Szybcy, wściekli, pijani

Jeszcze jeden i jeszcze raz. Temat wałkowany w ostatnich dniach przez wszystkich, od poważnych komentatorów, polityków, na internetowych hejterach skończywszy. Jak walczyć z pijanymi kierowcami, o wymiarze kar, skuteczności stosowania prawa. Jutro do akcji wkroczy premier Tusk, szykujący podobno nam wszystkim niezwykłą niespodziankę. Doczekać się wprost nie mogę.

Także ja postawiłem w swojej notce niezbyt popularną tezę, iż problem jest szerszy - nie o samo karanie bowiem chodzi, a o sposób egzekwowania prawa i refleksję całego społeczeństwa, którego tolerancja wobec spożywania alkoholu oraz łamania przepisów prawa jest, powiedzmy sobie szczerze, wątpliwa. Dodajmy do tego kulturę jazdy w naszej ojczyźnie i mamy gotową receptę na tragedię. Oburzać się za to potrafimy świetnie (http://naszeblogi.pl/43294-ludzka-tragedia-igrzyska-populizmu).

Po tragedii w Kamieniu Pomorskim, gdzie pijany i będący pod wpływem narkotyków kierowca zabił 6 osób, dzisiaj jesteśmy świadkami kolejnej - motorniczy tramwaju w Łodzi został sprawcą wypadku, w wyniku którego śmierć poniosły dwie osoby, dwie zostały ciężko ranne. Policja ciągle ustala przebieg wydarzeń, najprawdopodobniej otumaniony alkoholem motorniczy przejechał na czerwonym świetle, zderzył się z samochodem osobowym, który z kolei uderzył w przypadkowych przechodniów.

Ostro zareagowała prezydent Łodzi, Hanna Zdanowska, zapowiadając zaostrzenie kontroli kierowców i motorniczych miejskich. Ja zapytam z ciekawości, starając się uniknąć w obliczu ludzkiego nieszczęścia złośliwości - czerpiemy wzorce reagowania od premiera Tuska, pani prezydent? To takowych na ten moment nie ma? Z drugiej strony naprawdę jestem ciekaw, kto dopuścił tak pijanego człowieka do kierowania pojazdem szynowym, odpowiedzialności za ludzkie życie. Czy może tak sprytnie schował za pazuchę piersióweczkę, a za sterami tramwaju siadał czyściutki niczym łza, czy może jednak zadziałała w tym wypadku krytykowana przeze mnie, fatalnie pojmowana przez wybranych Polaków, zawodowa uprzejmość, tolerancja, życzliwość? 

Zdaję sobie sprawę, że prawo nie jest w przypadku kontrolowania trzeźwości pracowników łatwe i oczywiste. Ale niech mi uświadomi może jakiś prawnik, przecież po ostatnich nowelizacjach Rozporządzenia Ministra Zdrowia i Opieki Społecznej w sprawie warunków i sposobu dokonywania badań na zawartość alkoholu w organizmie oraz generalnych ustaleń innych przepisów dotyczących ochrony dóbr osobistych pracownika, wynika, iż pracodawca może zażądać w uzasadnionych przypadkach (podejrzeniu) badania na obecność alkoholu. Gdy ten odmówi, nie może go do tego zmusić, ale może wezwać uprawniony organ (policję). W sytuacji polskiego rynku pracy już widzę zresztą, jak odmawia. Co najciekawsze, z opowieści ludzi pracujących na magazynach polskich sieci supermarketów wynika, iż wyrywkowe badania na obecność alkoholu i narkotyków są na porządku dziennym. Prawo natomiast, w mym rozumieniu, jasno stanowi, że takie wyrywkowe badania mają zastosowanie zwłaszcza w zawodach, których specyfika może tego wymagać - wypisz, wymaluj, kierowca, motorniczy. 

Mamy zatem do czynienia z wyjątkowymi, tragicznymi wypadkami (święta, wiele wolnych dni, nieszczęśliwy zbieg okoliczności), czy jednak z wynikiem kondycji polskiego społeczeństwa? Akceptacją, tolerancją dla wymykającym się normom zachowaniom, kulturze spożywania alkoholu? Co odważniejsi (pewnie ci sami, co krzyczeli "kara śmierci!") krzyczą dziś jeszcze głośniej: "prohibicja!"

Troszkę poza tematem, ale nawiązując do tytułu notki - ogromna dyskusja rozgorzała w polskim internecie w grudniu, której przyczyną była śmierć Paula Walkera, bardzo sympatycznego amerykańskiego aktora i producenta filmowego, gwiazdy popularnej serii filmów "Szybcy i wściekli". Odniósł śmierć w wypadku samochodowym, sam był pasażerem (kierował jego przyjaciel i doradca, Roger Rodas) Porsche, który był głównym przedmiotem aukcji charytatywnej, aktor był jej współorganizatorem. Według ustaleń policji przyczyną wypadku była brawura i nadmierna prędkość. Rezygnując z komentowania zawodowych pieniaczy i awanturników, zadziwiła mnie lekkość w atakowaniu i nienawiść wobec tych, którzy chociażby śmieli wspomnieć o tym, że pasażer także może zareagować na łamiącego przepisy kierowcę. A łamanie przepisów, brawura - gdy mówimy o ruchu samochodowym, to także narażanie życia innych.

Nie oceniam, nie potępiam, nie staram się wydawać kategorycznych sądów. Ale czy nie macie wrażenia, iż polskie drogi (i nie tylko one) zamieniają się w tytuł tego amerykańskiego filmu? Szybko, wściekle, coraz częściej pijanie. Przyczyny mało kto próbuje dostrzegać, na przekraczającego prędkość kierowcę czekają słowa otuchy - durne przepisy, rozsądnie jeździ, wypadku nie spowodował. Lekko podchmielony motorniczy - e tam, przecież kolega tylko lampeczkę "wina" i dwa kieliszki w siebie wlał, i to dawno temu, niech jedzie. Tolerancja i miłość bliźniego, psia mać.

Za to gdy dojdzie do wypadku, ten sam kierowca i motorniczy spotyka się od razu ze społecznym ostracyzmem, gwałtowną reakcją rządzących i potępieniem tych samych bliźnich. Zaczyna się to wszystko troszkę ocierać o hipokryzję i brak dostrzegania istoty problemu, którą próbujemy gwałtownie przykryć represyjnością i oburzeniem.

Za późno już na jakąkolwiek refleksję?