Przejdź do treści
Strona główna

menu-top1

  • Blogerzy
  • Komentarze
User account menu
  • Moje wpisy
  • Zaloguj

Skarb

Coryllus, 28.01.2013
Jest w naszym mieście muzeum. Nie jest to wielkie muzeum, a na pewno nie tak wielkie jak choćby Muzeum Środkowego Nadodrza w Świdnicy pod Zieloną Górą lub Muzeum Zabawek w Karpaczu. Nasze muzeum jest po prostu nasze i już. Mamy tu kilka glinianych garnków z czasów rzymskich, jakieś średniowieczne groty w podświetlanych gablotach i trochę kawaleryjskich ostróg z epoki napoleońskiej. Nic nadzwyczajnego. Można by się nawet z tego naszego muzeum nieźle ponabijać gdyby nie to, że znajduje się w nim coś, co wprawia w drżenie wielu zawodowych badaczy, ale także amatorów, także poszukiwaczy skarbów i uczniów z nadmiernie rozwiniętą wyobraźnią. Mamy w naszym muzeum prawdziwy skarb.
Trzeba jednak zacząć od początku. Wiele, wiele lat temu, kiedy nasze muzeum było w jeszcze gorszym stanie niż jest dzisiaj, jego ówczesny dyrektor, młody wówczas pracownik naukowy, odebrał pewnego dnia dziwny telefon. Ksiądz z pobliskiej parafii – on to bowiem dzwonił – opowiedział mu, że chłopcy rzucają w transformator pod plebanią, jakimiś dziwnymi pieniążkami, które wygrzebali z ziemi. Mają tego nieprzebrane mnóstwo i bawią się świetnie. Dyrektor naszego muzeum nie wahając się ani chwili ruszył na miejsce, a wiódł go tam niezawodny instynkt archeologa. Były lata sześćdziesiąte, o prywatnym samochodzie nie było mowy, musiał więc pan dyrektor podjechać do księdza pekaesem. Na miejscu okazało się, że owe pieniążki to rzymskie denary. Odebrano je oczywiście chłopcom i policzono dokładnie. Było tego ponad tysiąc sztuk. Pełen garnek. Wyobraźcie sobie – cały garnek antycznego srebra! Coś wspaniałego i niesamowitego!
Mijały lata i garnek przypominających wielkością pięćdziesięciogroszówki monet stał się ozdobą i legendą naszego muzeum. Pokazywano go dzieciom na organizowanych tu lekcjach edukacyjnych, pokazywano wizytującym muzeum delegacjom urzędników ze szczebla wojewódzkiego. I tak minęło ponad trzydzieści lat.
Siedziałem ja sobie dnia pewnego w redakcji, z nogami, jak zwykle, wyciągniętymi przed siebie i paliłem papierosa za papierosem nudząc się okropnie, kiedy nagle wszedł do pokoju naczelny. Był to całkiem nowy naczelny, rzec by można - człek z przypadku. Nie wiem dlaczego, ale jego zachowanie żywo przypominało mi prokuratora Grześka. Był to młody jeszcze chłopak, kipiący zapałem, którego już zdążyliśmy poznać na tyle, by wiedzieć, że poza wyłapywaniem literówek w cudzych tekstach, nie ma on pojęcia absolutnie o niczym. Wymyślenie zaś dobrego tytułu jest dla tego faceta wyczynem większym niż wdrapanie się zimą na Moutn Everest w trampkach.
- Okradli muzeum – rzekł dysząc ciężko i wpatrując się we mnie oczami pełnymi wody zabełtanej niebieską plakatówką.
W zasadzie powinienem zerwać się na równe nogi i wykrzyknąć coś w rodzaju; O matko! Naprawdę!?
Pomyślałem jednak, że wobec tego frędzla nie warto. Siedziałem więc tylko smutny przez chwilę, a potem powiedziałem – no to opowiadaj.
Okazało się, że ukradziono z muzeum najcenniejszą rzecz – skarb. Ktoś wyniósł garnek rzymskich monet, w dodatku uczynił to w biały dzień.
- Pojedziesz tam – mówił naczelny i drżał cały – pojedziesz i zrobisz materiał o tym, jak ci muzealni biurokraci nie potrafią zadbać o zbiory! Jak marnują pieniądze, jak przez ich niedbalstwo giną najcenniejsze przedmioty. Jak oszczędzają na zabezpieczeniach i alarmach. To będzie sensacja! Tego całego dyrektora będziemy mieli, jak na widelcu.
Już od kilku tygodni miałem sposobność obserwować naszego naczelnego i miałem sporo czasu na to, by oduczyć się uważnego nań patrzenia kiedy prowadził ze mną rozmowę. Zwykle gapiłem się wtedy na własne buty i kiwałem posłusznie głową.

Kiedy skończył, zebrałem się jak najszybciej i pojechałem do muzeum. Dyrektor przyjął mnie chłodno. Widziałem go wtedy po raz pierwszy w życiu i chyba ostatni. Był to człowiek, o malowniczej powierzchowności wziętej wprost z XIX wiecznych angielskich książek od wielkich odkrywcach. Miał niewiele ponad sześćdziesiąt lat. Po krótkim i natarczywym mędzeniu, które zwykle stosuję w takich wypadkach zdecydował się ze mną porozmawiać. Zasiedliśmy w, niespodziewanie dla mnie, pięknej i zasobnej bibliotece. Widać było, że mój rozmówca jest zmęczony i chyba chory.
- Proszę pana – zaczął od razu i bez wstępów – dla złodzieja te monety nie mają żadnej wartości. Mafia bułgarska zalewa dziś takimi monetami całą Europę. Jest ich mnóstwo na czarnym rynku, a także w legalnym obrocie. Ten nasz skarb był cenny tylko dla nas tutaj mieszkających i dla garstki specjalistów. Takie denary – oryginalne – podkreślił – kosztują dziś około dziesięciu złotych za sztukę. Mam do pana prośbę. Niech pan umieści gdzieś w tekście informacje, że ja zapłacę okup za ten skarb z własnej kieszeni, mogę dać dwadzieścia tysięcy, bo tyle jest to warte. Złodziej więcej nie dostanie u pasera. Niech tu przyjedzie i zwróci ten skarb, a dostanie forsę, tylko niech to zwróci. Napisze pan to?
Zgodziłem się, choć oczywiście nie wiedziałem, co powie na to naczelny. A dyrektor opowiadał dalej. Okazało się, że znalezisko zginęło w biały dzień, w czasie oprowadzania jednej z wycieczek szkolnych. Nie wiadomo kto i w jaki sposób wyniósł, nie łatwy przecież do ukrycia, skarb. Przez całe trzydzieści lat nikt nie pomyślał o tym, że może znaleźć się w naszym mieście osobnik tak bezczelny i głupi, żeby wyciągnąć rękę po ten skarb. Znalazł się jednak i to najprawdopodobniej wśród młodzieży szkolnej.
Dyrektor opowiedział mi o tym, że nie sposób jest dziś upilnować cennych zbiorów w placówkach prowincjonalnych, bo nie ma budżetu, który pokryłby koszta zamontowania solidnego alarmu w całym budynku, a koszta te to około stu tysięcy złotych. Nie ma także mowy o tym, żeby wykonać repliki monet i pokazywać je zamiast oryginałów. Taka replika kosztuje około siedemnastu złotych, a oryginał – rzymskiego denara z I wieku naszej ery to tylko dyszka.
Dyrektor oczywiście wezwał policję, która przybyła na miejsce i z powagą zabrała się za wykonywanie czynności śledczych. Obsypali luminolem całą podłogę i wszystkie gabloty, obejrzeli dokładnie każdy kącik muzeum, zadawali wszystkim mnóstwo pytań i wreszcie sobie poszli. Po nich do sali ekspozycyjnej weszły panie sprzątaczki, zaczęły ściągać odkurzaczami luminol z wykładziny i przy okazji znalazły trzy porzucone przez złodzieja denary. Rozgoryczenie dyrektora było więc zrozumiałe, a jego chęć wpłacenia okupu, choć niezgodna z prawem, wydawała się także naturalnym odruchem.
- Niech pan napisze koniecznie, że te pieniążki nie przyniosą złodziejowi majątku – mówił dyrektor kiedy wychodziłem – niech pan to koniecznie napisze.
Kiedy wróciłem do redakcji naczelnego już nie było. Siadłem do klawiatury i napisałem tekst o jaki prosił mnie dyrektor naszego muzeum, naczelnemu zaś na drugi dzień opowiedziałem, wymachując rękami, o mafii bułgarskiej, replikach za siedemnaście złotych i przemycie antyków znad Morza Czarnego. Łyknął to wszystko i nie ingerował w tekst.
Kilka tygodni później dowiedziałem się, że podobno skarb wrócił do muzeum, w tajemnicy przed wszystkim, a co najważniejsze przed policją. Cóż by się bowiem działo, gdyby dowiedzieli się, że naukowiec pertraktuje ze złodziejami za plecami oficerów śledczych! Lepiej o tym nie myśleć. Jeszcze mogliby go posadzić. Od tamtej chwili jednak nikt już tego skarbu w naszym muzeum nie widział, przestano go po prostu pokazywać.
Dyrektor zaś, człowiek o wyglądzie starzejącego się Howarda Cartera, musiał po tym wszystkim poleżeć przez kilka tygodni w szpitalu. Kiedy zeń wyszedł, zmarł nagle na serce. Dziś nasze muzeum upamiętniło jego wieloletnią, jakże chwalebną działalność, marmurową tablicą wmurowaną w ścianę.

Opowiadanie pochodzi z tomu "Nigdy nie oszczędzaj na jasnowidzu" dostępnego na www.coryllus.pl 
  • Zaloguj lub zarejestruj się aby dodawać komentarze
  • Odsłony: 2511
Domyślny avatar

dogard

28.01.2013 10:00

poczulem klimaty NOWAKOWSKIEGO MARKA; jak opisywal przygody w swoim swiatku pruszkowskiej mlodosci.Takie pisanie lubie pasiami.
Coryllus

Coryllus

28.01.2013 10:12

Dodane przez dogard w odpowiedzi na nie wiedziec czemu

No widzisz jaki zbieg okoliczności. Bo i to muzeum jest w Pruszkowie.

Statystyka blogera

Liczba wpisów: 820
Liczba wyświetleń: 3,931,815
Liczba komentarzy: 10,268

Ostatnie wpisy blogera

  • Syn pana prefekta dał głos
  • Szlachta i "szlachta"
  • Nasi bohaterowie

Moje ostatnie komentarze

  • wejdziesz na moją stronę. Nie mogę pozwolić na to, żeby mnie gównem obrzucali...przepraszam.
  • Moje komentarze nie były żadnymi prowokacjami, ale odpowiedziami na prowokacje. Niech się pan już tak mocno mną nie martwi, jak będzie pan chciał sobie coś poczytać, zapraszam na stronę www.coryllus.…
  • Tutaj niczego nie uprawiam, bo nie mam żadnej możliwości. Tymi blogami rządzi administracja, autorzy są tylko dodatkiem. A o takich jak ty to w ogóle szkoda mówić.

Najpopularniejsze wpisy blogera

  • Bezczelność Ziemkiewicza zwala z nóg
  • Czy Łysiak też kochał Monikę Jaruzelską?
  • Nasi bohaterowie

Ostatnio komentowane

  • , Dzień dobry Przeczytałam całość, niby się zgadzam z opinią o niedocenianiu niektórych Twórców, ale jakieś takie poczucie krzywdy we mnie rośnie. I dlatego piszę, by sprostować to, że niby Rapacki w…
  • , Nie zgodzę się z Pana oceną tej książki. Ale mam do tego prawo. Pan również ma prawo do własnej opinii na jej temat. Uderza mnie jednak to że nie prowadzi Pan rzetelnej krytyki ani polemiki z faktami…
  • , Rzeczywiście - tobie odpisywać nie warto. Więc tylko dla ewentualnych innych - Coryllus sam się stąd wynósł, jak obrażony smarkacz. Napisał o tym wyraźnie na blogu, z którego próbował zrobić…

Wszystkie prawa zastrzeżone © 2008 - 2025, naszeblogi.pl

Strefa Wolnego Słowa: niezalezna.pl | gazetapolska.pl | panstwo.net | vod.gazetapolska.pl | naszeblogi.pl | gpcodziennie.pl | tvrepublika.pl | albicla.com

Nasza strona używa cookies czyli po polsku ciasteczek. Do czego są one potrzebne może Pan/i dowiedzieć się tu. Korzystając ze strony wyraża Pan/i zgodę na używanie ciasteczek (cookies), zgodnie z aktualnymi ustawieniami Pana/i przeglądarki. Jeśli chce Pan/i, może Pan/i zmienić ustawienia w swojej przeglądarce tak aby nie pobierała ona ciasteczek. | Polityka Prywatności

Footer

  • Kontakt
  • Nasze zasady
  • Ciasteczka "cookies"
  • Polityka prywatności