Biegnij Tusku, biegnij… - dowody zamachu w Smoleńsku; znowu

W Polsce współczesnej już nie kłamstwo, a brednia powtórzona tysiąc razy przestaje być brednią, by stać się obowiązującą wykładnią. Sprawa dowodów zamachu w Smoleńsku już jest i nadal będzie samograjem tej karykatury debaty publicznej, jaka jeszcze w Polsce funkcjonuje. Miłośnicy zbierania dowodów – nawet niekoniecznie zadaniowani – do końca świata twierdzić mogą, i będą, że skoro Moskale uniemożliwili „nam” (jakim „nam”…) zebranie dowodów, to nic a nic nie wiemy, co wydarzyło się w Smoleńsku; nie lubimy Tuska, Ruska, a zamach podejrzewamy – po tych słowach ma nas przepełnić zachwyt patriotyzmem, opozycyjnością i odwagą interlokutora – no ale dowodów „ni ma”, a skoro ni ma to i ni ma o czym gadać. Tani to patriotyzm, tania opozycyjność, tania odwaga - ale na miłośników wiecznego dowodobrania nie ma mocnych: nawet gdy przed kamerami telewizji stanie sam Putin i przyzna się do zamachu, miłośnik teorii braku dowodów skwituje to częstą u sobie podobnych opowieścią jak to Ruski „chce nas skłócić”, „chce w Polsce wywołać wojnę domową” etc. Nawet gdyby Polacy zdobyli Moskwę i Kreml i na Kremlu znaleźli dowody zamachu dodatkowe – to i tak znajdą się tacy co powiedzą, że podrobione. O rzekomym braku dowodów pisał na przykład Ziemkiewicz[1], i nie tylko on; mówić nawet można o pewnym snobizmie na teorię bezdowodowości. Ostatnio z Ziemkiewiczem polemizuje Samuel Pereira[2]. W dyskusji pod tą polemiką znalazłem teorię bezdowodowości w formie krystalicznej:

A ja bronię p. Ziemkiewicza mimo, ze zamach uważam za wysoce prawdopodobny. Nie sądzę zresztą, by Pan naprawdę nie dostrzegał, że główna idea tamtego tekstu jest inna: póki nie ma bezspornych dowodów na zamach - a być ich nie może, skoro niemal wszystko trzymają Rosjanie, a czego nie trzymają, to „zginęło”, albo utajniła prokuratura - póty nie należy wysuwać na pierwszy plan kwestii „był zamach lub nie”, lecz właśnie pokazywać, że śledztwo prowadzone jest w sposób urągający wszelkim cywilizowanym zasadom a także hańbiący pamięć Poległych. Używając słowa „zamach” przedwcześnie („przedwcześnie”??? A może tak późno? Zakład że gdy nadejdzie Czas, usłyszymy to właśnie: że jest za późno – przyp. mój) - przed dotarciem do niepodważalnych dowodów, a mając w rękach tylko przesłanki - daje się bandytom możność przekierowania uwagi publiczności z tych jasno widocznych przestępczych zaniedbań na nieudowodnione oskarżenia. Mówiąc prościej - mamy w ręku dowody, że prowadząc śledztwo popełniono całą serię przestępstw. I w tym kierunku trzeba iść w przekazie, bo tamta strona nie ma żadnego sposobu zaprzeczenia tym faktom. A dopiero, kiedy bandytów odsunie się od decydowania o śledztwie, można będzie zacząć analizować zgromadzone przesłanki na temat przyczyn katastrofy - i szukać „zaginionych” i utajnionych dowodów zamachu [3].

No właśnie… „trzeba iść w przekazie”. Za przestępcze zaniedbania w śledztwie wielu trafi do więzienia na lata, ale nie da się nikogo powiesić; z tytułu „zaniedbań w śledztwie” nie wybuchnie ani rewolucja, ani powstanie - i o to przecież właśnie chodzi. NB. jeśli nie wydarzy się cud, to i tak nie będzie ani szubienic dla zdrajców, ani walk… No ale co to szkodzi mieć pewność 100%, że Polska nigdy już nie podniesie głowy.

Z miłośnikami zbierania dowodów do końca świata polemizowałem niedawno[4] i tu, na wstępie. Są to dość proste, myślę że zdroworozsądkowe argumenty. Gdyby te zdroworozsądkowe argumenty nie wystarczyły – choć myślę, że wystarczyć powinny – to może tym z państwa, co snobują się na Zachód i na skomplikowane słownie rozumowania warto zwrócić uwagę na zasady tzw. „uprawnionego domniemania co do stanu faktycznego”, albo domniemania w postępowaniu sądowym. Są przydatne gdy dysponujemy jedynie szczątkową wiedzą o faktach (zresztą szczątkową, a nie pełną wiedzą dysponujemy prawie zawsze, o czym warto pamiętać). Gdy wiedza szczątkowa jest mimo to na tyle poważna, gdy wystarczy by wyciągnąć z niej wnioski, następuje tzw. przeniesienie ciężaru dowodu – i „ciężar dowodu” przechodzi z oskarżyciela na oskarżonego, tj. to oskarżony ma udowodnić, jeśli zdoła, że nie jest winny, że nasza wiedza nie jest pełna, że nasze wnioski nie są trafne, itp. Nie jestem teoretykiem prawa i nawet nie będę próbował tu usystematyzować tej wiedzy. Bardziej chodzi o przydatny w kontekście Smoleńska i obłędu wiecznego zbierania dowodów przykład wyjaśnienia, skąd wiemy że coś wiemy.

W sprawie John Murray przeciw W. Brytanii[5] - początek lat 1990-tych - policja dostała informację o miejscu pobytu człowieka uprowadzonego przez IRA. IRA sfilmowała jego oświadczenie. Oczy cały czas miał zasłonięte, nie rozpoznał więc porywaczy. Gdy dom otoczyła policja, kaptur zdjął mu nieznany mężczyzna – miało się okazać, że to John Murray - i polecił zejść na parter i oglądać telewizję. Policja wpadła do środka, uwolniła porwanego, a Murraya znalazła na piętrze. W łazience były resztki taśmy wideo. Murray odmówił zeznań, choć na mocy specjalnych ustaw o walce z terroryzmem miał obowiązek zeznawać; pomińmy już prawne zawiłości i spory co do tych zawiłości – nie na wszystkie pytania miał obowiązek odpowiadać, a na niektóre; śledczym chodziło o wyjaśnienie, co robił w tym domu? Został skazany, choć nikt nie rozpoznał go jako jednego z porywaczy, na odtworzonych resztkach taśmy też go nie było itd. – jednym słowem, również w tym wypadku nie było dowodów winy niepodważalnych - i to w stopniu jeszcze mniejszym niż ten, którego w sprawie Smoleńska bezwstydnie pragną nasi Idioten – miłośnicy wiecznego zbierania dowodów.

Trybunał w Strasburgu stwierdził tu naruszenie prawa do obrony – podejrzanemu policja odmówiła obrońcy niezwłocznie po zatrzymaniu (w Polsce policja też odmawia, i nie w drodze wyjątku a w 100% wypadków) – ale prócz prawa do obrony nie widział nic nagannego w samym skazaniu Johna Murraya:

Przede wszystkim, zanim możliwe stanie się wyciągnięcie wniosków [o winie] na podstawie Art. 4 i 6 Ustawy, oskarżonego należy prawidłowo uprzedzić o skutkach prawnych odmowy zeznań. Co więcej, jak wskazano w orzeczeniu Izby Lordów w sprawie Korona v. Kevin Sean Murray, oskarżyciel musi najpierw zebrać wystarczające dowody prima facie (dowody oparte na domniemaniu faktycznym) przeciw oskarżonemu, tj. dowody bezpośrednie które, gdy dać im wiarę i połączyć z uprawnionymi wnioskami na nich opartymi - mogą prowadzić prawidłowo pouczoną ławę przysięgłych do przekonania ponad rozsądną wątpliwość, że udowodniono każdy zasadniczy element przestępstwa (zob. akapit 30 wyżej). Każdorazowo idzie o to, czy dowody zebrane przez oskarżyciela są wystarczająco mocne by wymagać wyjaśnień [oskarżonego]. Sąd państwa członkowskiego nie może orzec winy oskarżonego tylko dlatego, że postanowił on odmówić zeznań. Dopiero gdy dowody przeciw oskarżonemu „wymagają” wyjaśnienia, które oskarżony udzielić jest w stanie, brak jakiegokolwiek wyjaśnienia „pozwala wysnuć wniosek, i jest to kwestią zdrowego rozsądku, że jakiegokolwiek wyjaśnienia nie ma, a oskarżony jest winny”. I przeciwnie, wniosku o winie oskarżonego nie może uzasadniać odmowa wyjaśnień tam, gdzie oskarżenie ma tak nikłą wartość dowodową, że odpowiedzi nie wymaga (ibid.) Reasumując, na podstawie Ustawy wyciągnąć można tylko te zdroworozsądkowe wnioski, jakie sąd uzna za właściwe.   Ponadto sędziemu przysługuje swoboda uznania, czy fakty danej sprawy pozwalają wyciągnąć wnioski. Co więcej, w Irlandii Północnej, gdzie nie funkcjonują ławy przysięgłych, sędzia musi podać uzasadnienie decyzji o wyciągnięciu wniosków i wagę im przypisywaną. Korzystanie ze swobody uznania w tym zakresie podlega ocenie sądów odwoławczych.

 
Zreasumujmy i my to i owo.

Dowody – tu nie zebrane przez „oskarżyciela” (w okupowanej Polsce takich nie ma) są wystarczająco mocne by od Tuska, Grasia, et consortes wymagać „wyjaśnienia”.

Wyjaśnienia tego nie usłyszeliśmy do dziś.

Wyjaśnienia tego więc nie ma.

Na sądy apelacyjne szkoda czasu. Niby co mieliby tam powiedzieć oskarżeni… Czego już nie mówili.

Dlatego:

Biegnij Tusku. Biegnij.
 
                                                                       Mariusz Cysewski
 
 
Kontakt: tel. 511 060 559
ppraworzadnosc@gmail.com
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn
http://mariuszcysewski.blogspot.com  
 

  [1] Zob. polemika http://naszeblogi.pl/41116-w-sprawie-zamachu-w-smolensku-ziemkiewicz-przekracza-granice [2] http://niezalezna.pl/48378-nie-wierze-w-zamach [3] Mikolaj Kwibuzda | 17.11.2013 [10:04]. Ibid. [4] http://naszeblogi.pl/41649-dowody-zamachu-w-smolensku [5] John Murray v. the United Kingdom (18731/91), 8.02.1996.
Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika GAMA

24-11-2013 [16:53] - GAMA | Link:

Może przywrócenie kary śmierci dla polityków - przestępców byłoby lepsze? W przeciwnym razie, bedziemy skazani na naciski podobne do nacisków na Ukrainę, w sprawie "niewinnej dziewicy" Timoszenko. Załatwienie, w ten sposób, kilku spraw politycznych, oczyściłoby środowisko "uczciwych polityków" na długi czas. Trudno stosować cywilizowane metody na barbarzyńców.

Obrazek użytkownika Janko Walski

24-11-2013 [18:20] - Janko Walski | Link:

smoleńskiej byłyby niewystarczające dla "polactwa", lemingów i wykształciuchów głosujących notorycznie za cyrkiem Donalda i Bronka za SLD i PSL, za palikotopodobnymi, którym ostatnio raz jeszcze w tej sprawie twarz dał Rafał Ziemkiewicz. Nie mieszałbym ich jednak z publicystami i politykami polskimi (poza Ziemkiewiczem, który, rzecz zdumiewająca, dołączył do polactwa!) z rezerwą odnoszącymi się do postawienia kropki nad "i".  Dlaczego? W większości kierują się zupełnie innymi względami. Zwróćmy uwagę, że jak trafnie zauważa Bronisław Wildstein w polemice z Ziemkiewiczem w "Do Rzeczy":

"W sprawie przebiegu smoleńskiej tragedii prezes PiS nie wygłaszał publicznie żadnych ostatecznych sądów, a w politycznych przedsięwzięciach nie eksponuje w ogóle tej sprawy. To dominująca propaganda osadza go w tej roli, tak jak za wszelką cenę usiłuje maksymalnie wyostrzyć tezy Macierewicza. To bowiem w interesie szeroko rozumianego obozu władzy jest przyjęcie, że potępienie rządu Donalda Tuska za zachowanie w sprawie smoleńskiej i krytyka raportu Millera są równoznaczne z uznaniem za przyczynę katastrofy bombowego zamachu. Większość obywateli wzdraga się przed taką interpretacją i jeśli nawet dostrzega kłamstwa oraz matactwa ekipy rządowej, to prędzej gotowa jest je zaakceptować czy odwrócić się od sprawy, niż uwierzyć w zamordowanie prezydenta i towarzyszących mu osób."

Zasadnicza linia sporu wiąże się zatem bardziej z wyborem optymalnej strategii przeciwdziałania oficjalnym kłamstwom aniżeli z jakimiś problemami z rozpoznaniem tego kolejnego mordu zbiorowego na polskiej elicie jako takiego. Tekst młodego Wildsteina wpisuje się właśnie w ten spór. Dlaczego Ziemkiewicz zachowuje się tak jak się zachowuje, nie wiem. Mam nadzieję, że odważy się publicznie bronić swojej(?) opinii przed kimś kumatym.