BITWA WIEDEŃSKA – klęska nie do końca...

Zaprawdę – ciężko jest wybrać się na film tak mocno „zjechany” już na starcie przez większość profesjonalnych i domorosłych krytyków. Ponieważ dla zasady chodzę na wszystkie filmy historyczne z polskimi wątkami w tle –  postanowiłem być i tym razem konsekwentny. Pierwsze zaskoczenie - po raz pierwszy nie musiałem po ciemku szukać numeru rzędu i miejsca... Siedmiu widzów w ogromnej sali Multikina mieściło się naprawdę super-komfortowo... W kameralnych warunkach obejrzeliśmy standardowy, półgodzinny blok reklamowy. A potem oddałem się uczcie duchowej – degustacji filmowego przesłania...        
I zaskoczę was – oglądając film „Bitwa Wiedeńska” – znalazłem w nim kilka złotych myśli, którymi chciałbym się z wami podzielić...

Wbrew pozorom film mnie nie rozczarował, ponieważ przygotowany byłem na najgorsze.

Pierwsze spostrzeżenia: to nie jest opowieść o Sobieskim i jego husarii. Taki film nakręcimy sobie kiedyś w kraju, jak uzbieramy kilkadziesiąt milionów euro i wynajmiemy Mela Gibsona (za „Braveheart” Szkoci pewnie wystawią mu wkrótce pomnik).

Włoski producent, scenarzysta i reżyser narzucili „watykańską” linię narracji, namaszczając na głównego bohatera charyzmatycznego  zakonnika z Italii.

Ogólnie uwagi:
Piotr Adamczyk w roli króla Leopolda – bardzo OK.
Bachleda-Córuś jako jego siostra – ładna. I wystarczy. Taka miała być.
Pozostali polscy aktorzy zaistnieli w „superprodukcji” śladowo.
Olbrychski odezwał się tylko raz, podając artylerzystom komendę „Ognia!” – i to po niemiecku...
Borys Szyc oszczędził nam nawet tego.
A reżyser Skolimowski w roli polskiego króla skrył pod szyszakiem swój główny atut – przepiękne, długie i siwe włosy – przez co był trudny do rozpoznania...

Zgodnie z powszechnymi opiniami potwierdzam mizerię i sztuczność efektów specjalnych; sceny batalistyczne obowiązkowo zamglone, blue-  czy green-boxowe dekoracje sztuczne do bólu, pirotechnika przewidywalna, narracja flegmatyczna, rozciągnięta w czasie, kaskaderka może być... Próby animacji –  prawie jak w pamiętnym obrazie 300 (Spartan).
Niestety – prawie w tym przypadku rzeczywiście robi różnicę...

W kategorii serialu telewizyjnego oceniłbym „Bitwę Wiedeńską” jako całkiem przyzwoity film. W kategorii  filmów kinowych - typowy film klasy B lub C... Żadnych rewelacji, ale też bez wielkiej „wtopy”.  O Oskarze może nie spekulujmy...

Jeden przekaz warto byłoby z tego filmu zapamiętać, ze względu na przesłanie istotne i dla naszych czasów.
Pod Wiedniem starły się ze sobą dwie idee, dwa światy wartości, dwie religie. Muzułmanie gotowi byli umrzeć za swoją wiarę; rozleniwiony i zniewieściały dwór habsburski nie był skłonny do najwyższych poświęceń. Nie do końca wierzono tam w zwycięstwo...
Dopiero gdy pod chorągwiami  z wizerunkiem częstochowskiej Czarnej Madonny  pojawiła się pod murami Wiednia husaria ze zdeterminowanym na wygraną (ale i rozsądnym w działaniu) królem Janem III Sobieskim na czele – turecki wezyr trafił na przeciwnika godnego siebie.  Przegrywając bitwę wiedeńską i oddając pole uciekający Kara Mustafa zapowiedział powrót i dokończenie dzieła... I jeszcze raz... I jeszcze – aż do skutku...

Europa się zmieniła. Mentalność dworu habsburskiego opanowała też i Polskę. Sfrustrowana piosenkarka śpiewa otwarcie „Nie przelałabym za ciebie kropli krwi... Sorry, Polsko...”... I zbiera za to ogromny aplauz...

A druga strona nie odpuszcza. Pod Wiedniem tureccy posłańcy grozili zamianą kościołów na meczety. Teraz muzułmanie wchodzą do Europy tylnymi drzwiami, wykupują opustoszałe chrześcijańskie świątynie. Nie stapiają się przy tym w jednorodne społeczeństwo multi-kulti, wręcz przeciwnie - radykalizują religijne zachowania i żądania... I – co najgroźniejsze dla nas – dalej gotowi są umrzeć za swą wiarę! I dają tego liczne dowody; ot,  choćby ginąc w zamachach terrorystycznych, czy wyzwalając i przejmując pod religijnymi hasłami kolejne kraje arabskie...

Jak to się stało? Ano – niszcząc świat starych wartości dążący do „prawdziwych wolności” hedonistyczni „reformatorzy” europejskich społeczeństw (lewacy, geje, lesbijki, feministki, itp. burzyciele starego ładu) kręcą sznur na własną szyję.
Bo jedno jest pewne: gdy już nikt nie będzie w stanie postawić tamy zalewowi islamu, nowi „zarządcy” tych ziem nie będą mieli dla nich aż takiej wyrozumiałości i tolerancji...

Lech Makowiecki

P.S. I coś w temacie; z dzisiejszego Naszego Dziennika:

                  WOLNOŚCI

Do Wolności dziś wszyscy zanoszą peany.
Tych wolności jest mnóstwo w kraju ukochanym

Pierwsza wolność – od Państwa – z anarchią się szerzy:
Nic Ojczyźnie od siebie! Nam zaś –  „się należy”...

Druga wolność – od prawdy... Któżby jej żałował?
Prawdę naginać trzeba... Od tego są słowa...

Wolność od moralności zabawę ułatwia...
Miłość to jest ciemnogród... Po co życie gmatwać?...

Wolności od myślenia edukacja służy
Nie przemęczajmy uczniów. Głupsi żyją dłużej!

Wolność od obowiązków, rodziny, bachorów...
Singel, gej, feministka – to są nasze wzory!

Dziś totalnej wolności chce facet z kobietą!
Na co komu Dekalog? Jest „róbta, co chceta”...

Specjalne komisje z unijnym budżetem
Niszczą wciąż zniewolenia. Prawem - jak kastetem!
Instalują podsłuchy, służby nasyłają,
Śledzą, tępią, piętnują. Bardzo się starają,
Byś wolności wszelakich miał tu jak najwięcej
Patrzę... Oczom nie wierzę... Opadają ręce...

Myślę, że mą konkluzją wielu nie zadziwię:
Im więcej tych wolności, tym mniej tej prawdziwej...

Z cyklu – znalezione w sieci:
z przygotowanej płyty „Obudź się Polsko” – coś o Wolności właśnie:
http://www.youtube.com/watch?v...

YouTube: