Niemieckie va banque (2)

W sierpniu 1918 roku Niemcy ostatecznie utracili inicjatywę strategiczna na froncie zachodnim.
 
         W trakcie dotychczasowych walk straty obu stron były podobne i wyniosły odpowiednio 240 tysięcy w armii niemieckiej i 220 tysięcy w armiach alianckich. O ile jednak  miejsce poległych, rannych i wziętych do niewoli Francuzów i Anglików zajmowały świeże, dobrze wyposażone dywizje amerykańskie, to Niemcom coraz trudniej było uzupełnianie strat.
 
        W ramach dalszej koordynacji działań sojuszników, w dniu 14 maja 1918 roku gen. Foch został naczelnym wodzem wojsk sprzymierzonych we Francji. Ustanowienie jednolitego dowództwa było ważnym krokiem na drodze do zwycięstwa. Na razie jednak inicjatywa nadal znajdował się w rękach Ludendorffa, który nie zamierzał zrezygnować z kolejnej ofensywy. Uważał przy tym, iż „nasi przeciwnicy na zachodzie mogą się również załamać tak niespodziewanie, jak Rosja”. Jego zdanie podzielał Hindenburg, dowodząc, że „nie po jednym uderzeniu upadł kolos rosyjski. Atakowaliśmy to tu, to tam i nagle poszło tak daleko. Pójdzie tak samo i na zachodzie. Niech Pan patrzy, mamy przed sobą, Bogu dzięki, jeszcze pięć miesięcy do zimy, jeszcze wiele razy możemy przypuścić atak, uderzymy to tu, to tam…”.  Było to jednak jedynie pobożne życzenia, nie mające związku z rzeczywistością.
 
      Tym niemniej Niemcy nie dawali jednak za wygraną i po miesięcznej przerwie, zaatakowali ponownie w 27 maja 1918 roku siłami 41 dywizji piechoty na 35-kilometowym odcinku frontu, bronionym przez 7 dywizji francuskich i 4 angielskie. Dysponując znaczną przewagą zmusili aliantów do wycofania się. Nie pomogły ściągnięte oddziały amerykańskie. Podobnie jak w marcu w przypadku Brytyjczyków, francuski dowódca nie zbudował systemu obrony w głąb, gęsto obsadzając pierwszą linię obronną. Dodatkowo słabe odwody umieścił za daleko od frontu. To sprawiło, iż Niemcy w pierwszym dniu ofensywy posunęli się naprzód o 20 km, a szybko wycofujący się Francuzi nie zdołali nawet wysadzić mostów na drodze niemieckiego natarcia.
 
      W dniu 1 czerwca 1918 roku Niemcy ponownie – jak w 1914 roku – dotarli do Marny i znaleźli się 60 kilometrów od Paryża. W mieście wybuchła panika – kilkaset tysięcy paryżan wyjechało z miasta, a rząd rozważał ewakuację do Tours.
 
       Niemcy gonili jednak ostatkiem sił i w dniu 2 czerwca zostali powstrzymani. Za cenę wielkich strat, głównie w elitarnych oddziałach szturmowych, uzyskali jedynie lokalne sukcesy. O ile Niemcy coraz bardzie tracili siły, o tyle opór aliantów krzepł, w czym niebagatelną rolę odegrały wypoczęte oddziały amerykańskie. „Widok tej wspaniałej młodzieży zza oceanu – zanotował jeden z francuskich oficerów – wywarł ogromne wrażenie. Stanowili kontrast przy naszych wycieńczonych żołnierzach w brudnych mundurach, znoszonych w ciągu lat wojny, o posępnych twarzach, starganych nerwach, trwających i walczących dzięki heroicznej woli walki. Dało się odczuć, że następuje jakaś duchowa transfuzja krwi”.
 
       W dniu 9 czerwca Niemcy uderzyli jednak ponownie, tym razem siłami 18. Armii Oskara von Hutiera, składającej w znacznej części z rekrutów oraz zdemoralizowanych żołnierzy ściągniętych ze Wschodu. Niemcy zostali szybko zatrzymani przez aliantów, którzy w dniu 11 czerwca przeszli do zwycięskiej kontrofensywy, odzyskując utraconą inicjatywę strategiczną. Paniczne nastroje Francuzów, podsycane ostrzałem Paryża i miast Francji północnej i środkowej, szybko zanikły. Zaniechano przygotowań do ewakuacji rządu ze stolicy. „W opinii publicznej narodów zachodnich – wspominał Roman Dmowski – już panowała pewność zwycięstwa. On les aura!- słyszało się we Francji na każdym kroku”.
 
      „Jeśli wytrzymamy do końca czerwca, nasza sytuacja będzie dużo lepsza. – zanotował marszałek Petain – W lipcu możemy podjąć ofensywę, która w końcu przyniesie nam zwycięstwo”.
 
       Nie wszyscy w Niemczech podzielali zdanie Hindenburga i Ludendorffa , iż zwycięstwo można osiągnąć jedynie na polu walki. Niemiecki sekretarz stanu  w Urzędzie Spraw Zagranicznych Richard von Kühlmann podczas debaty w parlamencie wskazał, iż „wobec potworności wielkiej tej wojny koalicyjnej, w której biorą udział i mocarstwa zamorskie, nie można oczekiwać końca wojny jedynie w wyniku działań wojennych, bez zmiany poglądów, bez rokowań dyplomatycznych”. Nie wierząc w pełne zwycięstwo, zasugerował konieczność podjęcia rokowań pokojowych, nawet za cenę nieuniknionych kompromisów. Przekonanie, iż Niemcy nie samą tylko siłą oręża, ale także wysiłkiem dyplomatycznym mogą zakończyć wojnę, rozsierdziło Ludendorffa, który doprowadził do jego dymisji. Po raz kolejny Naczelne Dowództwo pokazało swoją potęgę, z którą musiał liczyć się także cesarz.
 
       Opowiadano w Niemczech, iż Ludendorff na pytanie, co będzie jeśli ofensywa zawiedzie, miał odpowiedzieć: „To będzie upadek Niemiec”. Kwatermistrz generalny stawiał więc los Niemiec na jedną kartę. Przejście do defensywy oraz wycofanie się wysuniętych pozycji zdobytych na wiosnę 1918 roku, oznaczało jego zdaniem przyznanie się do przegranej, co wywarłoby deprymujący wpływ na wojsko oraz naród niemiecki. Zgadzał się z nim Hindenburg uważając, iż „groziło nam, że zanik siły oporu w naszym narodzie i wojsku złączy się na naszą zgubę u naszego przeciwnika z żądzą zniszczenia. Wydawało się, że wyjście z ciężkiej sytuacji dać mogą jedynie sukcesy wojenne. (….) Warunkiem wstępnym sukcesów było zachowanie inicjatywy, tzn. że powinniśmy być stroną atakującą. Dostaniemy się od razu pod młot, jeśli wypuścimy go z ręki”.
 
      Niemcy nie tylko nie podjęli jakichkolwiek rozmów pokojowych, ale postępując jakby wygrali już wojnę, na naradzie w Spa  w dniu 2 lipca 1918 roku podjęli uchwałę, że „Belgia musi pozostać pod wpływem niemieckim, aby nigdy nie mogła popaść pod wpływ francusko-angielski i być terenem koncentracji wojsk naszych wrogów. (…) Niemcy zapewniają sobie długą okupację. (…) Zupełne usunięcie wojsk niemieckich z Belgii zależy od tego, czy Belgia ściśle się z nami zwiąże”.
 
      Ludendorff zaplanował więc jeszcze jedną ofensywę. Początkowo chciał przeprowadzić silny atak na wojska angielskie we Flandrii, jednak po danych wywiadu, iż Anglicy dysponują tam znacznymi rezerwami, postanowił zaatakować Francuzów. Celem uderzenia było usunięcie niebezpieczeństwa okrążenia, jakie zagrażało niemieckim wysuniętym pozycjom nad Marną. Niemiecki atak miał także pozbawić sprzymierzonych rezerw, aby następnie można było uderzyć we Flandrii. Operacja uzyskała kryptonim „Marneschutz-Reims.
 
      Niemieckie plany zakładały, iż 7 armia przekroczy Marne w okolicach Dormans i będzie posuwać się w kierunku Epernay, natomiast 1 i 3 armie miały atakować na wschód od Reims w kierunku Chalons-sur-Marne.
 
      W dniu 15 lipca Niemcy uderzyli w Szampanii, jednak zostali natychmiast powstrzymani. „Po raz pierwszy od początku ofensywy z wczesnej wiosny – zapisał gen. von Kuhl – nasze uderzenie zawiodło nie tylko pod względem operacyjnym, ale i taktycznym. (….) 15 lipca uderzyliśmy nie na front słabo obsadzony, jak się spodziewaliśmy, lecz na gotowego do walki silnego przeciwnika”. Nie bez znaczenia był fakt, iż francuski wywiad wcześniej zdobył dokładne informacje o dacie i miejscu ataku. Francuski dowódca . Pomny wcześniejszych doświadczeń francuski dowódca rozbudował linię obrony w głąb, słabo obsadzając pierwszą linię obrony, silnie natomiast dwie pozostałe. Kiedy więc Niemcy otworzyli swój morderczy ogień - większość pocisków spadło na niemal puste umocnienia, a efekt ostrzału był niewielki.
 
      Po odparciu Niemców Francuzi wsparci przez dywizje amerykańskie oraz 350 czołgów przeszli w dniu 18 lipca do kontrataku, przełamując w ciągu kilku godzin niemieckie linie obronne, odrzucili Niemców o 10 km w tył, biorąc do niewoli 10 tysięcy jeńców oraz zdobywając kilkaset armat. Ostatecznie w trakcie tzw. drugiej bitwy nad Marną Francuzi odrzucili Niemców spod bram Paryża. Bitwa uwydatniła znaczenie, niedocenianych przez Niemców, czołgów. „Wzrósł duch w armiach sprzymierzonych, a upadł w armii niemieckiej” – stwierdził  Ferdinand Foch, który jako jeden z pierwszych zrozumiał, że nieprzyjaciel słabnie i czas zakończyć wojnę.
 
       W uznaniu zasług prezydent Poincare mianował Focha w dniu 7 sierpnia 1918 roku marszałkiem Francji. „W chwili, gdy nieprzyjaciel – pisał w uzasadnieniu wniosku premier Clemenceau – straszliwym atakiem na froncie długości 100 km spodziewał się narzucić nam pokój niemiecki, pokonali go generał Foch i jego wspaniali żołnierze”. W dniu 23 sierpnia na zamku Bombon w departamencie Seine-et-Marne prezydent wręczył mu podczas podniosłej uroczystości buławę marszałkową, dziękując za ocalenie Paryża. Nowy marszałek odpowiedział krótko: „Panie Prezydencie, będę starał się stać na wysokości zadania, które mi rząd powierzył. Dziękuję z głębi serca”.
 
       W tym samym czasie Ludendorff musiał przyznać, iż „nie powiodło się naszymi zwycięstwami skłonić narodów Koalicji do pokoju przed przybycie posiłków amerykańskich. Siła naszego wojska nie wystarczyła, aby decydująco ugodzić nieprzyjaciela zanim stanie na miejscu Amerykanin ze znacznymi siłami. Jasno zdawałem sobie sprawę, że wskutek tego położenie nasze było bardzo poważne”.
 
       Natomiast Foch bardzo szybko udowodnił swoją wartość. Wczesnym rankiem 8 sierpnia 1918 roku 33 dywizje francuskie i angielskie ruszyły do ataku na południowy wschód od Amiens, uderzając na Niemców po obu stronach szosy Amiens - Saint-Quentin. Wspierani przez 500 czołgów alianci całkowicie zaskoczyli Niemców. W pierwszym dniu ofensywy alianci posunęli się o 15 km, a w ciągu następnych pięciu o dalsze 60 km. Niemców ogarnęła panika, zaczęli uciekać w popłochu. Dopiero w połowie sierpnia 1918 zdołali opanować sytuację. Nic więc dziwnego, iż „8 sierpnia – napisał Ludendorff – to czarny dzień wojska niemieckiego w historii tej wojny”.
 
       Te sierpniowe dni doprowadziły do utraty ducha bojowego niemieckiego żołnierza, zachwiały także przekonanie Ludendorffa o przewadze niemieckiego Naczelnego Dowództwa nad aliantami. „Prowadzenie wojny przybrało teraz charakter – napisał – nieodpowiedzialnej gry hazardowej. (…) Wojnę należało kończyć”. Wojnę jednak zwycięsko zakończyli alianci.
 
 
 
 
Wybrana literatura:
 
 
J. Pajewski – Pierwsza wojna światowa 1914-1918
A. Chwalba - Samobójstwo Europy. Wielka Wojna 1914-1918
M. Gilbert - Pierwsza wojna światowa
A.West – Front zachodni 1917-918. Historia pierwszej wojny  światowej