„Obligacyjny” efekt 500+

Gdy - tak, jak już od wielu miesięcy - inflacja jest ledwo zauważalna, a stopy procentowe ustalane przez Radę Polityki Pieniężnej od trzech lat ani drgną (główna, referencyjna, na poziomie 1,5 proc.) jedyną względnie sensowną alternatywą dla lokat, nieprzynoszących większych zysków, wydają się obligacje Skarbu Państwa.
Świadczą o tym dobitnie statystyki ogłaszane przez ministerstwo finansów - emitenta obligacji. Tylko w I kwartale br. sprzedano je w łącznej kwocie 2,9 mld zł. Oznacza to ponad dwukrotny wzrost wobec I kwartału ub.r. (ok. 1,4 mld zł), prawie 2,5-krotny wobec I kw. 2016 r. (nieco ponad 1,2 mld zł) i ponad 8-krotny wobec I kw. 2015 r. (zaledwie niecałe 0,35 mld zł!).
Co więcej, podobnie wyglądają statystyki całoroczne (rzecz jasna bez danych za 2018 r.). Bowiem łączna wartość kupowanych obligacji skarbowych wzrastała od 2015 do 2017 r. z poziomu 3,2 do 6,9 mld zł (w 2016 r. wynosiła 4,6 mld zł).
Swój udział we wzrastającej popularności obligacji mają ich nowe rodzaje, wprowadzone w związku z programem Rodzina 500+. Jak tłumaczy ministerstwo obligacje rodzinne kierowane są wyłącznie do osób, otrzymujących świadczenie w ramach tego programu, które chcą oszczędzać na przyszłe potrzeby swoich dzieci. Rodziny takie mogą nabywać ten rodzaj obligacji do wysokości kwoty przyznanego świadczenia wychowawczego. Obecnie sprzedawane są dwa typy obligacji rodzinnych: sześcio- i dwunastoletnie. Oprocentowanie tych pierwszych w pierwszym roku oszczędzania wynosi 2,80%. W kolejnych latach jest równe inflacji i stałej marży wynoszącej 1,75% (gwarantującej zysk powyżej inflacji). Odsetki są wypłacane po zakończeniu oszczędzania. Podobnie wygląda to w przypadku rodzinnych obligacji 12-letnich, z tym, że oprocentowanie jest atrakcyjniejsze: w pierwszym roku oszczędzania wynosi 3,20%. W kolejnych latach jest równe inflacji i stałej marży wynoszącej 2,00%.
W samym marcu br. kupiono obligacje o łącznej wartości 864 mln zł. To na przestrzeni ostatnich trzech lat szósty miesięczny wynik (najwięcej sprzedano ich w tym czasie w listopadzie 2015 r. - 1,13 mld zł; niewiele mniej, 1,09 mld zł w lutym br.). Tak, jak w poprzednich miesiącach - w minionym w sprzedaży znajdowały się obligacje: 3-miesięczne oraz 2-, 3-, 4- i 10-letnie. W marcu, podobnie jak w poprzednich miesiącach, największą popularnością cieszyły się trzy rodzaje obligacji: 3-miesięczne oraz 2- i 4-letnie. Wszystkie oferują stałe oprocentowanie. W tym pierwszym przypadku wynosi ono 1,5 proc. (w skali roku). W odniesieniu do obligacji 2- i 4-letnich oprocentowanie wynosi odpowiednio: 2,1 i 2,4 proc. w pierwszym roku. Przy czym w tym czasie oprocentowanie dwulatek jest naliczane od wartości 100 zł, a w drugim roku - od wartości powiększonej o odsetki za pierwszy rok (tzw. kapitalizacja odsetek). Odsetki są wypłacane po zakończeniu oszczędzania. W przypadku czterolatek oprocentowanie w pierwszym roku oszczędzania wynosi (patrz wyżej) 2,4 proc. Zaś w kolejnych latach - jest równe inflacji i stałej marży wynoszącej 1,25% (gwarantującej zysk powyżej inflacji).
Jak łatwo obliczyć nie przynosi to krociowych zarobków, zwłaszcza, że powyższe oprocentowania należy pomniejszyć o tzw. podatek Belki, tj. o 19 proc. Mimo wszystko jednak ten rodzaj oszczędzania, jak wynika to z lektury rozmaitych „porównywarek”, okazuje się w praktyce bardziej opłacalny od lokat.
Komentując marcowe wyniki sprzedaży, Piotr Nowak, wiceminister finansów tłumaczy, że - spośród oferowanych instrumentów nabywcy najchętniej wybierali obligacje, które łączą dwie cechy, przynoszą stały, z góry znany zysk i mają najkrótszy okres do wykupu. Łączna wartość sprzedaży obligacji 3-miesięcznych i 2-letnich wyniosła ponad 500 mln zł (63% udział w strukturze sprzedaży). Obligacje 4- i 10-letnie, których konstrukcja zabezpiecza oszczędności przed inflacją stanowiły 35% marcowej sprzedaży, nabywcy na ich zakup przeznaczyli ponad 300 mln zł.