
Raz na jakiś czas oglądam TVN-owskie "Fakty", a zaraz po nich przełączam na "Wiadomości" TVP1. Dwie równoległe rzeczywistości, informacje jakby z dwóch różnych krajów, a bywają wydania, że nie powiela się ani jeden temat. Wiem, że zestawienie TVN i fakty to oksymoron, ale z przykrością muszę stwierdzić, że druga strona też przestała już brać jeńców. Niestety.
Nigdy nie było u nas obiektywnej telewizji informacyjnej, żadna z obecnych taką nie jest, a i nie sądzę, żeby kiedykolwiek takowa powstała. Zawsze stacje telewizyjne będą podlegały jakimś wpływom czy naciskom politycznym, będą miały swoje sympatie partyjne zgodne z własnymi interesami, a w przypadku telewizji publicznej, to jest więcej niż oczywiste. Tak było, jest i tak już pozostanie. Nic tutaj się nie zmieni. Jednak równanie TVP — w formie przekazu informacji — do szczujni z Wiertniczej, to nie jest najlepsza droga. Miały być wyższe standardy, a obrany kierunek jest dokładnie odwrotny.
Być może Bozia, gdy dzieliła rozumem, nie była dla mnie nazbyt szczodra, ale też nie była zbyt skąpa. Mam go na tyle, by zauważać, że to, co uprawiają działy informacyjne publicznej telewizji, nie jest niczym innym, jak tylko wymachiwaniem drugim końcem tej samej medialnej pały, którą TVN wali w łeb swoich widzów. Momentami przekaz jest tak łopatologiczny, że aż urąga inteligencji oglądających, a tezy są podkręcane do tego stopnia, że zdegustowanie to jedyne co mogą odczuwać. Kiedy oglądam niektórych dziennikarzy, to przypomina mi się "Misiowy" śpiewak Cwynkar i jego słowa — ja wam zawsze wszystko wyśpiewam. Nie tędy droga.
Jednak nie to jest dla mnie najbardziej niepokojące, bo do tej formy przekazu informacji już się przyzwyczaiłem. Przekroczyłem tę granicę, za którą pozostało tylko wzruszenie ramion. Potrafię sam zweryfikować informację, poszukać ich w innych źródłach, czytać między wierszami i wyciągać wnioski. Oczywiście, robię to raz lepiej, raz gorzej, czasem się mylę, ale zawsze są to moje poglądy na dany temat, a nie narzucone przez czyjś agit-prop. Bardziej niepokoi mnie postawa wierchuszki publicznych mediów, te ich podstolikowe rozgrywki, ta cała koteria i ich zachowanie — jakby uważali, że media publiczne są im dane raz na zawsze. Bardzo to krótkowzroczne, bo coś, co wydaje się oczywiste dzisiaj, wcale takim nie musi być za miesiąc, czy dwa. Sytuacja na krajowej scenie politycznej jest dynamiczna, a patrząc na ostatnie prezydenckie wolty, to może jeszcze być naprawdę różnie.
Kiedyś alternatywą dla mnie była Telewizja Republika, ale ta najwcześniejsza, za czasów Bronisława Wildsteina. Rzecz jasna, też nie była to telewizja wolna od inklinacji politycznych, ale szanowała inteligencję widzów. Programy czy dyskusje w studio miały znacznie wyższy poziom merytoryczny, jak i poziom kultury debaty, niż stacje konkurencyjne. We wrześniu 2014 roku redaktor Wildstein odszedł z TV Republika, a jego miejsce zajął Tomasz Terlikowski i to był dla mnie początek końca tej stacji, a patrząc przez pryzmat wyników oglądalności, to chyba nie tylko dla mnie.
Nie chcę zrzucać całej winy na Tomasza Terlikowskiego, bo byłoby to nieuczciwe. Czynników, które złożyły się na spadki oglądalności TV Republika, jest sporo, a wśród nich są te najważniejsze — olbrzymie niedofinansowanie i exodus kluczowych dziennikarzy do mediów publicznych. Niemniej jednak swój udział w tym procesie ma. Redaktor Terlikowski uczynił tę telewizję nudną, a momentami wręcz niestrawną, zniechęcając tym samym do jej oglądania nawet najwierniejszych widzów. W okresie maj 2016 - maj 2017 (źródło: wirtualnemedia.pl) oglądalność Republiki spadła o 25% i jest to największy spadek wśród kanałów informacyjnych. Jeszcze gorzej to wygląda w grupie komercyjnej (16-49), bo tutaj można już mówić o katastrofie, spadek o 57,14%.
Próby ratowania TV Republiki podjęła się Dorota Kania, która w maju bieżącego roku objęła stanowisko redaktora naczelnego, zastępując Tomasza Terlikowskiego. Bardzo mocno kibicuję pani Dorocie i mam nadzieję, że wraz z jesiennym startem nowej ramówki trend się odwróci. Po prawej stronie potrzebna jest stabilna telewizja, bo nic nie trwa wiecznie, a każda nowa władza, obejmując stery mediów publicznych, nie pozostawia kamienia na kamieniu w redakcjach informacyjnych.
Chyba, że jest to jakiś pokręcony rodzaj autoironii, jakby sparafrazować jeden z lepszych tekstów Graucho Marksa: "Nie mam szacunku do towarzystwa, które jest gotowe tracić czas na czytanie moich wypocin".
Wildstein ,był prezesem TVP przez dwa lata i jako drugi przyczynił sie do reanimacji lewego kulasa .Dano mu TV Republikę i to samo ,te same ryje co w TVP,polsacie ,czy łże 24 tam mozna było oglądać a tego prawa strona już ścierpieć nie mogła .Wildstein to lewak a jego synalek to juz hiper lewak i oni mieli prowadzić TV Republikę której już sama nazwa powoduje ,że nóż w kieszeni sam się otwiera
Znam takie rody gdzie sama magnateria bo i Potoccy,Sapiehy,Radziwiłłowie ,Zamoyscy o arystokracji nie wspomne jak Komorowscy.