Z cyklu "Nie-dawnych wspomnień czar": Śpieszmy się...

   ...kochać opozycję, tak szybko się samodestruuje

   Po ostatnich beztroskich pląsach przedstawicieli totalnej opozycji i wszystkich nieudolnych próbach zwrócenia na siebie pod byle pretekstem uwagi przy okazji nowych rozdań w Nowym Roku, a następnie po ewidentnym przespaniu momentu, w którym można było w jakiś, przynajmniej z pozoru merytoryczny, sposób spróbować dołożyć partii rządzącej, przyszedł czas na żenujące próby ratowania ostatecznie zdewastowanego wizerunku i serwowania publiczności dziecinnych tłumaczeń, które nie bardzo wiadomo czy miałyby świadczyć bardziej o zidioceniu parlamentarnych wybrańców z kręgów opozycji, czy raczej ich potencjalnych wyborców, do których w zamyśle tłumaczących się miałyby być skierowane.
   Jedna dość już wiekowa i nader doświadczona „nowa nadzieja PO” w wyborach samorządowych, notabene z tytułem profesorskim nauk medycznych, przy okazji najnowszego głosowania „aborcyjnego” twierdzi, że ona nie wiedziała. Druga, nieco mniej wiekowa, ale sądząc po fizjonomii udekorowanej najmodniejszym w tym sezonie tapirem a la Lewandowski, najwyraźniej nie mniej zmarnowana przez intensywnie prowadzony żywot, labidzi, że wynik głosowań opozycji to efekt knowań i spisków mściwego Kaczafiego, którego złowieszczy duch najwyraźniej unosi się nad ławami zajmowanymi przez totalsów do tego stopnia, że ci w panice na samo jego wspomnienie zapominają jak mają na imię, a cóż mieliby dopiero pamiętać o tym jak mają przykazane głosować. Kolejna, tym razem z tej bardziej nowoczesnej odmiany współczesnego totalniactwa, sugeruje, że tak w ogóle to byłaby za, a nawet przeciw, ale zwiodła ją presja ze strony niemowlęcia, które właśnie raczyła przywlec ze sobą do miejsca bądź co bądź pracy, żeby je widowiskowo odstawiać od piersi w przerwie między robieniem selfików a napawaniem się myślami o stosunkowo świeżo poślubionym małżonku mogącym się poszczycić jakże złowieszczymi personaliami.
   „Liderka”, czy może raczej „liederka” – żeby podtrzymać tradycję zagranicznego nazewnictwa tak powszechnego wśród nowoczesnych inaczej – jej własnej partii przyznaje się bez bicia, że po pięknym Ryszardzie odziedziczyła bandę tłumoków, którzy nie odróżniają projektu od nie-projektu. A w ogóle to, jak raczyła się zwierzyć konspiracyjnym szeptem przeprowadzającym z nią wywiad dziennikarzom, nadchodzą czasy mroku. Istotnie mrocznie dzieje się w dawnym fraucymerze złotego chłopca polskiej ekonomii, gdzie jego personel, zresztą płci obojga, wyrywa sobie wzajemnie kudły, a to jak na obrońców demokracji i wolności słowa przystało, zabraniając szeregowym posłom – poza ścisłym gronem najmojszejszych psiapsiółek i psiapsiółów rzecz jasna – udzielania wypowiedzi dla mediów, a to znowu samozawieszając się, chyba głównie po to by móc nadal paplać bez konsekwencji do kamer co tylko ślina przyniesie, lansować się z serduszkami i głośno wyrażać swą dezaprobatę dla dyktatury kobiet… to jest, miałem rzec, mizoginicznych kaczystów.
   Schet ze swym przybocznym Niutkiem, który trwa wiernie przy nim niczym swego czasu Graś przy Rudym Wiewiórze, zaparł się pazurami przy sterze Jedynie Słusznej Szalupy, znaczy, ma się rozumieć – Partii Opozycyjnej, licząc, że wzmacniając jedność w jej szeregach, przeprowadzi ją przez sztormy i burze, niczym swego czasu obecny Prezydent Jewropy przez mroczny czas (jak się już wspomniało za Kasią Lubnauer) pamiętnych lat 2005 – 2007, przyjmując na swój pokład od czasu do czasu uciekinierów i rozbitków z innych, pomniejszych łajb. Nie jestem pewien czy się chłopina nie przejedzie w tych swoich kalkulacjach – póki co robiąc miejsce pod nowe potencjalne nabytki, wywalił za burtę trójkę niezłomnych, którzy jak słyszymy, całkowicie nieopatrznie i beztrosko wzięli za dobrą monetę, płynące ze strony kierownictwa zapowiedzi braku dyscypliny partyjnej w owym, legendarnym już, głosowaniu, którego wynik ostatecznie tak boleśnie pokiereszował totalną opozycję. Nie pierwszy to raz kiedy niejednoznaczny przekaz poparty brakiem koordynacji i dobiegającymi z różnych źródeł sprzecznymi sygnałami, zbiera krwawe żniwo, siejąc zamęt i zniszczenie w szeregach wiernych i tych mniej wiernych partyjnych pretorian, na których następnie sam szef jest zmuszony nasyłać etatowych partyjnych czyścicieli. Gdzieniegdzie posypano głowy popiołem deklarując symboliczne kary finansowe dla mnie zdecydowanych i na tym generalnie rzecz biorąc sprawa miałaby się na owym etapie zakończyć.
   Tymczasem jednak na tymże pobojowisku (lub jak kto woli bardaku) próbuje swoją pieczeń upiec Nasza Basia Kochana wraz ze swoim ex-boyfriendem o jak najbardziej politpoprawnym nazwisku, z takim mozołem zbierający ostatnimi czasy podpisy pod projektem ustawy „ratującej kobiety”, w pocie czoła docierając do najmroczniejszych (nomen omen) zakamarków tudzież najbardziej odrażających środowisk naszego pięknego kraju. Wynikiem tego trudu i znoju ze strony Pani Basi i innych dziwuch z jej otoczenia, nawet tak niekonwencjonalne osobniki jak skazany, prawomocnym już ponoć, wyrokiem za handel żywym towarem vel stręczycielstwo, lider tzw. KOD-Kapeli także zdecydował się poprzeć tą jakże szczytną inicjatywę i tak jak to ma przyjęte w swoim zwyczaju i procederze, również uratować jakieś kobiety.
   Przypomina to nieco metody stosowane przez różnych Kudłatych z KOD i nie z KOD w organizowanych przy każdej nadarzającej się okazji ulicznych łapankach na gąski, które też niewątpliwie jakowegoś ratunku potrzebują. Mają jeszcze totalsi w swoich nieprzebranych zasobach innych charyzmatyków opozycji, wśród których można wyróżnić takie tuzy jak arcyinteligencki Mezon, arcyrycerski Farmazon, Naczelny Harleyowiec i Alimenciarz III RP ścigający się ostatnio z Owsiakiem w konkurencji godnego życia z publicznych zbiórek, nieco już podstarzały, niemniej nadal dziarski miejski partyzant, przez złośliwców zwany nie wiedzieć czemu Trójzębem, Wielce Kulturalny Pułkownik i Piewca Stanu Wojennego niejaki Niezguła, Jajeczna Ciotka Klementyna wraz z resztą obsady swojej komórki rewolucyjnej, otwarcie dialogujący a to z Kremlowskim Czekistą, a to ze Starym Grandziarzem młody, zdolny, perspektywiczny troll do wynajęcia wraz z małżonką, nieco opasły emerytowany trep-pajęczarz z misyjnym doświadczeniem w ciągnięciu kabla, a jednocześnie flagowy chorąży III RP, który jako jedyny z szeregów WP odważył się bohatersko wygarnąć niejakiemu Ptysiewiczowi w czasie kiedy pełnił on jeszcze swój zaszczytny urząd, całe grono na przemian dogłębnie zrozpaczonych i okrutnie rozżartych Artystów (i Artystek) Wielkiego Formatu – tych nieco mniejszego zresztą również, cała niemalże elita prawnicza – ta resortowa i ta mniej resortowa, komik-niekomik wywodzący się z tej samej co KOD-kapelmistrz linii rodowej, któremu śni się po nocach koszmar uosabiany przez biegające po lasach zielone ludziki straszliwego Antoniego i jego ex-partner w śmieszności – zamierzonej bądź też nie, który mimo utyskiwań na „duszną atmosferę” stwarzaną przez nową dyrekcję w gmachu swego państwowego pracodawcy, nadal heroicznie zwykł wpuszczać do siebie na antenę wyłysiałego antyreżymowego barda o fizjonomii i manierach fantomasa, aby ten mógł wykonać kilka swoich rozpaczliwych protest songów i następnie niezwłocznie nadać je w szeroki świat z tej ostatniej reduty wolności w publicznych mediach, ku pokrzepieniu serc chowających się w podziemnych bunkrach bojowników o wolność i demokrację.
   Jak więc widać prawdziwych herosów opozycji w tym zestawie znajdziemy bez liku, jest z kogo powoływać nowe Rady Robotnicze i Żołnierskie. A ileż autorytetów mogłoby się za takimi zwartymi masami zawodowych demonstrantów-protestantów ująć, ilu ex-polityków z prawa i z lewa, zwłaszcza tych, którzy tak chętnie każdorazowo przyjmują zaproszenie do przeróżnych redakcji celem surowego zrecenzowania poczynań swego byłego szefa. Jest Kaziu i jeden i drugi (na wyróżnienie zasługuje szczególnie ten, który po dokonaniu antykaczystowskiej wolty został ponownie przyjęty na łono macierzystego ugrupowania, by po objęciu zaszczytnego stolca w Parlamencie Europejskim, powtórzyć uprzednio dokonany manewr - to jest wręcz mistrzostwo świata, lojalność level expert, prawdziwy cymes brylancik na krajowej scenie politycznej), jest krwawy Ludwik, który rzecz jasna już nie chce wcielać rezydentów w kamasze, jest Radek, Misiek i Długi Romek, są i inne Włodki – ten z puszczy i ten z podpuszczy, będący obok Naszej Basi Kochanej kolejną nową twarzą lewicy, jest wreszcie całe grono poważnych profesorów o mocno spiętych pośladkach, na czele z pewnym krakówkowskim filozofem, do niedawna przyssanym do innego, tym razem wiejskiego, filozofa i gorzelnika na dokładkę, który to przyssaniec odgrażać się raczył ostatnio, że przyjdzie jeszcze czas wygarbować skórę chamstwu, wzorem postępowania przyjętego za dobry obyczaj przez dawnych herbowych (choć jak wiadomo pochodzenie owego jegomościa nijak go z dawnej szlachty nie wywodzi), jeśli nie w tym, to w następnym, lepiej rozumiejącym postępową konieczność dziejową, pokoleniu.
   Bo przecież kto nie z nami to musowo cham bez dania racji, nawet jeśli warszawski czy inny krakowski inteligent z dziada pradziada, a my jeśliśmy również czasami chamscy, to raczej wbrew sobie samym i po to jedynie by temu autentycznemu, ludowemu, paskudnemu chamstwu dać odpór. Grono to doprawdy znamienite, a dostępne zasoby tak wymienionych herosów, jak i dyżurnych autorytetów – jako się rzekło – nieprzebrane. A więc specjaliści od tworzenia od podstaw nowych jakości na naszej scenie politycznej, jest w kim wybierać – do dzieła, dalejże mieszać w tym kotle!