Ziemkiewicza środek ciężkości

Środek ciężkości wyznaczony w fizyce, astronomii czy geometrii nie sprawdza się, niestety, w polityce, a nawet w pisaniu o niej. Wielu jest bowiem takich, którzy uważają, że stoją wyjątkowo stabilnie zawodowo, finansowo i towarzysko, gdy w rzeczywistości dawno już polecieli na twarz.
 

Dlaczego Rafał Ziemkiewicz, zdolny absolwent polonistyki, z lekkim, ale ostrym piórem, który debiutował opowiadaniem SF pt.: „Z palcem na spuście” w lipcu 1982 roku w komunistycznym tygodniku „Odgłosy”, nagradzany później za ten gatunek literatury, nie pozostał mu wierny, zdradzając go dla publicystyki politycznej? Istnieją na ten temat dwie, skrajne hipotezy. Pierwsza to taka, że przestała mu odpowiadać narracja trzecioosobowa o odległej przyszłości wszechświata, bo kocha tylko i wyłącznie własne „ja” tu i teraz, i sam dla siebie jest kosmosem; druga, że wprost przeciwnie, nawet w publicystyce, choć najczęściej pomija science, nigdy nie zrezygnował z fiction. Jego ostatnia książka, „Jakie piękne samobójstwo”, reklamowana przez A.Dudka, największe wahadło IPN-owskiego zegara, który, jako historyk mówi, że nie jest fanem Powstania Warszawskiego i Piotra Zychowicza, autora „Obłędu`44”, książki, która przedkłada fikcję nad zawód wyuczony autora, może tę drugą hipotezę potwierdzać, bo książka jest rzeczywiście samobójstwem. Ale autora.
 
W jaki sposób i jakim drogami, 17-letni uczeń szkoły średniej, w samym środku stanu wojennego, w czerwonej, robotniczej Łodzi, już po weryfikacji dziennikarzy przez I Sekretarza KŁ PZPR Tadeusza Czechowicza, debiutuje w komunistycznym tygodniku, dzieląc łamy ze Stefanem Bratkowskim, Jerzym Urbanem czy Markiem Wawrzkiewiczem - dobrowolnym, tajnym współpracownikiem SB o kryptonimie "MW", wieloletnim korespondentem peerelowskiej "Trybuny Ludu" w Moskwie - pozostaje  zagadką,  równie fantastyczną, co niewytłumaczalną. Na jej rozwiązanie rzuca światło fragment późniejszej powieści Ziemkiewicza pt.: „Wkurzam salon”, która jest mocno egocentrycznym wywiadem rzeką z publicystą Rzeczpospolitej, przeprowadzonym przez Rafała Geremka.  Opowiada w nim Ziemkiewicz o karierze zawodowej, a właściwie jej braku, swojego taty: „I robił, co mógł, aby przez te dwadzieścia lat nie awansować ze stanowiska kierownika nadzoru wodnego, co mu się zresztą udało. Z tego powodu wstąpił nawet do partii! Musiał tak zrobić, bo po iluś latach automatycznie awans się należał jak psu buda i po prostu nie było już sposobu go uniknąć; i wtedy przewodniczący zakładowej Podstawowej Organizacji Partyjnej obiecał mu to załatwić, ale jeśli w zamian ojciec weźmie tę czerwoną legitymację. Wielu ludzi w PRL-u wstępowało do partii, żeby zrobić karierę, ale mój ojciec był chyba jedynym, który wstąpił, żeby się przed jej zrobieniem obronić”.
 
Znając poziom wyobraźni i opanowaną do perfekcji sztukę fantazjowania Ziemkiewicza, nie ma pewności, czy opisane zdarzenie jest prawdą, czy kolejną, urojoną  fikszyn,  która  może służyć jednemu - udowodnieniu, że i syn, choć pisze: „Z satysfakcją odnotowuję kolejne dowody swej popularności(...) beze mnie nie funkcjonuje żadna gazeta”, o karierę nie dba, a cała jego polityczna działalność, to dla was, głupie „Polactwo”-  to mówi wasz ideowy przywódca, który objaśni wam, co Dmowski miał na myśli, na jakiego konia warto postawić, a kogo wdeptać w ziemię. W imię symetrii, oczywiście, i zachowania środka ciężkości, bez którego jesteście jak dzieci we mgle, jak wańki-wstańki, które też mogą się zepsuć. Jak złudne okazało się to przekonanie, świadczy nie tylko błędne postawienie na Konia Wszechpolskiego oraz inne alianse, poparcia, namaszczenia czy idee fix, które, jak POPiS, nie miały prawa realizacji i powodzenia, o czym już dawno pisałam w tekście pod znamiennym tytułem „Jak wódka i bimber”. Bo w rzeczywistości Ziemkiewicz nie jest sierotą po POPiS-ie, UPR-ze, Hajdarowiczu, Ruchu Narodowym, Korwin-Mikkem czy Michalkiewiczu i „Najwyższym Czasie”.

Zawieszony w politycznym wszechświecie, między „mafią i sektą”, w rzeczywistości pozostawał między fikcją a obłędem: popierał „sektę”, głosował na „mafię”, pojawił się w swoim czasie na Kongresie Nowej Prawicy Janusza Korwin-Mikkego, w czerwcu 2013 był na kongresie założycielskim Ruchu Narodowego, a 7 grudnia uczestniczył w konwencji nowej partii „Polska Razem” Jarosława Gowina. Wszędzie użyczał swojej twarzy, wygłaszał płomienne przemówienia, delektował się własnym słowem, moderując treść i intonację w zależności od miejsca, sytuacji i bohaterów. Raz, że Kaczyński został prawicowcem z przypadku i to człowiek z tego samego salonu co Geremek i Michnik, więc pora na nową jakość. A zresztą z Kaczyńskim nie wytrzyma nikt – głosi. Bo, jak pisze w „Czasie wrzeszczących staruszków”, Jarosław Kaczyński, zachowując się jak nadąsany starzec, zmierza do politycznego samobójstwa; jego postępowanie wymyka się jakiejkolwiek racjonalności. Z jednej strony gardzi dziennikarzami, których wychowała „Michnikowszczyzna”, w „Myśli nowoczesnego endeka” punktuje Michnika merytorycznie, ale sam przyznaje w tekście, że go szanuje i poważa, a nawet wypowiada się o nim z nutką sympatii. Oskarża Ojca Dyrektora, wmawia, że „obłudnik” teroryzuje ulice demokratycznej Polski przy pomocy „krzepkich”, aczkolwiek niedożywionych i niedoleczonych emerytów-bojówkarzy z kijami basebolowymi w dłoniach. O Giertychu mówi, że był najgorszym ministrem oświaty, by później przy grillu dobrze się bawić w cokolwiek egzotycznym politycznie, jak na endeka, towarzystwie. Ubolewa nad podziałem sceny politycznej, choć funkcjonuje dzięki temu podziałowi, ponieważ brak mu pomysłu na nową wizję polityki, ale i na projekty, bo wszystkie, które popierał, same się skompromitowały, zanim jeszcze się zaczęły, jak sławna „Godzina dla Gowina”, która jednak nie wybiła, czy pospolite ruszenie młodzieży, zwane „wielkim” Ruchem Narodowym, z poparciem 1,4%.

Znowu więc science fiction. Pisze, że „pomarańczowi” na Ukrainie brunatnieją, ale zapomina, że Winnicki i inni „liderzy” RN czerwienieją, stając w obronie Janukowycza, który dla nich jest demokratycznie wybranym prezydentem.
 
Nie mam pojęcia, jak sklasyfikować taką postawę; nie pomoże tu żaden politolog, socjolog, chyba jedynie psycholog, który powie wprost. Oto ofiara własnego narcyzmu i pychy. "Niepokorny z nazwy, arogancki z zasady, pragmatyczny z rozsądku, sprzedajny z przyzwyczajenia". Raz jest krnąbrny, co to z Hajdarowiczem nie będzie nigdy w aliansach, kiedy indziej występuje jako „dziennikarz opozycyjny” w TV Republika. Takie zatracenie punktu ciężkości jest opłacalne, rozszerza target jego potencjalnych czytelników, a polityczna chwiejność - coraz więcej „lajków” na facebooku. Bywa też śmieszny, gdy publicznie ogłasza, że gotów jest „:pocałować w d*** w samo południe w oknie wystawowym Vitkaza” posła Prawa i Sprawiedliwości, Antoniego Macierewicza, z „błazeńską miną”, bo uważa, że „sekta smoleńska” kłamie, a podjudzanie do konfliktu z Rosją to wyrachowana gra liderów PiS.  
Widać można się zakiwać na śmierć i nadal stać na własnych nogach, w dodatku jedną ręką przytulając Gowina, a drugą jak Rzymianin pozdrawiać tłum; jedną nogą być w Gazecie Polskiej, a drugą w Superstacji, w programie A. Młynarskiej czy udzielać wywiadu Gazecie Wyborczej, która cieszy się z jego powrotu „do normalności”.
A może warto byłoby posłuchać swego kolegi „po fachu”, Iana Douglasa, pisarza military SF, który w II tomie swej sagi pt.: „Star Carrier” pisze, że do zwycięstwa w bitwie potrzeba nie tylko wiedzy o środku ciężkości sił wroga, ale i takiego zabiegu, by jego własny środek ciężkości znalazł się w miejscu niedogodnym dla przeciwnika. Bo ta prawda stanowi istotę bycia człowiekiem.
 
Opublikowano w "Warszawskiej Gazecie" 
 
 
 

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Andrzej-emeryt

21-06-2014 [13:00] - Andrzej-emeryt | Link:

Wątpliwości o postawę Rafalskiego być może można znaleźć w jednym ze zbiorów IPN.

Po grillu u Giertycha wypłynęła w mediach sprawa Studium Wojskowego odbytego chyba w 1987 lub 1988 r. i stosownego po jego ukończeniu stopnia podchorążego? Ludowego Wojska Polskiego. Rafalski był bardzo zdeprymowany pytaniem dziennikarzy. O pułkowniku prowadzącym Studium wyraził się z "lekceważeniem". Nie wiem jaki stopień obecnie posiada Rafalski.
Jest też kolegom szkolnym Moniki Jaruzelskiej z którą przeprowadził przesympatyczny wywiad.

Obrazek użytkownika izabela

21-06-2014 [21:33] - izabela | Link:

Nie szkolnym lecz z polonistyki UW.

Obrazek użytkownika anu

21-06-2014 [13:03] - anu | Link:

Załgany do szpiku kości!

Obrazek użytkownika kat

21-06-2014 [13:30] - kat | Link:

Witaj
z cyklu raz zRAZ.... zamawia każdy od lewa do prawa . Z wszystkimi żyje dobrze , maluczcy go uwielbiają , kupuja książeczki itd.... dla mnie to jakiś hodowlany barykadowiec , siedzi okrakiem i RAZ nózka w lewo , RAZ nożka w prawo do przodu do tylu i kasa na koncie .Pozdrówka

Obrazek użytkownika emilian58

21-06-2014 [20:48] - emilian58 | Link:

Za mocno w szkło uwikłany.