To Macierewicz wskazał sposób na wysadzenie Obozu Kłamstwa

To, że „obóz socjalistyczny” – potworne zagrożenie dla istnienia świata (zob. raporty Kuklińskiego i mapy zbudowanej już infrastruktury do podboju Zachodu, w którym polskie wojsko - pół miliona młodych ludzi z przymusowego poboru, miało służyć za mięso armatnie w pierwszym uderzeniu, a Polska miała spełniać rolę rowu nuklearnego uniemożliwiającego Zachodowi kontratak na ZSSR drogą lądową), był obozem kłamstwa, też nie jest powszechnie rozumiane, więc zacznijmy od tego.

Krótko, szerzej będzie następnym razem. Przede wszystkim nie jest powszechnie rozumiane to, że kłamstwo jest warunkiem koniecznym istnienia komunizmu, a nie jakąś szczególną przypadłością ludzi zaangażowanych w wprowadzenie i utrzymanie komunizmu. Oni stają się kłamcami, bo inaczej nie da się. Z czasem tego nawet nie zauważają, podobnie jak zniewolone przez nich narody. Dlaczego inaczej się nie da? Z bardzo prostego powodu: w podstawach ideologii, w tym na czym ideologia jest budowana istnieje wewnętrzna sprzeczność. Ci którzy uważali na lekcjach logiki w szkole wiedzą, że sprzeczność pociąga fałsz. Każde stwierdzenie wywiedzione ze sprzeczności jest fałszem. Fałszem jest zatem także każde działanie wynikające z ideologii opartej na wewnętrznej sprzeczności. Każde! Powstaje zatem monstrualny system kłamstwa – i tym był mniej więcej „obóz państw socjalistycznych” - nazwa używana przez propagandę dla określenia imperium sowieckiego i podbitych przez nie państw, z najweselszym barakiem obozu – Polską włącznie.

Jaka to sprzeczność znalazła się w podstawach komunizmu? To, że zbiorowość („mądrość zbiorowa”) miała być czynnikiem pierwotnym napędzającym rozwój ludzkości. Wszyscy ludzie wspólnie razem mieli wyznaczać jej tor drogą konsensusu ( sic!). Doświadczenie każdego człowieka podpowiadające, że nawet w najbliższym otoczeniu, wśród przyjaciół czy rodziny jest często więcej opinii niż osób, dla akademickich „mędrców” pokroju Engelsa czy Marksa było najwyraźniej za trudne. Brnęli dalej wymyślili „nowego człowieka”, który będzie zdolny do „jedynie słusznych” kroków. Ponieważ takich ludzi nie było, wymyślili stan przejściowy - „awangardę robotniczą”, która miała ustawić bloki startowe do świetlanej przyszłości. Owa „awangarda robotnicza” to oczywiście ci, którzy byli świadomi „wyzwań ludzkości”, czyli na pewno nie robotnicy, no i mamy pierwszy fałsz – awangardą robotniczą są Marks, Engels, Lenin, Trocki, Zinowiew itd. - wszyscy po uniwersytetach. Miał być konsensus, ale tylko ONI są świadomi, więc „chwilowo” konsensus wyłączamy. W rzeczywistości oparcie ideologii na założeniu istnienia „jedynej słuszności” wyklucza mechanizm konsensusu, który pozostawia swobodę co do tego co ma być nim objęte. Wprowadzenie „jedynej słuszności” to de facto system autorytarny, w którym istnieją prawdy niepodważalne, ale tym razem najważniejszą prawdą niepodważalną jest stwierdzenie nieistnienia prawd niepodważalnych. Fetyszyzacja konsensusu taki ma właśnie sens, a ściśle brak sensu. I jeszcze taki, że jeśli rzeczywistość nie zgadza się z ideologią, to tym gorzej dla rzeczywistości. Wymyślono więc aktyw robotniczy i CzK by „konsensus” wprowadził siłą. Znakomicie w sposób dostępny dla każdego i pobudzający wyobraźnię sprzeczność podstawową komunizmu i jej konsekwencje odsłonił genialny pisarz brytyjski, George Orwell, w słynnym „Folwarku zwierzęcym”.

Na tej podstawowej sprzeczności powstał gigantyczny system kłamstwa we wszystkich wymiarach życia jednostkowego, rodzinnego, grupowego, lokalnej społeczności, państwowego i globalnego, z których wiodącym było rzekome decydowanie o wszystkim przez „klasę robotniczą” jako najliczniejszą reprezentację ludzkości w uprzemysłowionym świecie. Rzeczywistość okazała się odwrotna. Robotnicy wegetowali, pozbawieni byli głosu, godności, zatomizowani, tumanieni wszechobecną propagandą, poddani nieustannemu praniu mózgów, podobnie jak reszta społeczeństwa. Względnie dobrze miała „awangarda robotnicza” czyli aparat ucisku, na którego czele stali nietykalni, korzystający obficie z tego wszystkiego co odebrali ludziom, jak w „Seksmisji”.

O ile w 44 roku CAŁY NARÓD stanął przeciwko sowieckiej okupacji i fałszywej ideologii, wystawiając półmilionową armię podziemną walczącą z nowym najeźdźcą i jego kolaborantami, to 30 lat później w latach 70-tych aż ¼ Polaków czynnie wspierała reżim. Pozostali nie mniej zatomizowani, poniżający się w wyrywaniu sobie nawzajem ochłapów, w donosach, żyli w zniewoleniu, w kłamstwie, tworzyli bezkształtną masę zatopioną w wódzie. Wyjątkowo przygnębiał widok nieprzebranych tłumów powtarzających za sowieckim gensekiem „pomożemy” parę miesięcy po krwawej łaźni w Gdańsku zgotowanej Stoczniowcom przez jego partyjnych kompanów. Jedynie wiara i Kościół chroniły przed ostatecznym wciągnięciem Narodu przez komunistyczne bagno.

„Co zrobić - kiedy - nic nie da się zrobić” – pisał 10 lat później Bratkowski, „rewizjonista” – jak propaganda określała nowy narybek aparatczyków, który zerwał się, bo naiwnie wyobrażał sobie, że hasła komunistyczne są czymś prawdziwym, a nie zasłoną sprytnego systemu całkowitego podporządkowania, nowym rodzajem podboju, kolonizacji. Dziewiętnastowieczny pozytywizm zapożyczony z zaboru pruskiego, obejmujący ruch spółdzielczy śmiesznie kontrastował z możliwościami aparatu niezwiązanego jakimikolwiek zasadami, ale przynajmniej uświadamiał stan w jaki popadła Polska, skoro takie pomysły pojawiały się. Inni rewizjoniści, tacy jak Michnik, Modzelewski, Kuroń chcieli komunizmu z ludzką twarzą, czyli... z ich twarzą. Nie widzieli, i ci którzy żyją do tej pory nie widzą, absurdu ideologii organicznie związanego z wspomnianym fałszem podstawowym. Dotyczy to zarówno ideologii pierwotnej, jak i kolejnych mutacji, aż po dzisiejszą poprawność polityczną, feminizm, LGTB, multikulti, całego tego postmodernistycznego bagna, w którym tonie Europa.

Był też KPN odwołujący się do tradycji piłsudczykowskiej, nie zauważając, jak odległa od rzeczywistości PRLu pozostaje bez wskazania drogi wyjścia z niej. Przyczynili się jednak do przywracania Narodowi pamięci o tym wielkim człowieku i o II RP, do odkrycia Atlantydy pokoleniom wyrosłym w PRL. Jeszcze bardziej odległe od rzeczywistości były środowiska odwołujące się do spuścizny Dmowskiego, ale i one miały swój udział w pielęgnowaniu historycznej pamięci Narodu. Wreszcie pojawili się liberałowie-neofici tacy jak Dzielski, Korwin-Mikke i uwiedziony przez nich prostotą recept młody narybek. Dzielski w noc stanu wojennego miał taki pomysł: oddać komuchom to co i tak mają, byle uzyskać ich poparcie dla wyjścia z absurdu komunistycznego. Wierzył, że same mechanizmy rynkowe wystarczą, by powróciła z czasem pozytywna selekcja w biznesie i strukturach społecznych. No i właśnie na ten scenariusz złapał się aparat PRLu świadom absurdu ideologii, ale obawiający się słusznie odpowiedzialności za kolaborację po zwolnieniu pęt totalitaryzmu. Dla części niepodległościowych liderów opozycji antykomunistycznej, w której znaleźli się bracia Kaczyńscy, była to swoista pułapka ofsajdowa założona na kolaborantów. Umowy okrągłostołowe miały być według nich tylko etapem do pełnej niepodległości i do rozliczenia obozowych klawiszy, kolaborantów i zdrajców, z którymi je podpisywali pod lufami WP, SB, całego aparatu z Armią Czerwoną w odwodzie. Ci jednak zabezpieczyli się – zachowali media, służby, sądy, a przede wszystkim kompromaty na znaczącą część tych z wielkiego ruchu S, których wybrali jako partnerów w przemianach. Wielu wciągnęli na swoją stronę dzieląc się przywilejami i pozycjami, które zajmowali. Nietknięte dawne służby, korporacje prawnicze i media rozpięły parasol ochronny dla nowego układu. W takich warunkach mechanizmy rynkowe nie zadziałały, przywróciły pozytywnej selekcji i awansu najlepszych, przeciwnie, utrwaliły patologie doprowadzając do systemu oligarchicznego i drenującej państwo i Naród renty neokolonialnej wobec ośrodków teraz nie tylko wschodnich, ale także zachodnich, głównie niemieckich.

Antoni Macierewicz zaczął swoją służbę Polsce wcześnie, od odtworzenia ruchu harcerskiego, zniszczonego przez Kuroniów. Pomaganie ludziom biednym, skrzywdzonym przez system było główną misją jego podopiecznych. PRL krzywdą wielu ludzi stał więc było czym ćwiczyć i hartować młodych ludzi. Po radomskich „ścieżkach zdrowia” i rosnących gwałtownie represjach w drugiej połowie lat siedemdziesiątych pomysł z harcerstwa stał się inspiracją dla Komitetu Obrony Robotników. Antoni Macierewicz wspólnie z Piotrem Naimskim wpadli na ten szatański pomysł: uderzyć w „państwo robotnicze” obroną robotników! Jak po takim wejściu aparat miał tłumaczyć represje, gdyby jak zwykle je uruchomił? Po raz pierwszy powstała jawna opozycja w obozie socjalistycznym, opozycja broniąca robotników i chłopów w państwie robotników i chłopów. Lewicowe środowiska Zachodu zawyły z zachwytu i reżim nie mógł nic tej opozycji działającej pod takim szyldem zrobić, poza nękaniem 48 i innym, infiltracją, pozyskiwaniem tajnych współpracowników w otoczeniu, zakładaniem różnych pułapek i wstawianiem nielegałów. Zachodnie lewicowe środowiska były wszak przygotowywane przez agenturę wpływu do dywersji we wspomnianym planowanym militarnym podboju Zachodu i nie można było ich ot tak zrażać. Uznano zatem, że budzącą się opozycję, w części gomułkowskich rewizjonistów, którzy to po krótszym czy dłuższym czasie przystąpili do KORu Macierewicza i Naimskiego, można wykorzystać propagandowo jako dowód ...demokratycznych swobód w obozie. „Postępowa ludzkość” na Zachodzie głodna postępu postępu, mistyfikację skwapliwie wchłonęła, a jej blask rozświetlił nie tylko polski barak - po10-u latach od utworzenia KORu przez Macierewicza i Naimskiego zachwyt „postępowej ludzkości” na Zachodzie przeniósł się już na genseka - Gorbaczowa…

O to, w jakim stopniu pomysł Macierewicza i Naimskiego wpłynął na powstanie wolnych związków zawodowych na Wybrzeżu i Śląsku, należałoby spytać Wyszkowskiego, Gwiazdę, dokopać się do świadectw śp. Świtonia. Faktem jest, że te kolejne zalążki późniejszego wielkiego ruchu Solidarność tak jak KOR działały jawnie, pod nazwiskami i tak jak KOR za cel postawiły sobie obronę robotników. Młodszym należy się podpowiedź, że wiązało się to z olbrzymim poświęceniem i ryzykiem. SB, wojskówka i ich rosyjskojęzyczni przełożeni dysponowali potężnym arsenałem różnorodnych stale rozwijanych metod i nieograniczonych środków, za pomocą których byli w stanie zniszczyć każdego. Jedyną tarczą, poza nielicznymi odważnymi prawnikami, takimi jak późniejszy senator śp. mec. Andrzej Kern, była zachodnia opinia publiczna, na utrzymaniu złudzeń której zależało kremlowskiej centrali.

Solidarności siłę dało rozbudzenie Narodu przez Jana Pawła II, ale ramy organizacyjne i programowe dostarczyli Niezłomni Buntownicy drugiej połowy lat siedemdziesiątych już zaprawieni w bojach z namiestniczą władzą i jej służbami. To dzięki Janowi Pawłowi II i dzięki nim, tym Niezłomnym Buntownikom drugiej połowy lat siedemdziesiątych strajki już nie o kiełbasę przeszły przez Kraj porywając miliony, a o wolność… „Solidarność” podobnie jak KOR i WZZ-ty w obronę brała pracowników i z tych samych powodów co KOR i WZZ-ty nie została zduszona w zarodku. Chwilę później błyskawicznie urosła i była już nie do ruszenia. Podpisując porozumienia sierpniowe reżim rozpoczął przygotowania do stanu wojennego. W strukturach związku miał już konfidentów, a na czele historycznych central w Szczecinie i Gdańsku swoje kukły, dopiero teraz wiemy jak mocnymi kompromatami związane. Tajni współpracownicy na czele „S”, Wałęsa i Jurczyk, zapewniali namiestniczej władzy kontrolę nad „S” i pożądane przez aparat PRL reakcje Związku na esbeckie operacje prowadzone od pierwszych dni po podpisaniu porozumień pod przekaz przygotowujący opinię publiczną do stanu wojennego. To wtedy nowy narybek, pozyskiwany spośród absolwentów uczelni, ćwiczył i wykazywał się zdolnościami w operacjach pod przekaz. System, przypomnijmy raz jeszcze, kłamstwem stał, więc duże siły „zabezpieczały” ten newralgiczny odcinek. Późniejsi założyciele TVN, Polsatu, Walter, Wejchert czy Solorz wykazali się wówczas tak, że Urban polecał tego pierwszego Kiszczakowi w słynnym już liście, jako wybitnego specjalisty od prania mózgów. Miał rację, m. in dzięki niemu 70% Polaków długo uważało Jaruzelskiego, który uczestniczył w przygotowaniu planów fizycznego unicestwienia Polski i Polaków, za patriotę, a Kuklińskiego, który te plany ujawnił, za zdrajcę. Przeorali mózgi tak, że do tej pory wielu z tym wyżłobieniem w zwojach chodzi. To dzięki nim, ich wyrafinowanym i zróżnicowanym pod różne targety manipulacjom oraz dzięki dysponowaniu przez nich przez 27 lat praktycznie monopolem medialnym, aż 1/3 Polaków ma wciąż odwrócony obraz rzeczywistości.

Tej prostej myśli, by walkę z bolszewią prowadzić jej bronią, na jej terenie i za pomocą nominalnie jej ludzi nie trzeba było nikomu tłumaczyć. Niczego nie trzeba było tłumaczyć. Ludzie z różnych środowisk i z różnych regionów wiedzieli co i jak robić. Pojawiło się 10 milionów Wałęsów, Frasyniuków i Bujaków. Konfidentów, zdrajców i sprzedawczyków jak wymienieni było wśród tych 10-u milionów stosunkowo niewielu... Doświadczenie KORu i WZZ-tów wkrótce po powstaniu „S” znów przydało się. Potężny ruch podziemny w stanie wojennym czerpał z niego obficie...