W odpowiedzi na list "W obronie Lecha Wałęsy" zamieszczony na łamach "Gazety Wyborczej"

W odpowiedzi na list „W obronie Lecha Wałęsy”

zamieszczony na łamach „Gazety Wyborczej”

 

Z najwyższym smutkiem przyjąłem zamieszczony na łamach „Gazety Wyborczej” list „W obronie Lecha Wałęsy”. Podkreślając w nim ważne miejsce jakie w kreowaniu wizerunku Polski ma pamięć o przeszłości sygnatariusze listu piszą, że „trudno pojąć intencje instytucji i ludzi, którzy podejmują obecnie kampanię oskarżeń i zniesławień wobec Lecha Wałęsy”. Co więcej uważają oni, że Instytut Pamięci Narodowej stał się „instrumentem przekreślenia wizerunku i autorytetu” byłego Prezydenta. W liście swoim w bezprzykładny sposób zaatakowani zostali naukowcy – historycy IPN, których określono „policjantami pamięci stosującymi pełne nienawiści metody tamtych czasów. Gwałcącymi prawdę i naruszającymi fundamentalne zasady etyczne. Szkodzącymi Polsce”.

 

            Jest to najbardziej smutny i budzący zatrwożenie list jaki przeczytałem w Wolnej Polsce. Narusza on fundamentalne prawo do wolności badań naukowych, uderza w zasłużoną instytucję naukowo – badawczą jaką jest IPN, a przede wszystkim bez jednego nawet argumentu godzi w dobre imię dwóch historyków, autorów przygotowywanej przez IPN pracy naukowej.

 

            Jak można bez braku elementarnej wiedzy na temat przygotowanej publikacji formułować wobec jej autorów tak poważne zarzuty o „gwałcenie prawdy”? Jak można nie znając jednego zdanie przygotowywanej publikacji odnosić się do metod badawczych jakie posłużyły do jej napisania określając je „pełnymi nienawiści”? Jak można wreszcie autorów o znaczącym i niekwestionowanym dorobku naukowych określać „policjantami pamięci”?

 

            Już studentów pierwszego roku historii uczy się, że w pracy badawczej historyk zgodnie z zasadą Tacyta  powinien prowadzić badania „bez gniewu i namiętności” (sine ira et studio). Dorobek naukowy bezprzykładnie zaatakowanych w liście zamieszczonym w „Gazecie Wyborczej” dra Sławomira Cenckiewicza i dra Piotra Gontarczyka jest żywym przykładem stosowania tej zasady w praktyce i mógłby służyć za wzór wszystkim, zwłaszcza tym badaczom, którzy poruszać się muszą w trudnym obszarze kiedy głównie bohaterowie opisywanych dziejów ciągle są aktywnymi publicznie i umocowanymi politycznie. Niestety tego „gniewu i namiętności” nie zabrakło w liście „W obronie Lecha Wałęsy” opublikowanym na łamach „Gazety Wyborczej”. Można wręcz odnieść wrażenie, że jest on na gniewie i namiętnościach zbudowany, co więcej, że stara się tę fatalną metodyką przenieść na grunt ogólnospołeczny w związku ze sformułowanym przez jego autorów wezwaniem: „Zwracamy się do wszystkich obywateli o przeciwstawienie się wymierzonej przeciwko Lechowi Wałęsie kampanii nienawiści i zniesławień, która niszczy polską pamięć narodową”.

 

            Nie odnosząc się do samej publikacji, która jest mi, jak zresztą także sygnatariuszom listu, nieznana proszę o powściągliwość w formułowanych przedwcześnie i niesprawiedliwie sądach. Rzetelność badawcza autorów przygotowywanej przez IPN publikacji nigdy nie została zakwestionowana przez miarodajne instytucje, a ich dorobek naukowy należy w obrębie poruszanych przez nich problemów do fundamentów polskiej historiografii. Należy wiec jak zawsze w tym przypadku poczekać na ukazanie się stosownej publikacji, a wówczas poddać ją merytorycznej ocenie osób, które w obrębie tej problematyki mają wiedzę i umiejętności takiej oceny dokonać.

 

            Nie odmawiając nikomu prawa do obrony dobrego wizerunku Polski żałuję, że autorzy listu tak pochopnie i bezzasadnie włączyli się do dyskusji nad książką, która się jeszcze nie ukazała, a rzetelności jej autorów nikt nie kwestionował na gruncie naukowym. Zabrakło natomiast głosu sygnatariuszy tego listu w wielu bulwersujących opinię publiczną sprawach, które w dobre imię Polski i Polaków uderzają.

           

Mimo, że od kilku lat po angielsku, a od kilku miesięcy także po polsku znana jest książką Jana Tomasza Grossa” „Strach. Antysemityzm w Polsce tuż po wojnie. Historia moralnej zapaści” nie dało się zauważyć głosu oburzenia na jej temat, że strony autorów listu „W obronie Lecha Wałęsy”. Stało się tak mimo tego, że książka ta został poddana bardzo miażdżącej krytyce na łamach najważniejszych polskich czasopism naukowych. Krytyczne, naukowe recenzje tej książki znalazły się m.in. na łamach najważniejszego dla dziejów XX w. wydawanego przez Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk czasopisma: „Dzieje Najnowsze” (recenzja dra Jacka Walickiego w numerze 1 z 2007 r.) czy też na łamach wydawanego przez Żydowski Instytut Historyczny: „Kwartalnika Historii Żydów” (recenzja dra Augusta Grabskiego w numerze 3 z roku 2006).

 

Wśród wielu osiągnięć ruchu „Solidarności” jest także i to, że prace naukowe, a zwłaszcza biografie czy przyczynki do biografii ważnych postacie naszego życia społecznego nie powstają w gabinetach politycznych i nie są pisane pod ich dyktando, ale powstają w wyniku mozolnych i nieskrępowanych badań w archiwach i bibliotekach. Mam nadzieję, że sygnatariusze listu „W obronie Lecha Wałęsy” opublikowanego na łamach „Gazety Wyborczej” świadomi tego faktu do którego sami wespół z Lechem Wałęsą także się przyczynili zechcą uszanować swój własny dorobek.

 

Zbigniew Girzyński

Przewodniczący

Parlamentarnego Zespołu Miłośników Historii

Z najwyższym smutkiem przyjąłem zamieszczony na łamach „Gazety Wyborczej” list „W obronie Lecha Wałęsy”. Podkreślając w nim ważne miejsce jakie w kreowaniu wizerunku Polski ma pamięć o przeszłości sygnatariusze listu piszą, że „trudno pojąć intencje instytucji i ludzi, którzy podejmują obecnie kampanię oskarżeń i zniesławień wobec Lecha Wałęsy”. Co więcej uważają oni, że Instytut Pamięci Narodowej stał się „instrumentem przekreślenia wizerunku i autorytetu” byłego Prezydenta. W liście swoim w bezprzykładny sposób zaatakowani zostali naukowcy – historycy IPN, których określono „policjantami pamięci stosującymi pełne nienawiści metody tamtych czasów. Gwałcącymi prawdę i naruszającymi fundamentalne zasady etyczne. Szkodzącymi Polsce”.