Dlaczego Ślązacy są trochę inni

Część III
Chcąc pokazać dwa światy, które w XIV w. odeszły od siebie a potem, po 600 latach  zderzyły się ponownie na Śląsku (1922 i 1945 r.), musimy cofnąć się o kilka wieków wstecz, a więc do czasów w których zaczęły się one kształtować osobno, każdy na swój specyficzny sposób. W przypadku Śląska wracamy do wieku XVII i ostatnich Hohenzollernów, w przypadku Polski, miejscami, aż do Kazimierza Wielkiego.

Na Śląsku, po zakończeniu obu wojen światowych, w jednym miejscu, spotkało się doświadczenie kresów zachodnich z kresami wschodnimi. Warto zauważyć, że kresy zachodnie pozostały na swoim miejscu, ludność z kresów wschodnich powróciła do Macierzy. Dopiero takie spojrzenie daje bardziej właściwy obraz wydarzeń, które dziś zachodzą na terenie Górnego Śląska. Więcej, dopiero taki obraz pokazuje, że walka wcale się nie zakończyła i stanowi konfrontację nie dwóch odmiennych polskich doświadczeń, lecz wciąż tych samych sił – postpruskich, a więc antyeuropejskich i polskich – europejskich, których Europa wciąż nie chce uznać za swoje. Świadectwem tego jest chociażby dzisiejszy stosunek do emigrantów z Azji Mniejszej i Afryki.

Kresy zachodnie
Całościowe spojrzenie na państwo brandenbursko-pruskie nie jest łatwe, bo choć jego toksyczność zaczyna kondensować się po wojnie trzydziestoletniej i koncentrować w osobie Fryderyka Wilhelm I Elektora (1620-1688), to jego początki sięgają daleko wcześniej i odnoszą się do takich pojęć, jak: Drang nach Osten, dyktatura, ksenofobia, antypolonizm. Samą politykę Wielkiego Elektora (tak nazywają go Niemcy), który zdradzał każdego, można jeszcze wyjaśnić w kategoriach politycznych – budował państwo. Trudniej już wytłumaczyć zaborczą taktykę Fryderyka II Pruskiego (1712-1786), natomiast niczym uzasadnić nie można ksenofobicznej polityki Prus, która zaczęła się po zwycięskiej wojnie z Francją (1871), a zwłaszcza po zjednoczeniu Niemiec. Najgłębsze ujecie tych zmian zostało zapisane na kartach geopolitycznych opracowań z przełomu XIX i XX w. Koronnymi postaciami w tym względzie są chociażby Karl Haushofer (1869-1946) i Alfred Rosenberg (1893-1946), twórca rasistowskiej teorii narodowej. Na takim podłożu została zbudowana mentalność pruska.

Fryderyk Wilhelm I, „król żołnierz” góruje nad swoimi poddanymi, jako wychowawca, wdrażający do pruskości. Swój model przeciwstawił Ludwikowi XIV (królowi-Słońce). Pisał, że na tym padole liczy się jeno znój i trud (Ch. von Krokow, Niemcy. Ostatnie 100 lat, Volumen, Warszawa 1997, s. 21). Te ideały przez wiele lat wpajano za pośrednictwem administracji, wojska, szkoły, aż mieszkańcy Prus uznali je za swoje (s. 22).

W osobie Fryderyka II tradycje krzyżackie zlały się z brandenburskimi i wytworzyły dwutorowy kierunek zaborczy. Krzyżackie zagrożenie szło wzdłuż Bałtyku na Prusy Królewskie, Warmię, Żmudź, Kurlandię, brandenburskie w kierunku Wielkopolski i Śląska. „Wielski Fryc”, po Wielkim Elektorze odziedziczył talent polityczny i wojenny, po dziadku Fryderyku I ambicje i pociąg do francuskiej kultury, po ojcu – pracowitość, oszczędność, realizm i brutalność. Od siebie dodał rzecz, którą żaden z jego poprzedników w takim stopniu nie posiadał – nadludzką nienawiść do polszczyzny (W. Konopczyński, Fryderyk Wielki a Polska, Poznań 1947, s. 15-16).

Fryderyk II wychowywał się w atmosferze walki o sukcesję tronu polskiego, był świadkiem i uczestnikiem rozdzierania „polskiego sukna”, patrzył na zdradę magnatów polskich, na ich brak poczucia państwa i obojętność. Na dworze w Królewcu jego ojciec przechowywał i utrzymywał ponad tysiąc królewskich dostojników, którzy chwalili pruskiego króla i, za cenę powrotu na stanowiska, gotowi byli odstąpić mu  kolejny kawałek Polski. O Polakach wyrażał się z niezwykłą pogardą; tę pogardę zgeneralizował, połączył z iście pruską butą, i przekazał ją swoim poddanym. Po Fryderyku II był Bismarck, a po nim cesarz Wilhelm II, który państwo oglądał w egoistycznych kategoriach: ja, ja, ja! Ciągłość pogardliwego stosunku do Polaków została zachowania. Po nich przyszedł Hitler.

O państwie pruskim, sami Niemcy podkreślali, że rozwijało się wbrew naturze, a o Niemczech dość powszechnie, że jest państwem łupieżczo zapóźnionym (brak wielu kolonii), natomiast Polacy mogą dodać, że plasuje się ono pomiędzy Rewolucją Francuską a jagiellońską propozycją kulturową. Christian Graf von Krokow (1927-2002) pisze: ruch niemiecki wstępujący na szczególną drogę” należałoby rozumieć, jako próbę ocalenia nierówności, bądź też odtworzenia w jakieś formie kontrrewolucji tego, co rewolucja mieszczańska na Zachodzie uroczyście odwołała i zmiotła jako stare rusztowanie bezprawia”jako zasadę legalizującą porządek życia ludzkiego (Niemcy. s 104). W dalszej części autor problem ten wyjaśnia szerzej: W Niemczech, obowiązek, porządek, sprawiedliwość jest w opozycji do wolności, równości, braterstwa; panowanie jednej osobowości zamiast wielu; pierwotna, wyższa, ponad każdą wolę jednostkową, własna wartość i nad inne przekłada własne racje państwa; niemożność pogodzenia ducha niemieckiego z duchem demokratycznym […]. Problem tkwi w psychologii.[…] Hasłem centralnym jest samoświadomość. Odwołując się do Heglowskiej Fenomenologii ducha  i rozdziału: Samoistność i niesamoistność samowiedzy, panowanie i niewola, Krockow zauważa: mówiąc w uproszczeniu: pan czerpie samoświadomość z władzy, jaką ma nad innymi”, którzy żyją w bojaźni pańskiej”: ich służebność, a nawet ich bunt – o ile zostanie ujarzmiony, gwoli przywrócenia służebności, to materiał, z którego tworzy się pańska duma i poczucie honoru. Niewolnik natychmiast zyskuje samoświadomość w akcie samopoświęcenia, czerpie ją z przeniesienia, dosłownie: z budzącej bojaźń czci. […] Utożsamia się z panem. Im potężniejszy i świetniejszy pan, im bezsporniejsza jego pańskość, tym większe zarazem moce, które – czy to w pełni blasku, czy ledwie w poświacie – wiążą niewolnika i są jego racją bytu (Niemcy, s. 105) . I jeszcze cytat z Heinego: Patriotyzm Niemca polega na tym, że jego serce ciaśniejszym się staje, kurczy się jak skóra na mrozie, a on nienawidzi cudzoziemskości, nie chce już być obywatelem świata, ni Europejczykiem jeno Niemcem i basta (Niemcy, s. 102). O wolności mówi się i to pozytywnie, ale w tej wyłącznie postaci, którą  Tomasz Mann określa jako „Innerlichtkeit pod skrzydłami władzy”, czyli duchowość [jej głębia – R.S.] pod skrzydłami władzy (s. 104). I tak został wychowany obywatel Prus. Gdy nie był Niemcem, musiał z tego tytułu ponosić koszty. Jeszcze podczas II wojny w mieszkający w Niemczech Polacy mieli przyznane mniejsze racje żywnościowe i niższe pensje.

W tym bizantynizmie (Koneczny), w którym, gdyby nie wojny napoleońskie i Wiosna Ludów, konstytucja Niemiec uchwalona byłaby znacznie później, urodziło się jednak coś, co do dziś ma pozytywne przełożenie, mianowicie – urządzenia socjalne, obejmujące program ubezpieczeń społecznych, który wprowadził emerytury, opiekę medyczną, ubezpieczenia od nieszczęśliwych wypadków. Niemcy, mając takie zabezpieczenia i taką tresurę, swoje siły fizyczne i umysłowe mogli poświęcić państwu, gwarantowało, że na starość nikt bez środków do życia nie zostanie.
 
Krysy wschodnie
Świat kresów wschodnich był zupełnie inny. Nie był wyciosany z jednej bryły, jak  świat pruski. Choć na temat obydwu krain napisano bardzo dużo, to bogactwo kresów wschodnich miało zupełnie inny charakter. Tam przez wieki dominowała wolność. Różnie o niej mówiono, ale to ona stanowiła bazę do wzajemnego porozumienia się mieszkających tam ludzi i narodów. Siłą nie był dryl, prawny nakaz, lecz kultura i obyczaj – rzeczywiste podstawy demokracji. Tam buntowano się przeciw obcej niewoli i kłamstwu. Poprzez Powstania odrzucano obcy dyktat i odwoływano się do tej wolności, za która tęskniło wiele narodów. Tę mocno argumentowaną wolność rządy państw totalitarnych nazywały „polska zarazą” i tępiły, ją srogo, aby nie przeniosła się na tereny ich państw. Kresy wyzwalały inwencję ducha i dawały człowiekowi możliwość swobodnej wymiany kulturowej.

***
Na temat kresów wschodnich można pisać bardzo dużo, ale na nasz użytek sięgnijmy do dwóch osób,  do niezwykle kompetentnego, prof. Bolesława Hadaczka (niestety, do dziś sekowanego) i jego kresowego tryptyku oraz prof. Anny Pawełczyńskiej i jej Końca kresowego świata. Pierwsza z nich pisze o mitach, które każdy widzi inaczej, druga o rzeczach, które sama przeżyła.
Hadaczek powołując się na opracowanie G. Borkowskiej (w: Z domu niewoli, red. J. Maciejewski, Wrocław 1988) cytuje: Zamknięty model kultury kresowej, jej względne odwrócenie od świata, wyrobił w tamtejszych ludziach wsobność”, tj. orientację na wartości swojskie, niechęć do zmian i w rezultacie tego silną stagnację uosabiającą się również w niechęci do podróżowania, wpisywania własnego życia w tradycję historyczną”. Owa „wsobność” pozwalała kresowianom skutecznie odpierać rusyfikację, a heroiczna stagnacja ratowała od złych wpływów i narodowego zaprzaństwa (Kresy w literaturze polskiej XX w. Szkice, Ottonianum, Szczecin 1993, s 12). W innym miejscu dodaje od siebie: Kresy po rozbiorach Polski staja się bytem idealizowanym, z perspektywy emigracyjnej obrastają w obrazy początkowo jeszcze weryfikowalne przez kryterium prawdy obiektywnej, by z czasem przeistoczyć się w mit.[…] Idealizacja Kresów stanowi podstawowy składnik wielkiego mitu jagiellońskiego, którego geneza tkwi w nienormalnych warunkach życia narodu polskiego w dobie rozbiorowej, pozbawionego niepodległości, lecz nieugiętego. Literacki mit powstał z konieczności samoobrony, był wyrazem tęsknoty za światem utopijnym, bez przemocy, w którym różne narody mogły żyć w zgodzie, jak wolni z wolnymi. W ciągu wieków pełnił funkcję poznawczą i perswazyjną, zaspokajał niepodległościowe nadzieje i pomagał trwać „narodowi kresowemu”. Był podnietą do czynów wyzwoleńczych i do pracy codziennej (s.23).
Pawełczyńska na podstawie przekazów rodzinnych wspomina: Nie wolno o tym było mówić głośno nawet w rodzinie. Tylko w najbliższym gronie dorosłych komentowano trudną sytuację tych krewnych i powinowatych, którzy za udział w powstańczych walkach zapłacili konfiskatą majątku, zsyłką lub utratą szlachectwa. O pomocy świadczonej rodzinom pokrzywdzonym przez rząd carski głośno się nie mówiło. Świadczono ją dyskretnie. Nurt jawny patriotyzmu płynął na płaszczyźnie gospodarczej. Należało utrzymać ziemię, bogacić rodzinę i podnosić poziom jej wykształcenia. Był to podstawowy obowiązek ziemianina, podobnie, jak pomoc świadczona członkom rodziny i sąsiadom, aby swojej ziemi nie utracili. Z kolei patriotyczną cnotę, potrzebę i obowiązek kobiet stanowiła codzienna walka o prawo zachowania religii katolickiej, o polski język i kulturę, obrona własnych dzieci i całej rodziny przed rusyfikacją, pielęgnowanie czystości i urody polskiej mowy, a także – przy wielkiej tolerancji religijnej i narodowej – stawianie twardych barier towarzyskich kontaktom z Rosjanami.

W środowiskach szlacheckich trwał kodeks rycerski, regulując honorowe obyczaje mężczyzn i ich zachowanie wobec kobiet. Tu także po powstaniu 1963 r. marzenia o wolnej ojczyźnie wyrażano w sposób romantyczny, co nie stało na przeszkodzie żarliwemu włączaniu się podolskich dworów w pozytywistyczną „pracę u podstaw”. Przeszłość przenikała tak bardzo w codzienne życie, że pozytywistyczne wysiłki „dla dobra ludu” podsycał jeszcze feudalny duch patronalizmu. Podolskiemu życiu towarzyszyła serdeczna opiekuńczość kobiet, ich troska o potrzeby i wygodę ludzi starszych, ich ciepła stanowczość i dystans wobec dzieci, a także pełen oddania stosunek do mężczyzn. Postawa ta wyrażana codzienną starannością w prowadzeniu domu i śpiewną kresową mową łagodziła ostrze sporów i niezbędne wobec dzieci połajanki (Polihymnia, Lublin 2012, s. 12-15).

Wartość kresów wschodnich w polskiej kulturze wyraziła się nie tylko poprzez samodzielną myśl polityczną, która próbowała zsyntetyzować dwie cywilizacje: łacińską z bizantyńską, ale również połączyć wielu kultur. Dążenie to najlepiej uwidoczniło się poprzez literaturę, sztukę i życie codzienne. Cały ten kilkusetletni dorobek po 1945 r. został podzielony na dwie części: ludzi, którzy zostali przetransportowani na ziemie zachodnie i północne oraz kulturę materialną, która pozostała na miejscu jej tworzenia. Ziemia Macierzysta, ludzi ze wschodu przyjęła z niezrozumieniem. Nie ma się jednak co dziwić bowiem obydwie strony natrafiły na system komunistyczny, który zajmował się skłócaniem ludzi.

Podsumowanie
Władysław Konopczyński opisując dwa światy polski i pruski interpretuje je następująco: tu potęgująca się aż do samowoli wolność, tam karność dochodząca aż do niewoli. Tu życie beztroskie, według dewizy: „jak kto chce”, „jakoś to będzie”; tam rozkaz, reglamentacja, tresura. Tu katolicyzm, tam luteranizm z kalwińską dynastą u szczytu. Tu decentralizacja, rządy sejmikowe, tam centralizm i biurokracja. Tu lichy handel, przeważnie w rękach obcych, tam początki przemysłu i umiejętna polityka merkantylna. Tu podatki i cła obliczone na minimum obrony krajowej, tam śruba przycięta mocno, z takim wynikiem, że dwumilionowe państwo Hohenzollernów miało w 1740 r. około 7 milionów talarów dochodu (Fryderyk Wielki a Polska, Poznań 1947, s. 11-12).
Ten fragment wybitnego historyka duszę śląską wprowadza w ambiwalentne odczucia. W sercu Ślązaka, z jednej strony do głosu dochodzą wpojone przez pruskie struktury i szkołę: dryl, poczucie porządku i pogarda do wszystkiego co na wschodzie, a z drugiej (słabsze) pragnienie wolności, potrzeba wzajemnego szacunku i większej swobody. Gdy te dwie tendencje puścimy „na luz”, zaczną z sobą walczyć. Wygra oczywiści wpojony hermetyzm, który urośnie do rangi ambicjonalnej. Urażone ambicje nie uznają już argumentów rzeczowych i wówczas przestajemy się rozumieć. Niby najtrwalsze są zmiany dokonane „na dole”, ale ich trwałość jest iluzoryczna, bo żyją dotąd, dopóki ktoś z zewnątrz nie pobudzi je do życia. Pozytywne działanie państwa jest tu konieczne

Prof. Hadaczek pokazał mit kresów wschodnich i powiązał go z jagiellońskim. A czy mit piastowski nie odgrywa podobnej roli na Śląsku, w Wielkopolsce, czy Pomorzu? Zarówno na kresach wschodnich, jak i zachodnich, ludzie, w trudnych dla siebie chwilach, odwoływali się do swojej dawnej świetności. Obydwa mity: piastowski i jagielloński są polskie. A czy punktem odniesienia obydwu mitów nie była Polska? Czy dziś godzi się odrzucać coś, co jest ewidentnym bogactwem? Może w dalszym ciągu jest jeszcze mniej zrozumiały, ale one są nasze – wspólne. Śląsk w swoich dziejach przyjmował kulturę romańską, cywilizację niemiecką, protestantyzm, dlaczego odrzuca implant kresowy? Bo pański, bo nie chłopski? Przecież to bezsens, bo ani panów, ani chłopów już nie ma, ale kultura może nam wszystkim tylko pomóc. Z perspektywy dziejów ma znaczenie tylko to, co jest rodzime i służy rozwojowi.

Prof. Pawełczyńska odsłoniła prawdziwe walory kultury kresowej. Czy ona jest obca śląskiej? Czy nie ma w niej wzajemnej pomocy; nurt patriotyczny płynął na płaszczyźnie gospodarczej, czy nie było troski i walki o ziemię, czy nie było obrony wiary katolickiej, własnego języka i kultury? Czy nie było tolerancji religijnej i narodowej, szacunku do kobiet i starszych? Było! Ale na kresach wrogiem byli Rosjanie i Austriacy, na Śląsku – Niemcy. Dlatego też kresowian nie można traktować tak samo, jak kolonistów niemieckich – nie ta nacja i nie te cele. Na kresach południowych ziemia była bardziej żyzna, tam zbyteczne były nawozy, gospodarowanie było też inne. W 1922 r., na Śląsk mogło przyjechać cześć awanturników, ba taka jest natura przemian, ale po 1945 r. było inaczej. Czy nie czas wreszcie spojrzeć na siebie po ludzku?

Na Opolszczyźnie barierą w porozumieniu obu grup stała się owa „pańskość” określana, jako „pyszność”, „wyniosłość” lub nawet pogarda. Miejscowi oglądali przybyłych jako zabiedzonych z jedną walizką, zarzucali im brak identyfikacji z nowym miejscem itd. Ci ludzie zostali wygnani z własnych domów, przywieźli ze sobą kresowa tolerancję; wielu z nich było bardzo prostymi, ale jakże wielu przywiozło ze sobą uniwersyteckie wykształcenie, wysoki poziom naukowy i moralny. Na kresach nauczeni byli innego odnoszenia się, i to właśnie poczytano za arogancję – wbrew ich intencjom. Jeszcze żyli członkowie Związku Polaków w Niemczech, byli Powstańcy Śląscy. Owszem bywało różnie, ale wielu z nich uważało się za partnerów, i to było bardzo doceniane wśród kresowian. Obecnie niewiele z tego pozostało. Komunistyczny system, w takim samym stopniu wykończył inteligencję śląską, jak i tradycyjnie polska. Dziś na Śląsku kulturę polską ogląda się przez pryzmat pruko-niemiecki. Ta droga prowadzi powrotem do Niemiec, w takim samym stopniu, jak mentalność komunistyczna w objęcia Rosji.

I na koniec może raz jeszcze warto przypomnieć. Pokój w Namysłowie (1348), który Kazimierz Wielki i Bolko Świdnicki zawarli z królem Czech Karolem IV Luksemburskim (cesarz rzymski od 1355), który oparty został na wzajemnej miłości. Taki sam nakaz legł w preambule unii w Horodle. Z cesarzem nie wyszło nic, za to, na  Litwie zaowocowała Rzeczpospolitą Obojga Narodów. Nam wystarczy zwykłe szczęść Boże.

Artykuł ukazał się w ostatnim "Kurierze Wnet" Nr 46, kwiecień 2018
Poprzednie odcinki  w "Kurierze Wnet" Nr 43 ze stycznia 2018 i Nr 44 z lutego 2018

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika wielkopolskizdzichu

22-04-2018 [10:05] - wielkopolskizdzichu | Link:

Pan Bloger przedstawia wyimaginowane problemy, które nie odgrywają żadnej roli w XXI Polsce. 
Znacznie ciekawsze i mające znaczenie jest operowanie mitem przedstawiającym wyborcę PiS jako Polaka, a niewyborcę jako przedstawiciela cywilizacji śmierci i dziecko przywiezionych na ruskich tankach żydokomunistów, którego trzeba przemielić mentalnie.

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

22-04-2018 [19:39] - Ryszard Surmacz | Link:

No i widzi Pan, sam Pan sobie zaprzecza. Pański wpis, w sposób dobitny, świadczy o tym, że problem jest wciąż aktualny.
Niezależnie od poglądów wielkopolskiegozdzisia są to problemy fundamentalne, których rozwiązanie zadecyduje o przyszłości Polski. Dosłownie. Niestety, dziś w Polsce mało kto tymi kategoriami rozumuje. Jedną z tajemnic powstania II RP było właśnie rozumowanie kategoriami kulturowymi. Więcej, to poczucie tożsamości Polaków zadecydowało o sile narodu i jego woli wykonawczej bycia niepodległym państwem. Dziś tej woli, albo nie ma, albo nie nastąpiły jeszcze wystarczająco mocne fakty, aby pobudziły tę potrzebę w narodzie. Im później, tym gorzej.

Obrazek użytkownika Imć Waszeć

22-04-2018 [22:25] - Imć Waszeć | Link:

Witam. Leszek Żebrowski - pogrom polskiej nauki -- https://www.youtube.com/watch?...
Prosto z mostu o naszych obecnych  problemach.

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

23-04-2018 [10:04] - Ryszard Surmacz | Link:

W Polsce popeerelowskiej jest problem z wszystkim, a najbardziej ze świadomością, wyobraźnia i poczuciem odpowiedzialności. Niemcy po zjednoczeniu, zwolnili natychmiast ok. 3000 naukowców.W Polsce dla utrzymania bazy uczymy cały świat, pomijając siebie. Żebrowski nie mówi nic nowego, lecz jest to chyba jeden z pierwszych głosów oficjalnych. Zresztą, wielu naukowców jest tego samego zdania. Rzecz w tym, że boją się własnego cienia, bo uczelnie opanowane są przez lewactwo i pieczeniarzy.

Obrazek użytkownika anakonda

23-04-2018 [11:17] - anakonda | Link:

Witam szanownego Pana Autora.

Osobiscie uwazam, ze upraszcza Pan sprawe, bo powinien Pan zaczac od opisania swiadomosci owczesnych, przybylych na te ziemie, Polakow, o ich stosunku do tego
co na tych ziemiach zastali. Wiem z wiarygodnych zrodel, ze tzw. Kresowianie ( uzyje to pojecie jako ogolne ) byli pewni, ze te przeprowadzki to cos na okres przejsciowy.
Oni nigdy sie NIE identyfikowali z tym czym zostali " obdarowani ", dla nich to wszystko bylo " szwabskie " lub " hitlerowskie " wiec tego nie trzeba szanowac, naprawiac itd.
Dolny Slask zostal praktycznie kompletnie " oczyszczony " z ludnosci niemieckiej, troche inaczej wygladala sprawa na Gornym Slasku i czesci Ziemi Opolskiej,
tam, np. w Zabrzu, Gliwicach, Rudzie Slaskiej, Chorzowie i wielu innych miejscowosciach gornoslaskiego okregu przemyslowego ludnosc niemiecka ( przedewszystkim
fachowcy potrzebni do uruchomienia kopaln i hut itp obiektow przemyslowych ) przymusowo polonizowano  i kierowano do pracy.
Posuwano sie tak daleko, ze niemieckie nazwiska zmieniano na polskie. Majac powyzsze ( to co napisalem ) na uwadze nie mozna sie dziwic, ze miejscowa gornoslaska
ludnosc odnosila sie z rezerwa wobec przybyszow, ktorych traktowali jako " okupantow ".

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

23-04-2018 [12:20] - Ryszard Surmacz | Link:

@anakonda
Ma Pan dużo racji. Śląskiem zajmuję się od wielu lat. Na portalu opublikowałem trzeci odcinek (źródło do dwóch poprzednich podałem). Najważniejsze jednak jest wejść w świadomość, postawić siebie na miejscu kresowian a przynajmniej wyobrazić sobie co musieli czuć ludzie wypędzeni ze swoich domów, którzy przestali wierzyć komukolwiek. Jedynym ich punktem odniesienia było własne mienie i dom, który znali, a który pozostał na Wschodzie. Propaganda niemiecka głosiła rychły powrót Niemców. Ponadto czekano na III wojnę światową. Przemieszczona ludność niemiecka znalazła opiekę w państwie niemieckim, ludność polska nie miała pewności (ale też i rząd komunistyczny jej nie miał) czy ziemie zachodnie zostaną przy Polsce. Zresztą, ta niepewność była elementem szantażu na Polsce ze strony Sowietów. NRD, przy cichym poparciu i oficjalnych komunikatach RFN, ciągle domagali się zwrotu tych ziem. W tym celu powstały liczne ziomkostwa i ogromna biblioteka wypędzonych. Ludzie więc na ziemiach odzyskanych aż do 1970 r. nie mieli pewności jaki los ich czeka. W takiej atmosferze trudno cokolwiek planować i normalnie żyć. Nie ma się co dziwić ani kresowianom, ani ludności miejscowej. 
Z nazwiskami to osobny problem. Część sama chciała je zmieniać, części też zmieniono. Jeszcze w latach 90. byłem świadkiem, jak w wicekonsulacie niemieckim w Opolu przyszedł Ślązak, który nazywał się Gwóźdź i chciał sobie zmienić nazwisko. Przyjmujący zaczął pisać "Nagel", a ten zaprotestował twierdząc, że chce się nazywać Gwozdz. Urzędnik niemiecki wyjaśnił mu, że żaden Niemiec tego nie wymówi. Skończyło się na wyzwiskach od pierońskich Germańców. Ślązakowi chodziło mu o pozbycie się przecinków i ogonków i podkreślenie w ten sposób, że nie jest ani Niemcem, ani Polakiem, lecz jest Ślązakiem. Podpowiedziałem mu, że z taką prośbą nie musi przychodzić do Niemców, wystarczy jak pójdzie do polskiego urzędu i to załatwi. Spojrzał na mnie jak na wariata i poszedł. Ten przykład pokazuje złożoność problemu, jaki na Górnym Śląsku wciąż istnieje. 
Natomiast na Górnym Śląsku nie spotkałem się, aby przyjezdnych traktowano jako okupantów. Kresowianie przyjechali w takim stanie, że kto ich zobaczył, coś takiego nawet nie przyszło mu do głowy. Były nieliczne procesy o majątek, kiedy właściciel wrócił do siebie i zastał kresowianina. Najczęściej gospodarstwa oddawano, bo miejsca było wiele. 
Ogólnie temat Śląska jest niezwykle rozległy i wielowarstwowy. Trudno opisać go nawet w jednej książce. Dziękuję za uwagi.

Obrazek użytkownika anakonda

23-04-2018 [16:41] - anakonda | Link:

@ Ryszard Surmacz

" postawić siebie na miejscu kresowian a przynajmniej wyobrazić sobie co musieli czuć ludzie wypędzeni ze swoich domów, którzy przestali wierzyć komukolwiek. Jedynym ich punktem odniesienia było własne mienie i dom, który znali, a który pozostał na Wschodzie."
----------------------------------------------------------------------------
" Kresowianie " nie jechali w nieznane, oni doskonale wiedzieli, ze na zachodzie czekaja na nich poniemieckie gospodarstwa czesto z pelnym umeblowaniem i obory z bydlem.
Faktem jest takze, iz po osiagnieciu celu wielu zastalo puste domy i puste obory bo szabrownicy z " centrali "  byli tam przed nimi.
Dawni wlasciciele tych gospodarstw mieli o wiele gorzej, bo tam gdzie ich wywieziono niczego im nie zapewniono oprocz nienawisci tych do ktorych ich dokwaterowywano.
-----------------------------------------------------------

" Propaganda niemiecka głosiła rychły powrót Niemców."

W latach 1945 - 49 nie bylo niemieckiej propagandy.
------------------------------------------------------

" Natomiast na Górnym Śląsku nie spotkałem się, aby przyjezdnych traktowano jako okupantów. "

Na Gornym Slasku praktycznie nie bylo " Kresowian " bo co mieliby tam robic chlopi w kopalniach, hutach czy koksowniach,
byli natomiast werbownicy z centralnej Polski i polska administracja i to wlasnie ta administracja, skladajaca sie w duzej mierze z partyjnych kacykow,
byla traktowana przez autochtonow jako polskie wladze okupacyjne.

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

23-04-2018 [22:36] - Ryszard Surmacz | Link:

No właśnie, trudno rozmawiać z kimś kto myli rzeczywistość z własnymi wyobrażeniami. Ponadto zmienia Pan konwencję rozmowy. 
1. Proszę Pana, jakie wyobrażenie mogli mieć kresowianie o niemieckich oborach. Pisze Pan w takiej konwencji, jakby byli oni bywalcami na Śląsku i wiedzieli wszystko o nim. Owszem, naopowiadano im tak samo, jak to robili werbownicy do Ameryki czy Brazylii w połowie i pod koniec XIX w. Nie mieli zielonego pojęcia gdzie jadą i co ich tam zastanie. Nie potrafi Pan sobie wyobrazić tego, co czuli ludzie, którzy tracą wszystko i jechali w nieznane. Jest to Panu obce. Jedynym pocieszeniem było to, że jadą do Polski i uciekają od śmierci z rąk sowieta i Ukraińca. Ponadto w Pana wyobrażeniu kresowianie to wiejska swołocz widziana przez pryzmat "Sami swoi" .A kto reaktywował uniwersytety we Wrocławiu, w Toruniu, Gdańsku? Kto wydawał książki, ba, poważne dzieła zwłaszcza na temat  Śląska, i ziem zachodnich, również w Poznaniu?
2. Na Opolszczyźnie działał Werwolf, do czasu wysiedleń. W Sudetach o wiele dłużej, na ziemi szczecińskiej, również, ale nikt nie wie jak długo. Propagandę tę uprawiała również ludność wracająca z Niemiec na swoje gospodarstwa oraz miejscowa plotka o III wojnie światowej. W każdym bądź razie niepewność ludności napływowej była ciągle podsycana. Gdyby tak Panu odebrano cały dobytek i wywieziono w nieznane - jakby się Pan czuł? Warto przeczytać pamiętniki polskiej emigracji zarobkowej.
3. Górny Śląsk to nie tylko dzisiejsze woj. śląskie, lecz również opolskie. Dziś trudno podać jego dokładne granice, bo całość wchodzi w obszar wielu innych jednostek administracyjnych polski i Czech. Ale Śląsk Górny od Dolnego oddziela Przesieka Śląska, a wiec pas ciężki do przebycia w okolicach Brzegu. Dziś ten problem został pokonany, ale geograficznie jest wyznaczalny. Oczywiście, w dzisiejszym woj. śląskim kresowian nie było, bo był to obszar przedwojennego państwa polskiego, natomiast na Śląsku Opolskim wylądowało ich stosunkowo dużo. Jeszcze więcej na Śląsku Dolnym, który sięga aż pod Zielona Gorę. I oczywiście na całych ziemiach odzyskanych. Natomiast to, co Pan pisze o kacykach, dotyczy nie okresu powojennego, lecz przedwojennego. Polskie przedwojenne władze okupacyjne jako zaborcze traktowali tylko zwolennicy Ślaska niemieckiego, bo na pewno nie żaden Związek Powstańców, ani Powstańcy Śląscy będący poza nim. Ponadto około 100 tys. ludności czującej się Niemcami po plebiscycie wyemigrowała do Niemiec, a (nie pamiętam dokładnie), ale ok. 200 tys. którzy czyli się Polakami przeniosło się na tereny polskiego Śląska.

Obrazek użytkownika Ryszard Surmacz

23-04-2018 [22:37] - Ryszard Surmacz | Link:

c.d. 
Tak, że ogólnie, wyczuwam w Pańskim tekście jakąś rywalizację kompleksów: gorszy - lepszy. Po 70 latach to już nie ma sensu. Trzeba na sprawę spojrzeć obiektywnie. W drugiej odcinku (Kurier Wnet Nr 44) napisałem, że - ogólnie, Śląsk powinien przyjąć ten zastrzyk kulturowy, jaki przyniosły z sobą kresy, bo Zachód, na którym Śląsk się dotychczas wzorował - upada. I jeżeli chce on podtrzymać swoją rolę przekaźnika, inaczej postąpić nie może. Oczywiście nie jest to żaden nakaz, lecz dobra rada człowieka życzliwego, który potrafi patrzeć historycznie. Sami zadecydujecie o swoim losie, oczywiście z pełnymi konsekwencjami.