżnieniu ma się rozumieć od „naszego-nienaszego” rudego, podczas którego oświeconych rządów demokracja rzecz jasna kwitła i miała się nad wyraz prześwietnie), rzucił był pogardliwie w powietrze: „miernoty”, na co Zsiadły odparł był (ponownie odwołując się do pamięci rzeczonego Pszona) zagajeniem: „Pamiętasz Hollanda?”, mając przy tym na myśli z wielkim stopniem prawdopodobieństwa ex-prezydenta przyszłego Pierwszego Jewropejskiego Kalifatu, a nie szanownego protoplastę klanu naszych resortowych „pań rezyserek”* boć przecież w owym znamienitym ze wszech miar rodzie o żadnych miernotach nie mogło być nawet mowy. Resortowy prowadzący przytomnie zauważył, że za to Rosjanie ponoć w owym przyszłym kalifacie nic nie zdziałali bo pani Le Pen nie została wybrana (w domyśle jak rozumiem zdziałali za to wiele gdzieś zupełnie indziej niestety). Na to wszystko imć Mleczko, jak na satyryka koncesjonowanego przystało, rzucił rubaszny żart na temat tego, że tylko czekać jak „jakiś wariat naciśnie czerwony guzik i będzie spokój”. Na koniec nastąpił ponowny zwrot w kierunku spraw krajowych, w tym pomieszanie z poplątaniem Mrożka, Gombrowicza i Iwaszkiewicza z „misiewiczami” (tymi samymi, którzy jakimś kolejnym dziwnym trafem, w odróżnieniu od jakże kompetentnych poprzedników, wypracowują horrendalny zysk dla SSP) i hekatombicznomartyrologicznym Marcem 68 zusammen do kupy, ale jeśli chodzi o mnie, to zdaje się, że w tym momencie cokolwiek już odcięło mi tlen tudzież prąd, za to (w obliczu całkowitej niemocy Wymłóconego Prosiaka) odkręciło wodę i gaz.
 
*wszelkie nawiązania do twórczości M. Koterskiego proszę traktować jako nieprzypadkowe

 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika jazgdyni

29-04-2018 [18:06] - jazgdyni | Link:

Gratuluję samozaparcia. Co za masochista - powiedziałbym. Katujcie mnie swoją głupotą, katujcie.
Kiedyś Pan zsyłał plagi. A teraz to nawet rzeżączki gardła nie dostaną.
Złe czasy.
Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

29-04-2018 [18:24] - Imć Waszeć | Link:

A może nigdy nie zsyłał, tylko się komuś wydawało lub zrymowało, albo nie był to ten Pan? :) Zupełnie jak ci wredni Polacy, którzy zgotowali holokaust biednym właścicielom państwa nad Wisłą. Co w nich wstąpiło po tysiącu lat sąsiedztwa? :)))
Kto raz bezczelnie skłamał, ten prawdopodobnie bezczelnie kłamie zawsze. W każdym razie z ciekawością przeczytałem hagadę Gadającego Grzyba na temat korzeni narodu żydowskiego:

http://podgrzybem.blogspot.com...

Obrazek użytkownika Teutonick

30-04-2018 [10:03] - Teutonick | Link:

Ku chwale Ojczyzny!
Pozdrawiam również