Słuszność wczorajsza i dzisiejsza

Kto to słyszał, by o losach demokratycznej władzy decydowało „przypadkowe społeczeństwo”?

I. Dylemat dialektyczny

Przy okazji apelu Tuska o zbojkotowanie warszawskiego referendum w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz, co ma być, jak nam objawiono, najwyższą formą świadomej, obywatelskiej aktywności, wyciągnięto wypowiedź Jarosława Kaczyńskiego ze stycznia 2010 roku, kiedy to prezes PiS w analogiczny sposób bronił ówczesnego prezydenta Łodzi – Jerzego Kropiwnickiego. W założeniu, miało to zneutralizować negatywny oddźwięk z jakim spotkała się wypowiedź premiera i szefa partii, co to ma w członie obywatelskość, jednak jak to często bywa gdy nadgorliwość wybiega przed zimną kalkulację, przefajnowano i postawiono szereg medialnych wyrobników pozostających w służbie Dyktatury Matołów przed nielichym dylematem.

No bo teraz, jak to jest? Czyżby Kaczyński przed trzema laty miał rację i urządzanie referendum w sprawie „demokratycznie wybranej władzy”, zwłaszcza na 11 miesięcy przed wyborami, to cyrk i hucpa? Toż to czysta herezja, gdyż każdy człowiek „na pewnym poziomie” wie doskonale, iż Kaczyński w żadnej sprawie z definicji racji mieć nie może. Zatem nie miał jej wtedy i nie ma dzisiaj, gdy krytykuje Ober-Matoła za wzywanie do bojkotu referendum w Warszawie. Ale z drugiej strony, przecież Ober-Matoł mówi dziś to samo, co Kaczyński trzy lata temu! Hmm, prawda, ale zwrócić należy uwagę na aksjomat mówiący nam, że Ober-Matoł rację ma zawsze i wszędzie, a w szczególności, gdy mamy do czynienia z różnicą zdań między nim a Jarosławem Kaczyńskim. Przyznają Państwo sami, że dylemat to potężny, choć oczywiście nie wątpię, że zaprawione w dialektyce mózgi odpowiednich Autorytetów Intelektualnych z pewnością się z nim uporają i wyczerpująco uzasadnią nam, dlaczego to, co w 2010 roku było faszystowskim zamachem na procedury i instytucje prawne demokratycznego państwa, dziś jawi się nam jako sama esencja demokracji i społeczeństwa obywatelskiego.

II. Palikot i Srogi Gugała

Tym bardziej, że sytuację mamy kryzysową, grożącą wręcz odspawaniem Bufetowej i jej personelu pomocniczego od stołecznej stołówki, do której bardzo się przyzwyczaili, więc tutaj nie ma to tamto – wszystkie ręce na pokład! Z takiego założenia wyszedł najprawdopodobniej wierny redaktor Gugała, który na okoliczność referendum odpytywał w Polsacie News posła Palikota. Jeśli ktoś sądził, że rozmowa upłynęła na miłosnym spijaniu sobie z dzióbków wykwitów intelektu obu rozmówców, jak tyle razy przedtem, musiał przeżyć mały szok. Otóż drodzy Czytelnicy, redaktor Gugała z namaszczoną miną inkwizytora rugał niesfornego posła jak, nie przymierzając, jakiegoś pisowca. Ruch Palikota popiera referendum? Jak tak można? Czy poseł Palikot nie wie, jaką przewagą wygrała HG-W drugie z rzędu wybory? Że została prezydentem w pierwszej turze? Jak to ujął redaktor prowadzący - „w cuglach?” Tu wyobraziłem sobie madame Bufetową z nałożonymi cuglami, ale porzućmy płoche fantazje, bo sprawa jest zasadnicza i szczególnej wagi państwowej.

Oto, rzecze Srogi Gugała, mam tu sondaże, z których wynika, że Warszawiacy wciąż popierają Panią Hanię. A czy Palikot wie, ile pieniondzów kosztuje referendum? Siedem milionów kosztuje! A bez kozery powiem i pincet! A już za rok i tak będą nowe wybory! Czy posłu Palikotu nie wstyd? Czy poseł Palikot nie słyszał premiera, który jasno i raz na jutro zapowiedział, że całe to referendum to zawracanie głowy i zdyscyplinowany obywatel powinien siedzieć w domu?

Ja to wszystko tak obszernie przytaczam z prostego powodu. Otóż, Srogi Gugała najwyraźniej milcząco założył, że palikociarnia została pomyślana jako nieformalny koalicjant PO – taki, co to będzie robił dokładnie to samo, co czynił Palikot gdy był w Platformie, ale bez obciążania wizerunku partii-matki co bardziej dzikimi wyskokami. Innymi słowy, gdy Palikot skupia się na atakowaniu „kleru” katolickiego, czy wali w Kaczora, to jest to dobry Palikot - Palikot który nam się „udał”. Palikot na miarę naszych czasów i możliwości. Natomiast, gdy tenże Palikot zaczyna robić wbrew i sypać piasek w tryby, to wówczas jest to zły Palikot, niedobry Palikot – a fe i do kąta! I przemyśl sobie swoje postępowanie! Toż to jakby, panie tego, SD zbuntowało się przeciw przewodniej roli PZPR! Horrendum i wroga dywersja!

III. Czujność akademika Czapińskiego

Ale na tym nie koniec – jak wszystkie ręce na pokład, to wszystkie. Oto niezawodny propagandysta społeczny, akademik Czapiński Janusz, ogłosił w „Wyborczej” oraz w bratnim radiu TokFM, że słuszną linię ma nasza władza i po pierwsze, wcale jej nie spada - to tylko zbiorowe złudzenie optyczne (czego nie omieszkał również przytoczyć w rozmowie z Palikotem Srogi Gugała), ale w ogóle to całe referendum jest z gruntu antydemokratycznym zamachem na legalne władze.

„Wszelkie wystąpienia oburzonych, którzy chcą kogoś utrącić, nie są wyrazem postaw obywatelskich. Jeśli jakaś mniejszość jest wkurzona, to nie powinna decydować o losach władzy” - oznajmił akademik Czapiński i jest to myśl nader słuszna i na czasie. Wiadomo wszak, że o losach władzy winna każdorazowo decydować zadowolona większość, a nie jakaś grupka politycznych frustratów. Hmm, no ale jak sprawdzić, czy owa zadowolona większość wciąż jest większością i czy przypadkiem niepostrzeżenie nie rozlazła się po kątach i nie stopniała do mniejszości? Jakiś obskurant twierdziłby, że niezłym sposobem byłby plebiscyt, czyli referendum, tak jak w Łodzi przed trzema laty, ale na dzień dzisiejszy jest to podejście z gruntu kontrrewolucyjne i skażone burżuazyjnymi przesądami, które nie pozwalają dostrzec aktualnej mądrości etapu. Chwila obecna bowiem stawia przed nami inne wyzwania i wymagania, które akademik Czapiński dostrzega jasno mocą swego postępowego intelektu.

„Wszelkiego typu bunty, wystąpienia oburzonych, którzy mają jakąś zadrę, chcą kogoś utrącić, w żadnym kraju nie są wyrazem postaw obywatelskich. Bo wyrażaniem postaw obywatelskich jest działanie pozytywne” - obwieścił z rewolucyjną czujnością przedstawiciel przodującej myśli społecznej, dając odpór jałowemu krytykanctwu określonych kół i politycznych bankrutów z Nowogrodzkiej. A że dziś „działaniem pozytywnym” jest pozostanie w domu, za co w innych przypadkach na ludność autochtoniczną spadają gromy z ust Autorytetów zatroskanych stanem naszej demokracji? To złe myślenie towarzysze, słuszne bowiem nie jest to, co słuszne, ale to co działa na rzecz Partii i Rządu. Albo Samorządu. Nie mieszajmy porządków, towarzysze. Słuszność wczorajsza, a słuszność dzisiejsza, to zupełnie inne sprawy.

IV. Władza kontra „przypadkowe społeczeństwo”

Nic zatem dziwnego, że pomniejsi funkcjonariusze mediodajni rzucili się na wyprzódki popierać właściwe stanowisko, jak na przykład pani Renata Grochal z „Gazety Wyborczej”, która nie omieszkała skwapliwie zapewnić: „Mnie słowa Tuska nie oburzają, co więcej, uważam je za racjonalne." No i gites majonez, pani redaktor, bo kto to słyszał, by o losach władzy decydowało „przypadkowe społeczeństwo”? Naturalnie, że „przypadkowe społeczeństwo” o niczym, a już zwłaszcza o losach władzy, decydować nie może. Od tego bowiem mamy Obóz Beneficjentów i Utrwalaczy III RP ze stadem Autorytetów Moralnych i Intelektualnych na przodku oraz policjami tajnymi, widnymi i dwupłciowymi kręcącymi tym całym interesem w tyłku. Oni to każdorazowo, mocą wewnętrznego konsensusu, wyłaniają nam odpowiednią ekspozyturę polityczną w rodzaju obecnej Dyktatury Matołów.

Gdyby odejść od tych ugruntowanych mechanizmów „demokratycznego państwa prawnego”, to jeszcze by się okazało – strach pomyśleć - że ten cały Obóz Beneficjentów i Utrwalaczy III RP nie jest do niczego potrzebny, a wtedy na Ziemię spadłyby ciemności „faszyzmu” i życie straciło by cały urok, nie mówiąc już o fruktach władzy do konsumowania których naturalnym porządkiem rzeczy predestynowane są światłe elity namaszczone jeszcze w trakcie zawiązywania Magdalenkowych sojuszy i od tej pory uzupełniające się wyłącznie przez kooptację. No i powiedzcie Państwo sami – czy w obliczu takiego ogromu wyzwań którym należy sprostać, ma jeszcze jakiekolwiek znaczenie, czy rację miał w styczniu 2010 roku Jarosław Kaczyński, czy też przeciwnie – rację ma dzisiaj Donald Tusk mówiąc to samo, co wtedy mówił Kaczyński racji nie mając?

Oczywiście, że znaczenia żadnego mieć to nie może. Kaczyńskiemu zatem pozostało co najwyżej zaskarżyć Tuska o plagiat i tantiemy autorskie, który to pozew rozgrzane sądy niechybnie oddalą, ubierając „powinność swej służby” w odpowiednio wesołą sentencję wyroku, aby „przypadkowe społeczeństwo” zamiast niewczesnego referendum miało przynajmniej chwilę zabawy.

Gadający Grzyb

Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/