Co siódmy Polak bez pracy

Oficjalne statystyki opublikowane w ostatnich dniach potwierdziły to, co widać gołym okiem. Co siódmy Polak nie ma pracy. Styczeń przyniósł wzrost bezrobocia do 14 proc. (w grudniu było to 13,4 proc.). Oznacza to, że w urzędach pracy na poprzedniego miesiąca zarejestrowanych było aż 2 miliony 259,5 tys. osób bezrobotnych. Było ich więc o ponad 100 tys. więcej niż w grudniu.
Ministerstwo pracy pociesza, że w styczniu tradycyjnie następuje sezonowy wzrost poziomu bezrobocia. Jednak faktem jest, że obecnie co siódmy Polak pozostaje oficjalnie bez pracy. Jeśli dodać do tego podobną liczbę naszych rodaków, którzy wyjechali na Zachód w poszukiwaniu lepszych warunków bytowych i co najmniej setki tysięcy niezarejestrowanych ze względów formalnych w urzędach pracy, pracujących w szarej strefie, to okazuje się, że przynajmniej 5 mln osób nie ma u nas zatrudnienia. Tyle też osób nie odprowadza składek na ubezpieczenie emerytalne (ZUS) i zdrowotne.
W dodatku, jak dowiadujemy się z jednego ostatnich GUS-owskich badań aktywności ekonomicznej ludności, odnotowano dalsze pogorszenie sytuacji absolwentów uczelni wyższych oraz wzrost liczby osób niepełnozatrudnionych (zatrudnionych na niepełny etat, pomimo że mogą i chcą pracować w pełnym wymiarze czasu pracy). To kolejne setki tysięcy, jeśli nie miliony, w znacznej części młodych ludzi, których wykorzystują pracodawcy, zmuszając do zawierania nieozusowanych umów śmieciowych, bez szans na stałe umowy o pracę.
Równie źle wygląda sytuacja ludzi po pięćdziesiątce (ponad 1/5 oficjalnie bezrobotnych). Z jednego z ostatnich raportów NIK wynika, że bezrobotni Polacy po ukończeniu 50. roku życia nie otrzymują skutecznej pomocy w znalezieniu trwałego zatrudnienia. Dla większości z nich efekty programów aktywizacji zawodowej i łagodzenia skutków bezrobocia, realizowanych przez powiatowe urzędy pracy, są krótkotrwałe i nieskuteczne. Wg NIK nie spełniają swojej podstawowej roli, jaką jest doprowadzenie do trwałego wyjścia z bezrobocia. Raport wskazuje, że w praktyce oferty tych samych pracodawców składane w urzędach pracy powtarzają się, co świadczy o tym, że w rzeczywistości nie oferują oni stałej pracy. Ponadto NIK ma podejrzenia, że część pracodawców traktuje urzędy pracy, jako miejsce wyszukiwania pracowników, których następnie zatrudnia nielegalnie. Świadczyć mogą o tym wykryte we wszystkich urzędach nagminne przypadki wycofywania przez przedsiębiorców ofert po zgłoszeniu się osób chętnych do pracy.
Od lat bezrobocie sięgające u nas oficjalnie poziomu kilkunastu proc. to poważny problem, z którym władze pod każdą szerokością geograficzną powinny energicznie walczyć. Polski rząd jednak zdaje się nad walka z bezrobociem przechodzić do porządku dziennego. Ma zapewne ważniejsze sprawy na głowie. Wszak zbliżają się kolejne wybory. Aby je ponownie wygrać musi dostarczyć swoim zwolennikom jak najwięcej kiełbasy wyborczej.
Dopiero co „pokonała” OFE, praktycznie zmuszając ubezpieczonych do całkowitego przejścia pod skrzydła balansującego na krawędzi bankructwa ZUS. W ostatnim czasie „przypomniała” sobie po ponad sześciu latach rządów, że wielu rodziców nie stać na finansowanie podręczników ich dzieci. Wobec tego wymyśliła „zafundowanie” im darmowego podręcznika do pierwszych klas podstawówki. Stworzony zostanie przez samo ministerstwo edukacji, zapewne z jedynie słusznymi - jak za PRL-owskich czasów - treściami. W dodatku w zawrotnym tempie zasługującym na miejsce w księdze Guinessa.
Wszystko wskazuje na to, że najbliższe tygodnie nie poskąpią nam prezentacji kolejnych równie spektakularnych kiełbas wyborczych ze strony rządu walczącego zaciekle o poprawę gasnącego poparcia w sondażach.