Tusk za murem

Przestrzeń publiczną zalewa tyle porażających informacji, że niczym szczepionki uodporniają mnie na szok egzystencjalny wszelkiej maści. Jednym słowem od czasu gdy partnerka brydżowa przebiła mojego króla asem, nic mnie już nie stresuje i niczemu się nie dziwię. Wyjątki od tego błogostanu mógłbym policzyć na palcach. Ostatnio wprawił mnie w zdumienie Jan Englert potwierdzając plotki środowiskowe, że większość studenterii pierwszego roku szkoły teatralnej nie słyszała o Gustawie Holoubku! To tak jak gdyby kowal, powiedzmy z Kuźni Raciborskiej, nie znał mitu o Hefajstosie. Żartowałem.
Skąd mi do głowy przyszła ta miejscowość? Aha, skojarzyłem tępe walenie młotem w kowadło z ekspresją wywodów bywalca liberyjnych mediów, profesora Jacka Raciborskiego. No, ale erupcje erudycji głosicieli prawdy objawionej nie czynią już na mnie wrażenia. Co najwyżej w trosce o higienę psychiczną zmieniam na chwilę kanał, by na jakimś Discoverze zrelaksować się widokiem małpy z brzytwą, lub czymś równie kojącym.
Wyluzowany wracam do skrzeczącej pospolitości. A tu, pomijając bieżączkę, za którą nie nadążam, trwa wyścig z przeszkodami do rozmaitych publicznych synekur. Prężą muskuły kandydaci na prezydentów dużych miast. W Warszawie były platformerski wiceprezydent stolicy Wojciechowicz staje do bratobójczej walki z Rafałem Trzaskowskim. We Wrocławiu Władysław Frasyniuk jest gotów lec na bruku, w czym ma wprawę, by zatrzymać marsz na ratusz Kazimierza Ujazdowskiego. W Gdańsku opozycja dążąc do kompromisu z braku laku postawi zapewne na Neptuna. W Słupsku Robert Biedroń postanowi udowodnić, że za dwa lata zamieni ratusz na pałac przy Krakowskim Przedmieściu…
I tu zaczyna się kłopot zbawców ojczyzny in spe. Do niedawna bowiem generatory rzeczywistości urojonej lansowały na ojca(śmiałe określenie dla geja) narodu właśnie Biedronia. Teraz do licytacji, na razie półgębkiem, włączył się Donald Tusk. W internecie powstał nawet hasztag: “Murem za Tuskiem”. W kontrze, nie upieram się, że proroczej, proponuję hasełko: “Tusk za murem”.
Feministki nie rezygnują z promowania Barbary Nowackiej. Zbowidowcy postawią być może na Monikę Jaruzelską. Ja zaś nie przekreślałbym do końca Rafalali. Ten facet(?) ma potencję, zwłaszcza jeśli jego pijarowcy wykorzystają zbieżność ksywek: Rafalala i Rafa Nadal.
A na tych nazwiskach wysyp orłów, sokołów, herosek, się nie kończy. Przypomnę, że wciąż może kandydować Bronisław Komorowski, który zaprzepaścił swą poprzednią szansę przez wyjątkowo niefortunny dlań zbieg okoliczności. I wciąż jest guru dla GRU.
Oczywiście nie siedzę cięgiem przed ekranem czy monitorem, że o papierowych mediach nie wspomnę. Czasami ruszam w Polskę. Ostatnio na przykład znacząco zwiększałem frekwencję przed gmachem sądu, w którym jako świadek zeznawał Donald Tusk. Tłumów, jak w czasie niegdysiejszego przemarszu z dworca do prokuratury, nie było. Signum temporis? Kilka obiektywnych wywiadów w TVN 24 odrobi zapewne straty wizerunkowe w elytarnym elektoracie. I poszły konie po betonie!
 
Sekator
 
PS

- Co ty pleciesz?! - Oburza się mój komputer. - Nigdy nie byłeś na Służewcu? Konie nie biegają po betonie!
- Och, te po zwycięstwo pogalopowałyby nawet po tłuczonym szkle - ripostuję.