Do mojego artykułu z dnia 11 grudnia na temat polskiej polityki zagranicznej otrzymałem ważki komentarz od Pana Jacka (przy okazji również pozdrawiam) na temat ewentualnej alternatywy dla polityki „równej odległości” prowadzonej przez Becka, jako realizacja wskazań Piłsudskiego zakazujących „pchania się do wojny”. Zostało to zrozumiane, jako przeciwwskazanie do włączania się w jakiekolwiek układy zawierające niebezpieczeństwo wojny. Utrzymywanie równowagi pomiędzy Moskwą i Berlinem było wynikiem rozumowania logicznego zakładającego, że w interesie obu naszych sąsiadów leży utrzymywanie czegoś w rodzaju strefy neutralnej uniemożliwiającej, a przynajmniej utrudniającej bezpośrednią agresję. Fakty ujawniły, że obaj sąsiedzi właśnie dążyli do agresji w przeciwstawne kierunki i Polska prędzej czy później padnie ich ofiarą.
Dla Polski zagrożenie powstało już w 1922 roku w postaci paktu w Rapallo, a pogłębione zostało w 1925 roku układem lokarneńskim. Rządy przedmajowe robiły wszystko, co możliwe ażeby podtrzymać a nawet umocnić sojusz z Francją, niestety ze strony francuskiej robiono zaś wszystko ażeby sojusz z Polską osłabić. Piłsudski nie miał zaufania do Francji, czemu dał wyraz w rozmowie z Barthou i odebraniu steru polityki zagranicznej Zaleskiemu na rzecz absolutnie mu oddanego Becka.
Dopóki jednak istniała republika weimarska, a Stalin był zajęty wewnętrzną rozgrywką sytuacja Polski była względnie bezpieczna. Punktem zwrotnym nie było nawet dojście do Władzy Hitlera, ale remilitaryzacja Nadrenii, propozycja Polski dokonania odpowiedniej interwencji spotkała się z odmową Francji, a był to bodajże pierwszy i ostatni moment, kiedy można było niewielkim kosztem oddalić niebezpieczeństwo rewanżowej wojny, w której zainteresowane były dwa kraje: Niemcy i Związek Sowiecki. Propozycja Polski została dokonana trafnie, ale ze zbyt małym naciskiem, a niezbędne było odpowiednie jej udramatyzowanie z ostrzeżeniem, że w przypadku odmowy Polska będzie zmuszona do odpowiedniej reakcji.
Zagrożenie izolacją Polski już w tym czasie wyraźnie się zarysowało i należało szukać odpowiedniego remedium, alternatywą mogło być przystąpienie do paktu antykominternowskiego. Merytorycznym powodem było nieuznawanie przez Komintern „polskiego zaboru” ziem niemieckich, ukraińskich, białoruskich i litewskich, zresztą wbrew traktatom zawartym przez Sowiety z Polską. W związku z tym na terenie Śląska działała komunistyczna partia Niemiec, w Małopolsce komunistyczna partia zachodniej Ukrainy, na Polesiu i Nowogródczyźnie komunistyczna partia zachodniej Białorusi. Ponadto Komintern nie był państwem i traktat przeciw niemu nie podważał żadnego z zawartych przez Polskę układów.
Polska mogła wpłynąć na włączenie do tego paktu innych krajów, szczególnie zagrożonych sowiecką agresją, a tym samym stworzyć odpowiednią siłę zdolną do równoważenia niemieckiej przewagi w tym układzie. Niezależnie od perspektyw rozwoju sytuacji podstawowym celem polskiego udziału byłoby niedopuszczenie do spisku niemiecko sowieckiego, który okazał się dla nas śmiertelnym zagrożeniem, a także zachowanie polskiej państwowości. Wiarołomność naszych sojuszników była oczywista i chyba to był decydujący powód, dla którego Sławek, w którym Piłsudski widział obrońcę niezawisłego państwa polskiego, popełnił samobójstwo.
Wariantu rozwiązań prosowieckich nie warto chyba wspominać w świetle doświadczeń historycznych z ta chyba uwagą, że w okresie przedwojennym groziło nam włączenie Polski do Sowietów, jako 17 republiki.
Współczesna sytuacja jest odmienna, ale zawsze jakiekolwiek zbliżenie Niemiec i Rosji stanowi dla nas niebezpieczeństwo. I dlatego korzystając z doświadczeń historycznych powinniśmy dążyć do stworzenia układu zmierzającego do osłabienia bilateralnych stosunków niemiecko rosyjskich na rzecz stosunków całej Unii z dawnymi republikami sowieckimi z Rosją na czele. Niestety rządzący Polską działając „pour le roi de Prusse” nic w tym kierunku nie robią poddając się nieprzychylnemu nam biegowi wypadków.