Zastanawiam się, o co chodzi z kolejną reformą szkolnictwa, czyli posłaniem sześciolatków do szkół?
Rozumiem rodziców, szkoły nie są przygotowane, dla nauczycieli uczenie dużych grup zróżnicowanych wiekowo, na tym poziomie będzie koszmarem, podobnie i dla tych dwóch roczników (nie wszędzie da się zrobić 1A-sześciolatków, 1B siedmiolatków), budżet reformy zmniejszono z 347 mln do 40 mln, czyli do 11% zakładanych kosztów.
Nie rozumiem natomiast rzadu. Co im aż tak zależy na tej sprawie, że szczujnia z Czerskiej nadaje o tym od kilku tygodni? A zwykli obywatele Elbanowscy traktowani są niemal jak politycy PiS? Że specjalnie przesuwa się głosowanie? Przeprowadza się specjalne targi z koalicjantem?
Przecież widać wyraźnie, że nawet ministerstwo nie ma przekonania do reformy, którą wprowadza. Poza epatowaniem, że "tak jest na Zachodzie" nie potrafi wskazać praktycznie żadnych argumentów "za", nie podaje ich też szczujnia, poza: "o tym powinni zadecydować specjaliści nie obywatele". Wystarczy posłuchać tych ludzi by zrozumieć, że nie bardzo wiedzą o co w tym wszystkim chodzi.
Poza tym, od kiedy to pan premier zawraca sobie głowę edukacją? A teraz cóż, okazuje się, że sprawa jest gardłowa.
Krąży gdzieś wersja, że chodzi o wcześniejsze wejście roczników na rynek pracy. Tyle, że to też bez sensu. W tej chwili oficjalne bezrobocie to 13%, realne, z emigrantami 20-30%. Wcześniejsze wprowadzenie na rynek młodego rocznika, plus podniesienie wieku emerytalnego spowoduje jeszcze trudniejszą sytuację, bezrobocie będzie większe, ZUS nie odczuje ulgi, a urzędy pracy będą więcej wydawać na zasiłki.
Logiki więc w tej reformie zero, a rząd walczy o nią niezwykle mocno, lekceważąc dużą grupę społeczną, z której część to najprawdopodobniej wyborcy PO. I robi to rząd Platformy, dla którego sondaże to jedyny oprócz posad program wyborczy.
Ktoś ma jakiś pomysł?
Bo mi jedyne co przychodzi do głowy to zredukować budźet oświaty o 1/13, ale nie jest to zbyt rozsądne, bo jednocześnie robi się obowiązek szkolny dla pięcio- i czterolatków. Niemniej, ponoć jeśli nie wiadomo o co chodzi to chodzi o pieniądze.
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 3469
A może po prostu chodzi o wychodowanie swoistych janczarów. Jak zestawić ustawy ograniczające wpływ rodziców na wychowanie dzieci, wzmacniajace rolę urzedasów w tym procesie oraz tzw reforme oświaty to wychodzi mi, ze wychoduje sie nowe pokolenie podatnych na wpływ ćwierć inteligentow, ktorych mozna sterowac za pomoca pilota telewizyjnego bez wychodzenia z domu.Zabrac dzieci rodzicom jak najwcześniej, żeby broń Boże im nie "pomieszali" w glowach niezgodnie z eurokołchoźnym trendem. Bo sensu cała ta hucpa faktycznie ma tyle co jeźdzenie na światłach cały rok lub zmiana czasu, czy walka z CO2.
Jednym słowem, wychowanie naszych dzieci na podludzi dla nadludzi.
dokladnie to jest celem.
Chodzi o to żeby Polacy zajmowali się tego typu problemami (w PRL stali w kolejkach) aby przypadkiem nie POliczyli że więcej pieniędzy z Polski wypływa niż do niej wpływa z dotacji UE. I to działa ;-)
Musi chodzić o jakieś konkretne, szybkie i duże pieniądze dla kogoś. Inne cele są drugorzędne. Przyłączam się do pytania czy ktoś kmini, o co może chodzić.
Co gorsza obserwuję jak ludzie powtarzają te pierdoły o "odbieraniu szansy naszym dzieciom" i "zachodnich standardach".
Kurwica mnie tłucze.
A tu jeszcze lepsze: http://stopdyktaturze.pl/ Homo ustawa z kneblem