Buc, Gursztyn i Gociek

Wyobraźcie sobie taką sytuację: w brytyjskiej edycji „Mam talent” występuje ten gruby sprzedawca telefonów z operowym głosem. Najpierw wszyscy się śmieją, a potem ta dziewczyna siedząca pomiędzy tym pedałem i tym drugim chamem, zaczyna płakać, pod wpływem głosu grubego sprzedawcy telefonów. Facet kończy, a ci dwaj mówią: świetnie misiek, ale jesteś za gruby, a my poza tym nie lubimy opery. Spadaj do remizy. Do niej zaś zagadują tak: Anka, patrz, Anka, patrz jak my potrafimy. Po czym wskakują sami na scenę i zaczynają stepować oraz śpiewać piosenkę zaczynającą się od słów: aj singing in de rejn. Dziewczyna patrzy na nich martwym wzrokiem i nadal płacze, ale oni się nie przejmują tylko robią swoje, kończąc występ szpagatem. Publiczność bije brawo, bo okazuje się, że taka właśnie była formuła tego programu - żeby mogli zaprezentować się prowadzący - ale płaczącej miłośniczki opery o tym nie poinformowano.
Gruby sprzedawca telefonów, smutny i załamany wysupłuje ostatnie grosze i wyjeżdża do Rio de Janeiro. Tam wprost z lotniska idzie do dyrektora miejscowej opery. Ten jest co prawda zajęty, ale jest także ciekawym różnych dziwactw, energicznym południowcem, który został dyrektorem opery nie dlatego, że jego szwagier to burmistrz Rio, ale dlatego, że naprawdę kocha tę operę. Patrzy na tego grubego Anglika, jak tamten stoi w jego gabinecie w przepoconej koszuli wyciągniętej ze spodni i mówi: no, niech pan śpiewa. I Anglik zaczyna. Gabinet jest duży, i głos sprzedawcy telefonów robi odpowiednie wrażenie, pęka szklanka na stole i kilka kryształków z tandetnego, wielkiego jak stodoła żyrandola leci na dywan. Dyrektor otwiera usta z zachwytu i łapie za słuchawkę telefonu: Jose! Niech tu szybko przyjdzie Jose! - woła do słuchawki. Minutę później w gabinecie jest już Jose – ufarbowany na rudo Murzyn pederasta. - Daj mu kostium Jose i niech idzie od razu  na scenę, ale już! -Jaki kostium szefuniu? - dopytuje się Jose. - Do Juana do cholery! - ryczy dyrektor opery w Rio – to chyba jasne! Gruby Anglik uśmiecha się smutno w tym momencie.
Po swoim pierwszym światowym tournée wraca do Londynu odwiedzić matkę. Przypadkowo na ulicy spotyka jurorkę, która płakała i jej dwóch sympatycznych kolegów. Oni poznają go od razu, a on się do nich smutno uśmiecha. Oni zagajają pierwsi: - I co misiek – pytają – zrobiłeś karierę w remizie, co? On zaś próbuje im wytłumaczyć, że ma angaż w Rio i wrócił właśnie z Sydney gdzie wystawiali Don Juana. - Ha, ha, ryczy na całą ulicę pederasta i kłuje swoim kościstym paluchem chama – Don Juana! Po czym klepią sprzedawcę telefonów na plecach i odciągając odeń smutną dziewczynę odchodzą w dal.
Sytuacja, którą tutaj zarysowałem jest typowa dla naszego świata i wcale nie uważam, by programy typu „Mam talent” produkowane w Wielkiej Brytanii i w Polsce wiele się od siebie różniły. W zasadzie różnice są tylko dwie. Tam zaznacza się zdecydowanie przewaga pederasty nad chamem, a  u nas odwrotnie. Tam w środku pomiędzy tymi dwoma sadzają młodą, ładną dziewczynę, a u nas wybitną specjalistkę od muzyki Elżbietę Zapendowską. Smutny sprzedawca telefonów nie zrobił o ile pamiętam kariery, podobnie jak ta nieszczęśliwa gospodyni domowa, z której szydzono, że ma wąsy. Istotą tych wszystkich produkcji jest bowiem to, o czym napisałem na początku – promocja prowadzących. Jeśli zaś sięgniemy głębiej, okaże się, że nie tylko prowadzących, ale hierarchii, tworzonych długo i mozolnie, których ci prowadzący są jedynie emanacjami. Ponieważ ludzie ci oraz ich promotorzy nie odnajdują w swoim własnym życiu żadnego sensu, a to z tego względu, że walka którą prowadzą jest fałszywa, bo przecież mianowano ich na zajmowane stanowiska, nie zdobyli ich sobie sami, muszą mieć po prostu jakiś pretekst do istnienia. Można to także nazwać tłem jak kto woli. Potrzebne jest tło, żeby uwypuklić jeszcze bardziej własną wspaniałość, żeby nie było opery, tylko stepowanie zakończone szpagatem i piosenka o deszczu. I my właśnie jesteśmy tym pretekstem.
To jest wbrew pozorom poważna sprawa, bo zarówno w przypadku programu „Mam talent”, polskiego i brytyjskiego, jak i naszych rodzimych hierarchii polityczno-publicystycznych my wszyscy postawieni jesteśmy w sytuacji wręcz niemożliwej do zniesienia. W sytuacji skrajnie upokarzającej, która daje się wytrzymać, bez rękoczynów,  tylko dlatego, że działamy w rzeczywistości wirtualnej, a nie realnej. Mówi nam się wprost, że pozostaniemy tam gdzie jesteśmy choćbyśmy byli śpiewakami operowymi, potrafili malować jak Matejko i biegali szybko jak Bikile Abebe. To wszystko nie ma znaczenia, bo formuła programu jest inna i jej istota w dodatku została przed nami ukryta.
Tak właśnie było z blogosferą. Ja to już pisałem dziesiątki razy, ale jeszcze raz powtórzę. W starym salonie24 wyodrębniła się grupa blogerów, którzy powinni, ot tak z marszu dostać się na łamy prasy. Byli to w mojej ocenie: Jacek Jarecki, FYM i Toyah. Żaden z nich tej szansy nie dostał, a potem w przypadku jednego z nich wyszło na jaw również jego zaangażowanie w inne niż blogowanie projekty.
Dlaczego oni tej szansy nie dostali? Bynajmniej nie z tego powodu, że zawodowi publicyści poczuli się aż tak bardzo zagrożeni. Przecież później Karnowscy zaangażowali normalnie seawolfa. W tamtych czasach było to po prostu nie do pomyślenia. Ludzie, którzy stworzyli blogosferę w ogóle nie brali takiej ewentualności pod uwagę, bo byli tak mocno uwiedzeni własną wspaniałością. Coś jednak z tymi wyróżniającymi się trzeba było zrobić. I coś zrobiono. Fym okazał się kolegą właścicieli, więc został tam gdzie był. Jareckiego zwinięto, a Toyaha systematycznie zaczęto spychać w dół, aż w końcu sobie poszedł na swoje. Ich miejsce zaś zajęli inni blogerzy, którzy według administracji również mieli talent. Pozwolę sobie mieć inne zdanie w tej sprawie. Nie o talent bowiem chodzi, ale o utrzymywanie na poziomie blogosfery ludzi, którym do głowy nie przyjdzie publikowanie w poważnej prasie i aspirowanie do innej niż blogowa hierarchii. Taki sposób spacyfikowana blogów jest skuteczny i bezpieczny. Z tego całego garnituru „swoich” można potem wydzielić podgrupę i stworzyć nowe blogowisko, którego działalność zainaugurowana zostanie właśnie przez owe gwiazdy z rozdzielnika. I to właśnie mamy przed oczami dzisiaj w postaci nowego portalu pl. wolności. W portalu tym jednym z głównych rozgrywających jest Czarek Krysztopa, który wczoraj napisał mi, że zamiast narzekać sam powinienem coś zrobić. OK, może wkrótce zrobię, na razie realizuję plany wydawnicze, co oczywiście wiąże się z jakąś tam aktywnością, ale gdzie jej tam do działań Czarka i Marcina na nowych, publicystycznych niwach. To co robię, to jest wprost betka w porównaniu z ich sukcesami. A Czarek niedawno nawet napisał, że przebił w końcu szklany sufit. Coś ci powiem Czarek: ten facet co tak pięknie śpiewał arie, ani przez moment nie pomyślał, że przebił jakiś sufit. Mam nadzieję, że czujesz różnicę?
Napisał wczoraj Rafał Ziemkiewicz w tej dziwnej rubryce, która nie wiadomo dlaczego nazywa się subotnik, że niektórzy z oskarżających go o koniunkturalizm blogerów przypominają mu carskich prowokatorów działających wśród polskiej emigracji. Ja bym wolał, żeby pan Rafał ważył jednak trochę proporcje i słowa. Po pierwsze pomiędzy publicystami żyjącymi z różnych koniunktur a blogerami nie ma żadnych osobistych relacji, wyklucza więc ów fakt jakieś zachowania prowokacyjne. Po drugie: środowisko dziennikarzy i publicystów jest tak hermetyczne i tak ściśnięte, że nie ma najmniejszej szansy, że dostanie się tam jakiś prawdziwy prowokator. Uwagi, zaś, które czynią panu Rafałowi blogerzy tacy jak Rybitzki, są jak najbardziej na miejscu, albowiem jak się mówi jedno, a robi drugie to zasługuje się na miano koniunkturalisty. To nie jest jakaś straszliwa obelga i nazwanie kogoś koniunkturalistą nie niesie jakichś szczególnych konsekwencji. Może się oczywiście zdarzyć, że zdenerwowany reakcją publiczności wydawca wystawi jednak pana Rafała za drzwi, ale pewnie do tego nie dojdzie, bo nie opera jest ważna, a stepowanie i szpagat, co ustaliliśmy już na samym początku.
Rafał Ziemkiewicz ma poza tym tak wielu sympatyków, że skutecznie zagłuszą oni wszystkie głosy krytyczne. Ja ich nie oceniam, bo ktoś może dla przykładu odnajdywać sens życia w tym, że poszukuje sławnych osób, staje obok nich, uśmiecha się, a jego kolega pstryka w tym czasie zdjęcia. Potem wyczyn tej jest szeroko omawiany w środowiskach lokalnych. Ja tak właśnie oceniam miłośników prozy pana Rafała, bo inaczej nie potrafię, a to z tej racji, że próbowałem się parokrotnie w tą prozą zapoznać. Bez przesadnych sukcesów niestety.
Tak się złożyło, że w tym całym subotniku – co za nazwa normalnie jak z ruskiego donosu – raczył pan Rafał zwrócić również uwagę na mnie i moje książki, chciałem się do owej uwagi odnieść. Ponieważ to ja właśnie, przy każdej okazji podkreślam, że pan Rafał Ziemkiewicz poleciał do Dominiki Wielowieyskiej opowiedzieć jej, że on jest prawicą kulturalną, a my – blogerzy – ekstremą, chciałem w tym miejscu jeszcze raz podkreślić, że tak właśnie uważam. On się przestraszył i poszedł tam opowiedzieć jacy jesteśmy okropni, a on musi nas tolerować, albowiem jest jedynie współ, a nie całym właścicielem Klubu Ronina. Wczoraj zaś napisał, że został zmuszony przez Wielowieyską to tłumaczenia się z naszego występu. Ciekawe w jaki sposób Wielowieyska zmusiła Ziemkiewicza do mówienia? Przystawiła mu akumulator do krocza? To chyba niemożliwe? Wetknęła mu palec do gniazdka? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Taka łagodne i sympatyczna dziewczyna? Co takiego więc się wydarzyło, że Ziemkiewicz został zmuszony do szkalowania nas? Może ktoś wie? Może wie to Łukasz Warzecha, który odmówił odpowiedzi na pytania Wielowieyskiej? Odmówił i wyobraźcie sobie, że nic mu się nie stało! Zapytajcie go przy najbliższej okazji, jak to było.
Moim celem nie jest polemika z Rafałem Ziemkiewiczem, ale sukces wydawniczy, to oznacza między innymi całkowite unieważnienie tego co Ziemkiewicz uważa za ważne i dobre. Bo w mojej ocenie są to plewy. I ja się o tym przekonuję każdego dnia, patrząc na to co piszą, nie tylko on i jego koledzy, ale także ich biedni naśladowcy. To są plewy.
Ktoś tu ostatnio się zastanawiał co będzie miała Polska z mojego sukcesu. Dziwne, że nikt się nie zastanawia co takiego ma Polska z sukcesu Ziemkiewicza, Gursztyna i Goćka. Dlaczego? To was drodzy komentatorzy nie interesuje? Jakież to korzyści odnosi nasz kraj z faktu, że wszędzie gdzie tylko pojawia się coś zwanego prawicą widać Rafała Ziemkiewicza i jego kolegów? Jakie my mamy z tego korzyści? Przecież Ziemkiewicz nawet się nie potrafi postawić Wielowieyskiej, bo  boi się o swoją pozycję w mediach, która od kogoś jak widać zależy. Od kogo? Od Wielowieyskiej?
Najlepsze w tym wszystkim zaś jest to, że oni nie mogą wymieniać naszych nazwisk. To ich wprost paraliżuje. Wszyscy bowiem wiemy, że chodzi o to co jest mottem mojego bloga: o sławę i zysk. Jeśli któryś z nich choć raz użyłby w jakiś tekście naszego nicka, jeśliby napisał: toyah, albo coryllus, a już nie daj Boże wymienił nas z nazwiska i wspomniał, że piszemy książki, wtedy koniec. Musiałbym wynająć ludzi do pracy, właściwie od razu.  Oni to wiedzą. Dlatego próbują nas obrażać używając takich epitetów jak: blogerzyna, lub nędzny blogerzyna. Ja się nie obrażam bynajmniej, ale kiedy już zrealizuję swoje plany, przyjdę i odbiorę sobie to co do mnie i tak należy. I nie będzie wtedy mowy o stepowaniu, szpagacie i deszczowej piosence.

Wszystkich oczywiście zapraszam na stronę www.coryllus.pl oraz do księgarni www.multibook.pl, http://www.ksiazkiprzyherbacie... do księgarni wojskowej w Łodzi przy Tuwima 34, do księgarni Wolne Słowo W Lublinie przy ul. 3 maja, do księgarni „Ukryte miasto” w Warszawie przy Noakowskiego 16, oraz do sklepu FOTO MAG przy stacji metra Stokłosy w Warszawie.

Forum jest miejscem wymiany opinii użytkowników, myśli, informacji, komentarzy, nawiązywania kontaktów i rodzenia się inicjatyw. Dlatego eliminowane będą wszelkie wpisy wielokrotne, zawierające wulgarne słowa i wyrażenia, groźby karalne, obrzucanie się obelgami, obrażanie forumowiczów, członków redakcji i innych osób. Bezwzględnie będziemy zwalczali trollowanie, wszczynanie awantur i prowokowanie. Jeśli czyjaś opinia nie została dopuszczona, to znaczy, że zaliczona została do jednej z wymienionych kategorii. Jednocześnie podkreślamy, iż rozumiemy, że nasze środowisko chce mieć miejsce odreagowywania wielu lat poniżania i ciągłej nagonki na nas przez obóz "miłości", ale nie upoważnia to do stosowania wulgarnego języka. Dopuszczalna jest natomiast nawet najostrzejsza krytyka, ale bez wycieczek osobistych.

Komentarze

Obrazek użytkownika Marek Stefan Szmidt

10-02-2013 [11:44] - Marek Stefan Szmidt | Link:

"...próbowałem się parokrotnie w tą prozą zapoznać. Bez przesadnych sukcesów niestety."
"...co takiego ma Polska z sukcesu Ziemkiewicza, Gursztyna i Goćka."
"...całkowite unieważnienie tego co Ziemkiewicz uważa za ważne i dobre. Bo w mojej ocenie są to plewy."

5 z +
:-)
pozdrawiam serdecznie
MStS
PS. chyba zaczynam lubieć to, co Pan pisze :-)

Obrazek użytkownika Coryllus

10-02-2013 [16:47] - Coryllus | Link:

Dziękuję i również pozdrawiam.

Obrazek użytkownika grzechg

10-02-2013 [14:24] - grzechg | Link:

"Przecież Ziemkiewicz nawet się nie potrafi postawić Wielowieyskiej, bo  boi się o swoją pozycję w mediach, która od kogoś jak widać zależy. Od kogo? Od Wielowieyskiej?"

On tylko pogodził się z tym, że będzie tam do końca, za wszelką cenę.
Pozdrawiam

Obrazek użytkownika Coryllus

10-02-2013 [16:46] - Coryllus | Link:

Tak właśnie.

Obrazek użytkownika tipsi

10-02-2013 [15:22] - tipsi | Link:

RAZ to taki Giertych na odcinku redakcyjnym.

Obrazek użytkownika Coryllus

10-02-2013 [16:47] - Coryllus | Link:

Bingo.

Obrazek użytkownika szara_komórka

10-02-2013 [15:35] - szara_komórka | Link:

- "Po drugie: środowisko dziennikarzy i publicystów jest tak hermetyczne i tak ściśnięte, że nie ma najmniejszej szansy, że dostanie się tam jakiś prawdziwy prowokator."

To środowisko dokładnie zdaje sobie sprawę, że każdy z niego może być prowokatorem. I to je paradoksalnie konsoliduje. Ktoś pod tym względem dla nich obcy, byłby zagrożeniem.
Czy wyobraża sobie Pan wpuszczenie wilka do owczarni - no chyba, że będzie to wilk morski
Z Toyahem musielibyście nauczyć się "pływać", a jak na razie nie zanosi się na to.
I dobrze. Na mnie możecie liczyć.

Obrazek użytkownika Coryllus

10-02-2013 [16:45] - Coryllus | Link:

Dziękuję. Poza wszystkim mam wrażenie, że ktoś wywalił stąd dwa komentarze jakiegoś faceta i mój, który był odpowiedzią dla niego. Ciekawe czasy na portalu niezależna nastały.

Obrazek użytkownika esmeralda

10-02-2013 [20:54] - esmeralda | Link:

albo jak on to robi ten RAZ, ze wszedzie sie wkreci i twarz straci, a ludzie mu i tak wybaczaja ( i grilla z Giertychem i artykul w Rzepie) i sie nim fascynuja? Na prostytucje tak ostatnio uragal, a takie sprzedawanie sie na okolo to jak nazwac? I dlaczego wzial go Sakiewicz do swojej nowej telewizji, skoro nie wiadomo, gdzie mu w przyszlosci wiatr zawieje? Jakies dziwne te rozne uklady, ciezkie do przejrzenia.

Najwazniejsze to moc sobie spojrzec w lustro! Forsy sie ze soba do grobu nie zabierze, a czyste sumienie cholera wie gdzie wyladuje... Na Filipinach i w wielu innych miejscach na ziemi maja o wiele mniej forsy (albo i wcale), ale za to usmiech na twarzy.
pozdrawiam
prawda zwyciezy!

Obrazek użytkownika peacemaker

11-02-2013 [12:38] - peacemaker | Link:

...czyli to, co w dzisiejszych czasach jest towarem wyjątkowo deficytowym.

I nie pisz "prawda zwycięży", jak klaszczesz kłamcy!

Obrazek użytkownika Ma-Dey

10-02-2013 [21:28] - Ma-Dey | Link:

po raz pierwszy zgadzam się z opinia że proza Ziemkiewicza Polsce niczego istotnego nie przyniesie, podobnie jak pańska proza i inne  pańskie "dzieła" przy niej powstałe.Pana działalność blogerska (na kilku portalach-mam wrażenie iż NB to tylko "kopiuj-wklej" pierwowzoru) ma funkcje "spychacza i buldożera" razem wziętą i to widać gołym okiem,.dlatego tak naprawde w d*pie mam te pańska wojne z Goćkami, Ziemkiewiczami, Karnowskimi i kim tam jeszcze, bo ona naprawde i faktycznie nic dobrego dla Polski nie przynosi, bo po pierwsze i ostatnie to pana prywatna wojna o prywatne diengi, prywatna sławe i prywatny sukces.Nich tam panu ... -  mi nic do tego, kazdy jest kowalem swojego losu-ale na Boga Żywego, jak widze jak próbuje nam pan wmówić że to "dla nas pan pisze te swpoje wypociny, to przysłowiowy nóz w kieszeni sie otwiera na jawną arogancje i nonszalancję, o k*restwie intelektualnym juz nie wspomne.Niech pana szllag ....z ta pańską wojną...., żygać sie chce...!

Obrazek użytkownika esmeralda

11-02-2013 [10:08] - esmeralda | Link:

nikogo nie obchodza. A kto za co diengi bierze i za kim stoi i owszem. Zwlaszcza jak sie nie mieszka w tym kraju, jest potrzebne dowiedziec sie, co sie naprawde w tym bu...u dzieje i komu mozna wierzyc? Najwieksi rzekomi bohaterowie okazuja sie zdrajcami i dobrze, ze ktos to wylapuje.

Obrazek użytkownika peacemaker

11-02-2013 [12:34] - peacemaker | Link:

Coryllus kłamie jak z nut! Pisze o zdradach, sprzedawaniu się za pieniądze, konfidentach itp.
Fakt, że gdzie się da wciska reklamy swoich książeczek, to czysta filantropia?
A to, że rozdmuchuje kłamstwa GW o rzekomym powrocie Ziemkiewicza i innych do Rz to patriotyzm czy prawdomówność?

Przeanalizuj sobie Esmeraldo całą sprawę od początku i zasięgnij informacji u źródła. Rafał Ziemkiewicz wypowiadał się wcześniej na temat przedwojennej endecji i antysemityzmu, David Wildstein z nim polemizował, a czasopismo "Plus Minus" zaprosiło obydwu do jednorazowego napisania artykułów na ten temat.

"Wyborcza" rozdmuchała temat do rozmiaru "wielkiego powrotu niepokornych dziennikarzy na łono Hajdarowicza", lewicowo - liberalne blogerskie szuje jak Renata Rudecka - Kalinowska nadały temu "powrotowi" jedynie słuszną, "materialistyczną" przyczynę, zaś "prawicowe" blogerskie szuje dzielnie wspierają "Wyborczą" i jej pobratymców (wraz z armią POżytecznych idiotów bijących im brawo i krzyczących "hańba!", "zdrada!", "przekupstwo!", "zaprzaństwo!").

I kto tu jest zdrajcą?

Na temat "wyłapywania zdrajców" najlepiej wypowiedział się sam Ziemkiewicz.
http://dorzeczy.pl/subotnik-nowe-ramie-wladzy/
O ile jego publikację w "Plus Minus" uważam za błąd (ewidentnie dał się wkręcić w intrygę), to z koncepcją podstawionych szpiegów, którzy mają nam wmawiać kto z naszych jest "szpiegiem", "zdrajcą" i "zaprzańcem" całkowicie się zgadzam.
Gorąco polecam!

Obrazek użytkownika esmeralda

11-02-2013 [14:06] - esmeralda | Link:

To Ty sobie przeanalizuj chocby tylko czasy od '89 roku. Wlasnie, z powodu braku takich "hurra-radykalow", a nadmiaru takich co w przycupie po srodeczku czekaja, zeby sie przykleic tam gdzie korzystniej, wyglada dzis tak jak wyglada.

."..gdy okazywany radykalizm wyraźnie nie służy wezwaniu, by coś zrobić, a tylko judzeniu, by coś zniszczyć." (RAZ) - to nawet stare przyslowie pszczol mowi, ze zeby cos nowego zrobic, trzeba to stare… chodzi o dobry fundament.

"Przywykłem myśleć po free-lancersku; od 20 lat żyję ze sprzedawania tekstów to tu, to tam, tak jakbym sprzedawał jabłka ze swego sadu." (RAZ) - sprzedawac (sie) to tu to tam, to wypada prostytutce, a nie NIBY powaznemu autorytetowi. Roznicy miedzy handlem jablkami, a wypowiadaniem sie publicznie o waznych sprawach nie bede ani Tobie ani RAZowi tlumaczyc.
I taki becfalowaty "sprzedawca jablek" powatpiewa potem na antenie TV w slusznosc protestow Ewy Stankiewicz, bo uczestnikow za malo. Pewnie, jak sie sprzedaje jablka to tu to tam, to sluszna sprawa lezy odlogiem.

"Nie chce mi się bawić w wyliczanie, ile z błota, które na mnie wycieka…"(RAZ) - sam sie umaczal, grillujac tam gdzie nie przystoi. Ja z lemingami wsrod znajomych juz nawet kawy nie pijam, a wsrod rodziny uciekam na dystans (tam, gdzie juz nie da sie nic przetlumaczyc).
Aha, a tego nieszczesnego grilla( za ktory predzej czy pozniej RAZ beknie), to niech cwaniak nie wpisuje w czasy Moskala ( bo i tak nie zapomnimy), bo to bylo w zeszlym sezonie, a nie 150 lat temu. Mysli, ze tumanow ma przed soba.

A rozumu to RAZ chyba nawet w spodniach nie ma, skoro mu dowodow na zamach, a juz na pewno na baaardzo brudna sprawe malo. Albo po prostu za duzo chleje, a nie powinien, bo zdrowie ma slabowata.

Obrazek użytkownika peacemaker

11-02-2013 [15:43] - peacemaker | Link:

W naszym interesie jest pozyskanie i trwałe utrzymanie jak największej liczby wyborców. To chyba nie podlega dyskusji. I jednej rzeczy "zakumać" ni diabła nie mogę - dlaczego niektórzy nie tylko chcą wyeliminować jak najwięcej naszych wyborców, ale też jak najwięcej sprzyjających nam dziennikarzy, publicystów, blogerów?

A niech sobie jeden będzie gorącym zwolennikiem działań Ewy Stankiewicz (jak Jan Pospieszalski, którego baaaardzo szanuję), drugi niech sobie powątpiewa... Ale niech się nie naparzają między sobą (Pospieszalski tego nie robi), bo nas tylko kompromitują i osłabiają.

W razie czego zdążę się odwrócić od Ziemkiewicza równie szybko jak się odwróciłem od "Kluzikowców" (PJN), gdy tylko zaczęli pluć na naszych i podlizywać się tamtym. Ale na razie jego wrogiem jest Tusk, a w matematyce minus i minus daje plus, czyli wróg mojego wroga jest moim sprzymierzeńcem.

A kwestia "wojny"... jak myślisz, czy można zrobić lepszy prezent Putinowi?
Przecież przy tym nawet wysłanie Głowy Państwa (Prezydenta RP) z całym moralnym i militarnym kręgosłupem tego kraju na ich teren, bez rekonesansu i lotniska zapasowego przy tym wysiada!!! Tusk podał im Kaczyńskiego i pozosałych 95 osób na tacy. A czy zwolennicy "wojny" nie dają im na tacy wszystkich nas?

I na koniec coś o "sprzedawaniu". Czy nie widzisz różnicy pomiędzy "sprzedawaniem dzieła" a "sprzedawaniem się"? Czy to, że ktoś wydał moją piosenkę lub kupił napisany przeze mnie program komputerowy czyni ze mnie "prostytutkę"? Kto twoim zdaniem jest "prostytutką": ktoś sprzedający artykuły czasopismom - może nie do końca konsekwentny, ale trzymający się własnej myśli, czy nadworny klakier choćby Kaczyńskiego (nie mówiąc o klakierach Tuska - tych ci tutaj dostatek)?

Ja osobiście wolę mieć wokół siebie tysiąc ludzi "powątpiewających", "nie do końca się zgadzających", "umiarkowanie krytycznych" i innych Ziemkiewiczów niż jednego "bezwarunkowo oddanego", co załatwi mnie jak Brutus Cezara (lub Kluzik - Rostkowska Kaczyńskiego).