Duchowe gadżeciarstwo

Przemysł pogardy przemysłem pogardy, a numer świąteczny trzeba jakoś sprzedać.

I. Jak przed rokiem...

Rok temu, przed Bożym Narodzeniem, Budyń78 opublikował posta „Raz do roku ludzkim głosem...?”, w którym zrobił świetne zestawienie najbardziej ohydnych okładek „Wprost” i „Newsweeka” - z tupolewem na krzyżu, promocją satanisty Nergala itp. - konfrontując je z „odświętnymi” numerami tychże tygodników. W wersji „bożonarodzeniowej” królowały rzecz jasna Święta Rodzina i cieplutki, „choinkowy” przekaz. W niniejszej notce pozwolę sobie na mały plagiat tamtego kapitalnego pomysłu (mam nadzieję, że Budyń się nie obrazi), bowiem jak się okazuje, przez ostatni rok nic się w tej kwestii nie zmieniło. Przez dwanaście miesięcy atakowani jesteśmy a to Macierewiczem-talibem, a to „tatą w sutannie”, to znów księżowskim homo-seksem „po bożemu”, by nagle, ni z gruchy ni z pietruchy, przy okazji Bożego Narodzenia usłyszeć dochodzący z newsweekowych łamów „ludzki głos” w postaci wizerunku Bogurodzicy z Dzieciątkiem Jezus.



 

II. Business is business

Okazuje się, że przemysł pogardy przemysłem pogardy, a numer świąteczny trzeba jakoś sprzedać. Wojnę z Kościołem i „moherami” należy zawiesić na te dwa tygodnie, bo w okresie Bożego Narodzenia nawet najbardziej zacietrzewiony leming potrzebuje tej choinki, szopki, opłatka i całej reszty świątecznego rekwizytorium. Okładka z, dajmy na to, dwoma biskupami pedalącymi się pod choinką mogłaby przyprawić go o dysonans poznawczy, spowodować uczucie psychicznego dyskomfortu i zaburzyć stan błogiego samozadowolenia. Jeszcze nie ten etap, aczkolwiek niewykluczone, że za parę lat zobaczymy w kioskach również coś w tym guście. Po coś przecież ta propagandowa maszyneria pracuje przez okrągły rok.
Tomasz Lis, obecny naczelny „Newsweeka”, swojego czasu zresztą napisał otwartym tekstem, że prędzej czy później będzie u nas jak na Zachodzie, ze wszystkimi kulturowymi konsekwencjami tego procesu, więc on ma zamiar ten trend wspierać (przytaczam sens tamtego artykułu). Zatem Lis, czując wiatr historii, pozycjonuje się w awangardzie nieubłaganego Postępu, zohydzając ile sił Kościół i katolicką tradycję, wychodząc przy okazji naprzeciw tzw. ludowemu antyklerykalizmowi zasadzającemu się na zawiści wobec fury księdza proboszcza i złośliwej satysfakcji z upadków i słabości różnych przedstawicieli stanu duchownego. Nic nowego, na podobnej zasadzie funkcjonował w latach '90 Jerzy Urban ze swoim „NIE”, zaspokajając lumpenproletariacką potrzebę zajrzenia „klechom” pod sutanny.

III. Duchowe gadżeciarstwo

Póki co jednak, czytelniczy „target” nie jest jeszcze dostatecznie urobiony, by w okresie świątecznym łyknąć ze smakiem kolejną porcję plugastwa. Rechoczący na co dzień z taliba-Macierewicza czy z fotomontażu przedstawiającego księży-pederastów „fajnopolak” potrzebuje bożonarodzeniowego dopieszczenia, jakiejś namiastki sacrum. Podkreślmy to – namiastki, bo prawdziwe sacrum jest zbyt ciężkostrawne, stawia wymagania, żąda uczciwego wejrzenia w siebie i zmusza do autentycznej konfrontacji z naukami Tego, który właśnie przychodzi na świat. No i wysłuchania od czasu do czasu tego całego „kleru”, który ciągle by ludziom czegoś zakazywał i głosi te wszystkie zawstydzająco nieeuropejskie, zaściankowe nauki, których przecież „nikt na poziomie” nie może traktować poważnie.

Jasna sprawa zatem, że „fajnopolak” by utwierdzić się w przekonaniu o swej fajności wybiera to co zawsze: gadżet. Gadżetem jest choinka, opłatek, wigilijny stół, no i rzecz jasna okolicznościowy, podwójny numer tygodnika z Maryją, Dzieciątkiem i aniołkami na okładce. Taki właśnie gadżet, tchnący ciepełkiem i serwujący przekaz przykrojony do okolicznościowego zapotrzebowania, sprzedaje Lis i jemu podobni. Można to-to przekartkować podczas sjesty po świątecznym obżarstwie i strawa duchowa odfajkowana. Błogostan płynący z przeświadczenia, że jednak tradycji stało się zadość, ale jednak tak jakoś fajniej i bardziej na luzie, ugruntowany. Uwiarygodnienie się przed samym sobą, że jednak nie jest się wykorzenionym klonem bez tożsamości – zwieńczone sukcesem. Paleta emocjonalnych potrzeb składających się na „fajnopolackie” rozumienie „odświętnej atmosfery” - spełniona. „Magia świąt” - uratowana.

A od stycznia redaktor Lis ze swą gazetą znów zadbają, by hodowany przez nich czytelniczy „target” miał bardziej stosowne powody do ekscytacji, niż jakieś tam religianckie zabobony. Pierekowka dusz musi postępować konsekwentnie, systematycznie i zgodnie z planem.

Gadający Grzyb

Wszystkim Współblogerom, Komentatorom i Czytelnikom, życzę zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia – przeżywanych pełniej i bardziej autentycznie niż opisano w powyższej notce. Wesołych Świąt!
Notek w wersji audio posłuchać można na: http://niepoprawneradio.pl/