Nie mam nic przeciwko tęczy. Jako zjawisko atmosferyczne, gdy promienie świetlne załamują się w kropelkach wody, niezmiennie budzi mój zachwyt, a jako klub „Tęcza” Ryśka Ochódzkiego – zawsze rozbawienie. Jednak tęcza na placu Zbawiciela, jakąkolwiek metaforę jej przypiszemy, jest po prostu brzydka. Instalację tworzy wysoka na 9 m i szeroka na 26 m konstrukcja wielobarwnego łuku, stworzonego z 16 tys. różnokolorowych, sztucznych kwiatów umieszczonych na metalowym szkielecie. „Dzieło” polskiej artystki i performerki Julity Wójcik, powstałe z okazji Polskiej Prezydencji w Unii Europejskiej, było eksponowane na placu przed budynkiem Parlamentu Europejskiego i 8 czerwca 2012 zostało przeniesione na warszawski plac Zbawiciela jako ekspozycja stała. Z małymi przerwami na rekonstrukcję po podpaleniach.
Nie wiem, kto podpala tęczę i z jakich pobudek, bo jak wiemy – symbol ma wiele znaczeń i każdy może wybrać sobie jego odczytanie. Może po prostu tęcza jest niewydarzonym „dziełem”, które nie pasuje w tym miejscu, razi szczególnie w otoczeniu neorenesansowej zabudowy placu, z kamienicami z klasycystyczną kolumnadą oraz z kościołem Najświętszego Zbawiciela z rzeźbioną fasadą w formie kolumnowego portyku i dwiema wysmukłymi wieżami? Pasuje do nich jak przysłowiowy kwiatek do kożucha lub raczej jak sztuczny kwiatek do balowej sukni. Kojarzy się z czasami peerelowskiej tandety, chałupniczej podróbki Cepelii, odpustowymi straganami z kolorowymi kogucikami na drucikach czy gipsowymi krasnalami. Dla mnie to symbol antyestetycznego obciachu, jak wiele produktów antykultury masowej i złego gustu, pasujący jedynie w parkach rozrywki i karuzelach. Czy jest coś bardziej kiczowatego i szpetnego w samym centrum naszej stolicy? No, może piętnastometrowa, plastikowa palma przy rondzie Charlesa de Gaulle'a, w zamyśle Joanny Rajkowskiej, mająca być symbolem rozrastania się Warszawy w różnorodną przestrzeń. „Stawiam drzewo i traktuję to jako element komunikacji między ludźmi, komunikacji pozawerbalnej i nie angażującej intelektu” – tłumaczy Rajkowska.
I w tym cały kłopot, że współczesna sytuacja komunikacyjna odbywa się bez zaangażowania intelektu. Nie ma rozumu, są tylko emocje. Ale sama artystka używa intelektu i wyczucia, bo nie zgodziła się na propozycję przeniesienia palmy pod gmach dawnego KC PZPR, uważając, że tworzy to zupełnie inny kontekst. I tu jest pies pogrzebany, któremu na imię KONTEKST. A kontekstów dla kiczowatej tęczy jest sporo w Warszawie; choćby parki, skwery czy zieleńce. Gdyby władze Warszawy były tak intelektualnie sprawne i konsekwentne jak Rajkowska, nawet jeśli zakładają u innych bezrozumną komunikację międzyludzką, powinny uwzględnić kontekst. A obecny kłóci się z miejscem dla tęczy naprzeciw kościoła, prócz tego, że szpeci i tak zeszpeconą już architektonicznie Warszawę. Dlatego jestem za przeniesieniem tęczy w inne, mniej uczęszczane miejsce. Nie ze względów politycznych czy moralnych, ale z czysto estetycznych. Bo obowiązkiem nowoczesnego i europejskiego społeczeństwa, jest powiedzenie „nie” kiczowi i tandecie. I tylko w tym kontekście rozumiem kwiaty celebrytów składane na pogrzebie tandety i szmiry. Sztuczne "Kwiaty we drutach" - jak pisze Krzysztof Feusette.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 4321
na kościół Zbawiciela od Pięknej, a HGW dopełniła dzieła Bierurta.