Witaj: Niezalogowany | LOGOWANIE | REJESTRACJA
Koniec niepodległości Polski
Wysłane przez plato w 04-02-2013 [15:05]
Czasami zaglądam na strony – portale - dla większości „normalnych” ludzi uważane za nawiedzone. Ponieważ piszę nową książkę związaną z problemem ingerencji obcych w historię naszej cywilizacji ( choć nie dokładnie w konwencji Denikena), otworzyłem stronę NTV1.
Twórca i zarazem prowadzący stacji, znany z wielu ufologiczncyh imprez, prowadzi też program pod tytułem „Alternews”. Nie wiem jaki ma charakter zwyczajne wydanie, ale to z ubiegłego piątku było niemal sensacyjne. Przedmiotem zainteresowania prowadzącego był projekt ustawy o intrygującym tytule „Projekt ustawy o udziale zagranicznych funkcjonariuszy lub pracowników we wspólnych lub wspólnych działaniach ratowniczych na terenie Rzeczypospolitej Polskiej, przedłożony przez ministra spraw wewnętrznych”. Dokument jest też zaopatrzony w swoistą rekomendację ministerstwa spraw zagranicznych, w której podsekretarz stanu wyraża opinię o zgodności przedmiotowego projektu z prawe unijnym. Projekt złożony został, zgodnie z procedurami, do Sejmu w dniu 18.01.2013 roku. Jest to więc rzecz nowa.
Ten pozornie niebudzący emocji projekt jest w istocie rzeczy koniem Trojańskim wprowadzanym subtelnie, bez sensacji, z poszanowaniem litery prawa do katalogu regulacji, które decydują o tym czy możemy mówić o państwie jako niepodległej strukturze.
W paragrafie 2, pkt 1b wskazane są przypadki powoływania takich szczególnych zespołów ratowniczych. Ich celem, między innymi, mają być ewentualne problemy – w związku z zagrożeniem bezpieczeństw publicznego – jakie mogą mieć miejsce w trakcie masowych imprez czy zgromadzeń.
Mówiąc wprost, każda masowa ( nie ma w projekcie kryterium masowości; można więc domniemywać, że wnioskodawcy zastosują Biblijną definicję:”...gdzie dwóch albo trzech gromadzi się...”) demonstracja, protest, manifestacja, którą uzna się za niebezpieczną, może powodować konieczność powołania takiego „zespołu”.
Kto może współtworzyć takie zespoły?
Paragraf 3, punkt 1 mówi,że na wniosek np. szefa Policji, i innych służb szczegółowo wymienionych, takie maksymalnie 200 osobowe zespoły mogą legalnie działać ( czasem tłumić) na obszarze RP przez maksymalnie 90 dni. Zapis ten odnosi się do „zaproszonych” funkcjonariuszy z państw UE lub strefy Schengen. W przypadku, gdy „goście” maja być spoza UE lub Schengen liczba osób przebywającą w Polsce w nieprzekraczalnym terminie 90 dni zmniejszona została do 20.
Gdyby jednak władze uznały sytuację za wysoce niebezpieczną na wniosek Rady Ministrów mogą nie stosować się do tych zapisów. „Chłopcy” mogą działać dłużej...
Swoistą eksterytorialność takich grup podkreśla to, że dokumentem pozwalającym na wykorzystywanie pojazdów mechanicznych w Polsce ( włącznie z maszynami latającymi) jest jakikolwiek dokument ( wydany przez kraj, który Ich oddelegował) - prawo jazdy lub inna licencja - o którym nasze władze mogą mieć mgliste pojęcie.
Oczywiście można założyć, że intencją wnioskodawców jest skuteczne działanie w sytuacjach zagrożenia mienia i życia polskich obywateli jak choćby powódź.
Oczywiście można przyjąć, że podobne ustawodawstwo obowiązuje w innych państwach. Mógłbym nawet zrozumieć, tą pokrętną logikę, pozwalającą funkcjonariuszom państw obcych, działać na terenie Polski niczym w ich ojczysty kraju, gdyby chodziło wyłącznie o zagrożenie ze strony naturalnych żywiołów. Mógłbym...
To co budzi stanowcze NIE, to fakt, że ustawa umożliwia działanie, choć w ramach zespołów, służbom państw, które nie przestrzegają podstawowego kanonu wartości, wspólnego dla cywilizacji europejskiej. Mało tego, umożliwiają wwóz, posługiwanie się bronią palną i materiałami wybuchowymi dokładnie tak samo jak funkcjonariuszom naszego państwa - Państwa Polskiego.
Czy czegoś to Wam nie przypomina?
Cały wiek XVIII w Polsce to czasy w których służby Rosji, Prus, Austrii panoszyły się niemal jak u siebie. Oczywiście zachowano wszelkie pozory. Dochowano wierności formalnym zasadom. Obce służby w Polsce działały na wniosek... polskich władz...
Nawet gdyby przypuszczenia, że jest to próba utrzymania rządów za wszelką cenę były nieuzasadnione, to zdrowy rozsądek nakazuje powściągliwość i daleko posuniętą ostrożność w ustanawianiu prawa, które może być istotnym elementem w rozmontowywaniu Polski. Wyobraźmy sobie dziesiątki - dwustu osobowych, wyszkolonych, specjalnych oddziałów złożonych z Niemców, Francuzów, Włochów harcujących po Polsce. Pewnie znajdą się tacy co skojarzą to z niedawnymi mistrzostwami Europy w piłce nożnej. Ponoć nawet na tym zarobiliśmy (?). Mnie to niepokoi. Już raz miałem styczność z obcymi funkcjonariuszami. Większość zna miała. Sowieckie wojska stacjonowały w Polsce przez dziesiątki lat. Nawet niewinna rozmowa mogła stać się początkiem długiej zimy gdzieś na wschodzie... Pamiętam, jak dyskusja grupy studentów na temat wyższości amerykańskiej kosmicznej technologii nad sowiecką zdenerwowała przechodzącego obok umundurowanego, rosyjskiego oficera. Był na tyle pewny siebie – swojego prawa zdobywcy – że nie zawahał się podejść do mnie i spytać niemal nienaganną polszczyzną
- Co ci kurwa nie pasuje w rosyjskim Buranie?
To był czas, gdy Sowieci chwali się swoim własnym wahadłowcem. Chcieli udowodnić, że latają nie tylko na drzwiach od powszechnych wśród moskwian daczy. W czapce z granatowym otokiem napierał na mnie. Rzucił kilka przekleństw. Z chęcią sięgnąłby do mojej twarzy swoją zwinięta w pięść dłonią, gdyby nie refleks jednego z kolegów. Jakoś tak wyszło, że na dwóch parkowych ławeczkach siedzieliśmy tak, że ja byłem sam. Pewnie Rusek uznał, że nie stanowimy na tyle zwartej grupy by stanąć razem przeciwko niemu. Chciał łatwego, szybkiego potwierdzenia swojej dominacji w tym kraju. Pojedynczy dwudziestolatek to żaden przeciwnik dla uprzywilejowanego, umundurowanego przedstawiciela zdobywcy. Nawet jeżeli broniłbym się, to szanse były marne. Naruszenie nietykalności sowieckiego oficera musiałoby się źle dla mnie skończyć. Z opresji wybawił mnie Robert. Staną przy mnie a reszta poszła w jego ślady. Sowiecki oficer zawahał się. Opuścił pięść. Stracił pewność siebie. Z wulgarnego tonu przeszedł w wyjaśniający. Chciał nam wyjaśnić nasz błąd co do niedoceniania techniki jaka stoi za jego mundurem. Nawet zapraszał nas na spotkanie. Oczywiście do sowieckiej jednostki. Tam, według niego, wszystkiego się dowiemy... Wyśmialiśmy Go. Trochę speszony, wciąż zapraszając na niedzielę do siebie, oddalił się.
Takie to były nasze spotkania trzeciego stopnia z zaproszonymi przez polskie władze funkcjonariuszami innych państw.
Czy wszystko to ma wrócić?
Mam bardzo zachowawczy stosunek do tego co pisze Rafał Ziemkiewicz. Szczególnie nie podoba mi się przekonanie o postkolonialnej mentalności elit i lemingów w Polsce. Jednak coś jest na rzeczy, że właśnie teraz przygotowuje się ustawę, która skutecznie może być wykorzystana przeciwko polskim obywatelom niemal jak w afrykańskiej bananowej republice.
Oczywiście pojawią się głosy „rozsądnych”, że to jedynie czasowa koincydencja, że to wymóg Unii. Pozwolę sobie zostać przy swoich wątpliwościach. Jest tak wiele przepisów prawa Unii Europejskie których, mimo dawno minionych terminów, jeszcze nie wdrożyliśmy, że akurat z pomysłem usankcjonowania działania obcych służby w Polsce spokojnie poczekałbym do lepszych czasów.
Jak można, bo nie wszyscy chcą lub potrafią, nauczyć się z historii, po obcą interwencję sięgają z reguły władcy słabi, despotyczni - dyktatorzy. Stworzenie warunków formalno-prawnych ułatwiających „pracę” obcym służbom poprzedza faktyczny upadek danego państwa. Od przekazania właściwych wyłącznie dla władzy centralnej prerogatyw dotyczących środków przymusu już tylko krok do uznania zwierzchności obcego państwa, które tym samym jedynie sankcjonuje stan faktyczny.
Radku Sikorski, Donaldzie Tusku, Bronisławie Komorowski! Nie idźcie tą drogą!
Jeżeli nie potraficie rządzić; boicie się swojego Narodu; nie macie wizji Polski sprawiedliwej, to oddajcie władzę. Zrezygnujcie. Są w tym kraju ludzie, którzy chcą i potrafią bronić polskich interesów bez konieczności implementacji obcych służb na terenie naszego kraju. Tak! To nie jest przesada. Wprowadzając ten projekt ustawy o numerze 1066 z dnia 18 stycznia 2013 roku władza w Polsce przyznaje się ( chcę wierzyć, że nie jest tego faktu świadoma), że nie jest w stanie skutecznie zadbać o interesy obywateli naszego kraju.
Doprawdy, nikt nikogo nie zmusza do bycia u steru władzy. Bycie premierem, ministrem czy marszałkiem to jest służba - zaszczytny obowiązek w interesie kraju.