Wszyscy pamiętamy, jak zdegenerowane, polskojęzyczne media, przy wtórze prymitywów intelektualnych i innych miernot szydziły z prezesa Kaczyńskiego, że nie ma konta bankowego. Że nie mieści się w kanonach człowieka nowoczesnej Europy, jest zacofany, niemodny, nie umie wysłać sms-a, maila, ot, taki „dinozaur” z epoki lodowcowej, kupujący w Biedronce, więc lepiej, by wycofał się z polityki, zakopał, zahibernował nie robiąc obciachu tęczowej i postępowej Europie „młodych, wykształconych”, którzy nowinki techniczne łyknęli z pierwszą kaszką, jednocześnie zamawiając pampersy na Allegro. I oto okazuje się, że ten „zaściankowy” polityk, krytykowany, ośmieszany i wykpiwany na każdym kroku, nie tylko jest posiadaczem konta, użytkownikiem internetu, ale i pierwszym posłem, który wykorzystał służbowy tablet zgodnie z jego przeznaczeniem.
Akcja usprawnienia pracy posłom, przeprowadzona rok temu przez Kancelarię Sejmu za bagatela, 1,5 mln zł z naszych podatków na zakup tabletów, po raz pierwszy się udała. Choć krytykowana była przez wielu technicznych analfabetów, że a to czcionka za mała, a to wzrok się męczy, internet zawiesza albo maile narażone są na kradzież przez obce rządy. Ciekawa jestem, jakież to obce rządy, może Białorusi czy Korei Północnej, mogłyby ukraść tak błyskotliwe pomysły polityków, skoro na Twitterze mają gratis permanentnej ich kompromitacji. Podobnie jest z tabletami w sejmie, które wykorzystywane są głównie dla zabicia nudy do celów czysto rozrywkowych – kontemplacji jędrnych pośladków, namiętnie wydętych ust i kształtnych ciał roznegliżowanych modelek i modeli, bo przecież jesteśmy w Europie i żadne związki nie są nam obce. Tylko z katolików można drwić bezkarnie.
I nagle stało się to, o czym marzył cyfryzator Michał Boni, uwzględniając to w swojej „Strategii...”, by informatyzacja trafiła pod strzechy, także sejmowej kopuły, a rozwój społeczeństwa infomacyjnego, ów „katalizator postępu i integracji” osiągnął ponadpolityczny poziom, oparty na dostępności wieloźródłowej wiedzy i niecenzurowanej informacji. Wszyscy więc, teoretycy i praktycy blokowania mównicy wypróbowanymi, ale starymi metodami przed epoką cyfryzacji, chcąc nie chcąc musieli wysłuchać wypowiedzi profesora Piotra Glińskiego, kandydata na premiera RP. Widać obawiali się bolesnej prawdy, skoro nie chcieli po dobroci użyczyć sejmowego mikrofonu (choć innym użyczali), więc z bólem serca musieli zakceptować nowoczesność i postęp. Wychodzi na to, że marszałek Ewa Kopacz nie tylko jest kłamczuchą, przeciwniczką postępu, ale też, razem z premierem Tuskiem dezawuują demokratyczną instytucję, jaką jest instytucja konstruktywnego wotum nieufności. Bo czy ktoś widział psucie państwa przy użyciu tabletu?
Odtworzenie przemówienia profesora Glińskiego, a także wystąpienie prezesa Kaczyńskiego, który spokojnie i merytorycznie punktując rządy Tuska we wszystkich dziedzinach, nie zostawił na nim suchej nitki, było mistrzostwem świata. Pokazało też, że największa partia opozycyjna ma pomysły na rozwiązanie społecznych problemów oraz eksperckie zaplecze. Nic więc dziwnego, że zabrakło merytorycznej dyskusji nad wnioskiem, bo każda byłaby zagrożeniem dla rządu. Świadome tego prorządowe media skupiły się więc na newsie z wykorzystaniem tabletu, widząc mizerię ripostującego premiera Tuska. Zresztą, co to była za riposta! Jak zwykle, gdy brak merytorycznych argumentów, obrona zawsze taka sama: niezwykła agresja i bełkot o „złym Kaczorze”, odpowiedzialnym za całe zło, oraz oskarżenia, że Kaczyński nie kocha Polski tej, którą mamy. Czy świadomie pomylił miłość do Polski z miłością do rządu?
Trudno stwierdzić, jakie intelektualne myśli, skojarzenia i porównania dręczą ten zmęczony, pracujący dwadzieścia godzin na dobę umysł, wypalony, znudzony rządzeniem, podejmowaniem decyzji, czytaniem dokumentów, dręczony obsesjami, a jednocześnie czujny w pilnowaniu własnego stołka, hojny w nagradzaniu własnych urzędasów, kryjący złodziejstwo i korupcje i ofiarny w skłócaniu społeczeństwa. Twórca zielonej wyspy z zielonym szczawiem i powiedzenia, że posługiwanie się tabletem na sejmowej mównicy to pogwałcenie demokracji, jest zmęczony. Nie starcza mu sił na merytoryczną odpowiedź, niewiele wie, jak w przypadku paktu fiskalnego, dlatego obiecał, że za kilkanaście godzin ministrowie odpowiedzą na zarzuty prezesa Kaczyńskiego. Niektórzy odpowiedzieli natychmiast. Na Twitterze. Minister Siemoniak, który nie zrozumiał przekazu prezesa Kaczyńskiego o zredukowanej polskiej armii, niezdolnej do ochrony granic, „ćwierknął” też coś Radosław Sikorski, który wiedzie prym w ośmieszaniu naszego kraju, popełnia błąd za błędem, a nawet złamał art. 133 Konstytucji RP, pozbawiając śp. Lecha Kaczyńskiego dostępu do bezpośrednich depesz i skazując go na przetworzone przez rząd informacje, co było ograniczeniem wykonywania jego konstytucyjnych obowiązków. Również minister B.Kudrycka zabrała głos na Twitterze stwierdzając, że „Kaczyński i Terlecki ciągle kłamią”, bo przecież rosną nakłady na szkolnictwo wyższe i liczba zgłoszonych wynalazków. Nie wspomniała tylko, że wzrost nakładów o 1,34% pochłonie sześciu ministrów, sprawujących nadzór nad szkołami wyższymi, a w rankingu innowacji zajmujemy 23 miejsce na 27 krajów Unii. I kto tu mija się z prawdą?
I jako puenta, moje trzy refleksje po debacie nad wnioskiem o konstruktywne wotum nieufności dla gabinetu premiera Tuska. Pierwsza refleksja, to odsłonienie prawdy, jak wielka jest różnica między wykształconym, kulturalnym, kompetentnym profesorem, a autorytarnym premierem, nadpobudliwym dyletantem, intelektualną miernotą, piłkarzykiem, który nie rządzi, ale administruje Polską. Druga refleksja dotyczy całkowitej alienacji władzy, która daleko odeszła od rzeczywistości i najważniejszych problemów Polaków, pogłębiając katastrofę państwa we wszystkich dziedzinach. Zamiast „zielonej wyspy” i Doliny Krzemowej, mamy „dolinę szczawiową” - biedy, bezrobocia i głodu. I trzecia refleksja, związana z żenującym przemówieniem premiera Tuska. Igor Ostachowicz, sekretarz stanu gabinetu premiera powinien wylecieć z pracy. Zamiast pisać przemówienie premierowi, balował w knajpie „Akademia” Borysa Szyca zaproszony przez Tomasza Karolaka na „pępkowe”.
Tekst opublikowany w nr.11/2013 Warszawskiej Gazety
- Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
- Odsłony: 2533
dziecka, tak jakby Tusk miał rządzić wiecznie. Nie przyjdzie mu na myśl. że za osiemnaście lat byłyby to tylko zgliszcze.