Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Trauma po Wałęsie
Wysłane przez alchymista w 07-08-2017 [07:11]
Panie Prezydencie, ulecz moją traumę!
Naturalnie, Prezydent RP to nie Kaszpirowski, ale fakt faktem, że para prezydencka tworzy duet o ujmującym sposobie bycia. Oni są lubiani. I to się nie zmieni, przynajmniej dopóty, dopóki Prezydent nie zachoruje nagle na jakąś odmianę „choroby goleni”. Nie wiem, czy zagłosuję jeszcze na Andrzeja Dudę, ale nie odmawiam mu szans na drugą kadencję. Ludzie nie słuchają bowiem tego, co prezydent mówi i nie bardzo wiedzą co robi; wsłuchują się natomiast w tembr jego głosu, szanują skromność Jego Małżonki, traktują parę prezydencką jak koronowane głowy – surogat monarchii.
Jak wiadomo monarcha nie rządzi, tylko panuje. A panowanie liczone jest w innej perspektywie, niż tylko pięcioletnia kadencja; rządy podsumowuje dopiero zgon monarchy, i to najlepiej w wieku mocno podeszłym, bo jak wiadomo dobry król to taki, który długo żyje i pozostawi następców. Tu rzecz jasna jest problem, bo córka Prezydenta ma konkurencję w postaci również popularnej i promowanej Marty Kaczyńskiej.
No, ale żarty na bok. 4 czerwca 1992 roku przyniósł wstrząs nie notowany od 1980 roku, w wyniku którego zawalił się cały świat pojęć i wartości. Nie doceniamy jednak często tego, że zawalił się on dla nas, dla prawicowców, natomiast wcześniej, bo w roku 1990, wstrząs przeżyła cała lewicowa inteligencja w Polsce. Tego roku prezydentem „odrodzonej” i „niepodległej”, a w dodatku aspirującej do EWG, został nieokrzesany cham i prostak, co gorsza megaloman i wyjątkowo zręczny intrygant, mający do tego nieprawdopodobną wręcz zdolność do uwodzenia mas ludzkich. Osobnik ten mówił po polsku bardzo źle i nie miał wyższych studiów. Dla znaczącej części inteligencji był to wyjątkowy szok. Pierwsze lata rządów nowego prezydenta to była trauma dla wszystkich moich kolegów, których rodzice głosowali na Mazowieckiego. Zawalił się cały ich świat wartości. Po roku 1992 ich trauma przeobraziła się w naszą traumę; oni jednak mogli odetchnąć z ulgą: no i widzicie, na co wam to było? Cham i prostak nie może rządzić krajem! Na argumenty, że nasza trauma bierze się z troski o Polskę, odpowiadali: nic się nie martwcie, Polska wejdzie do UE i wszystko się zmieni na lepsze.
Częściowo jak zwykle mieli rację, choć skwiercząca realność znowu z nich zakpiła nader okrutnie. W 2005 roku Prawo i Sprawiedliwość wygrało wybory, a następnie Lech Kaczyński został Prezydentem RP. Ponownie to my, prawicowcy, mogliśmy triumfować i mieć nadzieję, że wobec obsadzenia kluczowego urzędu, egzotyczna koalicja PiS z LPR i Samoobroną ma jakie takie szanse przetrwania. Nadzieja pozostała nawet po zdradzie KAZa i po upadku rządu Jarosława Kaczyńskiego. Początek roku 2010 jawił się jako trochę nierzeczywisty – bezsensowne ataki Tuska i jego trupy na Prezydenta były już od wielu miesięcy tak absurdalne, że usypiały czujność. Aż do dramatycznej w skutki soboty 10.04.
Z perspektywy czasu patrząc, nasz skłócony i ciągle idący rozbieżnymi drogami quasi-Naród, nieustannie poddawany jest tego typu „nagłym zwrotom akcji”, które powodują traumę jednych i euforię drugich. My mamy wiarę w ponadczasowość Polski. Oni jednak wiedzą to, o czym my chętnie zapominamy – że świadomych Patriotów jest w Polsce mniejszość, i że egzotyczne koalicje z Kukizem czy PSL-em łatwo można ograć i rozbić – potrzebne jest tylko wsparcie z zewnątrz.
Oni to wiedzą, a my boimy się, że mają rację. Za wiele już było tych egzotycznych koalicji, zarówno tych jawnych, jak i tych luźnych, skonfederowanych. Wszystkie one się prędzej czy później rozpadły. Z powodu traumatycznych przeżyć, wymagamy więc od naszych liderów, by przemawiali do nas jasnym i zrozumiałym językiem symbolicznym.
I tu właśnie pojawia się kluczowy problem, który może być zapowiedzią powrotu traumy. Co Pan Prezydent chciał nam przez to powiedzieć? Co chciał nam powiedzieć wetując ustawy dające cień szansy na reformę sądownictwa, przygotowane przez – co tu owijać w bawełnę – Zbigniewa Ziobro?
Podaję odpowiedzi, które się nie wykluczają:
- że są źle napisane;
- że nie podobają się p. Romaszewskiej (to było najbardziej irytujące nie tylko dla mnie, biorąc pod uwagę okoliczności uwalenia ustawy lustracyjnej przez śp. Lecha Kaczyńskiego);
- że ma niezależną pozycję ustrojową (to jest komunikat, który najbardziej spodobał się Wałęsie);
- że wolno mu robić co chce i nie ma zobowiązań wobec wyborców (vide Janukowycz);
- że postanowił powstrzymać największych szaleńców ze Zjednoczonej Prawicy (komunikat do „centrum”, czyli jakichś 5-7% wyborców Zjednoczonej Prawicy i zapewne 40% wyborców samego Dudy).
- że chce założyć własną partię, bo smycz Prezesa mocno go uwiera (wersja dr Targalskiego).
Te odpowiedzi naprawdę się nie wykluczają, mogą działać osobno, ale i jednocześnie. Każdy może dopisać jeszcze kilka własnych, nie o to jednak chodzi. Gdyby postępek Prezydenta był częścią narracji symbolicznej tworzonej przez obóz Dobrej Zmiany, takie zaiste nikczemne a małoduszne domysły i spekulacje w ogóle by się nie pojawiły. To, że nie stały się tematem powszechnym, że nie gardłują o nich wszyscy prawicowcy, przypisuję temu, że są wakacje i grill jest ważniejszy. Ale temat odżyje już we wrześniu i pojawią się kolejne pytania. Jeśli Prezydent nie dotrzyma terminu dwóch miesięcy, reforma sądów utknie w martwym punkcie, a przeciwnik zacznie odzyskiwać przewagę. Na przykład wtedy, gdy z powodu (strzeż Boże) nagłego załamania koniunktury, spadną wpływy do budżetu i załamie się program 500+. Tak przykładowo. Bo zdaje się, że gdy ktoś zapyta o sukcesy rządu, odpowiedzią będzie głównie program 500+, który zresztą jest genialnym posunięciem jeśli chodzi o narrację symboliczną. Genialnym, bo to konkretne zobowiązanie rozłożone w czasie i realizowane sukcesywnie w czasie.
Wszystko są to niepokoje i spekulacje na wyrost, ale muszę po raz drugi powtórzyć – nie byłoby ich wcale, gdybyśmy nagle, w środku wakacji, nie musieli się znowu zamartwiać o Polskę z powodu dziwnej wolty Pana Prezydenta. I przypominać sobie roześmianego Wałęsy, w otoczeniu Drzycimskiego i Cybuli, jak obalał rząd Jana Olszewskiego – rząd, który rozpoczął proces aplikowania o członkostwo w NATO. I przypominać sobie o 10.04, i spekulować, że może ktoś Prezydenta zastraszył, że może ktoś mu przyłożył do skroni nagana, i zmusił „Adriana” do nagłego weta. I na odmianę lękać się, że skoro raz ustąpił i słabość okazał, Nieprzyjaciel przestanie Go szanować, a korzystając z dogodnej okazji po prostu Go wykończy. Dobry monarcha, to taki, który panuje długo, nie zawsze szczęśliwie, ale oby jak najdłużej – bo bez tego trwanie państwa jest zagrożone.
Panie Prezydencie, nie rób nam Pan tego! Nie daj się wykończyć! W tej grze tylko wóz, albo przewóz. Chodzi jak zwykle o naszą kochaną Polskę i większy dom wolnych narodów – Intermarium.
Jakub Brodacki
Komentarze
07-08-2017 [08:26] - Marek1taki | Link: Wszystkie wymienione w
Wszystkie wymienione w punktach aspekty miały swój udział, ale warunkiem koniecznym, bez którego pozostałe nie zadziałały by w tak pryncypialnej dla Polski sprawie, jest zdanie pani Romaszewskiej. Gdyby jej ustawy się spodobały o żadnym wecie nie byłoby mowy. Panią Romaszewską należy traktować symbolicznie, jak sztandar na barykadzie. A jakiego koloru nie trzeba tłumaczyć.