Rostowski zaprasza recesję do Polski

1. Wczoraj odbyła się w Sejmie debata nad projektem ustawy budżetowej na 2013 rok. Zabierałem w niej głos i postawiłem 3 tezy: minister Rostowski swoją dotychczasową polityką w zakresie finansów publicznych i tym projektem budżetu, zaprasza recesję do polskiej gospodarki, przedstawiony projekt budżetu ma bardzo luźny związek z rzeczywistością i wreszcie w tym projekcie nie ma nawet śladu ekspansji inwestycyjnej, którą zapowiedział premier Tuska w swoim II expose zaledwie kilkanaście dni temu.
Minister Rostowski w swoich wczorajszych wielokrotnych wypowiedziach w czasie debaty, niestety nie przedstawił, żadnych kontrargumentów w tych trzech sprawach, bardzo często mijał się z prawdą, a kiedy brakowało merytorycznych argumentów, pojawiała się u niego teza, że przecież w wielu krajach Unii Europejskiej w 2013 roku, będzie znacznie gorzej niż u nas.
2. Dlaczego minister Rostowski zaprasza recesję do Polski (czyli prawdopodobnie doprowadzi do sytuacji, że w 2013 roku dojdzie w naszym kraju do spadku PKB w II kolejnych kwartałach)?
Otóż wzrost gospodarczy, który wyraża wzrost PKB zależy w blisko 2/3 od popytu wewnętrznego, a w 1/3 od kolejnych dwóch czynników: wzrostu inwestycji i wzrostu wskaźnika eksportu netto.
W tej sytuacji kryzys w strefie euro osłabia wzrost polskiego PKB tylko zaledwie w  kilkunastu procentach, a zdecydowany wpływ na to co się dzieje w polskiej gospodarce mają czynniki zależne tylko od nas: popyt wewnętrzny i poziom inwestycji.
A minister Rostowski od wielu miesięcy dusi popyt wewnętrzny i zmniejsza rozmiary nakładów inwestycyjnych. Podniesienie stawki podatku VAT o 1 pkt procentowy, podniesienie składki rentowej o 2 pkt procentowe, podwyższenie podatku od dochodów osobistych poprzez likwidację wielu ulg, zmrożenie od już 3 lat płac w sferze budżetowej co przy średniorocznej 4% inflacji oznacza ich kilkunastoprocentowy realny spadek, to są wszystko czynniki które znacząco osłabiają popyt wewnętrzny.
Jeżeli dołożymy do tego spadek płac realnych w sferze przedsiębiorstw o ponad 2 pkt. procentowe, który nastąpił w tym roku po raz pierwszy od wielu lat, co nieuchronny jest w tej sytuacji spadek popytu krajowego.
W roku 2013 kończą się także środki europejskie z budżetu na lata 2007-2013 i w to miejsce mimo szumnych zapowiedzi premiera w II expose, nie wchodzą ani dodatkowe środki na inwestycje publiczne, a także ciągle nie są uruchamiane na większą skalę inwestycje prywatne. A więc także inwestycje nie będą motorem napędowym wzrostu gospodarczego w przyszłym roku.
3. W tej sytuacji zaplanowanie wzrostu gospodarczego w 2013 roku na poziomie 2,2% PKB, jest podejściem wyjątkowo optymistycznym, a przecież o taki poziom wzrostu, są oparte prognozy dotyczące dochodów podatkowych.
Eksperci, którzy na zlecenie Kancelarii Sejmu przygotowywali opinie o tym projekcie budżetu, piszą w opiniach,że nawet gdyby ten wzrost został zrealizowany, to wpływy podatkowe są zawyżone o przynajmniej 10 mld zł (o 2 mld zł z VAT, o ponad 6 mld zł z CIT i blisko 2 mld zł z PIT).
Jak więc można odpowiedzialnie debatować o wydatkach budżetowych, kiedy już teraz wiadomo, że nawet przy optymizmie dotyczącym wzrostu PKB, zabraknie do ich sfinansowania blisko 10 mld zł.
4. Wreszcie w budżecie na 2013 rok nie ma nawet śladu ekspansji inwestycyjnej zapowiedzianej przez premiera Tuska w II expose.
Ba zaplanowanie 5 mld zł przychodów z prywatyzacji, które posłużą do zmniejszenia deficytu budżetowego, a także aż 6 mld zł z dywidendy od spółek Skarbu Państwa, oznacza tak naprawdę dalszą wyprzedaż majątku narodowego i dalszy drenaż tych spółek.
A przecież aktywa spółek Skarbu Państwa miały być podstawą swoistego wehikułu inwestycyjnego zarówno w Banku Gospodarstwa Krajowego jak i nowej spółce „Inwestycje polskie”.
Skoro wyraźnie zmniejszamy rozmiary tych aktywów poprzez wyprzedaż majątku, a także osłabiamy potencjał spółek Skarbu Państwa, poprzez wręcz grabież ich zysków w postaci dywidendy, to uczynienie z tego majątku podstawy do przyszłych inwestycji jest zwykłą mrzonką.