Smoleńsk i Krym w świetle polskiej racji stanu

Napięcie i strach połączony z tchórzostwem, walką o zachowanie osobistych interesów za wszelką cenę opanowały europejski kontynent. Krymski kryzys okazuje się być nie tylko spektakularną prezentacją bezkarności Rosji, ale jest papierkiem lakmusowym, który skutecznie wkłada między bajki opowieści o skuteczności działań sztucznych tworów międzynarodowych takich jak UE. Dla Unii Krym był i jest testem, który, trzeba przyznać ze smutkiem, oblewa na każdym możliwym froncie.

Sprawa jest wyjątkowo specyficzna, gdyż ukraińska walka o "wolność i demokrację" zaczęła się właśnie z powodu... wstrzymania procesów integracyjnych z UE tego kraju. Gdy dziś natomiast, nazywając rzecz po imieniu, rosyjska armia gwałci wszelkie porozumienia międzynarodowe oraz integralność terytorialną niepodległego państwa, jedyne na co stać europejskich przywódców, to głosy oburzenia. Zróżnicowane zresztą.

W sytuacji kryzysowej widać jak na dłoni, że każdy ma w szerokim poważaniu próbę kreowania wspólnej, spójnej polityki zagranicznej, liczą się osobiste, narodowe interesy. Niemcy kreują Merkel na jedyną, która może Putina do czegokolwiek przekonać, Anglicy podniecają się tajną ekspertyzą, której dociekliwy i bystry reporter strzelił fotkę, a na której zaleca się w sprawach ukraińskich... ostrożność. Wszak londyńskie city w zbyt dużym stopniu łączy się z rosyjskimi interesami, a kto wie, co zrobiłby z Chelsea taki Abramowicz, jakby mu na odcisk niepotrzebnie nadepnąć. Francuzi zdążyli już podobno skapitulować, wznawiając znacząco produkcję białych flag.

Nawet bohater polskich mediów prawicowych, Orban, pokazał grzecznie, że może Węgier i z Polakami dwa bratanki, ale Ukrainiec to go może w rosyjskie pieniążki (energetykę) pocałować. Tylko Tusk ciągle coś bredzi o skuteczności polskich działań w ramach struktur i poparcia Unii Europejskiej. Właśnie, Donald Tusk i minister spraw zagranicznych naszego dzielnego, wpływowego kraju, Radosław Sikorski.

Ciekawa acz specyficzna metamorfoza - od ładnych kilku lat serwują nam szczerą oraz pełną miłości narrację - Rosja to nasz godny zaufania przyjaciel, a wszelkie głosy sugerujące próbę uniezależnienia i prowadzenia suwerennej, wschodniej polityki traktowane były z pogardliwą złośliwością. Wspieraną chętnie przez zjadliwość mediów, które z wyjątkową niesprawiedliwością traktowały przede wszystkim śp. Lecha Kaczyńskiego. Dziś to jemu, jak zauważają komentatorzy, rację przyznaje historia. To on jako ostatni traktował poważnie słowa "polska racja stanu", a jego tragiczna śmierć w świetle dzisiejszych wydarzeń budzi więcej wątpliwości, niż kiedykolwiek wcześniej.

Demagog, arogancki agresor, człowiek, który bezczelnie poszerza swe wpływy kosztem terytorium suwerennego kraju - przepraszam, panowie z PO i ich medialni wielbiciele, to ten sam uczciwy i rzetelny Putin, któremu wbrew międzynarodowym konwencjom oraz narodowemu interesowi z entuzjazmem powierzone smoleńskie śledztwo? Śmierć oraz publiczne widowisko, pełne kłamstw, oskarżeń, braku szacunku dla ofiar, miejsca zdarzenia, setki niewyjaśnionych wątpliwości? Cztery lata minęły i mam założyć poczciwie, że wtedy to inny człowiek był, swój chłop, który dla dobra Polaków i z poszanowaniem dla ich nieszczęścia sprawę szybko i sprawnie wyjaśnił? Dzisiaj mu się po prostu trochę poprzestawiało wszystko, pewnie dlatego, że ulubieni hokeiści przegrali olimpiadę z kretesem.

Ale Radek i Donald zaraz sprawę naprostują, nie bójcie się, rodacy! Już przecież jeden pokojowy Nobel się należy, za słynne porozumienie z 21 lutego, które miało zakończyć ukraińskie spory i uratować napiętą sytuację (http://naszeblogi.pl/44691-problem-z-konferencja-janukowicza). Dziś okazuje się, że ten świstek nie tylko osłabia legitymizację władzy wyłonionej z krwi Majdanu, lecz wręcz okazuje się wymówką... Putina. Prezydentem Ukrainy w świetle prawa nadal jest Janukowicz (któremu przy okazji zakończył ostro polityczną karierę, sorry Wiktor, ciesz się, że żyjesz), a winnym zamieszania są ukraińscy nacjonaliści, zachód i Polska, która szkoliła brutalnych, majdanowskich żołnierzy. 

Racjonalna, wyzbyta złudzeń, iluzji i romantycznych zapędów. Taką wizję polityki Polski wobec Rosji kreśli Donald Tusk na dzisiejszej konferencji prasowej. Zatem grzecznie i nieśmiało zapytam, w jakim świetle z racjonalnego punktu widzenia stawiają panów Tuska i Sikorskiego porozumienie z 21 lutego oraz oddanie śledztwa smoleńskiego w ręce Rosjan? Polityka zagraniczna nacechowana uległością oraz ciągłym przepraszaniem, kończąca się ostrym, mało dyplomatycznym kopniakiem, na który sobie od ruskiego pana piesek wierny acz szczekający ostatnio zasłużył? Zresztą kopniak chyba skuteczny, bo dziś już mąż stanu Tusk podsumowuje: "Polska nie może być nigdy wystawiona na ryzyko w sytuacji konfrontacyjnej. Obecne zachowanie Rosji nie przekreśla możliwości dobrej współpracy między Warszawą a Moskwą w przyszłości. Kiedy jest okazja, kiedy są możliwości, róbmy dobre interesy i budujmy dobre relacje (...)"

Zdrada stanu do w dużym uproszczeniu przestępstwo, zbrodnia godząca w najistotniejsze interesy państwa, przykładowo udział obywatela w działaniach przeciw własnemu krajowi. Racjonalnie, pozbawiony złudzeń, iluzji i romantycznych zapędów pytam zatem na koniec raz jeszcze, gdzie był polski interes w zawierzeniu wyjaśnienia smoleńskiej tragedii człowiekowi pozbawionemu skrupułów tak bardzo, że kpi sobie jawnie z zachodniego świata?