Euro 2008 – moja prognoza

Kto zostanie mistrzem Europy?

 

Do tej pory 12 razy wyłaniany był mistrz Starego Kontynentu. Najwięcej tytułów bo 3 mają na swoim koncie Niemcy (1972, 1980, 1996), 2 razy Puchar Henriego Delaunay'a z dumą po zwycięskim finale unosili Francuzi (1984, 2000), pozostałe 7 tytułów wywalczyli: Związek Sowiecki (1960), Hiszpania (1964), Włochy (1968), Czechosłowacja (1976), Holandia (1988), Dania (1992) i Grecja (2004). Warto zwrócić uwagę, że do tej pory na 12 turniejów 3 razy tryumfowali w nim gospodarze: Hiszpania (1964), Włochy (1968) oraz Francja (1984). Kto więc może wygrać tym razem?

Gospodarze, a więc Szwajcarzy i Austriacy nie poprawią raczej statystyki sukcesów organizatorów turniejów i nie sięgną po mistrzostwo. Oba zespoły prezentują bardzo przeciętny poziom i gdyby nie fakt organizowanie turnieju pewnie nawet by w nim nie grały, bo nie przeszłyby trudnych eliminacji. W tabeli wszechczasów, jeśli chodzi o starty w Mistrzostwach Europy, spośród 16 finalistów tylko Polska wypada słabiej od Szwajcarii i tak samo słabo jak Austria. Polska więc raczej też (choć bardzo pragnąłbym się mylić) po tytuł nie sięgnie. Powie ktoś, że Grecy 4 lata temu jadąc na mistrzostwa też mieli w swojej wcześniejszej historii zaledwie jeden i to nieudany start na turnieju. To prawda, ale taki przypadek to wyjątek, który tylko potwierdza regułę. Nigdy jeszcze zresztą nikt mistrzostwa nie obronił, co każe raczej także przekreślić szanse walecznych i sympatycznych Greków.

Nie przypuszczam aby szczęście podczas turnieju dopisało Hiszpanom. To drużyna, która, jeśli nie liczyć sukcesu przed 44 laty, nie ma szczęścia do turniejów takich jak Euro czy Mundial. Eliminacje do mistrzostw zwykle przechodzą bez problemu, ale potem coś się zacina i po wyjściu z grupy gubią się w fazie pucharowej. Hiszpanie więc zakończą rozgrywki gdzieś w ćwierćfinale. Nie wróże także sukcesu Portugalczykom. Skoro nie potrafili sięgnąć po mistrzostwo na własnym terenie przed 4 lata, a w eliminacjach też nie zachwycali, to wątpię aby potrafili się nagle przełamać. Zresztą „złote pokolenie” portugalskich piłkarzy, którego symbolem był Luis Figo, a które wdarło się w początkach lat 90 – tych na europejskie i światowe szczyty zdobywając Mistrzostwo Europy do lat 16 (1989) i Świata do lat 20 (1991), odeszło już na emeryturę. Natomiast ich następcy, z także już starzejącym się Nuno Gomes’em są po pierwsze słabsi, a po drugie zbyt mocno wyeksploatowani grą w klubach aby sięgać po najwyższe laury, podobnie zresztą jak swego czasu Figo.

             Nie sądzę aby zachwycili swoją grą i sięgnęli po tytuł Turcy, Rumuni i Szwedzi. Drużyny te prezentują solidny europejski futbol, ale brak w nich zarówno osobowości jak i charyzmy brakuje kogoś, kto byłby ich wstanie poprowadzić do sukcesów mimo przeciętności zespołu, tak jak chociażby 4 lata temu zrobił to Otto Rehhagel z Grekami. Także Holendrzy wydają się być w kryzysie i nie wydaje mi się aby podbili Europę, mimo, że na Euro zawsze grało im się dobrze i należą obok Niemców do najbardziej ogranych w tych rozgrywkach zespołów.

            Zostali nam jeszcze Francuzi, Niemcy, Włosi, Czesi, Chorwaci i Rosjanie. Wśród tych drużyn upatrywać należałoby zwycięzców.

We Francuzów nie bardzo wierzę. Chyba lata świetności mają już za sobą i na kolejne mistrzowskie sukcesy przyjdzie im poczekać. Co do Niemców, no cóż… Truizmem będzie napisać, że będą groźni. „Futbol to prosta gra, w której jedenastu facetów biega za piłką, a na końcu zawsze wygrywają Niemcy” –  powiedział kiedyś legendarny angielski piłkarz, król strzelców na Mundialu w Meksyku 1986 r. (w znaczniej mierzy obłowił się wówczas wbijając bramki naszemu zespołowi) Gary Linker. Trudno odmówić angielskiemu napastnikowi racji. Ale czy uda się im sięgnąć po tytuł? Chyba nie, aczkolwiek nie da się tego wykluczyć.

Groźni będą Włosi. To aktualni mistrzowie świata (aczkolwiek jeśli nie liczyć Francji w 2000 r. to mistrzom świata na Euro zwykle nie szło), głodni sukcesów po porażkach swoich klubów w europejskich pucharach w tym sezonie. Bardzo poważnie należy liczyć się z Czechami i Chorwatami. Grają prawie jak w domu, na dobrze znanych sobie boiskach sąsiadów. Na mistrzostwa wybierają się podobno jakieś hordy Chorwackich kibiców. Zawodnicy tych drużyn są mniej zmęczeni rozgrywkami pucharowymi niż Niemcy, Włosi czy Hiszpanie. Element świeżości jest ważny, czego dowiedli 4 lata temu Grecy. Myślę, że z sukcesem tych drużyn należy się poważnie liczyć.

Zostają jeszcze Rosjanie. W warunkach polskich nie będę oryginalny jeśli powiem, że nie przepadam za tą drużyną, ale obiektywnie oceniając szanse nie należy ich lekceważyć. To bardzo solidny zespół. Wprawdzie w eliminacjach miał dużo szczęścia i zakwalifikował się do turnieju dzięki walecznym Chorwatom, którzy rzucili na kolana Rycerzy Albiony i to na ich własnym podwórku, jednak teraz będą naprawdę groźni. Zresztą przykład Danii z 1992 r., która do turnieju dostała się kuchennymi drzwiami w miejsce zawieszonych z powodu wojny Jugosłowian dowodzi, że to o niczym nie przesądza. Na co warto zwrócić uwagę? Pieniądze. Rosja dziś to szybko odradzające się, także ekonomicznie, imperium. W sport, a zwłaszcza w piłkę nożną inwestuje się tam ogromne środki. Rosyjscy piłkarze niczym bolidy formuły pierwszej zasuwają na ropie i gazie, a w zasadzie na milionach rubli jakie one przynoszą rosyjskim oligarchom, uwielbiającym grzać się w blasku sportowych sukcesów swoich drużyn. Doskonałym tego przykładem jest Zenit Sankt Petersburg, który należy do gazowego potentata jakim jest Gazprom. Piłkarze Zenitu sięgnęli w tym roku po Puchar UEFA w drodze do finału już nie tylko gromiąc, ale wręcz kompromitując Bayern Monachium. Sądzę także, że na korzyść Rosjan może tym razem działać ich specyficzny (powodowany długą zimą) system rozgrywek wiosna – jesień. Podczas gdy piłkarze z innych krajów będą styrani po katorżniczej pracy po całym sezonie w swoich klubach, trzon drużyny rosyjskiej stanowić będą zawodnicy będący w środku sezonu, już rozegrani, ale dysponujący świeżością, której w ostatnich turniejach typu Mundial czy Euro brakuje krajom, które wydaja się futbolowymi potęgami.

Mój typ na te mistrzostwa w tej sytuacji to Rosja.

Choć, jak każdy Polak, do ostatniej chwili będę żywił się nadzieją, że moje kalkulacje wezmą w łeb i to Nasze Orły zawojują Europę.

 

Czy wygramy z Niemcami?

Obawiam się, że nie. Jeszcze nigdy nie udało nam się z Niemcami wygrać, a miewaliśmy w historii naszej reprezentacji „jedenastki” bardziej utytułowane i wydaje mi się, że i tym razem sztuka ta się nam nie uda. Remis byłby dobrym wynikiem zwłaszcza, że to będzie dla Niemców (dla nas zresztą też) pierwszy mecz na tym turnieju, a zespół Niemiec zwykle ma słabszy początek, w czym upatrywałbym dla naszych chłopców szans na remis, choć i im i nam wszystkim, życzę oczywiście zwycięstwa!

 

Co osiągnie Polska?

 

Trzecie miejsce w swojej grupie eliminacyjnej po Chorwatach i Niemcach. Chciało by się więcej i będę skakał, z moim 8 – letnim synkiem Michałkiem gdy będziemy oglądali mecze, pod sam sufit, jeśli stanie się inaczej i wyjdziemy z grupy, ale taki chyba w tej chwili i w tej grupie jest potencjał naszego zespołu. Realnie oceniając, nasz udział w tym turnieju, pierwszy raz w historii, już jest sukcesem.

 

Ile padnie bramek?

Skoro 4 lata temu w mistrzostwach przy takiej samej liczbie drużyn, a w związku z tym w takiej samej liczbie meczy padło 77 goli teraz powinien być to wynik zbliżony. UEFA jednak jak zawsze przed turniejem postanowiło „uszczęśliwić” bramkarzy nową piłką. Stworzona przez Adidasa futbolówka o nazwie „Europass” ma tę paskudną właściwość, że kochają ją napastnicy, a nienawidzą bramkarze. W tej sytuacji tych bramek paść powinno trochę więcej. Osobiście obstawiam ok. 85.

 

Ile bramek zdobędą, a ile stracą Polacy?

Znów rozum kłóci się z sercem. Strzelimy 2, a stracimy 4. Obym się mylił.

 

Kto będzie Królem strzelców?

A jakie to ma znaczenie? Milan Baros, król strzelców sprzed 4 lat chętnie oddał by ten tytuł za to aby móc podnieść w górę Puchar Henriego Delaunay'a. Pewnie podobnie uczyniłby Jugosłowianin Savo Milosević czy Holender Patrick Kluivert  8 lat temu. Piłka nożna to królowa sportów zespołowych. Finezja i indywidualne popisy są jej przepiękną ozdobą, ale liczy się ostateczny sukces, na który składa się praca całego zespołu. Pewnie podczas turnieju, któryś z zawodników będzie miał nieco więcej szczęścia, jego zespół dojdzie gdzieś do półfinału, tak żeby zagrał w większej liczbie meczy, może uda mu się ustrzelić hat – tricka w fazie grupowej i tak przejdzie do historii. Kto to może być? Jeśli dostanie szanse od trenera Slavena Bilicia to może Chorwat Nikola Kalinic z Hajduku Split. Młody, bardzo ambitny, bramkostrzelny, jeszcze nie został wyeksploatowany w systemie rozgrywek klubowych. 

 

Kto będzie gwiazda Euro?

Gwiazdy od których oczekujemy blasku będą raczej zawodziły. Po wyczerpującym sezonie w swoich klubach trudno będzie od nich wymagać wysokiej formy. Jeśli faktycznie Chorwatowi Nikola Kaliniciowi uda się sięgnąć po tytuł króla strzelców to będzie na pewno uchodził za jedną z gwiazd. Myślę, że może taką gwiazdą zostać, zwłaszcza jeśli Rosjanie osiągną na turnieju sukces, również napastnik rosyjski, grający na co dzień w Lokomotiwie Moskwa Dmitrij Syczew.

 

Kto będzie „czarnym koniem”?

Rosja. Pisałem to już wcześniej przy okazji rozważań na temat tego kto sięgnie po mistrzostwo.

 

Kto będzie rozczarowaniem mistrzostw?

Jeśli nie wyjdziemy z grupy, a pewnie niestety nie wyjdziemy, to biorąc pod uwagę nasz wrodzony ułański huraoptymizm to dla nas my sami będziemy rozczarowaniem. Natomiast w wymiarze szerszym, europejskim rozczarowaniem będą Hiszpanie. To zresztą, biorąc pod uwagę ich „sukcesy” turniejowe, tradycyjni murowani kandydaci do rozczarowania. Natomiast wśród zawodników? Może Włoch Luca Toni? Bramek do tej pory nastrzelał już tyle, że coś czuję, że w tym turnieju chyba celownik będzie miał zbyt zużyty.