Channel 4. Plane crash.

Imperialistyczni naukowcy po raz kolejny postanowili zaszkodzić naukowcom naszym, i w tym celu wyprodukowali dokument zatytułowany „Plane Crash”, który sobie wczoraj przyswoiłem, pamiętając, żeby przytomnie ziać nienawiścią w stronę tej propagandowej chały. Po pierwsze zupełnie nie rozumiem, dlaczego na początku dokumentu pokazano fragmenty tak zwanego „filmu Koli” z tymi kilkoma tysiącami małych fragmentów różnych przedmiotów. Że niby nie potrafimy zrobić porządnej katastrofy? Dalej było jeszcze gorzej, bo parę razy pokazali zbliżenia jakiegoś samolotu z napisem Republic of Poland, nie przypiął ni wypiął, bo film miał być nie anty-polski, ale o bezpieczeństwie lotów.

Potem już była czysta propaganda. Już sam wybór statku powietrznego do crash testu nie był przypadkowy. Boeing 727 jest coś za bardzo konstrukcyjnie podobny do Tu-154, więc uciskanemu ludowi pracującemu Zachodu oglądającemu rzeczony film na przymusowych spędach mogło się skojarzyć. Do mnie też zadzwonił lud pracujący z pytaniem, czy oglądam, ale ja czujnie wydeklamowałem, że: „All characters appearing in this work are fictitious.Any resemblance to real persons, living or dead, is purely coincidental”, po czym odłożyłem słuchawkę.

I oglądałem nadal czyniąc notatki w notesie. Nie wiem po co zainstalowano w tym Boeingu tyle kamer, czujników i fantomów! Chyba, żeby czas czymś wypełnić. No a już zupełna granda, że wydano milion funtów, a tu matka od ust odejmuje, a dziecku nie da, bo nie ma co odjąć! A potem piloci uciekli z kokpitu, a pustym samolotem zarządzano zdalnie. To już raz tak było w najnowsze serii z Sherlockiem Holemesem, gdzie pokazali zdalnie sterowany samolot ze zwłokami na pokładzie, który miał się rozbić udając katastrofę. To też była ewidentna aluzja i agresja propagandowa na naszą socjalistyczną Ojczyznę, ale bardzie zakamuflowana, bo nie robiła za dokument, tak jak to fantasy.

A potem wyrżnęli tym Boeingiem w pustynie w Meksyku z taką prędkością, żeby paliwo nie wybuchło, czyli znowu, ewidentnie, małpowanie i sugerowanie, że to jak w Smoleńsku. Drzew nie było, ale tylko po to, żeby niby nie amortyzowały uderzenia, a przecież wiadomo, że drzewa nie amortyzują, tylko rozrywają tnąco. No i wyrżnął ten biedny Boeing i przełamał się trzy części. Kokpit mu podgięło pod podwozie, ale się uchował, zresztą sami zobaczcie: http://youtu.be/aFfAryvf3Tc

Nie wiem, to chyba w komputerze wszystko było zrobione!

A potem to już się wylał strumień kłamstw. Przeciążenia pomierzyli i im wyszło, że od 12G w przedniej części do 6G w ogonowej! No bzdura na bzdurze, bo przecież sam MAK i komisja Millera ustaliły, że 100 i ani jednego G mniej. Dwie trzecie pasażerów przeżyło odnosząc drobne obrażenia, zależy, czy byli przypięci pasami, czy nie; jak byli to mogli sobie piszczele połamać, ale niekoniecznie; część to w ogóle wyszła bez szwanku, a wśród pozostałej jednej przecież też były szanse na przeżycie, ino mniejsze. No jest ewidentny falsyfikat, bo wiemy, że w takich przypadkach wsie pogibli i nie ma czego zbierać. No a już klasyczna bezczelność to, że się wszystkie fotele zachowały zamiast zdematerializować, a już bujda na resorach, że walizki z luków nie powypadały.

Na miejscu komisji Millera i jego członków zgłosiłbym się do tego bezczelnego producenta i zażądał danych wejściowych. No i wyjściowych. Niech pokażą, cwaniaczki, te dane. Przecież by się wydało, że to wydarzenie z gatunku fizycznie niemożliwych. Wystarczyłoby porównać z wynikami osiągniętymi przez naszych specjalistów światowej sławy i iluzja by pękła jak bańka z mydła. Ja uważam, że w ogóle powinniśmy jako państwo zaprotestować przeciwko takim praktykom, kiedy to wrogi kraj wydaje fortuny na szkalowanie naszej pozycji w świecie i obniżanie prestiżu.

I jeszcze śmią twierdzić, że ich symulacja była typowa! Terefere, bujać to my!

YouTube: