Pierwszy syjonista?

 Ponieważ od rana latam z dzieckiem po lekarzach, nie mogłem wrzucić tekstu. Teraz zaś będę się przygotowywał do wyjazdu na targi, startuję jutro o 4 rano. Macie więc gotowca z III tomu Baśni

 

W napisanej sympatycznym, ale nieco trywialnym językiem książce Jorga Dietera Brandesa, zatytułowanej „Korsarze Chrystusa” czytamy, że Józef Nasi, szef rządu ekspertów trzech kolejnych sułtanów, był prawdopodobnie jednym z pierwszych syjonistów. Co skłania niemieckiego popularyzatora historii do takich wniosków? Otóż Józef Nasi wpadł na pomysł by na jednej z wysp Morza Śródziemnego założyć państwo żydowskie. Pozostawać ono miało, rzecz jasna pod kontrolą Turcji. Nie wiemy niestety, kiedy ów projekt przyszedł do głowy Józefowi Nasi, ale wnosić możemy, że dosyć wcześnie, być może już w czasie jego podróży z Niderlandów do Włoch, a stamtąd do Stambułu. Być może nawet w czasie jego postoju w Wenecji w roku 1547. Pewności co do tego nie ma jednak żadnej.

Jeśli przypomnimy sobie transakcje jakie w latach 50-tych XVI wieku zawierali faktorzy Józefa z kupcami ze Lwowa i Kamieńca, na dostawę wielkich ilości wyrobów stalowych, jeśli przypomnimy sobie identyczne transakcje zawierane w latach 70-tych tego stulecia, a także mennicę wileńską, jedyną w kraju mennicę, która przeszła pod zarząd Żydów w pierwszej połowie lat 60, jeśli dodatkowo nasza pamięć jest na tyle sprawna, że zachowaliśmy w niej informacje o czynnej przez rok jedynie mennicy w Tykocinie i jeszcze do tego przypomni nam się ów rok – 1566, to mamy podszewkę, do której wypada teraz doszyć wierzch. Oto on, w całej okazałości.

Żeby Józef Nasi mógł zrealizować swoje plany, czyli założyć państwo żydowskie na Morzu Śródziemnym Turcja powinna spędzić z tego morza zakon Joannitów. Oni byli właśnie owymi korsarzami Chrystusa, i o nich właśnie pisze w bardzo ciepłych słowach Jorg Dieter Brandes. Turcja miała wszelkie dane na powodzenie w tym przedsięwzięciu. Joannici zostali bowiem już raz wypędzeni z wyspy Rodos przez janczarów sułtana Sulejmana. Tułali się potem długo bez własnej siedziby, nie potrafili odbudować budżetu i próbowali go ratować poprzez różne operacje w Czechach, o czym wspominałem w rozdziale poświęconym Wilhelmowi z Rożemberka. W końcu cesarz Karol V osadził ich na Malcie. Głównym zajęciem zakonu było patrolowanie wód pomiędzy Afryką a wybrzeżami włoskimi i hiszpańskimi gdzie grasowali berberyjscy piraci, rabujący chrześcijańskie statki. Byli oni postrzegani jako piraci jedynie przez władców chrześcijańskich. Sułtan bowiem i jego urzędnicy oraz dowódcy uważali Berberów za pobożnych ludzi, którzy całe swoje życie poświęcili chwale Allacha, trochę przy tym zarabiając. Nie mogli niestety rozwijać swojego morskiego przemysłu tak jak sobie zaplanowali, bo mieszkający na Malcie rycerze bardzo im w tym przeszkadzali. Należało więc przedsięwziąć jakąś poważną akcję zbrojną, która skoordynowana z innymi działaniami, przeważnie natury dyplomatycznej, przy zaangażowaniu wielkiego kapitału, rozwiązałoby raz na zawsze problem władzy nad Morzem Śródziemnym. Sułtan potrzebował więc bardzo dużo wojska, bardzo dużo statków, oraz bardzo dużo wyrobów metalowych, w postaci broni białej lub prefabrykatów służących do jej produkcji, żeby w ogóle zacząć myśleć o podboju Malty.

Jego przeciwnicy chrześcijanie w samotnym starciu armią turecką nie mieli żadnych szans, musieli zawiązywać koalicje, które były nietrwałe, rozchybotane i nie rokowały sukcesu. Koalicje te musiały opierać się o budżety generowane przez poszczególnych królów, którzy walczyli ze sobą zaciekle. W Turcji nic takiego się nie mogło się zdarzyć, budżety były stabilne, łapownictwo, mimo że wielkie, nigdy nie było na tyle rozwinięte by pochłonąć je w całości. Poza tym sułtan zwykł karać srodze niesubordynację i każdy się dobrze pilnował. Do tego jeszcze Józef Nasi miał świetne relacje z królem Polski i Wielkim Księciem Litwy Zygmuntem Augustem, który nazywał go w listach „swoim dostojnym przyjacielem”. Józef uruchomił specjalną linię kredytową dla króla, on zaś oddał jego ludziom pod kontrolę mennice w Wilnie na kilka lat, w kluczowym zaś dla sułtańskich przedsięwzięć roku 1566 założył nawet nową, zarządzaną przez zaufanego człowieka należącego do klanu Jastrzębców. Tak więc było z czego i za co przygotować olbrzymią wyprawę na Maltę, która wypłynęła z Dardaneli wiosną roku 1565. Olbrzymia flota galer i mniejszych statków ruszyła na ostateczną rozprawę z Kawalerami Maltańskimi. W roku 1565 zakończyć się miało ich panowanie na morzu i tym samym dominacja chrześcijan Europie. Nikt bowiem nie mógł sądzić, że po zajęciu Malty i opanowaniu Morza Śródziemnego ktokolwiek będzie jeszcze miał siłę i środki, by przeciwstawiać się Turkom. Liczbę zaangażowanych w tę ekspedycję żołnierzy ocenia się na 28 tysięcy. Obrońcy mogli im przeciwstawić zaledwie 5 tysięcy zdeterminowanych rycerzy wspartych miejscową ludnością. To było śmiesznie mało. Co prawda wicekról Sycylii, zarządzający wyspą i południową Italią z ramienia Hiszpanii i króla Filipa II, obiecał przysłać posiłki w liczbie 16 tysięcy wojska nie później jak w drugiej połowie maja, ale po pierwszym tygodniu obrony nikt już na to nie liczył. Turcy wylądowali na wyspie i rozpoczęli oblężenie. Było to najstraszliwsze oblężenie w całych dziejach nowożytnych wojen. Trwało cztery miesiące i zamknięci w zamkach Malty rycerze wielokrotnie tracili ducha, którego próbował utrzymać w nich wielki mistrz Zakonu Joannitów Jean de la Valette. On właśnie był najważniejszym elementem obrony – siedemdziesięcioletni starzec, który zakazał kategorycznie swoim ludziom myśleć o kapitulacji. Posiłki nie przybywały, choć dla wszystkich było jasne, że upadek Malty oznacza po prostu inwazję na turecką na Włochy lub Hiszpanię.

I tu warto zastanowić się nad tym, jak ocenia postawę Hiszpanów i ich króla autor niemiecki – Jorg Dieter Brandes. Otóż całą winę za owo zaniechanie zwala on na Francuzów i papieża. Francuzów, którzy nigdy chyba w całej swojej historii, może z wyjątkiem wojny z Anglią w XIV i XV wieku nie byli aż tak słabi oraz na papieża, który bez zgody cesarza i króla Niemiec bał się podejmować jakiekolwiek decyzje. Król Hiszpanii Filip II, syn Karola V niszczyciela Rzymu, nie mógł zdecydować się na przysłanie odsieczy walczącej Malcie. Była to jedna z serii jego fantastycznych decyzji politycznych, którą zapoczątkowało wypuszczenie z więzienia Elżbiety Tudor.

Malta broniła się z wielką determinacją, Turcy tracili tam mnóstwo żołnierzy i sprzętu, zdobyli jeden z bastionów zwany St. Elmo i to był ich jedyny sukces. Próby posuwania się w głąb wyspy zakończyły się tragicznie. Kiedy armia sułtańska była już wyczerpana przybyły wreszcie posiłki z Sycylii, ale w liczbie o wiele mniejszej niż się spodziewano, około 8 tysięcy żołnierzy. Wicekról nie miał jednak zamiaru wydać Turkom bitwy, czekał, aż ci załadują się na statki i odpłyną. Jedynie determinacji głównodowodzącego armią sułtańską zawdzięczają chrześcijanie sukces całkowity. Zorientowawszy się, że liczebność armii chrześcijańskiej nie jest wcale tak wielka jak sądzono admirał turecki kazał zawrócić i ponownie wysadzić swoje upokorzone wojsko na maltańskim brzegu. Doszło do starcia, które muzułmanie przegrali. Triumf był pełen. Józefowi Nasi nie udało się tym razem założyć żydowskiego państwa na Morzu Śródziemnym.

Po takiej klęsce żadne z chrześcijańskich państw nie podniosłoby się z kolan, nie byłoby pieniędzy na nic, a już na pewno nie na nową armię, ale Turcja to co innego. W roku następnym, w roku w którym uruchomiona zostaje mennica w Tykocinie, rusza wielka wyprawa turecka na Węgry, wyprawa, która zatrzymuje się pod twierdzą Szigetvar, gdzie umiera sułtan Sulejman Prawodawca oraz ginie Mikołaj Zrinski, szwagier Wilhelma z Rożemberka. Wyprawa ta jest kolejnym tureckim niepowodzeniem w ciągu jednego zaledwie roku. Jednak niczego ona nie zmienia w polityce ekspansji prowadzonej przez Stambuł. W tym samym roku Turcy osiągają sukcesy na morzu, zdobywają kilka ważnych wysp, między innymi Naksos. Józef Nasi otrzymuje z rąk sułtana tytuł księcia Naksos, nie na tej wyspie zmierza on jednak założyć państwo żydowskie. Jego celem jest Cypr. Zniszczeni Nikozji i Famagusty, głównych miast Cypru, było wydarzeniem bardzo spektakularnym. Atakujący miasta paszowie, zastosowali tam bowiem niezwykle okrutne metody terroru. W Nikozji Turcy zamordowali 1570 chrześcijan. Dowódca obrony Famagusty, Marco Antonio Bragadino został najpierw zwabiony do tureckiego obozu, gdzie zaproponowano mu bardzo łagodne warunki kapitulacji, a następnie obdarto go ze skóry, mordując najpierw na jego oczach całą rodzinę. Państwo żydowskie na Cyprze jednak nie powstało. Nie doszło do jego powstania także na żadnej innej wyspie. Być może pozycja Józefa Nasi nie była w Turcji aż tak silna, jak sądzimy. Być może musiał on ustąpić przed jakąś zakulisową potęgą stokroć groźniejszą niż on sam. A może jego pragnienia nie były wcale konsekwentne, albo stał się on już po prostu politykiem światowego formatu i niszczenie państw i królestw, odbudowywanie ich, ponowne niszczenie, budowa koalicji, flot i tworzenie wielkich armii za pomocą wielkiego kredytu, weszło mu w krew tak, że nie mógł myśleć już o niczym innym. Po cóż mu było jakieś państwo na wyspie? I przez kogo miałby być ono zarządzane? Przez rabinów z Pragi?

W roku 1571 Turcy wystawili i wyposażyli kolejną wielką flotę, która wyruszyła na Morze Śródziemne, by rozprawić się okrętami Świętej Ligi. Chrześcijanie zdobyli się na równie poważny wysiłek. Obydwie gigantyczne floty spotkały się nieopodal miasteczka Lepanto, leżącego w zachodniej Grecji. Dziś miejscowość ta nazywa się Nafpaktos i nie wyróżnia się niczym szczególnym wśród innych greckich miasteczek. Do bitwy pod Lepanto doszło 7 października 1571 roku. Wydawało się, że to rozstrzygające starcie pomiędzy światem islamu a chrześcijaństwem. Było to złudzenie, zjawiskowe i wstrząsające ale jednak złudzenie.

Bitwa trwała zaledwie trzy godziny, rozpoczęła się o 5 po południu. W pierwszej godzinie walk zginął admirał tureckiej floty Ali Pasza, który tak niefortunnie pokierował swoją galerą, że znalazła się ona pomiędzy dwoma hiszpańskimi jednostkami. Marynarze, którzy wbiegli na pokład flagowej galery, nie dali Turkom żadnych szans, Ali został powalony na deski, a jeden z majtków natychmiast odrąbał mu głowę. Poniósł ją potem wprost do dowódcy floty, przyrodniego brata króla Hiszpanii Filipa II Don Juana de Austria. Chłopak ten, bo był książę wtedy rzeczywiście dzieckiem, uciekł spod kurateli swojego brata, żeby walczyć na statku z Turkami. Kategorycznie zażądał, by zabrano sprzed jego oczu głowę Alego i wrzucono ją do morza. Marynarze nie posłuchali rozkazu, wbili ją na pikę i ustawili na swojej galerze na postrach i na znak triumfu.

Turcy stracili pod Lepanto większość floty, wydawało się, że są skończeni, że nie mają czego szukać na morzu, a jednymi muzułmanami pływającymi wokół wysp pomiędzy Hiszpanią i Afryką, pomiędzy Kretą, a Syrią, będą Berberowie z Maroka. Stało się jednak coś dziwnego. Rok później, w zatoce Złotego Rogu, na anatolijskim wybrzeżu i na wyspach w pobliżu cieśnin powstały nowe stocznie, a w nich za pieniądze uzyskane nie wiadomo skąd rozpoczęto budowę nowych galer. W tym samym roku zmarł Zygmunt August, król Polski i Wielki Książę Litwy, który nazywał Józefa Nasi, swoim dostojnym przyjacielem. Za jego panowania w kraju czynna była tylko jedna mennica – w Wilnie. Nie wiadomo kto nią zarządzał w czasie ostatnich pięciu lat życia króla, bo nie zachowały się do naszych czasów żadne dokumenty, który mogłyby tę kwestię wyjaśnić.

Niedługo po królu Polski, w 1574 roku umarł sułtan Selim II zwany pijakiem. Jego następca został sułtan Murat – ten który kazał wydusić pięciu swoich braci, człowiek przewidujący i poważnie myślący o przyszłości.

Za jego panowania wybuchło w Niderlandach powstanie przeciwko Hiszpanii, które z przerwami ciągnęło się przez osiemdziesiąt lat i doprowadziło do tego, że centrum światowego handlu i finansów przesunęło się, jak mawiają historycy – znad Morza Śródziemnego nad Morze Północne. Wypowiadając tę kwestię nie mają oni na myśli wcale migracji mieszkających w Turcji Żydów do Holandii, ale koniec tak zwanej epoki Genueńczyków, którzy zarządzali finansami Hiszpanii, a przez sam ów fakt, finansami całego chrześcijańskiego świata. Hiszpania bowiem stanowiła większą jego część. Historycy bankowości dzielą dzieje nowożytne, stulecia XVI i XVII na trzy duże epoki: Fuggerów, Genueńczyków i Amsterdamu. Nie jest to podział dokładny, bo obejmuje on jedynie obszar dotyczący finansów, a konkretnie tego, kto w danym momencie miał przewagę na rynku obrotu papierami wartościowymi. No więc na początku byli to Fuggerowie od Lilii, z Jakubem, który zniszczył Węgry, Antonem, który kredytował wojny Karola V i Markiem, który nie wytrzymał konkurencji z Włochami, Anglikami i Żydami i postanowił zostać rodowym arystokratą. Po Fuggerach przyszyli Genueńczycy, którzy obsługiwali początkowo finanse Francji, ale kolejne klęski Francuzów skłoniły ich do zmiany orientacji. Doszło do tego w okolicznościach następujących: po każdej kolejnej wielkie wojnie imperium Habsburskie w Hiszpanii ogłaszało niewypłacalność zostawiając swoich kredytodawców na lodzie. Nie całkiem jednak, bo mieli oni w rękach zabezpieczenia pożyczek czyli różne monopole, przez co nie umierali z głodu i nie byli mordowani przez silniejszych przedsiębiorców, chcących zawładnąć ich majątkiem. Po prostu zostawali, jak byśmy do dziś powiedzieli, wyautowani. Na ich miejsce przychodzili nowi ludzie. W II połowie XVI stulecia nowymi ludźmi byli właśnie Genueńczycy, ludzie posługujący się w czasie rejsów po morzu Śródziemnym chorągwiami z krzyżem św. Jerzego. Genueńczycy podnieśli bankowość na nieznane dotąd wyżyny abstrakcji, stworzyli wiele potrzebnych, ale bardzo delikatnych narzędzi finansowych, o których opowiemy sobie kiedyś przy innej okazji. Póki co znajdujemy się w samym środku epoki zarządzania pieniądzem zwanej epoką Genueńczyków. Interesują nas najbardziej Niderlandy, a nie Genua, w których z ramienia Filipa II, rządziła jego przyrodnia siostra Małgorzata Parmeńska. Stany niderlandzkie zaś mają w tamtym czasie ochotę zmienić nieco relacje pomiędzy władzą lokalną, a władzą centralną, w Madrycie. Chodzi przede wszystkim o swobody religijne oraz o sądownictwo wobec heretyków, którzy są, według holenderskich panów, traktowani zbyt surowo. Kwestia owa jest w książkach przedstawiana zwykle jako konflikt sumienia z prawem, z dopuszczeniem możliwości, że może być to jednak konflikt interesów lokalnych z prawem obowiązującym w Imperium. Król Hiszpanii Filip II był człowiekiem całkiem nie nadającym się do sprawowania funkcji, która mu przypadła w udziale. Sprawy ważne i kłopotliwe, wymagające stanowczości i szybkich decyzji, odkładał na później i przeprowadzał w sposób daleki od zadowalającego. Tak właśnie postąpił z petycją, dotyczącą karania heretyków, którą przywiózł do niego z Holandii hrabia Egmont. Po 6 tygodniowym oczekiwaniu na audiencję, Egmont został wreszcie przyjęty, a potem wyjechał z Madrytu, z poczuciem dobrze spełnionego obowiązku, zadowolony z faktu, że jego król okazał się panem rozumiejącym potrzeby poddanych. Filip II zaś pozostał w stolicy, szczęśliwy, że pozbył się natręta i udało mu się wybrnąć z sytuacji nie obiecując mu niczego istotnego. Dokładniej sprawa ta jest opisane w biografii króla Filipa autorstwa Geoffreya Parkera. Spotkanie to i sposób załatwienia supliki Holendrów wiele mówi o sposobie zarządzania państwem jaki stosował Filip II oraz tym jak rozumiał on komunikację z poddanymi.

Nie trzeba było długo czekać na moment, w którym dojdzie do konfrontacji wyobrażeń na temat traktowania heretyków jaką miał hrabia Egmont z tą, którą hołubił w swoim dziwnym sercu król Filip. Wszystko rozpoczęło się od kwestii osądzenia i skazania na śmierć dwóch anababtystów. List w sprawie ich skazania został wysłany do Madrytu, a król, zwlekając długo z odpowiedzią, dał w końcu sygnał do egzekucji. Wielce to zdziwiło nie tylko szlachtę niderlandzką, ale także rządzącą Niderlandami Małgorzatę Parmeńską, przyrodnią siostrę władcy. Wysłała więc ona jeszcze jeden list do Madrytu, na który po kilku miesiącach otrzymała odpowiedź pełną niecierpliwych wyrzutów. Król domagał się śmierci dla kacerzy. Konsekwencją tego stanu rzeczy, który doprawdy z najwyższym trudem można nazwać nieporozumieniem, był wybuch wojny w Niderlandach, abdykacja Małgorzaty Parmeńskiej, wprowadzenie rządów księcia Alba, którego nazywano „straszliwym księciem” bo kazał ściąć hrabiego Egmonta i cały szereg innych smutnych wypadków.

Ponieważ my tutaj jesteśmy ludźmi podejrzliwymi i pamiętamy dokładnie to co napisane jest w biogramie Józefa Nasi zawartym w brytyjskiej wikipedii, nie możemy nad kwestią owych dwóch anababtystów przejść tam po prostu do porządku dziennego. Przypomnijmy co mówi wikipedia o Józefie Nasi - „Korzystając ze swoich prywatnych kontaktów przyczynił się do powstania anty-habsburskiego w Niderlandach”.

Jeśli do tego uaktywnimy naszą pamięć na tyle, że stanie nam przed oczami duża srebrna moneta wybita w Wilnie, na której widnieje wizerunek „serdecznego przyjaciela Józefa Nasi” króla Polski Zygmunta Starego, moneta wywożona masowo w latach siedemdziesiątych z Litwy i wpuszczana w obieg w Niderlandach właśnie, coś nam może w głowie zaświta.

Musimy także zastanowić się raz jeszcze nad funkcją herezji takiej jak anababtyzm i arianizm. Celowo nie zajmujemy się tu badaniem szczegółów doktryny, bo sądzę po prostu, że są to kwestie nieważne w stosunku do politycznych i gospodarczych funkcji tych herezji. Przyjmijmy hipotezę taką: Józef Nasi w swoim potężnym umyśle, umyśle człowieka skutecznego, stawia na odrodzenie państwa żydowskiego w ramach jakiejś podległości najpotężniejszemu monarsze ówczesnego świata – sułtanowi. Jego przeciwnikami są chrześcijanie i on jest żywotnie zainteresowany w osłabianiu ich na wszelkie możliwe sposoby. Widząc jak łatwo, przy wszystkich słabościach Kościoła, powstają różne ruchy reformatorskie, postanawia wesprzeć kilka z nich. I czyni to nader skutecznie. Okazuje się jednak, że inni heretycy, mają wobec heretyków Józefa plany wręcz zbrodnicze i miast współpracować z nimi, lub przynajmniej nie przeszkadzać czynią wszystko, by wyeliminować ich z gry na dobre. Ma to poważny wpływ na politykę Józefa, który musi imać się także środków innych niż ideologia i propaganda. Musi sięgnąć po pieniądze. I tu z pomocą przychodzi mu jego „serdeczny przyjaciel” król Polski. Józef ma swoich ludzi w Niderlandach, i nie możemy się temu dziwić, bo ma ich wszędzie. Obszar władzy realnej tego polityka jest olbrzymi i możemy go tutaj z wielką śmiałością zakreślić. Wchodzą weń: Turcja i Bałkany, Węgry, Mołdawia, Polska i Litwa oraz Szwecja, w której rządzi całkiem nowa rodzina królewska, potrzebująca wsparcia, jakichś sił, mocno od Sztokholmu oddalonych. To Józef, poprzez swoich wysłanników do Polski domaga się przecież, by jej królem został albo jakiś Piast, albo Batory, albo król Szwecji. We wszystkich państwach, których władców wymieniamy, Józef Nasi ma swoje wpływy. W latach 60 -tych i 70- tych chce te wpływy rozszerzyć na Niderlandy, bo zamierza rozprawić się z Hiszpanią naprawdę, a nie jedynie ją osłabić. Oczywiście władza Józefa ma swoje ograniczenia, bo wszędzie działają także inne siły i inni agenci. Jeśli wyobrazimy sobie linię wpływów Józefa Nasi, która czasami nazywa się linią wpływów politycznych sułtana, jako pionową belkę krzyża. Jeśli do tego dołożymy podobną projekcję dotyczącą wpływów angielskich, która zaczyna się w Londynie przechodzi przez Kopenhagę i kończy się w Moskwie, to będziemy mieli belkę poziomą. Belki owe przetną się w dobrze nam znanym i bardzo ważnym punkcie. Będzie nim miasto Gdańsk. Miasto to próbuje wyłamać się spod władzy tego dziwnego, przypominającego krzyż turecko-angielskiego układu przeciwieństw i znaleźć się pod wpływem cesarza, oraz w zasięgu instrumentów finansowych, którymi dysponują cesarscy bankierzy. Niemcy jednak nie mogą pomóc Gdańskowi. Z wielką ochotą próbują za to pomóc miastu Duńczycy będący ekspozyturą City i na to właśnie Gdańsk w żaden sposób zgodzić się nie może. Musi pogodzić się z królem Polski, który postrzegany jest jako jeszcze jeden współpracownik Stambułu, czyli po prostu człowiek rodziny Nasi.

 

Powstanie w Niderlandach wybucha oczywiście i jest to kolejna wojna opisywana w kategoriach religijnych, choć jej istota jest inna. W wojnie tej chodzi o to, by pieniądz znajdował się rękach odważnych kupców z północy, a nie tchórzliwych spekulantów z południa. I tę kwestię właśnie próbuje załatwić Józef Nasi. Nie starczyło mu jednak życia na przeprowadzenie do końca tych ambitnych planów. Umarł w roku 1579. Projekt oderwania Niderlandów od korony hiszpańskiej, musiał za Józefa Nasi dokończyć ktoś inny.  

 

 Od wczoraj sprzedajemy nową książkę Toyaha o zespołach. Ona nosi tytuł „ Rock and roll czyli podwójny nokaut”. Na okładce jest perkusista zespołu Motor head i goła baba. Wygląda to nieźle. O tym co jest w środku napisze dziś Toyah. Zapraszamy www.coryllus.pl

29 i 30 października w Toruniu i Lubiczu Górnym pod Toruniem będziemy występować razem z Braunem. W Toruniu w hotelu Copernicus o 18.30, 29 października, a w Lubiczu 30 października w kawiarence przy parafii, też o 18.30

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika KOCHAM POLSKE

23-10-2013 [21:14] - KOCHAM POLSKE | Link:

Ekskluzywne spotkanie-Rola dzieci i wnuków stalinistów w odradzaniu się stalinizmu w Polsce!!!
http://www.youtube.com/watch?v...