O dziennikarzach obywatelskich i tych drugich

Z samego rana redaktor Tomasz Sakiewicz złożył nam wszystkim serdecznie życzenia z okazji dnia blogera, czyli dziennikarze obywatelskiego. Słowa te nie są tożsame, ale tak się przyzwyczailiśmy myśleć i mówić i wierzymy w to, że bloger to dziennikarz obywatelski. Bloger tymczasem to coś więcej i to o wiele więcej. Każdy kto czyta blogi w salonie24 i gdzie indziej może się łatwo zorientować, że tak jest. Ale ja nie chciałem dziś pisać o blogerach, ale o tych właśnie dziennikarzach obywatelskich. Kto to taki dziennikarz obywatelski? Otóż to jest frajer, którego wielkie media i ich pracownicy wrobili w to czego sami robić nie chcą nawet za wielkie pieniądze. Ten frajer zaś wykonuje ich robotę za darmo, nierzadko narażając swoje życie. Wierzy w dodatku dziennikarz obywatelski w sens swojej misji i wierzy, że to co robi jest komuś potrzebne. Otóż jest to przede wszystkim potrzebne dziennikarzom zawodowym, żeby mogli wygodniej rozwalić się w fotelu i jeszcze mądrzej gadać przed kamerami telewizyjnymi. Kiedy zaś ktoś ich zapyta – a kiedy chłopcy zrobicie jakiś reportaż wcieleniowy? Oni odpowiedzą – tego się już nie robi, bo są dziennikarze obywatelscy, którzy załatwiają tę sprawę sami z siebie i piszą w sieci jak jest naprawdę. My zajmujemy się publicystyką. Cóż to jest publicystyka? No właśnie to o czym tu mówię , czyli wygodne siedzenie w fotelu i opowiadanie co się zdarzy w Gwatemali za trzy lata. Zupełnie jak w starej piosence Kleyffa;

Telewizja pokazała,

a uczeni podchwycili,

że jednemu psu gdzieś w Azji

można przyszyć łeb od świni

W telewizji czterej znawcy

od nawozów i od świata

orzekają co się zdarzy

w Gwatemali za trzy lata

Masy pracujące stracą

gdy realna płaca spadnie

Gwatemala nie dostrzega

iż elita władzy kradnie.

Tak jest sformatowana dziś i tak była sformatowana kiedyś misja dziennikarzy zawodowych. No, ale są ci dziennikarze obywatelscy, którzy mają dziś swoje święto i to ratuje sytuację. Jest jednak jeszcze jeden aspekt zawodowego dziennikarstwa, o którym chcę napisać, a właściwie można by rzec, że jest to kierunek w jakim zawodowe dziennikarstwo będzie zmierzać przez najbliższe lata. Chodzi mianowicie o takie przykrawanie newsów, by ukryć w nich to co najważniejsze. Temat jest mocno rozwojowy i nie ma niestety nadziei by to się zatrzymało, bo budżety są za duże, a wszystkie kłopotliwe sprawy załatwiają dziennikarze obywatelscy. Ja mam dwa świeże przykłady. Oto bloger podpisujący się nickiem DIM publikuje w salonie doniesienia z Grecji. Ja chętnie się dowiem ilu PAP ma akredytowanych dziennikarzy w tym kraju i czym oni się aktualnie zajmują. Co takiego robią zawodowcy, że nie mogę się dowiedzieć niczego o Grecji, w której ponoć jakaś kryptofaszystowska partia chce przejąć władzę. Partia ta nazywa się Złoty Świt, co jest typowe i zalatuje tym samym piarem co peruwiański Świetlisty Horyzont i inne podobne struktury. Jeśli zawodowi dziennikarze tam są i mają coś do zrobienia to niech to do cholery robią. Chciałbym jednakowoż, by wykonywali swoją robotę solidnie, to znaczy, by nie informowali mnie o tym, że faszyści chcą przejąć władzę w Grecji. Macie tu lin do tekstu DIM-a i sami zobaczcie jak rzecz wygląda http://dim.salon24.pl/514122,w...

Gdzie są dziennikarze pytam?

To jest teraz najważniejsze miejsce na Ziemi ta Grecja, bo chodzi przecież o to, by pozbawić obywateli wszystkiego pod nadzorem jakichś przedstawicieli banków poprzebieranych w ciuchy z operetki i udających Goeringa. Niech więc może ktoś tam pojedzie i zbada sprawę serio. Chyba pisma takie jak Gazownia i telewizja taka jak TVN mają jakieś budżety i niekoniecznie trzeba je wręczać ludziom siedzącym na sali sądowej z matką Madzi. Ja już nie czepiam się tych biednych „naszych”, którzy ciągle płaczą jak im źle i w jakiej trudnej sytuacji stawiają ich media reżimowe, bo w ogóle szkoda słów.

Ponieważ numer „zmieniamy sytuację gospodarczą metodą na faszystę” ma kilka wariantów, chciałbym, żebyśmy tu sobie porozmawiali o jednym z nich, takim trochę starszym. Wczoraj na spotkaniu w Domu Literatury Grzegorz Braun opowiadał o tym co wyczytał w pamiętniku swojego pradziadka Leonarda. Otóż dnia pewnego do tegoż pradziadka zgłosili się anglikańscy misjonarze, którzy chcieli odeń nabyć posesję, żeby w niej otworzyć swoją misję. Dawali 700 talarów, ale ojciec pradziadka Leonarda, właściciel posesji w centrum Warszawy się na to nie zgodził. Kiedy Grzegorz Braun zaczął grzebać w papierach dotyczących tych misjonarzy okazało się, że ludzie ci przybyli do Królestwa Kongresowego po to, by nawracać tutaj Żydów. Z nawracaniem Żydów sprawa jak wiemy ma się tak, że to Żydzi wybierają czy chcą się nawrócić czy nie i ich decyzje dyktowana są albo skomplikowanymi i dla postronnego obserwatora nieczytelnymi motywami natury osobistej i mistycznej, za którymi czasem stoi Pan Bóg, albo – co dotyczy większych grup – jakimiś rachubami politycznymi i ekonomicznymi. Jaki interes mogli mieć anglikańscy misjonarze do Żydów z Królestwa tuż przed Powstaniem Listopadowym? Braun twierdzi, że oni od kogoś kupili te posesje w Warszawie i to były akurat te budynki, które zapaliły się w noc listopadową minus browar na Solcu, który należał do kogoś innego. I w ten sposób wzywały łuną pożaru lud Warszawy do broni. Jeśli tak, to znaczy, że mamy do czynienia ze starym i ogrywanym przed naszymi oczami w różnych odsłonach numerem polegającym na próbie gwałtownej zmiany stosunków własnościowych na jakimś terenie, co zawsze kończy się nieszczęściem dla jego mieszkańców i sporymi zyskami dla tych, którzy owe nieszczęścia prowokują. W czasie Powstania Listopadowego zmiana ta spowodowana była tym, że Królestwo zaczynało eksportować trochę za dużo zboża i to zaburzało poważnie pracę londyńskiej giełdy, a także powodowało, że zarabiali na tym zbożu nie ci co powinni. No więc jeśli sobie tak tę sprawę naświetlimy uzyskamy poważne i dość dokładne narzędzie poznania, które da nam natychmiast odpowiedź na pytanie: dlaczego w Polsce rozwalono górnictwo węglowe i inne gałęzie gospodarki? Da nam to również odpowiedź na inne pytania, na przykład na takie: dlaczego Rosjanie chcą przejąć Azoty? A także: czemu służyła i służy reforma systemu emerytalnego i innych systemów? Jeśli ktoś nie rozumie, niech weźmie za przykład czasy przedwojenne. Mamy oto Polskę, która buduje w krótkim czasie port w Gdyni, reformuje system finansowy i rozpoczyna budowę COP. I już. To wystarczyło. Nie można dopuścić, by cokolwiek się rozwinęło na naszym trenie, czym my będziemy zarządzać, bo stracą na tym Niemcy, a oni chcą być przecież liderem w regionie. Nie mogą jednak być liderem samodzielnym, muszą dostać na swoje liderowanie licencję. Od kogo? No właśnie – od kogo? Kiedy już ją dostaną bywa, że nie zorientują się w porę czemu ta licencja ma służyć, są bowiem w istocie traktowani tak samo źle jak my, tyle że znajdują się geograficznie bliżej centrów decyzyjnych i mają lepszą infrastukturę. Stwarza im to złudzenie, że są pierwszymi wśród równych. Nie jest to prawda. Pierwszymi wśród równych są bowiem zawsze Rosjanie, choć nie mają ani infrastuktury, ani niczego poza surowcami.

Wracajmy do Grecji. Kto miesza w Grecji? No właśnie to jest zadanie, którego rozwikłania powinien podjąć się zawodowy dziennikarz, taki jakiego znamy z filmu „Zawód reporter”, ale zamiast tego czyni to bloger DIM, bo zawodowcy zajęci są czym innym.

Wczoraj, na spotkaniu w Domu Literatury, jeden z moich czytelników, mieszkający w Polsce Francuz, opowiedział mi o wydarzeniu, które było szeroko omawiane we wszystkich mediach, czyli o pierwszym ślubie pary homoseksualnej w tym kraju. Ślub ten odbył się jak pamiętamy w Montpellier, mieście sławnym ze swojego uniwersytetu. No i cóż tam się takiego na tym ślubie wydarzyło, co może świadczyć o klasie polskich dziennikarzy zawodowych. Ano zwykle jest tak, mówi mój rozmówca, że kiedy ktoś bierze we Francji ślub przed panem merem, to na ścianie wisi flaga republiki. Znany nam wszystkim trójkolorowy sztandar. W przypadku ślubu tych dwóch panów, było jednak inaczej. Za ich plecami wisiał inny zupełnie sztandar. Była to flaga miasta Montpelier. I co w tym dziwnego? Otóż to, że na tej fladze wyobrażona jest Maryja z dzieciątkiem. Ów jakże wymowny fakt uszedł uwadze bystrych obserwatorów ze wszystkich polskich mediów, którzy jak muchy zdechłą żabę obsiadają wszystkie możliwe budżety i wyrywają sobie z rąk co bardziej tandetne i nikomu niepotrzebne tematy. A tu naprawdę nie trzeba wiele, trzeba było się tylko przyjrzeć zdjęciom. Nie trzeba przeprowadzać śledztwa, narażać życia, nie trzeba robić nic. Nie trzeba nawet jechać do Montpellier. Trzeba mieć tylko fotografie z tego miejsca. Ja mam je otrzymać pocztą mailową. Jak dojdą to je Wam pokażę.

Na koniec chciałbym się również, podobnie jak to wcześniej uczynił redaktor Sakiewicz, życzyć wszystkiego najlepszego blogerom i dziennikarzom obywatelskim, w dniu ich święta.

Kolejne odsłony debaty Braun – coryllus, w Krakowie przy placu Szczepańskim 8, 18 czerwca o 17.30 i we Wschowie 22 czerwca o 17.00 w zamku. W piątek 14 czerwca czyli dzisiaj, w Kielcach, w bibliotece wojewódzkiej, przy Ściegiennego 13 odbędzie się mój wieczór autorski. Początek godzina 17. 00. Zapraszam wszystkich serdecznie. Książki zaś i płyty można kupić na reaktywowanej stronie www.coryllus.pl. W sklepie www.multibook.pl, w księgarni www.ksiazkiprzyherbacie.otwart... oraz w księgarni Tarabuk w Warszawie przy Browarnej 6, w sklepie FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy, oraz w księgarni Wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34. Zapraszam.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Dalej

14-06-2013 [10:18] - Dalej | Link:

Dzięki za spotkanie, bardzo fajne było, a sala też ładna całkiem. :)

Obrazek użytkownika Coryllus

14-06-2013 [10:38] - Coryllus | Link:

Dziękuję.

Obrazek użytkownika wandaherbert

14-06-2013 [14:21] - wandaherbert | Link:

a ja zwykły czytacz nie dzielę Was na w/w, tylko na tych,ktorych sie dobrze czyta i gadułów.Panu życzę mniej zazdrości ,przecież jest Pan czytany

Obrazek użytkownika dogard

14-06-2013 [16:26] - dogard | Link:

juz mu pare razy zyczylem, no ale on waleczny konkwistator we wlasnym imieniu...

Obrazek użytkownika fritz

14-06-2013 [12:09] - fritz | Link:

" Chodzi mianowicie o takie przykrawanie newsów, by ukryć w nich to co najważniejsze..."

*** Rozsmieszyles mnie: przeciez od 1945 w Polsce nie ma innego dziennikarstwa.

Po 1989 sytuacja w 95% mediow nie zmienila sie.

Totalna manipulacja informacja majaca na celu sformatowanie czytelnika, znaczy, zrobienia z niego idioty, zombii poslusznego.

Cieszy mnie, ze jedna to zjawisko odkryles i wiesz.. ze to sie zbliza ;)

Natomiast dzieki internetowi pojawila sie mozliwosc korektury najwiekszych klamstw.. nie rzadko, niestety, sformatywnych w przeciwnym kierunku.

PS. Media Rydzyka sa najbardziej wiarygodne.

Obrazek użytkownika Teresa Bochwic

14-06-2013 [12:12] - Teresa Bochwic | Link:

Mam nadzieję, że moje poniższe oświadczenie nie spotka się ze sprzeciwem autora bloga. Dziękuję.
                                      
Oświadczenie
W związku z oszczerczym pomówieniem mnie przez „Gazetę Wyborczą” i jej portal w dn. 12 czerwca 2013, że należę do grona osób, które „dostają” od partii Prawo i Sprawiedliwość „po kilka tysięcy zł” oświadczam, że artykuł ten zawiera kłamstwo.
Nie dostaję ani od początku istnienia partii PiS nie dostawałam stamtąd żadnych pieniędzy. W ciągu kilkunastu lat zawarłam z nią jedną umowę. PiS zakupił ode mnie w 2011 roku prawa autorskie do „Raportu o zagrożeniach wolności słowa w Polsce”. Raport opracowany był pod moim kierunkiem na zamówienie Stowarzyszenia Polska Jest Najważniejsza (nie mylić z partią polityczną), które zasugerowało sprzedaż tych praw. Raport został zaprezentowany publicznie 5.10.2011 roku. Umowę sprzedaży praw podpisałam 10.10.2011 roku. Do Zarządu Głównego Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich zostałam demokratycznie wybrana w dwa tygodnie później, 23.10.2011.
Jestem wstrząśnięta zgodą wynajętej do tej roboty Dominiki Wielowieyskiej, córki wybitnego opozycyjnego działacza katolickiego, na oszczercze i kłamliwe potraktowanie mnie w „Gazecie Wyborczej”.
Oczekuję sprostowania od „Gazety Wyborczej” (przeprosin nie oczekuję) w podobnym miejscu co opublikowany artykuł w ciągu 7 dni i wpłacenia przez „Gazetę Wyborczą” 15 tys. zł na Zakład Niewidomych w Laskach. W przeciwnym razie podejmę kroki prawne.
Warszawa, 14.06.2013                                                                 Teresa Bochwic