"Gazeta Wyborcza" ma sumienie Lesława Maleszki

„Gazeta Wyborcza” ma sumienie Lesława Maleszki

 

Lesław Maleszka w latach 70 – tych należał do grupy opozycyjnie nastawionych studentów w Krakowie. Trzon tej grupy stanowili Stanisław Pyjas, Bronisław Wildstien i Lesław Maleszka. Pyjas i Wildstein działali z głębokiego przekonania i zwalczali komunizm. Maleszka jako agent bezpieki na nich donosił. Gdy w 1977 r. Pyjas zaczął podejrzewać, że Maleszka jest agentem i donosi na kolegów został w niewyjaśnionych do dziś okolicznościach śmiertelnie pobity. Jego koledzy po jego śmierci założyli Studencki Komitet Solidarności, który stał się zalążkiem zinstytucjonalizowanej działalności opozycyjnej studentów w latach 80 – tych, której najważniejszym elementem było powstanie Niezależnego Zrzeszenia Studentów. Przez cały ten czas Maleszka donosił na swoich kolegów będąc jednym z najlepiej opłacanych agentów Służby Bezpieczeństwa.

            Po 1989 r. gdy obalono komunizm Lesław Maleszka stał się jednym z autorytetów moralnych i politycznych polskiego życia publicznego. Jego teksty należały aż do 2001 r. do najważniejszych analiz i opinii drukowanych przez „Gazetę Wyborczą”. Szczególnie dużo pisał na temat rozliczenia okresu komunistycznego, lustracji i dekomunizacji. Redakcja „Gazety Wyborczej” lubiła podkreślać, że tacy zasłużeni ludzie jak Maleszka, walczący z komunizmem są jedynymi uprawnionymi do wyznaczania zakresu naszego rozliczenia się z okresem komunistycznym.

W tym czasie wielu naprawdę zasłużonych ludzi w walce z komunizmem domagało się lustracji czy dekomunizacji. Należał do nich Bronisław Wildstein. Dla niego nie było miejsca na łamach „Gazety Wyborczej”. Uznawano go za oszołoma ziejącego nienawiścią i rządzą rewanżu. Co więcej Adam Michnik i „Gazeta Wyborcza” uważa tak nadal! Parę dni temu Adam Michnik zaliczył go na łamach swojej „Gazety” do najbardziej szkodliwych osób w państwie w tekście „Moje typy”.

            W 2001 Bronisław Wildstein wraz z grupą dawnych opozycjonistów po zdobyciu pewności co do prawdziwej roli Lesława Maleszki w opozycji ujawnili publicznie, że był on agentem bezpieki. Początkowo środowisko „Gazety Wyborczej” próbowało zaprzeczać. Były minister spraw wewnętrznych w rządzie Tadeusza Mazowieckiego Krzysztof Kozłowski wręcz oskarżył Wildsteina i jego współpracowników o nierzetelność, wykorzystywanie nieprawdziwych materiałów po SB i bronił Maleszki. Fakty były jednak bezlitosne. Prawdy tym razem nie udało się zatrzymać. Do współpracy przyznał się sam Maleszka, a redakcja „Gazety Wyborczej” ogłosiła, że będzie tam nadal pracował, ale nie będzie już dla tej gazety pisał. Nawet i tej obietnicy nie spełnili. Znany jest co najmniej jeden przypadek kiedy Lesław Maleszka pod pseudonimem „Elem” napisał tekst dla „Gazety Wyborczej”. Tak już jest w tej redakcji, że kłamstwo nie stanowi dla niej problemu.

 

Co pisał Lesław Maleszka, jako autorytet „Gazety Wyborczej” na jej łamach przed ujawnieniem w 2001 r. faktu jego współpracy ze Służbą Bezpieczeństwa? Oto kilka na szybko znalezionych przykładów:

 

„Podzielam obawy, że wiele wystąpień polityków prawicowych podminowuje autorytet prawa i kruszy instytucje demokratycznego państwa. Apele o rozliczenie PRL, z iście inkwizytorską pasją wzywające do dekomunizacji, lustracji, delegalizacji SdRP, zrealizować by można jedynie w warunkach stanu wyjątkowego i zawieszenia swobód obywatelskich.”

Lesław Maleszka, „Historia nie lubi kompromisów”, „Gazeta Wyborcza”, 11 września 1995

 

„Przypominam te fakty tak obszernie, by uświadomić dwie rzeczy. Po pierwsze: że ustawa dekomunizacyjna nie rozwiązuje wszystkich problemów i rozwiązać nie może, niepodobna bowiem w państwie demokratycznym wyrzucić poza nawias prawa dziesiątek tysięcy ludzi.”

Lesław Maleszka, „Co można zdekomunizować?”, „Gazeta Wyborcza”, 14 lutego 1996

 

„A gdybym był emerytowanym pułkownikiem SB, napisałbym: Drodzy towarzysze z AWS! Ze szczerego serca gratuluję Wam, że nadszedł czas opamiętania. (...) Mam nadzieję, że już wkrótce ofiarni pracownicy Urzędu Kontroli Prasy powrócą na stanowiska. Ale na tym nie można poprzestać. Musimy odbudować bohaterską Służbę Bezpieczeństwa.”

Lesław Maleszka, „Porno jest git”, „Gazeta Wyborcza”, 18 stycznia 2000

 

„Owszem, istnieją poważne poszlaki, że pogrom kielecki został sprowokowany. Jeśli jednak byli prowokatorzy, byli też ludzie, którzy dali się sprowokować. (...) Niezależnie od intencji o. Salija jego wypowiedź spodoba się politykom, którzy dziś wkładają wiele wysiłku w rozgrzeszanie Polaków. (...) Są na szczęście chrześcijanie, dla których racje etyczne są ważniejsze od polityki. Bp Jaworski i członkowie Komitetu Kościelnego przypominają, że rozgrzeszenie musi poprzedzić pokuta.”

Lesław Maleszka, „Pokuta czy polityka”, „Gazeta Wyborcza”, 5 lipca 1996

 

 

Gdy fakt współpracy z SB stał się już tak oczywisty, że w kłamstwo nie dało się dalej brnąć Maleszka wydał oświadczenie, w którym nadal uważał, że trzeba za wszelką cenę nie dopuścić do lustracji. Zgodnie z zasadą, ja wpadłem to trudno, ale bronić trzeba innych agentów!

 

„Mam tylko jedno życzenie. Chciałbym, by moje akta osobowe gromadzone przez SB były pierwszymi – i ostatnimi, które zostaną publicznie otwarte. Policja polityczna w komunistycznym państwie złamała kręgosłupy moralne wielu osób. Szantażem, strachem, prowokacją, biciem. Nie z każdym udało się to zrobić tak łatwo jak ze mną, ale skutki musiały być równie opłakane. Przez ostatnie 12 lat każdy z tych ludzi starał się zapomnieć o przeżytym dramacie. O tym, że czynił zło swoim najbliższym – sam żyjąc w poczuciu, iż padł ofiarą gwałtu. Dziś każda z tych osób czeka na sądny dzień – gdy otwarcie kartoteki rozbije krąg jej znajomych, czasem rodzinę, uczyni z niej banitę. Rozumiem, że aparat administracyjny państwa powinien wiedzieć, jaka jest przeszłość urzędnika na wysokim szczeblu, któremu powierza się informacje szczególnej wagi. Jakie jednak będą korzyści z tych paru pręgierzy hańby, w imię których jesteśmy gotowi dewastować różne więzi społeczne?Wszystkich, którym wyrządziłem krzywdę – także tych, którzy po przeczytaniu tego tekstu nigdy już nie wyciągną do mnie ręki – gorąco przepraszam. W tej chwili nie jestem w stanie zrobić więcej".

Lesław Maleszka, „Oświadczenie Lesława Maleszki”, „Gazeta Wyborcza”, 7 listopada 2001

 

 

Niewiele także miała sobie do zarzucenia sama redakcja „Gazety Wyborczej”. Nie wiedzieli wiec nie ma o czym mówić. Teraz już pisać nie będzie wiec w zasadzie nie ma sprawy. A to co pisał i dlaczego do tej pory najwyraźniej ich uwadze umknęło. Poniżej stanowisko redaktorów naczelnych „Gazety Wyborczej” w sprawie Lesława Maleszki, Gazeta Wyborcza, 13 listopada 2001:

 

„Ujawniony niedawno fakt wieloletniej współpracy naszego kolegi, redaktora i publicysty Leszka Maleszki z peerelowską Służbą Bezpieczeństwa był ciosem dla całego zespołu i środowiska „Gazety Wyborczej”.(...)

Przez 25 lat nikomu nigdy nie powiedział, co robił. I żył z tym przez 25 lat. Jest to świadectwo człowieka złamanego i zakłamanego, ze wszystkimi straszliwymi tego konsekwencjami. I, niestety, jest to świadectwo wymuszone – gdyby fakt współpracy z SB nie wyszedł na jaw, Leszek Maleszka prawdopodobnie sam by się nie przyznał. Pogrzebałby w sobie tę prawdę.(...)Zawsze uważaliśmy i nadal uważamy, że w wolnej Polsce więcej złego niż dobrego przynosi sądzenie i skazywanie takich ludzi, publiczne roztrząsanie jako dowodów w ich sprawie raportów, zeznań, SB-ckich fałszerstw – świadectw ludzkiej słabości, strachu i upodlenia. O tym wszystkim pamiętamy i będziemy pamiętać; o tym trzeba wiedzieć, to także budzi moralne obrzydzenie.Nikt ze środowiska „Gazety” nie znał prawdziwej przeszłości Leszka Maleszki. Znaliśmy kogo innego. Dzisiaj musimy się zmierzyć z faktem, że przez wiele lat cieszył się w zespole autorytetem znakomitego redaktora i autora, ogłaszał na naszych łamach teksty, do których publikowania – dzisiaj już to wiemy – nie miał tytułu moralnego. Leszek Maleszka stracił w naszych oczach wiarygodność i szacunek. Jego nazwisko musi na długie lata zniknąć z łam „Gazety”, bo to nazwisko wprowadzało nas i Czytelników w błąd. Czy można się podnieść z moralnego upadku? Czy człowiek może wrócić z tak dalekiej podróży? Czy możemy i powinniśmy mu w tym pomóc?

Nie wiemy. Ale byłoby okrutną pychą z naszej strony wykluczyć pozytywne odpowiedzi na te pytania.”

pod oświadczeniem podpisali się redaktorzy naczelni: Adam Michnik, Helena Łuczywo, Juliusz Rawicz, Piotr Pacewicz, Piotr Stasiński.

 

Wszystkie przeze mnie przytoczone fakty są znane od 7 lat. Dokładnie od 2001 r. kiedy to Bronisław Wildstein ujawnił kim naprawdę jest Lesław Maleszka. Zyskały one nowe światło dzięki emisji filmu „Trzech kumpli” autorstwa Ewy Stankiewicz i Anny Ferens. Dopiero ten film przebił ścianę milczenia i zakłamania, skrupulatnie budowaną przez Adama Michnika i jego medialne imperium, na które składa się nie tylko „Gazeta Wyborcza” i inne media należące do Agory, ale przede wszystkim potężne nieformalne wpływy w opiniotwórczym środowisku dziennikarskim. To właśnie to środowisko ponosi odpowiedzialność za to, że przez blisko 20 ostatnich lat naszą rzeczywistość kształtował i ciągle kształtuję Lesław Maleszka i wielu jemu podobnych. To właśnie to środowisko robiło i robi wszystko co tylko możliwe aby zablokować proces lustracji i pełnej jawności dotyczącej przeszłości osób polskiego życia publicznego do których dziennikarze należą tak samo jak politycy. To wreszcie to środowisko ponosi odpowiedzialność, za to że nie zostali osądzeni do dziś autorzy stanu wojennego tacy jak generałowie Jaruzelski i Kiszczak, których rozgrzeszył Adam Michnik nazywając „ludźmi honoru”.

            Czy sprawa Maleszki coś zmieni w nastawieniu „Gazety Wyborczej” i Adama Michnika? Wątpię. Z zapałem godnym lepszej sprawy będą nadal bronić agentów jak Maleszka i komunistycznych aparatczyków jak Jaruzelski czy Kiszczak, a atakować tych, którzy całe życie poświęcili ujawnieniu prawdy jak Wildstein. Coś się jednak zmieni. Pewnie nie wszyscy ale dobrze, że chociaż niektórzy dzięki tej sprawie uświadomią sobie, że sumienie „Gazety Wyborczej” to sumienie Lesława Maleszki.

Czy sprawa Maleszki coś zmieni w nastawieniu „Gazety Wyborczej” i Adama Michnika? Wątpię. Z zapałem godnym lepszej sprawy będą nadal bronić agentów jak Maleszka i komunistycznych aparatczyków jak Jaruzelski czy Kiszczak, a atakować tych, którzy całe życie poświęcili ujawnieniu prawdy jak Wildstein. Coś się jednak zmieni. Pewnie nie wszyscy ale dobrze, że chociaż niektórzy dzięki tej sprawie uświadomią sobie, że sumienie „Gazety Wyborczej” to sumienie Lesława Maleszki.