Bezpartyjny Polak szybciej stoi niż partyjny biegnie…

„Solidarność”, czyli Polak potrafi!
„Polak potrafi!”. Starsi czytelnicy na pewno pamiętają to hasło, powstałe w epoce Edwarda Gierka. Mieszkańcom quasipaństwa o nazwie Peerel towarzyszyło prawie całą dekadę rządów „gospodarza z Katowic”. Podobnie jak ambitny cel budowy drugiej Polski, „choć pierwsza/dla jednych jest gorsza/dla drugich jest lepsza”, oraz słynne gospodarskie wizyty towarzysza I sekretarza w zakładach pracy, podczas których z jego ust padało nieodmiennie dziarskie: „już jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej”. W zaklinaniu rzeczywistości ekipa Gierka była dobra, choć oczywiście kudy jej do ekipy obecnego „gospodarza” – z Kaszub.
Sierpień ’80 doskonałe remedium na kompleksy.
Gierek, wspomagany przez Łukaszewicza i Szczepańskiego, czarował, czarował aż – jak to bywa z mało wprawnym czarnoksiężnikiem– wyczarował rzeczywistość, która zamiast mu służyć, stała się dla niego i współrządzącej ekipy gwoździem do trumny. Rodacy na Wybrzeżu, a później na Śląsku, pokazali rządzącym, że Polak, jeśli tego mocno chce, potrafi oderwać od koryta nawet najbardziej doń przyspawaną ekipę.  Potrafi się skrzyknąć, zorganizować, nadać formalne ramy protestu, wyartykułować jasne cele i konsekwentnie zmierzać do ich realizacji; mimo, najdelikatniej mówiąc, niesprzyjających okoliczności. Bo nie patrzy trwożnie na sytuację, tylko na to co powinien zrobić, aby w kraju było lepiej. Nawet wbrew sytuacji i uwarunkowaniom geopolitycznym. I wtedy okazuje się, że w tym szaleństwie tkwi całkiem rozsądna metoda.
I to wszystko samodzielnie, bez odgórnych instrukcji przeróżnych mędrków, samozwańczych elit czy charyzmatycznych wodzów. Bez stręczących się przywódców, starych, doświadczonych, działaczy i „niekwestionowanych autorytetów”. Bez ich rad zbawiennych i pouczeń. Bez know-how. A najważniejsze – bez kompleksów, za to z wiarą w siebie.
Jak głaz bodzący morze…
Doskonałym przykładem na to, że potrafimy połączyć ułańską fantazję z pozytywistycznym działaniem jest Szczecin. 18 sierpnia  mija 34 rocznica wybuchu Wielkiego Strajku w Szczecińskiej Stoczni im. Adolfa Warskiego, który w ciągu kilku dni objął całe ówczesne województwo szczecińskie. Do Stoczni codziennie, aż do końca protestu, przybywali przedstawiciele kolejnych zakładów pracy, aby złożyć swoiste homagium, deklarację posłuszeństwa jedynej prawowitej wówczas władzy, czyli Międzyzakładowemu Komitetowi Strajkowemu. Jego siedzibą była świetlica główna największego przedsiębiorstwa na Pomorzu Zachodnim.
18 sierpnia 1980 r. w przeciągu niespełna dwu godzin, bezładna masa kilku tysięcy chłopa, rozsierdzona na komunistów i ich nieporadne rządy, które doprowadziły Polskę do gospodarczej i społecznej katastrofy, protestująca obok gmachu dyrekcji „Warskiego” -  stała się zdyscyplinowaną, odpowiedzialną, świadomą swoich celów wspólnotą ludzi walczących; tyle bowiem wystarczyło do sprawnego wyłonienia przywództwa i wyartykułowania pierwszych postulatów strajkowych oraz narzucenia, siłą autorytetu liderów strajku, żelaznej dyscypliny. Pracowników nie wspierały rady działaczy KOR czy WZZ. Wyłonieni oddolnie liderzy, tacy jak Marian Jurczyk, Stanisław Wądołowski, Maria Chmielewska, Aleksander Krystosiak, kierować będą sprawnie, bez oporów ze strony strajkujących, bez konfliktów wewnątrz MKS, całością wydarzeń w mieście, zakończonych 30 sierpnia podpisaniem Porozumienia Sierpniowego, dającego możliwość zakładania w całym kraju niezależnych od totalitarnej władzy związków zawodowych.
Wańka-Wstańka, czyli gdańska nawalanka.
Tymczasem w Trójmieście trwała nawalanka. Gdańsk wprawdzie zbuntowało się kilka dni wcześniej, ale Lech Wałęsa, robotniczy przywódca, skrewił – po trzech dniach kończąc strajk w Stoczni. Po czym … zniknął. Zrobił się potężny chaos. Tylko przytomność umysłu pań: Anny Walentynowicz i Aliny Pieńkowskiej (eh, cóż byśmy zrobili bez kobiet!), spowodowała, iż gdański protest nie skończył się blamażem, tylko podpisaniem po dwu tygodniach kolejnych, drugich po Szczecinie, porozumień.
Kiedy zaczęto organizować MKS pojawił się problem przywództwa, bowiem nikt z pozostałych w Stoczni „Lenina” działaczy WZZ, nie kwapił się do przejęcia władzy nad całością, a Wałęsa nadal był w Stoczni nieobecny. Sytuacja dość dziwna, bo wyglądało na to, że w Gdańsku i okolicach nie było innego kandydata na przewodniczącego MKS, tylko ten, jak zapewniali później skonfliktowani z Wałęsą działacze WZZ, mało znany aktywista wolnych związków. W końcu przyszły Wódz pojawił się (co i gdzie robił do tej pory jest tajemnicą dla wielu, choć zapewne nie dla wszystkich) i w nagrodę (a może za karę?)  za ucieczkę z pola walki… zostaje przywódcą strajków na Wybrzeżu Gdańskim. Znów – dziwne!
Ale to nie koniec kłopotów i kotłowaniny. Bowiem kolejne wyczyny Wałęsy wzbudziły taką nieufność wśród pozostałych liderów strajku, że jak mówił po latach Andrzej Gwiazda, myślano nawet o zerwaniu protestu (sic!), aby tylko pozbawić Wałęsę… przywództwa. Trudno się nad tym nie zadumać!
Zresztą cały okres strajku w Stoczni gdańskiej, sprawia wrażenie, że właściwie tylko cud, który tym razem dokonał się nie nad Wisłą, ale nad Motławą, sprawił, że sala BHP nie zamieniła się w rozrywany ambicjami i prywatą sejmik, któremu kres litościwie położyłoby weto, jakiegoś konfidenta SB. Dotrwanie do szczęśliwego końca, nie zaowocowało szczególnym sukcesem. Pamiętajmy bowiem, że obłożony doradcami i intelektualistami z Warszawy Gdańsk wywalczył związki, ale… dla siebie. Dla Wybrzeża Gdańskiego. Nic ponad to.
Korzenie i korzonek.
Mało kto pamięta, a raczej chce pamiętać, że korzenie „Solidarności” wyrastają ze Szczecina oraz Katowic. To właśnie w porozumieniu szczecińskim mowa jest o niezależnych związkach, bez zawężania możliwości ich powstawania do jednego województwa; a w porozumieniu katowickim pisze się wprost o niezależnych związkach, których terenem działania jest cały kraj. Jak wspominał w swych pamiętnikach Andrzej Rozpłochowski, to ze Śląska wyszła inicjatywa zbudowania silnej centrali związkowej, którą 17 września 1980 nazwano – „Solidarności”. Zrazu pomysł ten zyskał poparcie tylko w Szczecinie, a dopiero później w innych regionach. Natomiast sam region gdański scentralizowaną strukturę o nazwie NSZZ „Solidarność” oficjalnie zaakceptował… dopiero na początku października 1980 r.
Gdańsk ze swym zapisem o związku w obrębie Wybrzeża, to rachityczny korzonek, z którego nic perspektywicznego nie mogłoby wyrosnąć. Jedynie lokalna struktura, z nadętym przywódcą, z kłębiącym się wokół niego dworem, bądź klakierów, bądź podgryzaczy, rozgrywanych przez tajniaków.
Jak daleko upłynęłaby gdańska motorówka z jej głównym pasażerem (hmm…), gdyby nie asekurujące ją stabilne okręty tworzących się struktur Szczecina, Katowic, a później również innych ośrodków „Solidarności”? Ośrodków, które najpierw wymusiły na komunistach możliwość zakładania związków w całym kraju, a na Gdańsku zbudowanie ogólnopolskiej struktury, by następnie dzień po dniu, ciężką, mrówczą, mało spektakularną, pracą  przejmować z rąk komunistów kraj.  
Niech wyjdą z chorągwiami, wyjdą z Matką Bożą…
Nie jest to sprawa lokalnego patriotyzmu (Szczecin lepszy niż Gdańsk, czy może odwrotnie?), tylko fundamentalnej - zwłaszcza dziś, gdy tzw. opozycja antysystemowa bierze się za rządzący Polską reżim jak pies za jeża - prawdy, mówiącej że gdy przyciśnie bieda, Polacy potrafią się zorganizować, działać, podejmować niegłupie decyzje, wytyczać korzystne dla wspólnoty cele i konsekwentnie dążyć do ich realizacji. I mogą to robić bez cennych wskazówek znanych doradców, autorytetów, wybitnych przedstawicieli elit. Mogą to czynić sami z siebie i sami dla siebie (sami sobie - naród).
A przykładem tego jest właśnie Szczecin, bo działał sam, a jedynymi autorytetami dla strajkujących byli: Jan Paweł II – to z mężczyzn, a z kobiet – Matka Boża. Oboje obecni wśród protestujących w formie „obrazów sakralnych”, jak nazywała Służba Bezpieczeństwa wywieszane na bramach strajkujących zakładów wizerunki Ojca Świętego i Matki z Dzieciątkiem Jezus.
 
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika NASZ_HENRY

18-08-2014 [08:29] - NASZ_HENRY | Link:

Do koryta partyjny trafi,
Choć nie zna geografii ;-)